Pozostaje kwestią czasu i to najbliższego, kiedy zostanie podpalona pierwsza plebania albo pobity ksiądz, ewentualnie oblany farbą kościół lub stanie się coś równie „tolerancyjnego”. Mechanizm psychologiczny w takich przypadkach jest nieubłagany i dotyczy każdego aspektu ludzkiego życia, nie tylko polityki. Przy działaniach, które nie przynoszą zamierzonego skutku i co więcej skutki są dokładnie przeciwne od zamierzonych, pojawia się wyświechtany termin: „frustracja”. Z frustracją jest bardzo podobnie jak z faszyzmem, prawie wszyscy o tym mówią i prawie nikt nie zapoznał się z definicją. Otóż frustracja, to nie medialny przerywnik, tylko bardzo groźny stan emocjonalny. Frustracja występuje w bardzo precyzyjnie określonych warunkach i nie ma niewiele wspólnego ze zdenerwowaniem.
Człowiek sfrustrowany to taki, któremu nic nie wychodzi, pomimo wielu starań i zabiegów. Ten przykry stan niekoniecznie wiąże się z brakiem talentów, lenistwem albo deficytami intelektualnymi. Po prostu tak bywa, że człowiek choćby nie wiem ile się starał, to na końcu cała robota w g.. gruzy się obraca. Identycznie wygląda aktywność polityczna opozycyjnych frustratów. Ich cel nie budzi najmniejszych wątpliwości, chcą zmieść PiS z powierzchni Ziemi. Sama wygrana w wyborach pewnie by ich jakoś satysfakcjonowała, ale prawdziwy orgazm osiągnęliby wyłącznie wówczas, gdyby zobaczyli swojego wroga przynajmniej w politycznej trumnie. Problem w tym, że każdy kolejny atak nie osłabia, ale wzmacnia PiS, bo „jakość” tych ataków jest tak głupia, jak Misiło.
Człowiek trzeźwo myślący w końcu zatrzymałby się, rzucił cep i przestał nim machać na oślep, żeby chociaż przez chwilę zastanowić się nad tym, co robi nie tak. U frustratów takiego zjawiska nie zauważymy, oni działają zgodnie z definicją frustracji. Im bardziej nie wychodzi, im gorzej są dobrane środki do celu, tym większa agresja, lęki, irytacja i na końcu ośli upór w powtarzaniu tych samych błędów. Pewne jest, że profanacja kotwicy „Polski Walczącej” nie przyniesie żadnych zysków profanatorowi, za to wróg największy, w postaci znienawidzonego PiS, odniesie minimalne, ale mimo wszystko korzyści. Co się w związku z tym stanie za chwilę? Pewnie, że tak! Ktoś równie albo i jeszcze głupszy od Misiły pójdzie dalej i popełni bardziej spektakularną podłość. Niczego innego spodziewać się nie należy, oni są we frustracyjnym amoku i będą się sami coraz bardziej nakręcać.
Z każdym dniem frustracja rośnie i przede wszystkim lęk połączony z gniewem stymuluje lawinę idiotycznych działań. Zbliża się termin wyborów, czyli nieuchronna porażka opozycji, to i poziom leków oraz wściekłości wywołanej brakiem jakichkolwiek pozytywnych rezultatów narasta. Nie wolno też zapominać, że sfrustrowane są całe partie opozycyjne, ale i poszczególni działacze. Mamy zatem bardzo ostrą konkurencję i żeby się przebić przez tę ścianę głupoty i rozpaczy, trzeba odstawiać coraz większe szopki.
Następny, który będzie chciał przebić Misiło, musi pójść krok dalej i to niemały krok, bo szeroka konkurencja czeka w blokach startowych. Z zaklętego kręgu niemocy wyjść się nie da, nie przy takim poziomie inteligencji i percepcji. Pozostaje obijanie się od ściany do ściany i prześciganie w głupocie. Co najmniej do połowy października kolejni frustraci będą się popisywać swoją głupotą i bezsilnością, na nic innego ich nie stać i nigdy nie będzie stać. Misiło i jego wygłup zgubią się bardzo szybko.
Ilustracja © brak informacji / za: www.kontrowersje.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz