Co to już nie miało obalić, zmieść i zdmuchnąć PiS? KOD Kijowskiego, czarne marsze, strajk lekarzy-stażystów, strajk nauczycieli, „taśmy Kaczyńskiego”… Ale od samego początku totalna opozycja nadzieję pokładała także w sztukach wizualnych – tym bardziej, że Internet „przegrała” już na starcie. To przecież Internet i media społecznościowe stały się źródłem „wielkiej beki” z Komorowskiego, który ostatecznie „przejechał po pijanemu ciężarną zakonnicę na pasach” i przegrał wybory.
Sztuki wizualne miały być ich bronią i domeną, bo przecież po ich stronie stoją tuzy tego środowiska – od ducha Andrzeja Wajdy po cały zastęp Agnieszek Holland, Krystyn Jand, Olbrychskich, Pszoniaków, Stuhrów, Ostaszewskich i tak dalej… Zaczęło się od usilnie promowanego przez „Gazetę Wyborczą” internetowego serialiku „Ucho Prezesa”, który miał – takie były intencje – „zabić śmiechem” Prawo i Sprawiedliwość, ukazując narodowi rzekomą kartoflano-buraczaną zgrzebność prezesa Kaczyńskiego i jego dworu. „Ucho Prezesa” ostatecznie okazało się kabarecikiem jednego sezonu.
Sięgnięto więc po cięższą artylerię. Stratedzy totalnej opozycji i „mózgi” z redakcji Adama Michnika, nie mogąc pojąć przyczyn sukcesu Prawa i Sprawiedliwości, nie dostrzegając ich źródeł we wszystkich podłościach i kłamstwach ekipy Tuska wykombinowali, że sedno rzeczy leży w poparciu Kościoła. Biskupi popierają PiS, a ciemny katolicki lud głosuje zgodnie z zaleceniem hierarchów i proboszczów. Zatem uderzmy w Kościół – zniszczymy fundament, na którym stoją rządy Prawa i Sprawiedliwości. Jak ludzie przestaną ufać Kościołowi, zobaczą że „księża to pedofile i pijacy”, to przestaną głosować na PiS. Tak na marginesie: taka (przedstawiłem ją w uproszczeniu) diagnoza pokazuje, jak bardzo bolszewickie w swojej mentalności są środowiska „Gazety Wyborczej” i totalnej opozycji.
Zaczęło się od „Kleru” Smarzowskiego – ordynarnego filmowego komiksu, którego reżyser powinien się wstydzić. Wstydzić nie tylko tego, że nakręcił taki film, jaki nakręcił, ale również tego, że zmarnował niezły nawet pomysł w nim zawarty. Wojciech Smarzowski to w końcu reżyser utalentowany i zdolny. Tyle, że tym razem swoją wybitność złożył na ołtarzu środowiskowej ekspiacji – chyba doszedł do wniosku, że powinien szybko się zrehabilitować w stadzie Jand i Stuhrów za „Wołyń”, który stał się i pozostanie filmem arcyważnym dla polskiej pamięci (i polityki) historycznej.
Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego odpalono z kolei film braci Sekielskich, traktujący o pedofilii w Kościele. Sprawa to bolesna, wymagająca prawdy i oczyszczenia – co podkreślają sami polscy biskupi. Dokument Sekielskich zobaczyło w Internecie (ponoć) milion widzów, a wkrótce po jego premierze Prawo i Sprawiedliwość zmiażdżyło totalną opozycję w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nawet jeśli ludzie obejrzeli – nie zdeterminowało to ich wyborów politycznych. Polacy są mądrzy i zdają sobie sprawę, że kwestia pedofilii (najczęściej homoseksualnej) w Kościele to straszne i bolesne przypadki jednostkowe, a nie reguła. Tak na marginesie – propagandzistom, próbującym szerzyć narrację, że ksiądz równa się pedofil proponuję refleksję: jakby zareagowaliby na przykład na takie uogólnienie: każdy Żyd to snajper strzelający w strefie Gazy do arabskich dzieci?
Mimo to michnikowcy nadal wierzą w zasadę Lenina: kino najważniejszą ze sztuk. W ostatnich dniach „Gazeta Wyborcza” włączyła się w promocję nowego filmu Patryka Vegi zatytułowanego „Polityka”. Jego premiera ma się odbyć przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, zaś film ma „pozbawić PiS większości”. W tekście opublikowanym 22 czerwca na łamach „Gazety Wyborczej” czytamy m.in.:
— O wyniku jesiennych wyborów do polskiego parlamentu zdecyduje różnica kilku punktów procentowych. Film „Polityka” Patryka Vegi, który obejrzy kilka milionów osób, może zmienić bardzo wiele. Reżyser obiecuje, że pokaże Nowogrodzką od zaplecza: „Wierzę, że to będzie jak uderzenie kuli bilardowej, która poruszy kolejne”.
Organ Michnika wydrukował także wywiad z Vegą, który mówi m.in.:
— Scenariusz dostał się w ręce polityków PiS. Naciskano, żeby premiera odbyła się po wyborach. Obiecywano, że będę mógł liczyć na hojne wsparcie moich projektów – z PISF i nie tylko. Ale że na mnie takie obietnice nie robią wrażenia, bo nigdy nie brałem publicznych pieniędzy i ich nie potrzebuję, zaczęto mi grozić. Sugerowano, że ktoś może mnie pomówić w sprawie kryminalnej, a wtedy ludzie przestaną chodzić na filmy skompromitowanego reżysera, żaden inwestor nie powierzy mi środków na kolejny projekt.
Ha, ha, ha! Po trzykroć: Ha, ha, ha. Dlaczego po trzykroć? Otóż:
Po pierwsze: współczuję redaktorom „Gazety Wyborczej”, którzy chcąc zaszkodzić PiS-owi muszą sięgać po Vegę. Przecież tego reżysera nie znoszą – on nie jest ich! Zwłaszcza po „Botoksie” – filmie wulgarnym, ale mającym mocne, bezkompromisowe przesłanie pro-life, czyli antyaborcyjne (dzięki niewyszukanej formie i wulgarności filmu dotarło ono do setek tysięcy widzów pozostających dotąd poza zasięgiem oddziaływania narracji pro-life). Teraz film, który ma „wykończyć” PiS i pozbawić go zwycięstwa w wyborach ma nakręcić znienawidzony przez salon Patryk Vega, a nie jakiś nudziarz pokroju Agnieszki Holland! Czyż nie jest to ostateczny dowód na niemoc środowiska Michnika?
Po drugie: myślę, że daliście się wkręcić i zrobić w przysłowiowe „jajco”.
– Scenariusz dostał się w ręce polityków PiS. Naciskano, żeby premiera odbyła się po wyborach – mówi Patryk Vega. I wy mu tak wierzycie na słowo? A ja myślę, że reżyser „Pittbula” to wszystko wymyślił i z rozmysłem wykorzystuje tę bajeczkę i was do promocji swego nowego filmu. Po takiej zapowiedzi w „Wyborczej” jest już pewne, że zwolennicy totalnej opozycji kupią bilety i pójdą do kina na film znienawidzonego Vegi.
Po trzecie wreszcie: film „Polityka” równie dobrze może uderzyć w Schetynę, Tuska i Platformę Obywatelską. To zresztą można wyczytać nawet z cytowanego tekstu opublikowanego w „Gazecie Wyborczej”. Czytamy w nim:
— Zapowiadany na jesień film „Polityka”, sądząc po lekturze scenariusza autorstwa stałego współpracownika Vegi Olafa Osicy, powiela wizję świata z „Pitbulli”. Polityka jest jak medycyna w „Botoksie” – niczym śmierdzące błoto, w którym wszyscy niezależnie od barw w równej mierze są umoczeni. Ktokolwiek tam wchodzi, musi się ubrudzić. Politykom chodzi o pieniądze, karierę, pozycję, nie o pomoc ludziom, idee i tym podobne inteligenckie gadanie. Kradną pieniądze z własnej kampanii wyborczej, wymuszają łapówki, szantażują kolegów, wygłaszają mowy w obronie rodziny, po czym idą do kochanki. (…) W scenariuszu trudno za to znaleźć echa kluczowych sporów ustrojowo-systemowych: o reformę sądów, Trybunał Konstytucyjny, relacje z Europą, prawa mniejszości, media publiczne, reformę edukacji, niszczenie instytucji kultury, kształt stosunków z Kościołem, choć pojawia się trudna do pomylenia postać wpływowego zakonnika – medialnego magnata.
Pytam zatem: a co będzie, jeśli Patryk Vega pokaże, że do końca zrobi was „w jajco” i w „Polityce” będzie mniej o wieżowcu, który w Warszawie chciała najzupełniej legalnie wybudować spółka „Srebrna”, a więcej będzie na przykład o aferze Amber Gold i mafii VAT-owskiej?
Na koniec dwie pointy. Po pierwsze: dziwi wiara „Wyborczej”, że ludzie obejrzą fabularny film Patryka Vegi i nie zagłosują na PiS. To tak jakby twierdzić, że po obejrzeniu „Botoksu”, w którym ekipa pogotowia ratunkowego jeździ na wezwania pijana, naćpana i pomocy udziela w stanie odurzenia, Polacy przestaną wzywać karetki pogotowia ratunkowego. Otóż zdrowy rozsądek każe przewidywać inny scenariusz: suweren obejrzy nowy film Vegi, porechocze w czasie seansu, a potem zagłosuje na PiS.
Po drugie: kiepsko musi być z totalną opozycją, jeżeli jedyną szansę na zwycięstwo nad Prawem i Sprawiedliwością widzi w filmie fabularnym. Ale, jeśli już chcecie, idźcie do kina i najlepiej stamtąd już nie wychodźcie. Bo przecież (to hasło z innych czasów) „tylko świnie siedzą w kinie”.
Ilustracja © Vega Investments / Kino Świat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz