OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Niemiecki ruch oporu w Polsce

Tak jak przed wiekiem na Mazurach, niemiecka systematyczność podbija dzisiaj teren całej Polski. Podczas gdy niemiecki koncern medialny Axel Springer organizuje Kongres Regionów i atakuje poprzez swoje tytuły władzę centralną w Warszawie, inny niemiecki koncern Verlagsgruppe Passau trzyma w rękach dosłownie całą prasę regionalną w Polsce.

Chociaż nikt nie jest prorokiem w swoim kraju, czasami ci, którzy są poza granicami Polski mają trzeźwiejsze spojrzenie na sytuację geopolityczną niż karmieni „przeciętną prawdą” ich pobratymcy w kraju. Wydawca i publicysta Waldemar Dąbrowski, emigrant roku 1981 do Kanady, po ostatnim przyjeździe na Warmię napisał w czerwcowym wydaniu warmińsko-mazurskiego miesięcznika „Debata”: „pojawia się niepokój, że owe ziemie kiedyś odzyskane mogą ponownie przejść w obce ręce”. Obawy uzasadnione tym bardziej, że wspierana aktywnie przez Berlin mniejszość niemiecka w Polsce podnosi głowę. Związek Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce opublikował przed majowymi wyborami do PE rezolucję, w której można min. przeczytać: „Unia Europejska stała się dla nas wszystkich znakiem i gwarantem pokoju, ale dla Niemców mieszkających na Śląsku, Pomorzu, Warmii, Mazurach ma dodatkowy wymiar otwarcia na Niemcy, które są naszą kulturową i językową ojczyzną”. Można mieć tylko jedną ojczyznę. Historia kołem się toczy i nabiera tempa. Kto wie czy nie doczekamy się nowej epoki plebiscytów, w których ludność w regionach miałby się opowiedzieć za Polską lub za Niemcami, tak jak w plebiscytach z lat 20. zeszłego wieku. Od tamtych plebiscytów nie minęło nawet 100 lat i nie były one udane dla Polski. Na Warmii i Mazurach wygrali Niemcy, na Górnym Śląsku Niemcy wygrali 2/3 obszaru regionu. Niemcy mieli strategiczną przewagę, ponieważ kontrolowali administrację cywilną i policję. To pozwala nam lepiej zrozumieć, dlaczego po przegranej w majowych wyborach do PE totalna opozycja wspierana przez niemieckich polityków i niemieckie media próbuje okopać się w samorządach na Ziemiach Odzyskanych, od Wrocławia po Gdańsk, tak by zachodnią część Polski można było uniezależnić od PiS. Pomaga im w tym linia polityczna Unii Europejskiej i jej koncepty „Europy regionów” i „demokracji lokalnej”. Biurokraci w Brukseli nienawidzą Europy narodów, ale za to są za Europą regionów. Prawdopodobnie dlatego, że istniejące już euroregiony odzwierciedlają panowanie silniejszych ekonomicznie nad słabszymi. Łatwo sobie wyobrazić, jak może wyglądać ewentualny euroregion ze stolicą i lotniskiem w Berlinie, do którego już przekonywał nas prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski (po co Centralny Port Lotniczy skoro jest nowe lotnisko w Berlinie?).

Odlot samorządowców


Od początku maja widać wzmożoną działalność polityczną w miastach totalnej opozycji położonych na zachód od Warszawy (Wrocław, Poznań, Gdańsk i Łódź). Błędny wzór idzie do nas z jądra lewackiej Europy, gdzie metropolie takie jak Paryż, Londyn czy Berlin upadają powoli infrastrukturalnie i pod względem bezpieczeństwa, podczas kiedy włodarze tych miast oddają się kunsztowi politycznego bicia piany na poziomie narodowym, ba! czasami nawet międzynarodowym. Skoro burmistrz Londynu pakistańskiego pochodzenia Sadiq Khan wdaje się w szermierki słowne z prezydentem Trumpem zamiast pilnować, by ulice miasta były czyste, to dlaczego prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz nie może pokrzykiwać na ulicy na premiera Morawieckiego, zamiast zająć się kanalizacją regularnie podtapianego miasta? Jesteśmy świadkami wspomaganego odlotu samorządowców w wielką politykę – a mieszkańcy ich miast niech sobie radzą sami.

Wrocław szykuje się do walki


Najaktywniejszymi centrami ruchu oporu (Widerstand) wobec centralnej władzy w Warszawie są miasta Wrocław i Gdańsk. Bez niespodzianek, to właśnie we Wrocławiu i Gdańsku znajdują się duże konsulaty Niemiec odziedziczone po NRD (prawdopodobnie wraz z agenturą). Do tego Wrocław ma regionalne biuro Komisji Europejskiej, tak jakby to w Warszawie kierowane przez wykształconego na Uniwersytecie Karola Marksa w Lipsku Marka Prawdę nie wystarczało. To we Wrocławiu Grzegorz Schetyna podejmował w czasach rządów PO ministrów spraw zagranicznych Francji i Niemiec w ramach Trajkotu Weimarskiego (w chlubie niemieckiej architektury Hali Stulecia). Platforma jest członkiem europejskiego ugrupowania EPP trzymanego żelazną ręką przez Niemców, a Schetyna już jako lider opozycji jeździł jesienią zeszłego roku na audiencję do Merkel w Berlinie. Wrocław szykuje się do walki. Były prezydent miasta, Rafał Dutkiewicz, aktualnie stypendysta fundacji Roberta Boscha w Berlinie, wygłosił już manifest bojowy 4 czerwca: „Samorządowcy muszą zająć się wielką polityką, bo to ona zapukała do naszych drzwi”. Berliński stypendysta Dutkiewicz nie sprecyzował jednak, kto dokładnie zapukał do jego drzwi i co zaoferował, ale nie przypadkiem chyba 9 maja niemiecki land – Brandenburgia – nadał uroczyście Dutkiewiczowi Certyfikat Europejski („Europaurkunde”). Jeżeli ktoś ponownie zapuka do drzwi Rafała Dutkiewicza w Berlinie, może on wezwać – jako certyfikowany demokrata na tymczasowym uchodźstwie – niemieckie władze do interwencji w Polsce, w imię obrony demokracji. Czy wtedy Niemcy nie postawią Polsce bezpośredniego ultimatum i nie zażądają korytarza demokracji do Gdańska ? Naprawdę nie należy minimalizować powstańczego ferworu berlińskiego stypendysty Dutkiewicza, biorąc pod uwagę, że 4 czerwca zadeklarował on także wojnę władzy centralnej: „Samorządowcy powinni powiedzieć PiS »Jeżeli chcecie przyjść po nas, to my przyjdziemy po was«”. Ta deklaracja wojenna została szybko powielona przez „Newsweek Polska”, własność koncernu Axel Springer z siedzibą w Berlinie. Wiemy już, że takie deklaracje to muzyka dla uszu Berlina. Dwa lata temu niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen powiedziała otwarcie na wizji rządowej telewizji ZDF: „Powinniśmy wspierać ruch oporu w Polsce”, co skończyło się wezwaniem niemieckiego attaché wojskowego w Warszawie na dywanik w MON.

Niemiecka koncepcja polskiej przyszłości


Niemiecki koncern medialny Axel Springer, założony po wojnie przez masona, który zadekował się podczas II wojny światowej w paramilitarnej nazistowskiej organizacji, a po wojnie działał ze współbraćmi z lóż na rzecz ponownego połączenia Niemiec. Dzisiaj Niemcy są połączone, a koncern Axel Springer kontroluje poprzez Ringier Axel Springer prasę w Polsce (tygodnik „Newsweek”, magazyn „Forbes” i największy dziennik – „Fakt”) i Internet (Onet.pl). Prezesem Springera na Polskę jest Mark Dekan, który już wcześniej zasłynął z wysyłania politycznych instrukcji swoim dziennikarzom w kraju. Mark Dekan pracuje u Springera od 2008 r. Publiczne informacje na temat jego kariery zawodowej pozostawiają siedmioletnią lukę pomiędzy rokiem 2001 (ukończenie uniwersytetu w Wiedniu) i rokiem 2008 (rozpoczęciem pracy u Springera). Axel Springer upodobał sobie Wrocław i organizuje tam od lat Kongres Regionów. Ostatni miał miejsce 11–12 czerwca i został opisany jako: „najważniejszy w tym roku szczyt liderów polskiego samorządu, biznesu i organizacji pozarządowych, poświęcony nowoczesnym rozwiązaniom dla największych wyzwań miast i regionów”. Na kongresie pojawili się prezydenci Wrocławia, Warszawy, Łodzi, Poznania, Gdańska, Lublina, Białegostoku, Gdyni, Sopotu i Rzeszowa. Oficjalny program kongresu zajmował się strategią budowania regionów z wizją roku 2030, który, tak się składa, jest rokiem przeróżnych wizji regionalnego łączenia terenów po obu stronach Odry, wizji obejmujących co najmniej cztery polskie województwa (Zachodniopomorskie, Lubuskie, Wielkopolskie i Dolnośląskie). Jedna z takich wizji jest opracowywana na bazie inicjatywy Partnerstwo-Odra z 2006 r. W innej niemieckiej koncepcji o nazwie Kammerunion Elbe/Oder polskich województw jest więcej (Dolnośląskie, Lubuskie, Śląskie, Opolskie, Wielkopolskie i Zachodniopomorskie), a oprócz nich pojawia się także część Czech. Inna jeszcze wizja to Wspólna Koncepcja Przyszłości 2030 dla polsko–niemieckiego obszaru powiązań, opisywana jako: „wizja planistyczno-przestrzenna, określająca, jak powinien wyglądać obszar po obu stronach Odry i Nysy Łużyckiej w 2030 roku”. Prace nad tym dziełem rozpoczęto w końcówce rządów PO, w 2014 r. w ramach organu o nazwie „Polsko–Niemiecki Komitet ds. Gospodarki Przestrzennej”.

Operacja sterowana odgórnie


Biorąc pod uwagę powyżej wymienione niemieckie wizje integracji zachodniej części Polski można lepiej zrozumieć, dlaczego niemiecki koncern Axel Springer organizuje od 10 lat Kongres Regionów pomimo tego, że sam nie ma prasy regionalnej w Polsce. Wygląda to na operację sterowaną odgórnie. Oficjalna legenda głosi, że Kongres Regionów był inicjatywą prezydenta Świdnicy (miasto pomiędzy Wrocławiem i Wałbrzychem) Wojciecha Murdzka, którego pomysł został „podchwycony” przez Axela Springera. Jak dokładnie wyglądało „podchwycenie” przez Axela Springera pomysłu prezydenta Murdzka, nie wiadomo. Przez pierwsze 5 lat kongres odbywał się w Świdnicy, ale w 2014 r. Murdzek stracił fotel prezydenta. Jego następczyni Beata Moskal-Słaniewska była już mniej entuzjastyczna: krytykowała jakość paneli dyskusyjnych i to, że na bankietach alkohol lał się podobno strumieniami. Axel Springer przeniósł więc kongres do Wrocławia prezydenta Dutkiewicza, a były prezydent Świdnicy Murdzek wylądował jako poseł w Sejmie RP z ramienia PiS, jako bezpartyjny przedstawiciel Polski Razem Jarosława Gowina.

Przygotowania do buntu


Tegoroczny Kongres Reginów Axela Springera we Wrocławiu zajmował się pięcioma grupami tematycznymi: „Przestrzeń”, „Mobilność”, „Środowisko”, „Finanse” i „Strategie 2030”, ale mając w pamięci wydarzenia ostatnich miesięcy można sobie wyobrazić, że jednym z głównych tematów dyskusji była strategia na wyborczy październik 2019 r. Tytuły Springera w Polsce jadą na słodzeniu totalnej opozycji i na ostrej krytyce rządu PiS. Jarosław Kaczyński jest jedną z głównych obsesji koncernu: „Newsweek” Tomasza Lisa poświęca mu z reguły kilka swoich okładek rocznie. Ewentualne odzyskanie niemieckich wpływów na obszarach zachodniej i północnej Polski, utraconych w 1945 r. i obalenie rządu Jarosława Kaczyńskiego to dwa zadania, które w przypadku Axela Springera elegancko splatają się w jedną strategię. Oczywiście buntu czy puczu bez pieniędzy przeprowadzić nie można. Dlatego też samorządy totalnej opozycji kombinują od pewnego czasu, jak przejąć część wpływów finansowych polskiego budżetu. Już wcześniej biurokraci w Brukseli wygrażali rządowi PiS, że w przyszłości część funduszy europejskich będzie kierowana bezpośrednio do politycznie poprawnych samorządów, omijając krnąbrne władze centralne w Warszawie. Ważne są też inne przypływy gotówki. Na kongresie Springera omawiano różne sposoby finansowania, takie jak partnerstwo publiczno-prywatne lub współpraca w ramach formuły ESCO (Energy Service Company). W Gdańsku i Sopocie sieć ciepłownicza już jest od lat w rękach niemieckiej firmy Stadtwerke Leipzig, która ma 82 proc. udziałów, zarabia ogromne pieniądze i nie ma zamiaru odsprzedawać jej polskim firmom, pomimo składanych ofert.

Drugie centrum oporu


Gdańsk jest drugim obok Wrocławia centrum ruchu oporu. Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz usiłowała zawłaszczyć obchody 4 czerwca ma rzecz swojej grupy politycznej, przy współudziale rezydującego w Berlinie dyrektora Europejskiego Centrum Solidarności Basila Kerskiego, który jest nie tylko posiadaczem niemieckiego paszportu, ale także członkiem jednej z fundacji potężnego niemieckiego koncernu finansowego Allianz. W Gdańsku podpisano słynną deklaracje „21 tez samorządowych”, którą Janusz Saryusz-Wolski skomentował jako możliwą drogę do „wypowiedzenia posłuszeństwa państwu". Filar ruchu oporu w Gdańsku, krasomówca i tytan myśli państwowej Lech Wałęsa, który już wcześniej agitował za połączeniem Polski i Niemiec, wygłosił podczas wiecu 4 czerwca mowę o „wielkim zadaniu” przejścia „z państewek, krajów, na większe zorganizowanie”. Wiadomo oczywiście, kto tym „większym zorganizowaniem” będzie zarządzał. Kilka dni wcześniej partia CDU Angeli Merkel zaprosiła Wałęsę na swój partyjny wiec do Monachium, gdzie Wałęsa stał na podium obok Merkel, w roli ważnego trofeum. O wpływy w Gdańsku dba też Ringier Axel Springer i jego biznesowi partnerzy. W sierpniu 2012 r. Donald Tusk został nagrodzony nagrodą fundacji Hansa Ringiera w wysokości 50 tys. franków szwajcarskich. Tusk miał przekazać ta sumę na „cele charytatywne”. Na okazję wręczenia nagrody dla Tuska, w obecności jego małżonki, do Szwajcarii zjechały się takie postacie jak socjalista Martin Schulz, znany ze swoich prorosyjskich poglądów były grecki premier Jorgos Papandreou i pracujący dla Nordstream Gerhard Fritz Kurt Schröder. Warto dodać, że równolegle z pracą na rzecz Rosjan w Nordstream (rok 2006) Schröder zaczął pracować jako doradca dla Hansa Ringiera. Ringier lubi socjalistów. Od 1994 r. zaczął dawać kontrakty doradcze byłemu lewicowemu niemieckiemu dziennikarzowi Peterowi Prior, który został zauważony także w Polsce, gdzie zarządzał przez pewien czas linia edytorską w dzienniku „Fakt”. Peter Prior to dziwna postać. W młodości pracował w lewackich i lewicowych gazetach w Hamburgu, co nie skończyło się sukcesami (rozłożył swoje własne pismo). Prior zajął się sportem, piłką ręczną kobiet, ale także doradzaniem w Europie wschodniej dla Ringiera, a potem dla Ringiera Axela Springera. Widać koncern lubi zatrudniać ludzi tajemniczych a prezes Ringier Axel Springer Polska z siedmioletnią dziura w życiorysie, Mark Dekan, pasuje idealnie do Petera Priora.

Zasłużeni dla Niemiec


Niemiecka systematyczność imponuje. Niemcy dbają o swoich polskich polityków, samorządowców i „opozycjonistów” różnej maści, obwieszając ich złotem i honorami (przed Rafałem Dutkiewiczem, szczęśliwym stypendystą, w Berlinie był wcześniej zwolniony przez rząd PiS dyrektor Muzeum II wojny światowej w Gdańsku, Paweł Machcewicz). Nie zapominają jednak o pracy u podstaw. Legat Merkel w Ambasadzie Niemiec w Warszawie, Knut Abraham, który został przeniesiony z Kanzleramtu do Warszawy rok temu, był widziany ostatnio na ceremonii przyznania prywatnej niemieckojęzycznej szkole podstawowej Stowarzyszenia Pro Liberis Silesiae w Raszowej (województwo opolskie) członkostwa w programie DSD (Niemiecki Dyplom Językowy). Podczas kiedy Polska w czasach ministra Radosława Sikorskiego sprzedała historyczną siedzibę polskiego konsulatu w Kolonii (gdzie znajduje się duża Polonia), Niemcy postępują dokładnie na odwrót, promując w każdy sposób podtrzymywanie i rozwój germanizacji na terenach, na których znajduje się mniejszość niemiecka. Także poprzez wspieranie luteranów. Już w 1913 r. działaczka oświatowa Stefania Sempołowska opisywała germanizację Mazur („Mazury Pruskie”). Podstawowymi narzędziami germanizacji były szkoły i kościoły (zbory ewangelickie). Język niemiecki był wprowadzany do szkół, a zbory ewangelicko-niemieckie wyparły z czasem zbory ewangelicko-polskie. Lekcje z doświadczeń tamtych czasów nie zostały wyciągnięte.

1142 kilometry niemieckiej strefy wydawniczej


Tak jak przed wiekiem na Mazurach, niemiecka systematyczność podbija dzisiaj teren całej Polski. Podczas kiedy niemiecki koncern medialny Axel Springer organizuje Kongres Regionów i atakuje poprzez swoje tytuły władzę centralną w Warszawie, inny niemiecki koncern Verlagsgruppe Passau trzyma w rękach dosłownie całą prasę regionalną w Polsce. Tylko na Warmii i Mazurach lokalny dziennik „Gazeta Olsztyńska” znajduje się w rękach byłego dyrektora Verlagsgruppe Passau, Franza Xavera Hirtreitera, prawdopodobnie w celu ominięcia polskich przepisów antykonkurencyjnych. W wywiadach prasowych Hirtreiter twierdzi: „W tej gazecie jest moje serce. Mogłem w niej urzeczywistnić moje pomysły z gazet w ojczyźnie”. Problem w tym, że pan Hirtreiter od 20 lat nie zajmuje się prasą, tylko salonami samochodowymi w Bawarii. Wygląda na to, że pan Hirtreiter jest po prostu słupem swojego byłego pracodawcy. Jedyny punkt styczny pomiędzy samochodami pana Hirtreitera i gazetami regionalnymi w Polsce to mapa wisząca w siedzibie koncernu Verlagsgruppe Passau w Bawarii z dumnym napisem: „Możecie przejechać 1142 km z Passau do Gdańska pozostając cały czas w strefie wydawniczej Verlagsgruppe Passau”. Transregionalna pasja grupy medialnej z Passau jest potwierdzona przez fakt zasiadania przez jej właściciela, dra Axela Diekmanna w zarządzie organizacji Drei-Länder-Gesellschaft, której celem jest transgraniczna integracja trzech sąsiadujących z sobą regionów: Bawarii, Austrii i Czech (południowa Bohemia, skąd wygoniono po wojnie Niemców sudeckich). Powracamy po raz kolejny do kwestii integracji i konsolidacji terenów niegdyś zamieszkiwanych przez Niemców. W tym kontekście logiczną wydaje się być reklama na 3/4 strony zamieszczona 15 czerwca w gazecie pana Hirtreitera, „Gazecie Olsztyńskiej”, zatytułowana: „Warmia-Mazury regionem zjednoczonej Europy”. Bo skoro Warmia-Mazury jest regionem Zjednoczonej Europy, to czy jest częścią Polski, czy też częścią Niemiec jest już tylko detalem (historii) do ewentualnej dyskusji. Nicht wahr? Reklama jest finansowana przez Unię Europejską i samorząd Warmii i Mazur, kierowany przez polityka PSL, Marka Brzezina.


© Stanislas Balcerac
27 lipca 2019
źródło publikacji: „Niemiecki ruch oporu w Polsce. Tak jak przed wiekiem na Mazurach, niemiecka systematyczność podbija…”
www.WarszawskaGazeta.pl







Ilustracja © Bollinari Publishing House (okładka książki ☞ Jana Pińskiego „Niemiecka okupacja medialna w Polsce”)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2