„Faszyzm to nie tylko nazwa stworzonego przez Mussoliniego państwa i naśladujących go dyktatur w Hiszpanii, Portugalii, Austrii, na Węgrzech, na Słowacji i najbardziej zbrodniczej jego odmiany, nazizmu hitlerowskiego. Faszyzm to też ruch polityczny, ideologia, światopogląd i sposób rządzenia, który odradza się pod postacią NOWEJ PRAWICY. Głoszone przez nią wartości to: silne przywództwo, Bóg, naród, porządek, rasa, wspólnota narodowa. Zamiast idei równości – elitarność; w miejsce indywidualnych praw człowieka – kolektywizm (to znaczy prawa człowieka nie dla jednostki, a dla narodu)”.Wisienką na tym torcie jest zdanie:
“Homofobia, której brutalną odsłonę widzieliśmy podczas Marszu Równości w Białymstoku, to nieodłączna cecha „klasycznego”i współczesnego faszyzmu”.Cały ten stęchły pasztet jest w każdym słowie stekiem piramidalnych bredni i oszczerstw.
- Nie ma niczego niestosownego w łączeniu symbolu kotwicy z falangą, czyli emblematem polskich organizacji narodowo-radykalnych (ONR, ONR-ABC, RNR-Falanga), powstałych w latach 30. i kontynuujących swoją działalność w niepodległościowym podziemiu w okresie II wojny światowej, jak również nawiązujących do ich tradycji organizacji współczesnych. Można się z ich programami zgadzać lub nie, ale wszystkie one stały na gruncie państwowości polskiej i wniosły istotny wkład do walki z obu okupantami, również podczas Powstania Warszawskiego. Nie kto inny, jak dowódca powstania, gen. Chruściel “Monter” powiedział, że zgrupowanie Narodowych Sił Zbrojnych (a więc formacji wywodzącej się po części ze środowiska ONR-ABC) Chrobry II, jako jedyne nie oddało Niemcom ani piędzi ziemi. Byli falangiści zaś, w czasie wojny występujący pod nazwą Konfederacja Narodu i tworzący Uderzeniowe Bataliony Kadrowe, walczyli w powstaniu z nie mniejszym poświęceniem, już w oddziałach scalonych z Armią Krajową. Narodowi radykałowie mają zatem dokładnie takie samo prawo – ani mniejsze, ani większe – jak uczestnicy innych formacji i innych nurtów ideowych do symbolu Polski Walczącej oraz łączenia z nim swojego symbolu organizacyjnego.
- Prostackim i kuriozalnym kłamstwem jest nazywanie “faszyzmem” narodowo-katolickich ustrojów autorytarnych w Hiszpanii, Portugalii, Austrii, na Węgrzech i na Słowacji, lecz co najważniejsze w omawianym kontekście, żaden z tych krajów, wyjąwszy Słowację we wrześniu 1939 roku, nie prowadził wojny z Polską i nie wyrządził żadnej krzywdy naszemu narodowi, a Węgrzy okazywali nam wszechstronną i serdeczną pomoc.
- Definiowanie faszyzmu przez głoszenie przezeń takiej “wartości”, jak Bóg, dowodzi, że autorzy tej definicji są albo pomyleńcami, albo są owładnięci nienawiścią do Boga; inna możliwość logicznie nie istnieje. W świetle tego poplątanie innych (doczesnych) wartości, takich jak silne przywództwo, naród, wspólnota narodowa czy elitarność, z rasą i kolektywizmem, to już tylko durnowata manipulacja semantyczna.
- Przypisywanie powstańcom warszawskim intencji walki w obronie “idei równości” czy “indywidualnych praw człowieka”, nie zaś po prostu i zgodnie z prawdą z okupantem NIEMIECKIM, byłoby tylko groteskowo śmieszne, a nie groźne, ze względu na brak jakiegokolwiek związku z rzeczywistością, gdyby nie to, że stanowi jedynie lekko zmutowaną, w duchu współczesnej ideologii demoliberalnej, wersję schematu “wyjaśniającego” sens historii, wymyślonego przez Stalina i realizowanego przez Komintern, wedle którego w świecie współczesnym toczy się wszędzie, od wojny domowej w Hiszpanii począwszy, walka dobrych “antyfaszystów” (pod wodzą antyfaszystów doskonałych, czyli komunistów) ze złymi “faszystami”. Ci “antyfaszyści”, dziś nazywani egalitarystami, nie mają przy tym żadnej narodowości ani przynależności państwowej, a to samo dotyczy “faszystów”, chyba, że chodzi o Polaków, żyjących tu i teraz, to wtedy ją cudownie odzyskują. Inni zaś “faszyści” pochodzą z jakiejś wyimaginowanej Faszystolandii, a już, broń Boże, nie mają narodowości i przynależności państwowej niemieckiej.
Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz