OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Impresje lwowskie i „praukraińskie”. Potańcówki na wulkanie. Żołnierze Armii Krajowej mogą być z siebie dumni

Żołnierze Armii Krajowej mogą być z siebie dumni; politycy się nie popisali


Stanisław Michalkiewicz wypowiada się na temat Powstania Warszawskiego z okazji 75. rocznicy jego wybuchu. Przedstawia genezę i kulisy tego wydarzenia, które - według niego - było zamknięciem etapu historii Polski.




Powstanie Warszawskie jest cezurą, wydarzeniem, które definitywnie zamyka historię II Rzeczpospolitej. Powstanie wybuchło wskutek przekonania, że wstrząśnie sumieniem świata, co poprawi sytuację polityczną Polski, która, wraz z postępem wojsk sowieckich na zachód, pogarszała się w błyskawicznym tempie. Dowódcy wojskowi i niektórzy działacze polityczni byli przeciwni powstaniu, ale jednak do niego doszło. Zdaniem Pana Stanisława nasi politycy się nie popisali, ale żołnierze Armii Krajowej, którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim, mogą być z siebie dumni. Dali nam poczucie miary, jak bardzo można się poświęcić dla ojczyzny. (opis wideo)



Potańcówki na wulkanie


        Kto by pomyślał, że w Powstaniu Warszawskim wcale nie chodziło ani o wstrząśnięcie sumieniem świata, ani o rozpaczliwą próbę ratowania niepodległości, a przynajmniej jakichś jej pozorów – bo – jak pokazała to choćby operacja „Ostra Brama” - nawet i one zostały zagrożone, tylko o „gejów i lesbijki”? A właśnie Wielce Czcigodny poseł Platformy Obywatelskiej pan Misiło po 75 latach spenetrował prawdę, że chodziło o wyzwolenie „gejów i lesbijek” ze straszliwych cęgów reżymu hitlerowskiego, który się nad nimi znęcał, narażając na niewymowne cierpienia. Okazało się, że Hitler nie tylko miał bzika na punkcie Żydów, ale i na punkcie sodomitów i gomorytów i dlatego poseł Misiło Wielce Czcigodny umieścił kotwicę, czyli znak Polski Walczącej na tęczowym tle – żeby nikt nie miał wątpliwości. Trudno mu się dziwić w sytuacji, gdy sodomia i gomoria stała się centralną kwestią polityczną, w porównaniu z którą wszystkie inne sprawy, nawet perspektywa żydowskiej okupacji Polski, schodzą na dalszy plan. Na plan pierwszy wybijają się bowiem prześladowania „gejów i lesbijek” przez tubylczych „faszystów”, przeciwko którym zdrowe siły pospiesznie budują Fołksfront, tak samo, jak czyniły to w latach 30-tych ubiegłego wieku, na polecenie Ojca Narodów i Chorążego Pokoju Józefa Stalina. Pojawili się nawet pierwsi męczennicy, ale bynajmniej nie tacy, o jakich wspomina Brantome w swoich „Żywotach pań swawolnych”, kiedy to jakiś nieszczęśnik wykupiony z tureckich galer był przepytywany, co też bisurmanowie „czynili białym głowam”. - O pani - odparł pytającej – tyle im czynią tę rzecz, aż umierają z tego. - Dałby Bóg - odrzekła - abym tak w męczeństwie mogła umrzeć za wiarę – tylko prawdziwi, między innymi pan Przemysław Witkowski, który został zmasakrowany przez jakiegoś „homofoba” gryzmolącego „nienawistne” napisy.

        Toteż podczas wiecu, jaki został zorganizowany gwoli dodania otuchy srodze prześladowanym sodomitom i gomorytom, przedstawiono postulat, by kazdego homofoba okrutnie karać – również za praktykowanie ostracyzmu towarzyskiego. Od razu widać, że okres pieriedyszki powoli dobiega końca i wkraczamy w etap surowości, który tym razem nie będzie się legitymował walką z kontrrewolucją, tylko z „nienawiścią”. A jak najprościej zwalczyć nienawiść? Czesław Niemen uważał, ze trzeba ją „zniszczyć w sobie”, ale kto by tam słuchał takich naiwności? Nienawiść trzeba niszczyć wraz z jej nosicielami, czyli nienawistnikami. Jak taki jeden z drugim niezawistnik zostanie zlikwidowany, to i nienawiść zniknie raz na zawsze. A co będzie, jak już nienawiść zniknie raz na zawsze? Ano, wtedy zapanuje „miłość”, to znaczy – każdy będzie musiał miłować się z każdym, który tego zażąda, a wszelkie próby protestu, albo choćby tylko niechęci, czy ociągania, zostaną napiętnowane i przykładnie ukarane, jako próba „wykluczenia”, czy „stygmatyzacji”. Wkraczamy z etap tęczowego terroru, w którym każdy będzie odgrywał swoją rolę: HOMO- ZOMO będzie uprawiało ostentacyjną propagandę „orientacji”, wyłapując i denuncjując każdego, kto tylko krzywo na to spojrzy, a resztę załatwią tak zwane „organy”, no i oczywiście – niezawisłe sądy. Właśnie w najbliższych dniach „Jurek” Owsiak otworzy na swoim festiwalu Akademię Sztuk Przepięknych, w której wysoko postawieni uczestnicy będą się namawiać nad najskuteczniejszymi sposobami ostatecznego rozwiązania kwestii nienawiści, więc zgodnie z leninowskimi przykazaniami, rewolucyjna praktyka zostanie wsparta przez rewolucyjną teorię.

        Jest atoli w tym wszystkim pewien point faible, bo w męczeństwie – jak to w męczeństwie – łatwo przesadzić, a wtedy męczennicy mogą zostać napiętnowani przez środowiska żydowskie, dla których męczeństwo jest zazdrośnie strzeżonym monopolem i w związku z tym żadnego licytowania się na męczeństwo na pewno nie będą tolerować. A jest to istotne, bo oto właśnie nieoceniona Pani Żorżeta, reprezentująca w Warszawie Naszego Najważniejszego Sojusznika, dobitnie przypomniała, że sodomia i gomoria należą do fundamentalnych wartości amerykańskich i ona będzie o tym przypominała nawet podniesionym głosem, bo „taką ma pracę”. W takiej sytuacji nie ma się co dziwić, że rząd „dobrej zmiany” nie tylko nie ośmiela się sprzeciwiać sodomitom, ale pięknymi ustami pani minister spraw wewnętrznych Elżbiety Witek, „srogie głosi kary”, dla wszystkich, którzy ośmielą się sprzeciwiać im na własną rękę. Jednocześnie jednak Pani Żorżeta zapowiedziała, ze sprawa żydowskich roszczeń odnoszących się do tak zwanej „własności bezdziedzicznej” wkrótce powróci i będzie powracała dotąd, dopóki „coś się z tym nie zrobi”. Pani Żorżeta taktownie wstrzymała się przed ujawnieniem, co konkretnie trzeba będzie zrobić, by ta sprawa już „nie wracała”, ale i bez tego możemy się domyślić, że trzeba będzie ten haracz dla żydowskich organizacji przemysłu holokaustu zapłacić. To samo mówił 25 października ubiegłego roku panu ambasadorowi Jackowi Chodorowiczowi pan Tomasz Yazdgerdi – że po jesiennych wyborach przyjdzie czas na przedsięwzięcia „formalne i publiczne”, to znaczy – na „kompleksowe ustawodawstwo”, o którym wspominał sekretarz stanu USA pan Pompeo, gdy 14 lutego bawił w Warszawie na konferencji bliskowschodniej, której uczestnicy namawiali się, co zrobić ze złowrogim Iranem. Jak dotąd Polska uzyskała tyle, że złowrogi Iran umieścił nasz i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwy kraj na liście państw „wrogich”, ale to przecież dopiero początek i można się domyślać, ile korzyści jeszcze nas czeka.

        Tymczasem opinia publiczna jest ekscytowana marszami i wiecami sodomitów i gomorytów, więc nikt nie ma do żydowskich roszczeń głowy tym bardziej, ze właśnie Wielce Czcigodny poseł Nitras wykrył aferę „Air Kuchciński”, polegającą na tym, że rodzina pana marszałka latała rządowymi samolotami. Nawiasem mówiąc, to ten sam Wielce Czcigodny poseł Nitras, którego sejmowy monitoring przyłapał na penetrowaniu damskich torebek, pozostawionych przez posłanki na swoich fotelach. Pan marszałek tłumaczył, że rządowy samolot tak samo latałby do Rzeszowa, gdyby nawet jego rodzina za nim biegła, więc żadne dodatkowe koszty z tego tytułu nie powstały, ale podobno sam Naczelnik Państwa zawrzał gniewem, więc kilkanaście tysięcy złotych zasiliło jakiś cel charytatywny.

        A tu nieubłaganie zbliżają się jesienne wybory, więc trwają gorączkowe transfery. Podstępnemu Grzegorzowi Schetynie udało się wyłuskać z szeregów SLD kilkoro kandydatów, między innymi moją niegdysiejszą faworytę, panią Krystynę Marię Piekarską. Pani Krystyna, „istota czująca”, już raz została w podobny sposób wyłuskana z Unii Wolności przez Leszka Millera, który udelektował ją za to stanowiskiem wiceministra spraw wewnętrznych. Co jej obiecał Schetino – tego oczywiście nie wiemy tym bardziej, że pani Krystyna Maria mogła uczynić to z pobudek ideowych, bo wiadomo przecież, że między Platformą Obywatelską a SLD z satelitami zieje przepaść programowa. Platforma ma program „róbmy sobie na rękę”, podczas kiedy SLD dodaje do tego – a Kościołowi wbrew. Mimo jednak tych transferów w obozie SLD-owskim robi się coraz weselej i właśnie pan Robert Biedroń zapowiedział, że w przyszłym roku będzie kandydował na prezydenta państwa. Jeśli surowość na obecnym etapie poczyni postępy, to kto wie – może nawet zostanie wybrany?



Impresje lwowskie i „praukraińskie”


        Co tu ukrywać; podróże kształcą. Niedawno w grupce przyjaciół wybrałem się do Lwowa, który zgodnie z aktualnym suwem historycznym należy do Ukrainy. Historia bowiem – tak przynajmniej twierdził Antoni Słonimski – rozwija się dwusuwowo, o czym najlepiej przypomina pobyt właśnie we Lwowie. Suw pierwszy – chrześcijanie dla lwów. Suw drugi – Lwów dla chrześcijan. Wszystko się zgadza tym bardziej, że i chrześcijanin chrześcijaninowi nierówny. Jedni są bowiem katolikami, inni – i grekokatolikami, a wreszcie inni – prawosławnymi. Nie wiem, czy we Lwowie są jacyś protestanci, ale jeśli nawet są, to w zdecydowanej mniejszości, jeszcze mniejszej, niż mniejszość katolicka. Kiedyś było inaczej – o czym świadczą lwowskie kościoły, na czele z katedrą, w której król Jan Kazimierz 1 kwietnia 1656 roku ogłosił Matkę Boską Królową Korony Polskiej – a zatem i Wielką Księżną Litewską, bo po Unii Lubelskiej obydwa tytuły były ze sobą związane. Jak już wspominałem, nie był to akt wyłącznie religijny, ale i państwowy, bo podkanclerzy Stefan Koryciński wygłosił tzw. deklarację obioru, „w imieniu rządców, dostojników i wszystkich ludów królestwa tego”. Ta deklaracja została zarejestrowana w grodzie, co według ówczesnego prawa odpowiadało ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw. W dodatku Pius XII w 1950 roku ogłosił dogmat o wniebowzięciu Matki Bożej – że została wzięta do nieba „z duszą i ciałem” – co oznacza, że w Jej przypadku nie nastąpiło rozdzielenie duszy z ciałem, co normalnie oznacza śmierć. Zatem akt z 1 kwietnia 1656 roku nie dotyczy osoby zmarłej, tylko żyjącej, a ponieważ nie został on uchylony przez żadną władzę, ani polską, ani obcą – abstrahując już od kompetencji władzy obcej w tej sprawie – to znaczy, że Polska jest monarchią, a ci wszyscy prezydenci – tylko rodzajem regentów. Tymczasem poczynają oni sobie, jakby nie byli regentami i taki na przykład prezydent Lech Kaczyński ratyfikował traktat lizboński, amputujący Polsce ogromny kawał suwerenności, nawet nie próbując zasięgnąć opinii Królowej w tej sprawie. Toteż nic dziwnego, że mogła poczuć się dotknięta tym lekceważeniem, z czego powinniśmy wyciągnąć wnioski i się opamiętać z tą demokracją. Tymczasem demokrację zachwalają nawet niektóre osoby duchowne, co sprawia, że Kościół na własne życzenie staje się bezradny wobec ofensywy sodomitów – być może nawet inspirowanej przez Żydów – by w ten sposób wywołać w Polsce konflikt zastępczy, odwracający uwagę narodu od największego zagrożenia, jakie zawisło nad nim od 1939 roku, w postaci okupacji żydowskiej.

        Tak sobie rozmyślałem podczas sumy w katedrze lwowskiej, kiedy zgromadzeni tam Polacy śpiewali pieśni, u nas już dawno wyparte przez różne grafomańskie produkcje na obstalunek, podczas gdy tamte nie tylko są teologicznie pouczające, ale i brzmią dostojnie, również z powodu dawności: „Idzie, idzie Bóg prawdziwy, idzie Sędzia Sprawiedliwy, stańmy wszyscy jednym kołem i uderzmy przed nim czołem”. Bo ta katedra jest cały czas ta sama, tylko Polaków we Lwowie jest mniej, w związku z czym dawne katolickie kościoły zostały przejęte przez grekokatolików – bo ten obrządek jest rodzajem ukraińskiego kościoła narodowego. W odróżnieniu bowiem od nacjonalizmu polskiego, który jest poczciwy, nacjonaliści ukraińscy owinęli sobie kościół greckokatolicki dookoła palca, więc tańczy on tak, jak mu oni zagrają. Toteż pewnie dlatego w pobliżu leżącego około 30 kilometrów od Lwowa Zadwórza, zwanego „Polskimi Termopilami”, gdzie 17 sierpnia 1920 roku 330 polskich żołnierzy powstrzymywało napór Armii Konnej Budionnego na miasto i gdzie zostali pochowani w bratniej mogile, nad którą usypano kurhan i postawiono pomnik u stóp którego jest napis przypominający o walce tych żołnierzy, którzy, nawiasem mówiąc, wszyscy zginęli – toteż pewnie dlatego trudno tam trafić, bo poza polną ścieżką nie prowadzi tam żadna droga, przy której stałaby tablica informująca, jak tam dojechać. Tutejsi Polacy jednak i bez tablicy wiedzą, toteż – jak nam powiedział miejscowy dróżnik – bo pomnik stoi przy dwutorowej linii kolejowej – w każdą rocznicę przybywają tam „tłumy”. Być może brak takich drogowskazów ma charakter intencjonalny, ale być może jest następstwem ogólnego zaniedbania, jakim ta część Ukrainy się charakteryzuje, a im dalej na wschód, tym podobno gorzej. Fatalne są zwłaszcza boczne drogi, więc widać, że pan Sławomir Nowak, uchodzący przy Donaldzie Tusku za tęgą głowę, tu się nie popisał i słusznie zamierzają wsadzić go do więzienia – bo jestem pewien, że powód się znajdzie i wcale nie trzeba go będzie naciągać.

        Za to nie brakuje teorii, bardzo zresztą podobnych do snutych przez nadwiślańskich zwolenników „Wielkiej Lechii”, z tym, że na Ukrainie rolę pana Bieszka odgrywa pan Wasyl Kobyluch. Twierdzi on, że Ukraina, to znaczy – prastara ziemia ukraińska jest „kolebką ludzkości” i że tutejsi „Praukraińcy” dali początek wszystkim językom świata. Nie tylko zresztą językom, bo i religiom. Na przykład „Praukraińcy” już 45 tysięcy lat temu wynaleźli obrzęd chrztu wodą, z czego sprytnie skorzystał Chrystus, który zresztą od 12 do 20 roku życia pobierał na Rusi nauki w tutejszej Wyższej Szkole Mędrców. Myślę, że ta Wyższa Szkoła wypuściła znacznie więcej absolwentów, toteż nic dziwnego, że trwają między nimi zażarte spory, na przykład o to, kto wymyślił koło. Pan Kobyluch twierdzi ponad wszelką wątpliwość, że wynalazku tego dokonali „Praukraińcy”, ale z kolei jego rosyjscy odpowiednicy twierdzą, że koło wynaleźli Rosjanie, podobnie zresztą, jak wiele innych rzeczy. Na przykład matematykę wynalazł Pietia Goras, a z kolei filozofię – Pantarejew, który odkrył, że „wsio pławajet”. Nie potrzebuję dodawać, że każde z tych twierdzeń jest poparte niezbitymi dowodami również w postaci dokumentów, jakie każdy może zobaczyć w bibliotekach dalekich uniwersytetów, na przykład – Uniwersytetu Ziemi Ognistej w Punta Arenas. Co na temat wynalezienia koła sądzą zwolennicy Wielkiej Lechii – tego szczerze mówiąc nie wiem, ale myślę, że po kilku międzynarodowych sympozjonach naukowych w Wyższej Szkole Mędrców, ta kwestia zostanie uzgodniona, być może nawet – przez głosowanie – żeby wszystko było zgodne z demokracją.


© Stanisław Michalkiewicz
1-5 sierpnia 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja i wideo © Stanisław Michalkiewicz / za: www.youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2