OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Tak to się dziwnie plecie...

Zupełnie przypadkiem trafiłam w kanale „Kultura” na wspomnienia reżysera filmowego Tadeusza Jaworskiego, których wysłuchałam z najwyższa ciekawością przede wszystkim dlaczego, że zapamiętałam to nazwisko z rodzinnych wspomnień. Otóż mój brat cioteczny, Marian Ussorowski wywodzący się z porządnej kresowej rodziny nie wiadomo dlaczego zdecydował się po studiach w Akademii Sztuk Pięknych w Trójmieście , studiować w łódzkiej filmówce. W tamtych czasach nasze rodziny starały się trzymać jak najdalej od tej zainstalowanej na sowieckich tankach „elity” kulturalnej. Brat opowiadał, że zaczepił go kiedyś na korytarzu uczelni młody Żyd i powiedział: „co ty tu robisz głupi goju, uciekaj stąd dopóki jeszcze możesz”. Był to Tadeusz Jaworski. Prawdę mówiąc dziwny wydawał mi się ton tej wypowiedzi, jej szczególna szczerość.
Otóż słuchając kilka dni temu wspomnień Jaworskiego odnalazłam ten sam ton i zrozumiałam, że w jego przypadku było to możliwe. Sam fakt tej rozmowy potwierdził Bogdan Poręba, który był jej świadkiem. Poręba nie był moim znajomym, spotkałam go przypadkiem na sympozjum poświęconym JOW, a o bracie wspomniałam mu tylko dla podtrzymania rozmowy.

To moja obsesja, lubię gdy wypełnia się maleńkimi fragmentami ten gigantyczny puzzle jakim są ludzkie losy. Brat ukończył studia, pracował przy filmach dokumentalnych, zrobił między innymi etiudę filmową do słynnego utworu Krzysztofa Pendereckiego „Tren ofiarom Hiroszimy”. Brat utrzymywał znajomość z Pendereckim gdy ten był pracownikiem krakowskiej akademii muzycznej, mieszkał po rozwodzie gdzieś pod Krakowem i klepał biedę. Potem wywalili go z Akademii Muzycznej, jego twórczość nie cieszyła się powodzeniem. Wszystko zmieniło się po sukcesie „Pasji według Św. Łukasza”. Dzieło to powstało z okazji 700-lecia katedry w Münster, w której 30 marca 1966 roku odbyło się prawykonanie utworu. Osobiście poznałam Pasję podczas jej pierwszego wykonania w Collegium Maius w Krakowie. Jechaliśmy specjalnie tylko na ten koncert po to żeby wrócić nad ranem do Warszawy. Nie pamiętam daty ale musiał to być maj bo pachniały bzy, chóry były rozstawione po krużgankach, pojawił się księżyc. Coś wspaniałego.

Zabawne, ale dwór w Lusławicach w którym Pendereccy urządzili swoje centrum muzyczne należał kiedyś do rodziny przyjaciół mego ojca. Pendereccy kupili go podobno od prywatnego właściciela. Kim był ten właściciel i jak wszedł w posiadanie dworu nie wiem i zapewne już nie ustalę. Ojciec od dawana nie żyje, Pendereckich nie znam i nie poznam. Za wysokie progi na moje nogi. Ten temat jest ślepą uliczką mojej prywatnej opowieści szkatułkowej czyli opowieści rozwijającej się jak „Rękopis znaleziony w Saragossie”. Wystarczy po przypadkowo złapanej nitce dotrzeć do pierwszej szufladki, a pojawią się kolejne, wzajemnie powiązane.

Wróćmy do Jaworskiego. Wyjątkowo rzetelnie i uczciwie relacjonuje w jaki sposób stał się posiadaczem nazwiska które nosił do końca życia i jakich starań musiał dokonać w czasie okupacji znajomy ksiądz żeby dla ratowania rodziny Tadeusza przed Niemcami wyrobić im tak pewne aryjskie papiery. Niezwykle rzetelnie opisuje też sprawę wyjazdów swoich pobratymców na zachód w 1968 roku: „Aż przebierali nogami żeby wyjechać, zabierali przecież cały majątek”. Choć jak wiemy wielu było takich, którzy nie wyjechali a ich jak Tadeusza „wyjechano”, doskonale pamiętam tamtą atmosferę. Nie wolno jednak o tym mówić, żeby nie zasłużyć na miano żydożercy. Jaworski jednak mówi, przypomina historię hrabiego Andrzeja Platera (rodzina Emilii Plater), który udając Żyda chciał wydostać się na Zachód. Jego podanie przyjęto, ale potem wezwano go na przesłuchanie. Zapytany, dlaczego podaje się za Żyda, oświadczył, że jeśli mogą być Polacy żydowskiego pochodzenia, to mogą być też Żydzi pochodzenia polskiego, i to jest właśnie jego przypadek.

Następny szufladkowy wątek to sprawa niejakiej Rity Radkiewiczowej, żony niesławnego ministra spraw wewnętrznych, która była dyrektorem Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Jaworski zupełnie bezceremonialnie powiada, że gdyby ogłaszano castingi na brzydotę Rita Radkiewicz wygrywałaby je za każdym razem. Brzmi to bardzo nieelegancko, szczególnie w ustach mężczyzny i dziś pani Radkiewicz wywalczyłaby w sądach (jak niektóre współczesne polskie damy mediów) obowiązek dobrego wyrażania się na temat jej urody. Ja wysłuchałam opinii Jaworskiego z niekłamaną przyjemnością. Radkiewicz stanęła tylko raz na mojej drodze i o ten jeden raz za dużo. Otóż uczennicą liceum imienia Narcyzy Żmichowskiej, w którym pracowałam, była córka Radkiewiczów, osoba chyba nieszkodliwa, bo nie zapamiętałam ani jej imienia ani wyglądu. Wyrzuciłam ją kiedyś z klasy za uporczywe gadanie (będąc zresztą w tej klasie na zastępstwie), a następnego dnia na schodach szkoły spotkałam wydzierającego się pod moim adresem czarnego potwora : „Jak długo to nieszczęsne dziecko będzie płacić za grzechy swoich ojców?”. Pamiętam, że przeleciało mi w pomieszaniu przez myśl, że matka, która twierdzi, że jej dziecko ma wielu ojców musi być zwolenniczką telegonii. Opanowawszy się odesłałam babsko do kuratorium. Była to Radkiewiczowa we własnej osobie. Złożyła potem donosy wszędzie gdzie się dało. Pamiętam, że naiwne koleżanki z pracy oburzały się formą w jakiej Radkiewiczowa została zwolniona z Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Podobno wywieziono ją na taczkach, oczywiście w wyniku antysemickich czystek. Kiedy mówiłam, że nic mnie to nie obchodzi, a nawet się cieszę, że wytwórnia pozbyła się monstrum, były bardzo zgorszone. Zdumiewające było, że ktoś każe mi roztkliwiać się nad katem i potworem tylko dlatego że ten potwór nie dostał na pożegnanie kwiatków i zegarka z dedykacją, byłam jednak w tym swoim mniemaniu odosobniona. Rodziła się właśnie polityczna poprawność zakazująca mówienia prawdy o pewnych sprawach. Wspomnienia Jaworskiego przywróciły mi poczucie rzeczywistości.

Po raz pierwszy spotkałam się z uczciwymi wspomnieniami Żyda dotyczącymi tych lat i to jest dużo.


© Izabela Brodacka Falzmann
16 czerwca 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl





Ilustracja © brak informacji (Tadeusz Jaworski w Kanadzie / za: Canadian Film Centre / www.cfc.ca)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2