Po pierwsze – organizator. Stowarzyszenie „Iustitia”, występujące już zupełnie jawnie w roli inspiratora i koordynatora ulicznych manifestacji, samym swym istnieniem pokazuje, jak głęboko w poszanowaniu mają Konstytucję jej rzekomi obrońcy. Jakich by interpretacyjnych wygibasów nie dokonywać, Konstytucja stanowi jasno: „sędzia nie może należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów”. Jeśli formułowanie branżowych postulatów dotyczących organizacji pracy i hierarchii zależności służbowych oraz organizowanie z tymi postulatami ulicznych manifestacji z udziałem polityków i celebrytów nie jest stricte działalnością właściwą związkom zawodowym, a opiniowanie ustaw, formułowanie dezyderatów wobec władzy i wymuszanie ich przez organizowanie nacisku społecznego – partii politycznych, i jeśli wszystko to da się pogodzić z zasadą niezaangażowania politycznego sędziów, to Księżyc jest zbudowany z żółtego sera, a samoloty odrzutowe napędzane gumową taśmą.
Hucpiarze oczywiście zdają sobie sprawę, że słabo to wszystko wygląda, dlatego wraz z antypisowskimi mediami robią co mogą, by przedstawić swą akcję jako protest „obywatelski”, dotyczący nie konkretnych, politycznych postulatów, tylko praw człowieka i imponderabiliów (trudno oprzeć się chęci zacytowania klasycznych już słów poseł Hartwich: „to nie jest protest polityczny”). Temu służyć miało m.in. wkręcenie w obronę starego układu w sądownictwie Olgi Tokarczuk, nad naiwnością i dezorientacją której można tylko ubolewać.
Po drugie: bohater. Paweł Juszczyszyn, którego możemy oglądać na fotografiach z poprzednich protestów, gdzie liderował w koszulce KOD, pozwolił sobie na zachowanie całkowicie niedopuszczalne. Rozpatrując apelację od sprawy cywilnej o zapłatę, zamiast badaniem – co do niego należało – prawidłowości wyroku pierwszej instancji, postanowił orzec co do prawa do orzekania sędziego Sądu Rejonowego, poddając jego uprawnienia sędziowskie w wątpliwość, ponieważ wszedł on do stanu sędziowskiego już za rządów PiS, decyzją obecnej KRS. Na tej podstawie zawiesił sprawę, do czasu, aż udostępni mu się listę osób, które poparły były kandydatów zasiadających obecnie w KRS (w tej sprawie, jak wiadomo, istnieje spór między sejmową większością, powołującą się na zakaz ujawniania danych przez GIODO na podstawie RODO, a opozycją, powołującą się na decyzję NSA).
Jakkolwiek oceniać ten spór, sędzia delegowany do Sądu Okręgowego w Olsztynie rozpatrujący sprawę cywilną nie ma żadnych kompetencji oceniać, czy sędzia który wydał wyrok w pierwszej instancji nie jest aby nie-sędzią. Na dodatek wstrzymując tym samym na czas nieokreślony bieg sprawy. Jeśli umiecie sobie Państwo wyobrazić lekarza, który zawiesza leczenie pacjenta do czasu, aż NFZ nie wytłumaczy mu się, dlaczego zrefundowało zupełnie inne leczenie w innym szpitalu inaczej niż on uważa, że powinno – to sytuacja jest dość podobna. Formalnie zachowanie sędziego Juszczyszyna przypomina wcześniejszą rozróbę sędziego Tulei, który wstrzymał był proces groźnych gangsterów, by wysłać do TSUE „zapytanie prejudycjalne” w tym mniej duchu, czy wobec tego, że w Polsce rządzi PiS, on nadal jest sędzią w rozumieniu Unii Europejskiej. Trybunał, przypomnę, udzielił odpowiedzi, z której wynikało, że zadający takie pytanie najwyraźniej nie wie w ogóle, na czym polega instytucja „pytania prejudycjalnego”.
Paweł Juszczyszyn, po oczywistej reakcji na jego prowokacyjne orzeczenie przełożonych kreowany dziś na „represjonowanego”męczennika, okazał się bohaterem sprawy, która w roku 2015 stała się przedmiotem przypominanego obecnie w internecie programu interwencyjnego w jednej z telewizji, nawiasem mówiąc, należącej do grupy TVN. Pod pretekstem drobnego długu, dla spłacenia którego wystarczałoby – jak zresztą domagał się wierzyciel – zlicytować samochód, lokalny komornik zajął warte ok pól miliona PLN gospodarstwo rolne, po czym w pośpiesznym przetargu sprzedał je za ok 200 tysięcy. Jednak wskutek decyzji nadzorującego egzekucję sędziego Juszczyszyna szczęśliwy nabywca zapłacił za uzyskane w ten sposób mienie zaledwie samo wadium, około 30 tysięcy. Skargi i odwołania pokrzywdzonego przez wiele lat odbijały się od sądu p. Juszczyszyna bez skutku, dopiero interwencja senator Lidii Staroń i nagłośnienie jej w mediach przyniosło, symboliczne wobec faktów dokonanych, uznanie nieprawidłowości.
Nie ma oczywiście żadnych dowodów, że, jak w wielu podobnych sytuacjach „rozboju urzędniczego”, mieliśmy tu do czynienia z mafijną bądź korupcyjną zmową szczęśliwego nabywcy przejętego gospodarstwa, komornika i sędziego. Zgodnie z zasadą domniemania niewinności należy przyjąć, że doszło do wyjątkowo niepomyślnego zbiegu okoliczności, a sędzia Juszczyszyn po prostu się pomylił, a potem pomylili się odrzucający zażalenia na jego pomyłkę koledzy. Należy również przyjąć, że Księżyc jest zbudowany z żółtego sera a samoloty napędzane wspomnianą już taśmą. Przede wszystkim zaś należy docenić finezję propagandystów z tefałenów, którzy odwołując się do skojarzenia z popularnym filmem kreują sędziego Juszczyszyna na ofiarę – uwaga! – „układu zamkniętego, stworzonego przez PiS”.
Dwa wnioski z tej sytuacji. Paweł Juszczyszyn nie jest jedynym zaangażowanym w walkę z pisowskimi zmianami sędzią, za którym ciągnie się brzydki zapach. W Warszawie np. zauważyłem wśród aktywnych w walce o „wolne sądy” panią Kussyk i pana Gąciarka. Ta pierwsza, pod nadzorem tego drugiego, przez trzy lata trzymała w areszcie kibica Legii Maćka Dobrowolskiego pod w oczywisty sposób lipnymi zarzutami, „klepiąc” kolejne przynoszone przez prokuratora jeszcze bardziej lipne zarzuty, gdy poprzednie upadały – wszystko dlatego, że ktoś chciał się wykazać gorliwością w walce z „kibolami”, do której wezwał w ramach socjotechniki rządzenia przez judzenie ówczesny premier, Donald Tusk. Gąciarek, choć było to otwarcie sprzeczne z zasadami, rozpatrywał potem skargę pokrzywdzonego de facto jego własnymi decyzjami, i nawet, o ile dobrze pamiętam, za trzy lata bezpodstawnego uwięzienia przyznał mu całe 7,5 tysiąca złotych odszkodowania.
Takich przypadków jest wiele – na tyle dużo, żeby widzieć w kampanii „wolne sondy”, w „justytucji” i innych wojujących organach sędziowskiego establishmentu klasyczną, jak nazywają to socjologowie, „brudną wspólnotę”.
Jest też drugi wniosek, iście, by użyć ulubionego określenia Komendanta, „porażający”. Fakt, że współodpowiedzialny za zniszczenie śp. Zbigniewa Parowicza (tak nazywał się doprowadzony rozbojem urzędniczym do ruiny i śmierci rolnik) został już przez „dobrą zmianę” delegowany do Sądu Wojewódzkiego – właśnie cofnięcie tej delegacji jest rzekomą „represją”, celebrowaną wczorajszą hucpą – pokazuje, jak niewiele warte jest miotanie się neo-sanacji, próbującej przejąć chory system bez jego realnej reformy, jedyną dostępną sobie metodą „na Kaczmarka” (był taki prokurator-symbol poprzednich rządów PiS, kto ciekaw, znajdzie w wyszukiwarce).
Po trzecie wreszcie – cele. Otóż celem, który na obecnym etapie, po „zdradzie” TSUE, który ku wściekłości tutejszej Targowicy ograniczył wsparcie dla opozycji do pustego frazesu, że „nie wyklucza wątpliwości, ale musi to rozstrzygnąć polski Sąd Najwyższy”, postawił sobie prawniczy rokosz, jest niedopuszczenie do orzekania i usunięcie ze stanu sędziowskiego już około 700 sędziów i asesorów mianowanych po objęciu władzy przez PiS. Jest to zadanie raczej niewykonalne, ale w poczuciu bezkarności zdolni są obrońcy starego układu wprowadzić w sądownictwie stan jeszcze większego bałaganu, niż już w nim panuje. Zwłaszcza, jeśli rokoszanie sami wierzą w hasło, które nieśli uczestnicy wczorajszych protestów – nie wiadomo zresztą właściwie, jak licznych, początkowo „Iustitia” zapowiadała je w 150 miastach, w kolejnych relacjach stopniowo zmniejszono tę liczbę o więcej niż połowę. Hasło brzmiało „jest nas więcej”.
No nie wiem.
Ilustracja © Z.N. / za: www.niepoprawni.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz