Trwają gorączkowe narady w dowództwie AK. Trwa nakazana przez „Londyn” akcja „Burza” (polegająca na dywersji w całym kraju – głównie przeciwko liniom komunikacyjnym) – ale co z Warszawą? Narady odbywają się dwa razy dziennie – a w międzyczasie dwaj najwięksi zwolennicy powstania, gen.Leopold Okulicki i gen.Tadeusz Pełczyński, naradzali się, jak skłonić „Bora” do podjęcia ostatecznej decyzji. Pretekstem stało się zarządzenie gubernatora Fischera, by 100.000 mężczyzn stawiło się do prac przy sporządzaniu umocnień; Niemcy przy tym mało grozili – raczej odwoływali się do walki z bolszewikami w 1920 roku i wspólnoty cywilizacji zachodniej przeciwko barbarzyńcom. Odzew był mały, stawiło się do pracy ok. 40.000 ludzi (polska propaganda twierdzi, że „nie stawił się nikt”) – ale Niemcy nie odpowiedzieli na to żadnymi represjami. „Monter” więc samowolnie ogłosił alarm – którego, przypominam, zgodnie z przyjętym postanowieniem, nie można było odwołać. Na szczęście ogłosił go ok. 19.tej – i zanim łącznicy ruszyli w teren, rozpoczęła się godzina policyjna. Żołnierze ruszyli do punktów zbiórki – ale dopiero rano i „Bór” zdążył alarm odwołać.
Jednak na punktach zbiórki już nie tylko kierownictwo, ale sami żołnierze przekonali się, że broni jest jak na lekarstwo. Być może to jest przyczyną, że 1 sierpnia zamiast 43.000 zaprzysiężonych żołnierzy do walki stawiło się ok. 23 tysięcy.
Alarm i jego odwołanie miały jednak pewien pozytywny skutek: agenci niemieccy donieśli Fischerowi, ze powstanie na pewno wybuchnie 28.go. Ponieważ nie wybuchło, 31.go Niemcy nie uwierzyli doniesieniom, że wybuchnie 1-VIII.
☞ „Kronika Powstania Warszawskiego” – pozostałe części
Ilustracja i wideo © NPTV / Niezależna Polska TV - www.nptv.pl / za: www.youtube.com/user/nptvpl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz