OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Problem lustracji Kościoła w Polsce

Arcybiskup Stanisław Gądecki, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, bardzo się uaktywnił medialnie w ostatnich tygodniach. W jednym z wywiadów, mówiąc o problemie lustracji duchownych, oskarżanych o współpracę ze służbą bezpieczeństwa PRL i o grzechy pedofilskie, Arcybiskup rzekł:
– „Bardzo nam zależy na dojściu do prawdy i wewnętrznym oczyszczeniu Kościoła. Tak było przed dekadą, kiedy podejmowaliśmy konkretne działania umożliwiające przeprowadzenie lustracji w Kościele, tak jest i teraz. Trudno w naszym społeczeństwie znaleźć drugie takie środowisko, które podjęło aż tyle przedsięwzięć, inicjatyw i rozwiązań mających na celu rozliczenie przeszłości i prewencję na przyszłość. Zależy nam bowiem na naprawieniu krzywd wobec osób zranionych grzechem ludzi Kościoła.
Od przeszło pięciu lat prowadzę badania naukowe w oparciu o archiwa zgromadzone w IPN. Jednym z moich tematów badawczych jest problem stopnia inwigilacji Kościoła i nasycenia jego pasterzy agenturą komunistycznych służb specjalnych.

W trakcie moich badań i kwerend w archiwach IPN, a także po skompletowaniu materiału na temat współpracy ze służbami specjalnymi PRL przedstawicieli duchowieństwa Archidiecezji Poznańskiej, spotykałem się ze skrajnymi opiniami na temat tego, czy wyniki moich badań (przyznaję: mocno kontrowersyjne w swej wymowie) publikować, czy nie.

Dylemat ten spowodował, że w pierwszym odruchu zwróciłem się do kościelnych władz Archidiecezji Poznańskiej, licząc na jakieś wskazówki odnośnie do formy publicznej prezentacji wyników mych badań. Już 5 października 2014 r. wysłałem do Arcybiskupa maila z prośbą o pomoc w rozstrzygnięciu dylematu publikacji uzyskiwanych wyników badań. Arcybiskup scedował sprawę na Bp. Zdzisława Fortuniaka. Ten mnie 17 listopada 2014 r. przyjął i z zaciekawieniem wysłuchał, w naszej rozmowie doszliśmy do dużej zgodności stanowisk. Jednak żadnego formalnego stanowiska się nie doczekałem, na moje indagowanie w tej sprawie otrzymałem rok później (4 grudnia 2015 r.) odpowiedź, iż muszę sam rozstrzygnąć swój dylemat na temat publikacji i że „wartość materiału wypracowanego przez funkcjonariuszy SB w stosunku do kapłanów budzi poważne wątpliwości”. Aliści podczas osobistego spotkania udowadniałem Biskupowi, że jest inaczej – najwyraźniej na próżno.

Mój ponowny list do Arcybiskupa Gądeckiego z 8 marca 2018 r. z prośbą o podjęcie tematu (dysponowałem już w tym momencie nie wyrywkowymi danymi, ale kompletnymi badaniami sprawdzającymi, obejmującymi wszystkich – ponad tysiąc! – duchownych inkardynowanych w Archidiecezji wg jej Rocznika 1986). Odpowiedź Arcybiskupa (z 9 kwietnia 2018 r.) jednoznacznie wykazała jego całkowite désintéressement dla tej sprawy.

W licznych moich rozmowach, prowadzonych na temat publikacji wyników badań, przeciwko publikacji padały najczęściej argumenty: że wyniki moich badań zostaną wykorzystane propagandowo przez dzisiejszych wrogów Kościoła i że część z ujawnianych OZI (osobowe źródła informacji) już stanęła przed sądem Najwyższego i nie mogą oni w żaden sposób odnieść się do faktu umieszczenia ich w mojej tabeli.

Zacznę od argumentu ostatniego: umieszczając duchownych na liście zarejestrowanych przez SB współpracowników nie miałem zamiaru kogokolwiek potępiać (choć oczywiście zgoda, jakiej wszyscy ci księża musieli podczas tzw. pozyskania świadomie udzielić, aby w rejestrach SB się znaleźć, jest niewątpliwie — moim zdaniem — moralnie naganna). Przedstawiam wyłącznie stan faktyczny, oparty na istniejącym materiale archiwalnym z różnych okresów historii PRL. W wielu przypadkach nie udało się odnaleźć tzw. teczek pracy, które dałyby znacznie więcej informacji o przebiegu współpracy oraz o szkodliwości jej efektów dla Kościoła czy ludzi, którymi służby z różnych powodów się interesowały. Dlatego też powstała lista wyłącznie osób zarejestrowanych — nie jest ona w żadnej mierze wezwaniem do tłumaczenia się z przeszłości, jest tylko (i aż!) odbiciem pewnej prawdy historycznej, która nie poddaje się modyfikującym ją wyjaśnieniom, tłumaczeniom czy usprawiedliwieniom. To jest po prostu zbiór faktów, odzwierciedlających stan dzienników rejestracyjnych, a nie (na tym etapie) materiał dowodowy do stawiania zarzutów.

Czy ujawnienie prawdy o słabości tych kapłanów, którzy poszli na współpracę ze służbami komunistycznej dyktatury, może zaszkodzić Kościołowi? Odpowiedź dla ludzi wiary jest oczywista: Kościół został stworzony przez Jezusa Chrystusa, trwa wśród ludzkości (tej dobrej i tej złej) już dwa tysiące lat, a sam Zbawiciel zapewnił, iż „bramy piekielne go nie przemogą” [Mt 16, 18]. Jestem zatem dziwnie spokojny, że wyniki moich kwerend Kościół spokojnie przetrwa, zaś chwała tych prezbiterów, którzy podlegając przecież tak samo namolnym naciskom, wytrwali i się nie ugięli – niech będzie wymownym świadectwem mocy tej Skały, na której Kościół został posadowiony. Ta należna chwała nieugiętym księżom, którzy na żadną współpracę z SB się nie zgodzili (choć są liczne dowody ich nagabywania), to także istotny argument na ujawnienie listy: chwała wiernym sługom Chrystusa! Z drugiej strony ujawnienie tej wstydliwie skrywanej prawdy może – choć nie jest to zaiste moją intencją – dać pewną ulgę wszystkim tym księżom, którzy od wielu lat żyją pod mieczem Demoklesa. Bo jeśli nie ujawniłbym tego ja, to kiedyś znalazłby się zapewne ktoś inny, kto do tej prawdy by dotarł. I choć ujawnienie zdrady nie będzie dla zdradzających zapewne przyjemne, to dyndające na końskim włosiu zagrożenie nareszcie, po tylu latach, zniknie! Słusznie ktoś może zauważy: dlaczego musiało minąć tyle lat?… To pytanie także, a może przede wszystkim, do Abp. Gądeckiego.

Kolejnym uzasadnieniem podjęcia przeze mnie decyzji o upublicznieniu tej listy jest istota badań naukowych: prowadzi się je nie dla własnej satysfakcji czy dla rozszerzenia własnej wiedzy (choć oczywiście te elementy dociekań naukowych też są istotne). Badania prowadzi się po to, aby dzielić się ich wynikami ze społeczeństwem, które ma prawo do poznania tej wiedzy, tym bardziej, że stanowi ona często także osobistą historię i własne przeżycia członków tego społeczeństwa. Ta prawda jest po prostu własnością Narodu i jestem przeciwny jej jakiemukolwiek reglamentowaniu. Do obowiązków badacza należą jedynie: zachowanie obiektywizmu, staranność analizy i rzetelność badań.

Często podnoszony jest problem wiarygodności materiałów archiwalnych, wytworzonych przez służby bezpieczeństwa. Problem ten – co ciekawe! – podnoszą szczególnie ci, którzy w tych zasobach pojawili się w niekorzystnym świetle. Mój argument jest racjonalny: to nie były materiały wytwarzane do wykorzystania propagandowo przeciwko komuś, kogo służby chciałyby skompromitować. To są materiały wytwarzane na WŁASNY użytek służb! Nie widzę jakiegokolwiek uzasadnienia, aby służby siebie same miały wprowadzać w błąd. Również odrzucić można zarzut o nieuczciwości funkcjonariuszy, którzy mogliby ulec pokusie pozornego zwiększania efektów swej aktywności i skuteczności w pozyskiwaniu tajnych współpracowników. Każdy bowiem kandydat na tajnego współpracownika (kTW) musiał być przed współpracą „opracowany”, chęć pozyskania musiała być zaakceptowana przez przełożonego pozyskującego, zaś już w trakcie współpracy niejednokrotnie dochodziło do specjalnych spotkań kontrolnych z udziałem zwierzchnika oficera prowadzącego tajnego współpracownika. Przez cztery lata badań nie zetknąłem się z żadnym dowodem na tego typu manipulację, która z osoby niewinnej i nieświadomej swego statusu czyniłaby tajnego współpracownika. Kandydat na TW mógł nie wiedzieć, że jest “opracowywany”, dlatego tego statusu (kTW) oczywiście w prezentowanych wynikach nie uwzględniałem. Choć byli kandydaci na TW, którzy z SB prowadzili świadomie ożywiony, często długotrwały, dialog…

Przy podjęciu decyzji o publikacji niniejszego materiału kierowała mną także strona emocjonalna. Sam posiadam status działacza opozycji antykomunistycznej i osoby represjonowanej z powodów politycznych. Z powodu zdecydowanego odrzucenia propozycji współpracy z SB poniosłem szereg dotkliwych represji, które m.in. przerwały moją karierę zawodową nauczyciela akademickiego, na wiele lat uniemożliwiły uprawianie mego hobby oraz zamknęły przede mną granice PRL.

Wreszcie – last but not least – wskazówki moralne daje Król Polskich Poetów, Zbigniew Herbert: „masz mało czasu trzeba dać świadectwo” oraz „nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie” (oba cytaty z „Przesłania Pana Cogito”).

Jest w tej dyspucie (publikować – nie publikować) jeszcze wyraźny argument ewangeliczny: „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach”. [Łk 12, 2-3] Klamrą spinającą moje prace w IPN są słowa Chrystusa: „Prawda was wyzwoli” [J 8, 32].

Pierwotnie publikacja wyników moich badań miała ujrzeć „światło dzienne” Internetu z okazji wspomnienia Poznańskiego Czerwca 1956 Roku. Stąd poniższe – napisane wówczas – dwa zdania: „Niech mi, rdzennemu mieszkańcowi Poznania, będzie wolno na koniec zwrócić uwagę na nieprzypadkową datę tej – pierwszej na ten temat – publikacji: 28 czerwca.
NB: w tym roku to też jest czwartek!”

Jednak publikacja się opóźniła wskutek ostatnich prób przekonania mnie o jej szkodliwości. W dwóch moich spotkaniach z młodym biskupem pomocniczym Archidiecezji Poznańskiej, Damianem Brylem, znów namawiałem stronę kościelną do wzięcia sprawy w swoje ręce. Jakże znamienne i szlachetne byłoby, gdyby to Ksiądz Arcybiskup (oczywiście po niezbędnych zapewne sprawdzeniach wiarygodności moich badań) opublikował listę tych księży, którzy – z różnych powodów – zdradzili Chrystusa, Kościół i Ojczyznę i podjęli świadomą współpracę ze służbą bezpieczeństwa PRL. To od niego, jako kierującego Kościołem Poznańskim, wierni naszej archidiecezji powinni się o sprawie dowiedzieć! I to już przed wielu laty… Zabiegi bp. Damiana okazały się jednak daremne. Dlatego publikacja ta zbiegła się – rozmyślnie z mej strony! – z 100. rocznicą odzyskania niepodległości naszej Ojczyzny. Od 11 listopada 2018 r. jest dostępna pod linkiem: http://krzysztof.borowiak.pl/ipn.html

Publikacja powyższego tekstu ma, niestety, przykre dla mnie konsekwencje.

Od jednego z umieszczonych przeze mnie na załączonej do publikacji liście księży (zarejestrowanych przez specsłużby PRL jako osobowe źródła informacji), Marcina Węcławskiego, proboszcza Parafii Maryi Królowej w Poznaniu na Wildzie (zarejestrowanego jako TW „Marcin”), otrzymałem 8 grudnia 2018 r. maila, w którym – oprócz innych niewybrednych epitetów pod moim adresem – został mi postawiony zarzut, iż jestem publicznym grzesznikiem. Została nadto wyrażona prośba: “by Pan nie przychodził na Msze Święte do kościoła Maryi Królowej”. A z pewnych względów bywałem w tym kościele na codziennych Maszach Świętych.

Postanowiłem na tak oczywiste i niesprawiedliwe nadużycie władzy kościelnej poskarżyć się Arcybiskupowi Poznańskiemu, Stanisławowi Gądeckiemu, przełożonemu X. Węcławskiego.

Pierwsza skarga, wysłana 20 stycznia 2019 r., pozostała bez odpowiedzi.

Druga skarga, datowana 19 marca 2019 r., także do dziś pozostaje bez jakiejkolwiek reakcji.

Nasunęło mi się skojarzenie z niektórymi niechlubnymi poczynaniami Kongregacji Świętego Oficjum, której też zdarzało się walczyć (choć – przyznać trzeba – bardziej aktywnie niż przez “zamilczanie”) z badaniami naukowymi zbyt samodzielnych badaczy. W końcu Święte Oficjum zostało zniesione dopiero w… 1965 roku!

Na haniebne postępowanie w mojej sprawie, jakże sprzeczne z solennie głoszonymi poglądami przez Abp. Gądeckiego (których próbkę umieściłem na wstępie) postanowiłem poskarżyć się Nuncjuszowi Apostolskiemu w Warszawie. Jednak skarga z 1 maja 2019 r. pozostaje… bez odpowiedzi! To najwyraźniej standard w postępowaniu hierarchii.

Od połowy 2014 roku prowadzę badania naukowe w Instytucie Pamięci Narodowej. Skoncentrowałem się na trzech różnych środowiskach i na problemie ich inwigilacji przez służby specjalne PRL. Jednym z tych środowisk jest Kościół Katolicki (KK), szczególnie jego duszpasterze: księża diecezjalni i zakonni. Badania rozpocząłem oczywiście od najbliższej mi (pod względem zamieszkania i przynależności) struktury Kościoła w Polsce – Archidiecezji Poznańskiej, od zestawienia informacji o wszystkich prezbiterach Archidiecezji, publikowanych przez Kurię Metropolitalną w Poznaniu w rocznikach, w tym konkretnie przypadku w wybranym przeze mnie “Roczniku na rok 1986”.
Dlaczego ten rocznik? Był on bowiem czasowo bliski nadchodzącej transformacji ustrojowej (podawał dane na dzień 1 października 1986 roku), a lata 80. minionego wieku były okresem bardzo znamiennym i intensywnym: był to wszakże czas z jednej strony rozkwitu Kościoła w dobie pierwszej dekady pontyfikatu św. Jana Pawła II, ale również czas prześladowań i ucisku okresu stanu wojennego i formalnego schyłku ustroju komunistycznego w Polsce, ze wszystkimi zjawiskami, jakie ten schyłek niósł ze sobą.
Kościół Katolicki był tą strukturą w społeczeństwie lat PRL, która – z oczywistych powodów – cieszyła się szczególnym “zainteresowaniem” i represjami ze strony służb komunistycznego państwa. Duchowieństwo KK to jedno z niewielu “wyróżnionych” środowisk, w którym akcja poszukiwania i werbowania tzw. osobowych źródeł informacji (OZI), a szczególnie tajnych współpracowników (TW), była szczególnie intensywna i bezwzględna. Stąd też nieprzeciętnie wysokie nasycenie pozyskanymi OZI wśród księży, sięgające 30% ich ogółu (dotyczy to Archidiecezji Poznańskiej, nie dysponuję żadnymi danymi o innych diecezjach czy o KK w całej Polsce). Z drugiej strony ten wysoki odsetek musi dziwić, jeśli zważymy, że środowisko kapłańskie en bloc bardzo dobrze znało “uroki” komunizmu, zapewne było w okresie edukacji w seminariach jakoś przygotowywane na ewentualne próby pozyskania przez wrogów KK, wreszcie własna droga do kapłaństwa wynikała jednak z jakiejś formy Bożego powołania i moralnego przygotowania do wejścia do stanu duchownego. Zakładam, że księżmi zostawali – moim zdaniem – ludzie o wysokich standardach etycznych i wyższej od przeciętnej moralności. Te cechy jednak nie zawsze – jak widać – skutecznie broniły prezbiterów przed współpracą z funkcjonariuszami reżimu komunistycznego.
Tytułem komentarza należy podkreślić, że wykaz poniższy nie pretenduje do żadnej oceny moralnej pozyskanych do współpracy księży. Często bowiem brak jest w zasobach archiwalnych IPN tzw. teczek pracy, które pozwoliłyby dokładnie prześledzić stopień szkodliwości poszczególnych OZI. Moje prace wszakże trwają.
Duchowni umieszczeni w poniższym zestawieniu zostali zarejestrowani przez struktury służb specjalnych PRL i posiadali wskazany status. Każdy z tych statusów związany był z wyrażeniem przez pozyskanego zgody na współpracę, nie jest możliwe (jak niektórzy TW się dzisiaj tłumaczą), aby OZI nie zdawało sobie sprawy z roli, jaką odgrywa!
Wg zgodnych i niepodważalnych opinii IPN wszyscy poniżsi kapłani musieli być “świadomymi i tajnymi informatorami i wykonawcami zleceń służby bezpieczeństwa”.
Wszystkie dane z poniższego zestawienia zostały udostępnione przez Oddziałowe Archiwum IPN w Poznaniu.

dr Krzysztof Borowiak, 28 czerwca/11 listopada A.D. 2018



© dr Krzysztof Borowiak
22 lipca 2019
źródło publikacji: „Problem lustracji Kościoła w Polsce – dr Krzysztof Borowiak”
www.Bibula.com




Lista księży zarejestrowanych w aktach SB PRL [plik PDF - Autor]
        (wg Rocznika Archidiecezji Poznańskiej na rok 1986)
Lista księży zarejestrowanych w aktach SB PRL [plik PDF - kopia zapasowa ITP²]





Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2