OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Tylko koni żal

Wiele lat temu moja uczennica zdawała egzamin wstępny na jeden z wydziałów Politechniki Warszawskiej. Zdawała już trzeci raz i była bardzo zdeterminowana. Na Politechnice po egzaminach wywieszano listę rankingową zdających na dany wydział uszeregowanych według ilości uzyskanych punktów. Potem lista znikała i pojawiała się lista przyjętych. Nigdy listy nie wisiały równolegle. O determinacji mojej uczennicy świadczy fakt, że przepisała ręcznie całą listę wyników egzaminu. Nie było wówczas telefonów komórkowych oraz innych technicznych ułatwień i jak pamiętam przepisywała tę listę długo w nocy. Ku swemu oburzeniu przekonała się, że na liście przyjętych było sporo osób o gorszym od niej wyniku egzaminu. Zgłosiła się więc do dziekana wydziału z kartkami będącymi owocem jej nocnej mrówczej pracy. Jednak dziekan zamiast uznać pomyłkę zaczął jej tłumaczyć, że aby było sprawiedliwie połowę osób przyjmuje się od początku listy a drugą połowę od końca. Będąc w środku listy wyników nie załapała się więc ona do żadnej z grup przyjętych.
Potem dziekan wyprosił ją z gabinetu mówiąc, że źle się czuje, położył się na kanapce i zmarł. Brednie które opowiadał były dla mnie ewidentnym objawem wylewu czy zatoru mózgu. Obawiam się jednak, że w naszych poprawnościowych czasach wiele osób potraktowałoby je serio. Gdyby było prawdą co mówił dziekan jego wydział realizowałby zasadę parytetu ludzi mniej i bardziej zdolnych wyrównując w ten sposób niesprawiedliwość losu. Nikt nie decyduje przecież czy urodzi się biały czy czarny, zdolny czy tępy, ładny czy brzydki, czy jest mężczyzną czy kobietą ale ustawodawca może odpowiednią polityką te nierówności i niesprawiedliwości likwidować.

Tak czy owak do końca studiów ( oczywiście została przyjęta) moja uczennica funkcjonowała na uczelni jako osoba, która zabiła dziekana. Tak ją witały sekretarki w dziekanacie, tak mówili o niej koledzy i taka opinia powędrowała za nią do miejsca pracy nie ułatwiając jej życia.

Kilka lat później inna moja uczennica studiująca w SGGW umówiła się profesorem na poprawę egzaminu z czwórki na piątkę. Chciała mieć wysoką średnią niezbędną do stypendium naukowego. Profesor zaczął egzamin od rozpinania jej bluzki. Krewka dziewucha dała mu w pysk i wybiegła z gabinetu. Szczere odradzałam jej robienie afery. Powiedziałam, że przez całe studia i potem w pracy będzie funkcjonować jako osoba która molestowała profesora albo usiłowała w znany wszystkim sposób poprawić swoje oceny. Nieodmiennie działa stara zasada: „ukradł albo mu ukradli, w każdym razie jest zamieszany w kradzież, a takich ludzi nie szanujemy”. Okazało się, ze profesor poprawił jej ocenę choć nie zdała przecież egzaminu według jego oczekiwań. Stypendium też dostała. Wszystko skończyło się – jak to się mówi- wesołym oberkiem.

Dwa tygodnie temu w pewnej stadninie na południu kraju dyrektor zgwałcił praktykantkę. Ścigał ją aż do gospody gdzie się schroniła wrzeszcząc: „ nie zaliczę ci praktyki”. Policję zawiadomił szpital gdzie dziewczynę odwieźli powiadomieni przez obsługę gospody rodzice. Żadna z okolicznych prokuratur nie chce prowadzić w tej sprawie śledztwa. Nic dziwnego - stadnina była znana z hucznych imprez, w których uczestniczyła nie tylko lokalna elita w tym prawnicza, lecz również politycy wszelkich maści z całego kraju.

Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Dyrektor przeszedł na zasłużoną emeryturę, urzęduje już nowy dyrektor. W obronę gwałciciela zaangażowała się liczni notable, w tym lokalna posłanka PiS. Dziewczyna ma przechlapane- w okolicy krążą opowieści na temat jej obyczajów, podejrzewa się nawet ją o udział w spisku mającym na celu pozbycie się dyrektora. Obrońcy dyrektora i szanowna pani posłanka zapominają jednak, że gwałt jest ścigany z urzędu, a gwałtu nie usprawiedliwia ani pełnoletniość ofiary, ani fakt spożywania przez nią alkoholu,

Ustosunkowany dyrektor (nie wiem z czyjego nadania) nie był bynajmniej fachowcem od koni. Udało mu się zbankrutować stadninę. Trzeba wyjątkowego talentu albo nasilenia złej woli żeby zbankrutować przedsięwzięcie doskonale funkcjonujące za komunistycznych czasów i przynoszące dochód dla skarbu państwa. Za czasów niepodległości stadnina zasłynęła z -nazwijmy to- bunga bunga. Zasłynęła wśród hodowców również z faktu, że paszporty wydawano koniom „po uważaniu”. Przy kontroli genetycznej wychodzi to na jaw, a łatwo się domyślić dlaczego tak się dzieje. Konie chodzą swobodnie po pastwiskach i chociaż ogiery teoretycznie są oddzielone od klaczy zdarzają się -nazwijmy to- związki -nieformalne. Sama słyszałam jak w podobnej sytuacji w Plękitach masztalerz mówił: „niech no tylko się oźrebi, po pysku poznam „sukinsyna” mając na myśli partnera niefrasobliwej klaczy. I zapewne jako ojca źrebaka wpisywano do księgi stadnej ogiera rozpoznanego przez masztalerza po pysku. Jeżeli chodzi natomiast o bunga bunga w naszej prowincjonalnej stadninie to weźmy pod uwagę, że jest ona jedynym pracodawcą w okolicy gdzie ludzie szukają zatrudnienia czasami przez kilka lat. Któż chciałby zadzierać z jurnym dyrektorem? Poza tym w mentalności tych ludzi wyczyny podstarzałego amanta nie przynosiły mu ujmy. Świadczyły jak w przypadku Berlusconiego o jego żywotności i walorach męskich.

Szkoda, że trzeba afery obyczajowej żeby pozbyć się nieudolnego dyrektora. Szkoda również, że kolejne rządy mają ciężką rękę do koni Hodowla koni była zawsze polską specjalnością. Hodowla koni pełnej krwi a w szczególności czystej krwi czyli arabów przynosiła państwu duże dochody. Podobnie wyścigi- za komuny były jednym z nielicznych dochodowych przedsiębiorstw. Próby likwidowania tej części polskiej kultury mają długą tradycję. Pierwszy Gomułka kierowany prostackim resentymentem wykrzykiwał w przemówieniach że „konie zjadają Polskę”. Poziom intelektualny Gomułki był powszechnie znany nie ma sensu wdawać się teraz z nim w polemikę. Godnie podjęła sztandar walki z polska tradycją pani Gronkiewicz Waltz. Obecnie też nie widać poprawy.

Tyko koni żal.

© Izabela Brodacka Falzmann
6 lipca 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl





Ilustracja © brak informacji / ARchiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2