Dziś decydujący dzień Powstania. Rano (ustalono, że będa dwie dziennie) narada u śp.gen.Tadeusza Komorowskiego ps.”Bór”. Nie zapada decyzja o Powstaniu – wręcz przeciwnie „Bór” zarządził utrzymanie pogotowia bojowego oraz odłożenie decyzji do czasu wyjaśnienia sytuacji na froncie. Jak podaje śp.Jan Matłachowski, członek prezydium Rzadu Jedności Narodowej, “Bór” oznajmił przy tym:
“Muszą minąć co najmniej dwa tygodnie, by mozna było decydować o własciwym czasi podjęcia walki w stolicy. Sowieckie bowiem linie komunikacyjne na skutek nieslychanie szybkiego przebiegu ofensywnych działań już się zbytnio wydłużyły. Musi to rodzic trudności w zaopatrywaniu sowieckiego frontu w amunicję i paliwo. Trzeba się liczyć z tym, że ofensywa utknie na jakiś czas. [ Utknęła na pół roku, ruszyła dopiero cztery miesiące po upadku Powstania – JKM] Musimy czekać na wyjaśnienie sytuacji”
Termin następnej narady wyznaczono na 18.00
I teraz następuje coś zdumiewającego.
W lokalu zostaje „Bór”, gen.Tadeusz Pełczyński i gen.Leopold Okulicki. I rozmawiają przez trzy godziny.
Tu trzeba koniecznie naświetlić sylwetkę „Niedźwiadka”.
Dobry oficer, członek tajnych struktur, wpadł we Lwowie w ręce NKWD. Był komendantem Związku Walki Zbrojnej [pod okupacją sowiecką] pod ps. „Mrówka”. W/g Wikipedii “Został aresztowany w nocy z 21 na 22 stycznia 1941 roku przez NKWD i wywieziony do Moskwy, gdzie osadzono go w więzieniu Lefortowo. Wraz z nim aresztowano jego łączniczkę płk Bronisławę Wysłouchową ps. Biruta. W więzieniu na Łubiance był przesłuchiwany osobiście przez Iwana Sierowa. W czasie przesłuchania prowadzonego przez gen. Sierowa otrzymał propozycję współpracy, pozostania na swoim stanowisku i utrzymania ZWZ we Lwowie pod kontrolą sowiecką. Zdecydowanie odmówił. Śledztwo na Łubiance w Moskwie trwało pięć miesięcy. Po okazaniu mu przez NKWD szczegółowych danych o strukturach ZWZ, sięgających Komendy Głównej, Okulicki próbował rozgrywki. Przekonywał, że miał zadanie prowadzenia wyłącznie antyniemieckich działań. Zgodził się na udzielenie informacji o Niemcach. Za to miał być wysłany do „Rakonia”, pseudonim gen. Stefana Roweckiego, z posłannictwem zakończenia walki ZWZ z ZSRS i podjęcia wspólnych działań przeciw Niemcom. Ryzykowna gra była skończona, gdy NKWD rozszyfrowało znaleziony przy „Birucie” B. Wysłouchowej raport „Mrówki” dla „Rakonia” Roweckiego. Wynikało z niego, że działalność „Mrówki” Okulickiego we Lwowie była prowadzona przeciwko ZSRS. Generał został przeniesiony do więzienia Lefortowo. Przeżył tam 35–dniowe śledztwo, tortury, w tym konwejer, czyli przesłuchania ciągłe bez możliwości snu oraz przebywanie w celi z mocnym oświetleniem elektrycznym przez całą dobę. Po śledztwie pozostały mu choroby serca i osłabienie wzroku. Jak stwierdził Janusz Kurtyka: „Zachowywał się z godnością”. Nikogo nie wydał. Nie ujawnił haseł, twierdząc, że je zapomniał.
Inne informacje podaje Jan M. Ciechanowski stwierdzając, że płk Okulicki „przedstawił NKWD, ponoć we własnym i własnoręcznie spisanym zeznaniu z 4 maja 1941 roku, genezę Służby Zwycięstwu Polsce (SZP) i Związku Walki Zbrojnej (ZWZ) oraz jego statut, organizację, zadania, plany i obsadę jego Komendy Głównej w Warszawie, łącznie z prawdziwymi nazwiskami i pseudonimami jej czołowych osobistości wraz z jego o nich opiniami. […] Podawał też NKWD adresy kwater kontaktowych Komendy Głównej ZWZ w Warszawie […]. Poza tym […] przedstawił władzom sowieckim […] jego ocenę ówczesnej sytuacji międzynarodowej oraz wnioski z niej wypływające, które przemawiały, w jego opinii, za podjęciem przez ZWZ współpracy z ZSRS” Okulicki twierdził, że wiele tych nazwisk, pseudonimów oraz różnego rodzaju informacji dotyczących ZWZ i obsady jego Komendy Głównej NKWD znało już przed złożeniem przez niego własnego zeznania, co jest prawdopodobne. Również Andrzej Leon Sowa podaje, że własnoręczne zeznanie Okulickiego “zawiera między innymi prawdziwe nazwiska i charakterystyki znanych mu członków Komendy Głównej ZWZ w Warszawie podobnie jak i obsadę personalną okręgu ZWZ w Łodzi z okresu kiedy nim dowodził. (…) Zeznanie Okulickiego jest niezwykle dokładną relacją z jego działalności oraz prezentuje wiedzę, jaką miał o konspiracji, a po skonfrontowaniu z innymi źródłami i literaturą przedmiotu także dzisiaj wydaje się w pełni wiarygodne.”. Jerzy Węgierski stwierdził, że Okulicki „działał w dobrej wierze, przekonany o słuszności swoich poglądów. Nie wiedział o Katyniu”.
Generałowie Anders i Sosnkowski nie wiedzieli wtedy, że Okulicki sypał. Oficer, który przez pół roku przebywał w łapskach NKWD powinien jednak być traktowany podejrzliwie i nie zajmować się niczym, co miałoby bezpośredni związek z Sowietami – na przykład armią na Zachodzie. Tymczasem śp.gen.Kazimierz Sosnkowski powierza Mu tajną misję do Kraju polecając powstrzymać AK od organizacji powstania w Warszawie.
Tymczasem Okulicki (tym razem pod ps.”Kobra”) w Warszawie nic innego nie robi, tylko manipuluje by doprowadzić do wybuchu. Kłamie, że z Zachodu przyjdzie „oczywiście” znaczna pomoc. Knuje spisek, by w razie oporu obalić „Bora” i ogłosić się Komendantem Głównym AK.
O czym ci trzej Panowie rozmawiali przez trzy godziny – nie wiemy. Matłachowski nie widzi innego wyjaśnienia: musieli „Bora” czymś szantażować.
Wracamy do zdarzeń w/g Wikipedii: „ Około 17.30 [w/g Matłachowskiego ok. 17.tej] w lokalu kontaktowym pojawił się pułkownik „Monter”, który poinformował oczekujących już – Tadeusza Bora-Komorowskiego, Tadeusza Pełczyńskiego, Leopolda Okulickiego i Janinę Karasiówną, że Armia Czerwona wyzwoliła Radość, Miłosnę, Okuniew, Wołomin i Radzymin, a sowieckie czołgi były widziane na Pradze. Pod wpływem tych meldunków generał „Bór” poprosił Delegata Rządu na Kraj o pilne przybycie na odprawę. Delegat Jankowski pojawił się po upływie ok. 30 minut. „Bór” zreferował mu meldunek „Montera” i poprosił o ostateczną decyzję. Wysłuchawszy argumentów obecnych na spotkaniu oficerów delegat Jankowski wydał zgodę na rozpoczęcie powstania. Generał „Bór” wydał następnie pułkownikowi „Monterowi” rozkaz rozpoczęcia akcji zbrojnej w Warszawie następnego dnia, tj. we wtorek, 1 sierpnia 1944 r., o godz. 17.00.
Decyzja zapadła około godziny 18.00. Pułkownik Józef Szostak ps. „Filip” (szef oddziału operacyjnego), pułkownik Kazimierz Iranek-Osmecki ps. „Heller” i pułkownik Kazimierz Pluta-Czachowski ps. „Kuczaba” (szef wydziału łączności) przybyli na odprawę wkrótce po jej podjęciu [??? – odprawa się skończyła przed terminem jej rozpoczęcia – JKM] , gdy na miejscu pozostawał już tylko generał Komorowski, a pozostali uczestnicy się rozeszli. Nowo przybyli oficerowie uzmysłowili „Borowi”, że sytuacja na froncie zaczęła się komplikować. Niemiecka panika w mieście została bowiem opanowana, a 31 lipca rozpoczął się niemiecki kontratak na przedmościu warszawskim. Pułkownik Iranek-Osmecki uznał meldunek „Montera” za przesadzony. Z jego informacji wynikało, iż w rejonie Jabłonna-Wyszków koncentrowała się do bitwy niemiecka 19. Dywizja Pancerna, podczas gdy przedmoście trzymało się i nie było mowy o jego ewakuacji przez Niemców. Przybyły jako ostatni pułkownik Pluta-Czachowski zameldował z kolei „Borowi”, że rozpoczęło się już niemieckie przeciwuderzenie z rejonu Modlina. W tych okolicznościach wkroczenie Armii Czerwonej mogło nie nastąpić tak szybko, jak to zakładano w momencie podjęcia decyzji o rozpoczęciu zrywu zbrojnego w stolicy. Trudno było także oczekiwać, że Niemcy opuszczą miasto bez większych walk.
Zdaniem „Bora” było już jednak zbyt późno, aby odwołać powstanie bez narażania stołecznych struktur AK na chaos i dekonspirację. Komendant główny był bowiem przekonany, że „Monter” zdążył już wydać oddziałom AK rozkaz o rozpoczęciu powstania. [Ale poprzedni alarm „Montera” jakoś odwołał – JKM] ]. Ponadto generał „Bór” utrzymywał po latach, że: „Iranek-Osmecki po południu 31 lipca nic nowego do zameldowania nie miał i nic dodatkowego nie wniósł”, natomiast meldunek „Kuczaby” – oficera, w którego zakresie obowiązków nie znajdowały się zadania wywiadowcze – nie mógł być uznany za wiarygodny i nie miał tej samej wagi co meldunek »Montera«”.
Już w tej chwili właściwie 200.000 ludzi poszło do piachu.
Jakie mogły być motywy działania gen.Okulickiego?
Przypominam: już prawie 30 lat temu, gdy w Rosji po rozpadzie ZSRS panował bałagan, jakiś pułkownik chyba KGB poinformował mnie, że wśród decydentów na tej naradzie było dwóch agentów NKWD. Nazwisk albo nie chciał podać, albo po prostu ich nie znał.
Jest bardzo prawdopodobne, że jednym z nich był gen.Okulicki.
Oczywiście możliwa jest inna interpretacja. Torturowany przez NKWD Okulicki chce dokopać Sowietom i robi to powstanie rozumując jak poczciwy „patriota”. Tylko gen.Okulicki durniem nie był – i powinien się zastanowić, dlaczego radio MOSKWA wzywa do powstania…
Ciekawe są okoliczności „śmierci” Okulickiego.
Otóż wbrew wyraźnemu zakazowi gen.Andersa przyjął On zaproszenie gen.Jana Sierowa i w efekcie wylądował znów na Łubiance i został skazany w „procesie szesnastu”, gdzie zachowywał się wręcz butnie. Po czym zniknął – w dzień Wigilii 1946 roku.
W/g Sowietów zmarł w szpitalu, gdzie „nie można było Go operować”. Natomiast według współwięźniów został zamordowany. I są na ten temat dwa absolutnie wiarygodne świadectwa.
Tyle, że ze sobą sprzeczne.
W/g jednego z Jego celi rozległ się przeraźliwy krzyk „jak gdyby Go duszono” [??? – JKM] . Według drugiego został wyprowadzony z celi na rozstrzelanie.
A ja stawiam hipotezę, że NKWD swojego agenta w nagrodę za wykonane usługi wywiozło do jakiegoś Kirgistanu, gdzie sobie spokojnie mieszkał. Mógł się zresztą jeszcze przydać – z tak piękną kartą, jak godne zachowanie się na procesie w Moskwie.
Ciała innych skazanych są. A ciało Okulickiego – dziwnym trafem – „zostało spopielone”.
☞ „Kronika Powstania Warszawskiego” – pozostałe części
Ilustracja © NPTV / Niezależna Polska TV - www.nptv.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz