Kulisy tajnej dyplomacji
Ujawnienie notatki z rozmowy pana ambasadora Jacka Chodorowicza, pełnomocnika ministra spraw zagranicznych RP z panem Thomasem K. Yazdgerdim, specjalnym wysłannikiem Departamentu Stanu USA i przewodniczącym delegacji USA w IHRA (International Holocaust Remembrance Alliance), wywołało spory rezonans w opinii publicznej.
Tymczasem z notatki wynika, że rozmowa, jaka odbyła się 25 października ub. roku nie była bynajmniej pierwszym takim spotkaniem. Poprzednie miało miejsce 22 stycznia ubiegłego roku, kiedy w Kongresie USA trwały prace nad ustawą nr 447, a Polonia Amerykańska podjęła desperacką próbę niedopuszczenia do uchwalenia tej ustawy. Z tamtej rozmowy też została sporządzona podobna notatka, ale jej treść jest nieznana. Być może takie rozmowy miały miejsce już wcześniej, ale we wspomnianej notatce nie ma o tym wzmianki.
Ponieważ „nie jest światło, by pod korcem stało”, tedy publikuję pełną treść notatki sporządzonej przez pana ambasadora Jacka Chodorowicza. Została ona sporządzona 29 października ub. roku. Została ona rozesłana do licznych osobistości w państwie, co oznacza, że były one zainteresowanej jej otrzymaniem i – po drugie – że były świadome sytuacji tam opisanych. Ze strony polskiej notatkę otrzymał pan minister SZ Jacek Czaputowicz, pan marszałek Adam Bielan, pan minister M. Dworczyk, pan min. W Kolarski, pan min. J. Sellin, pan min. P. Jaki,, pan min. Szczęch, pan dyrektor M. Korowajczyk z KPRM, pan dyr. A Rudnicki z MSWiA oraz pani dyr. A. Dałkowska z Ministerstwa Sprawiedliwości. Ponadto notatka została przekazana „Clarisem szyfrowanym” do Ambasady RP w Tel Awiwie oraz do Ambasady RP w Waszyngtonie.
Pan ambasador pisze:
„25 października br. w MSZ odbyło się spotkanie amb. Jacka Chodorowicza (Jch), pełnomocnika Ministra SZ ds. kontaktów z diasporą żydowską i przewodniczącym polskiej delegacji w IHRA, z jego amerykańskim odpowiednikiem, Thomasem K. Yazdgerdim (TKY), specjalnym wysłannikiem Departamentu Stanu USA ds. Holokaustu i przewodniczącym amerykańskiej delegacji w IHRA. Było to jedno ze spotkań TKY towarzyszących delegacji na posiedzenie Komitetu Międzynarodowego Fundacji Auschwitz-Birkenau 26 października br. - poprzednia wizyta TKY przypadła na styczeń 2018 r, tuż przed przyjęciem przez Sejm RP nowelizacji ustawy o IPN. Rozmowa, zgodnie z wyraźnie wyrażoną intencją TKY, dotyczyła głównie kwestii restytucyjnych i oceny aktualnej sytuacji w tym zakresie z perspektywy amerykańskiej i polskiej, choć na marginesie sygnalizowane były również inne kwestie z zakresu tematyki żydowskiej w stosunkach polsko-amerykańskich.
(strona 2 notatki) Główny kontekst rozmowy o kwestiach restytucyjnych stanowiło wejście w życie amerykańskiej ustawy JUST zobowiązującej Sekretarza Stanu USA do monitorowania w poszczególnych państwach kwestii związanych ze zwrotem mienia utraconego podczas II wojny światowej, a także zagrabionego przez władze komunistyczne pod kątem realizacji celów określonych w Deklaracji Terezińskiej z dnia 30 czerwca 2009 roku w sprawie mienia okresu Holokaustu i związanych z tym zagadnień, przyjętej przez 46 państw (w tym przez Polskę). (w tym miejscu jest odsyłacz do przypisu umieszczonego u dołu strony, wskazujący na adres internetowy, pod którym tekst Deklaracji jest dostępny oraz zawierający krótkie jej omówienie).
W dalszej części są wymienieni uczestnicy spotkania ze strony polskiej i amerykańskiej. Ze strony polskiej w spotkaniu uczestniczyli: Ambasador Jacek Chodorowicz, Anna Perl (dyrektor DA MSZ), Sławomir Majszyk (zastępca dyrektora DPT MSZ), Patrycja Ozcan-Karolewska (z-ca dyrektora DABW MSZ), Alicja Rakowska (radca w DA MSZ) oraz Jan Łazicki (główny specjalista DDPK MSZ). Ze strony amerykańskiej uczestniczyli: Thomas K. Yazdgerdi oraz Steven A.C.Bremner – sekretarz ds. praw człowieka sekcji politycznej Ambasady USA w Warszawie.
Przebieg rozmowy 1.Thomas K. Yazdgerdi: a) w kwestii restytucji i dotyczącego jej raportu wynikającego z ustawy JUST: - przypomniał, że zgodnie z zapisami ustawy JUST, Sekretarz Stanu USA ma obowiązek nie później niż w ciągu 18 miesięcy po wejściu w życie tej ustawy, tj. w październiku 2019 r. przedstawić właściwym komisjom Kongresu stosowny raport. Zaznaczył jednocześnie, że z uwagi na fakt, iż jego kadencja kończy się w
(w tym miejscu rozpoczyna się str. 3 Notatki) sierpniu 2019 r., zamierza zakończyć prace nad raportem jeszcze przed tą datą. Główne novum ustawy polega na wprowadzeniu stałego obowiązku informowania o przebiegu restytucji w krajach, które przyjęły Deklarację Terezińską. Raport ten ma zawierać ocenę i opis charakteru/zakresu ustawodawstw krajowych dot. identyfikacji i zwrotu niesłusznie przejętego majątku w czasie Holokaustu oraz informację nt. zgodności ustawodawstw krajowych z celami (goals and objectives) Deklaracji Terezińskiej z 30 czerwca 2009 r. - podkreślił, że sam ten raport będzie w pełni pokrywał się z zakresem Deklaracji Terezińskiej, a więc nie tylko kwestii restytucyjnych. Jako na szczególnie ważny aspekt wskazał zaangażowanie krajów w upamiętnienie Holokaustu i jego ofiar;
– zaznaczył, że to, co dla strony amerykańskiej jest najbardziej istotne w odniesieniu do kwestii restytucji, to przede wszystkim zagwarantowanie symbolicznego zadośćuczynienia jeszcze za życia ostatnich Ocalałych z Holokaustu;
– konsekwentnie podkreślał, że zdaje sobie sprawę, iż sprawa restytucji musi być rozpatrywana w horyzoncie czasowym 2019 r. jako roku wyborczego w Polsce z podstawowym terminem w postaci wyborów do parlamentu na jesieni 2019 r.;
– podkreślił, że strona amerykańska jest zainteresowana, aby w okresie do wyborów parlamentarnych w Polsce, a jednocześnie do momentu przekazania do Kongresu raportu w ramach ustawy JUST, strona polska w konkretny sposób posunęła kwestię restytucji do przodu;
– postęp w kwestii restytucji zdefiniował jako przystąpienie przez stronę polską do procesu prowadzącego do definitywnego rozwiązania kwestii restytucji, który to proces z kolei rozumiał, jako podjęcie rozmów z przedstawicielami społeczności żydowskich, przede wszystkim negocjacji o charakterze finansowym mających na celu ustalenie konkretnych kwot możliwych rekompensat, które, jego zdaniem, mogą mieć częściowy charakter;
– podkreślił, że strona amerykańska nie oczekuje i nie spodziewa się działań legislacyjnych w określonym wyżej horyzoncie czasowym, natomiast uważa za możliwe konkretne rozmowy i działania nie mające wymiaru publicznego i formalnego;
– podkreślił, że zgadza się z marszałkiem Adamem Bielanem, który w odbytej z nim rozmowie zaznaczył, iż kwestie restytucyjne wymagają odpowiedniego przygotowania politycznego – zdaniem TKY ważnym elementem takiego przygotowania jest zmiana postrzegania kwestii restytucji jako dotyczącej wyłącznie Żydów i mienia żydowskiego, podczas gdy dotyczy ona znacznie większej grupy osób i kategorii;
– kilkukrotnie wracał do przykładu restytucji mienia żydowskiego w Austrii (przyjęcie z góry konkretnych maksymalnych sum rekompensat w wymiarze tak całościowym, jak i indywidualnym), zaznaczając, że uważa to za dobrą analogię, choć nie przesądza, ze do warunków polskich lepiej pasowałoby inne rozwiązanie. Za kluczowy moment uważa określenie przez stronę polską konkretnej, maksymalnej kwoty ewentualnych zwrotów, która będzie punktem wyjścia do dalszych negocjacji. Przyznał, ze spodziewałby się niełatwych (w tym miejscu rozpoczyna się strona czwarta) negocjacji z przedstawicielami strony żydowskiej, oferując jednocześnie pomoc administracji amerykańskiej – bardzo przychylnej Polsce – w charakterze pośrednika i mediatora oraz wyrażając optymizm w zakresie ostatecznego osiągnięcia kompromisu;
– zastrzegł, że strona amerykańska wyklucza rozwiązania, które byłyby dla strony polskiej niemożliwe do wdrożenia ze względów budżetowych;
– odnosząc się do projektu ustawy reprywatyzacyjnej przygotowywanej w Ministerstwie Sprawiedliwości pod kierunkiem ministra P. Jakiego, powtórzył swoje zastrzeżenia sprzed roku, jako główne wady projektu wskazując: wykluczenie z grona uprawnionych osób nieposiadających aktualnie obywatelstwa polskiego oraz ograniczenie kręgu uprawnionych do najbliższych spadkobierców. Jednocześnie zaznaczył, że zapisany w projekcie maksymalny pułap zwrotu w postaci 20 % wartości utraconego mienia wydaje mu się konstruktywną propozycją wartą dalszej dyskusji;
– powtórzył swoją opinię wyrażoną na spotkaniu w MSZ w styczniu 2018 r., że pojawienie się projektu ustawy reprywatyzacyjnej min. P. Jakiego doprowadziło do „wypuszczenia dżina z butelki” w zakresie oczekiwań wobec strony polskiej, iż dokończy proces restytucji. Zauważył, że „takiego dżina bardzo trudno z powrotem schować”;
– jako odrębną, niełatwą kwestię wymagającą rozmów wskazał zwrot zagrabionych przez niemieckich nazistów dzieł sztuki;
– podkreślił, że kwestią restytucji w jednakowo dużym stopniu zainteresowane są obie główne partie w USA, zarówno Republikanie, jak i Demokraci.
b) w pozostałych kwestiach:
– podkreślił, że Polska jest ważnym i docenianym sprzymierzeńcem USA, powołując się jako na przykład na wywiad którego ambasador USA w Polsce G. Mosbacher udzieliła portalowi Onet dzień wcześniej, (w którym zadeklarowała, że kwestia wiz amerykańskich dla Polaków może być rozwiązana w 12-18 miesięcy);
– w odniesieniu do sprawy nowelizacji ustawy o IPN ocenił, ze kwestia jest w znacznej części (largely) rozwiązana;
– zaznaczając, że tą informacją podzielił się z nim na spotkaniu Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich, pokazał wydruk niedawnego wezwania do pobicia Rabina Boaza Pasha, zamieszczonego na internetowej stronie „Gazety Warszawskiej”. TKY n ie rozwijał tego tematu.
c) w odniesieniu do innych spotkań zaplanowanych w ramach swojej delegacji:
– podkreślał i wielokrotnie odwoływał się do spotkania z A. Bielanem, wicemarszałkiem Senatu;
– zaznaczył, że odwiedził Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN (prawdopodobnie wziął wraz z ambasador G. Mosbacher udział w uroczystym (w tym miejscu zaczyna się stroną 5) otwarciu międzynarodowej konferencji „Jak rozmawiać o Sprawiedliwych? Reprezentacja w kulturze, znaczenie w edukacji”, której głównym partnerem jest Ambasada USA);
– poinformował, że spotkanie z min. Kolarskim z KPRP z którym spotyka się zawsze przy okazji swoich delegacji, tym razem niestety nie mogło dojść do skutku z uwagi na nieobecność w Warszawie ministra;
– zapytany przez JCh poinformował, że nie zaplanował żadnego spotkania w Ministerstwie Sprawiedliwości, zaznaczając, iż odbył tam już spotkanie w styczniu 2018 r.;
– zapytany przez JCh poinformował, że nie zaplanował żadnego odrębnego spotkania z kierownictwem KPRM przy okazji posiedzenia komitetu FAB w siedzibie KPRM następnego dnia. Jednocześnie spytał, kogo JCh sugerowałby jako właściwego kompetencyjnie rozmówcę w KPRM.
Wśród wizyt odbytych przez TKY w ramach delegacji znalazła się też wizyta w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy. Termin delegacji, pierwotnie planowany wcześniej, został z inicjatywy TKY przesunięty na po wyborach samorządowych w Polsce.
2. Amb. Jacek Chodorowicz:
a) w kwestii restytucji:
– poinformował, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych opracowało Białą Księgę dotyczącą „problematyki mienia przejętego przez Polskę po II wojnie światowej oraz niektórych działań związanych z zadośćuczynieniem i upamiętnieniem ofiar wojny”. Zaznaczył, że jest to materiał o charakterze informacyjnym, jawnym, przedstawiający działania Polski m.in. w zakresie restytucji i ich uwarunkowania prawne. Zadeklarował, ze po zakończeniu trwającego tłumaczenia na język angielski Biała Księga zostanie przekazana w ręce Amb. G. Mosbacher;
– ocenił, że obraz sytuacji w zakresie resytucji w Polsce, jaki wyłania się z Białej Księgi jest zasadniczo dobry, zwłaszcza w porównaniu do innych krajów regionu znajdujących się w podobnej sytuacji;
– w pełni podzielił ocenę TKY, że tematyka restytucji w Polsce nie dotyczy jedynie mienia żydowskiego, ale mienia wszystkich osób uprawnionych, w tym takich kategorii osób, jak właściciele ziemscy, czy przemysłowcy. Mniej więcej 20 % szacowanej wartości potencjalnych roszczeń dotyczy majątku żydowskiego. JCh zauważył, że bardzo często się o tym zapomina;
– jako jeden z ważnych elementów Białej Księgi wskazał przedstawienie wielu działań z zakresu upamiętnienia Holokaustu i jego ofiar ( w tym edukacyjnych), których Polska podejmuje szczególnie dużo na tle innych krajów;
b) w pozostałych kwestiach:
– nawiązał do spotkania z TKY kilka dni wcześniej przy okazji posiedzenia w Rzymie przewodniczących delegacji krajowych w IHRA, raz jeszcze potwierdzając pełną zgodność z opinią TKY w odniesieniu do zasadności (w tym miejscu rozpoczyna się str.6 i ostatnia) utrzymania dwóch plenarnych spotkań IHRA w ciągu roku z uwagi na coraz poważniejsze zadania stojące przed tym Sojuszem;
– zasugerował rozmowę z min. M. Dworczykiem, szefem KPRM lub którymś z jego współpracowników;
– zdecydowanie potępił ewidentnie antysemickie publikacje „Gazety Warszawskiej” informując, że spotykają się one w Polsce z powszechnym oburzeniem wszystkich liczących się sił politycznych i są traktowane jako absolutny margines.
III. Wnioski:
– Oczekiwania ze strony amerykańskiej w zakresie restytucji mienia żydowskiego nie odbiegają w swojej formie od tych prezentowanych z różnym natężeniem i częstotliwością od lat. Ich istotą jest dążenie do wciągnięcia strony polskiej w proces negocjacyjny ze stroną żydowską na temat konkretnego wymiaru rekompensat;
– Strona amerykańska traktuje kwestie restytucyjne przede wszystkim jako część agendy politycznej z przedstawicielami rządzącej partii, toczących się w rytm kalendarza wyborczego. Z perspektywy strony amerykańskiej wiodącym partnerem w tych rozmowach sie jest administracja rządowa i służba zagraniczna, tylko kierownictwo polityczne koalicji rządzącej;
– Nie ma przesłanki, by sądzić, że zbliżające się wybory do Kongresu USA (midterms) i ewentualne przejęcie Izby Reprezentantów przez Demokratów mogłoby zmienić na lepsze aktualne proporcje między liczbą kongresmanów nieprzychylnych i przychylnych Polsce w kontekście restytucji mienia żydowskiego, co może mieć realne konsekwencje dla procedowania w Kongresie spraw istotnych dla współpracy bilateralnej polsko-amerykańskiej;
– Należy zauważyć, że strona amerykańska konsekwentnie współpracuje z Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i równie konsekwentnie podkreśla fakt tej współpracy.
Jacek Chodorowicz
Ambasador”
Projekt ustawy w sprawie żydowskich roszczeń
W związku z sytuacją zmierzającą do realizacji żydowskich roszczeń i w konsekwencji – do żydowskiej okupacji Polski – co p. Grzegorz Braun nazywa „wrogim przejęciem”, trzeba podjąć zaporową inicjatywę, która skomplikuje żydowskie za biegi i amerykańskie szantaże, a jednocześnie poprawi sytuację Polski, a nawet – sytuację rządu. Taką zaporową inicjatywą byłby projekt ustawy, który prezentuję poniżej:
Ustawa o ochronie własności Rzeczypospolitej Polskiej i własności obywateli polskich przed grabieżą
Art. 1.1. Zobowiązuje się Radę Ministrów do oświadczenia, że Rzeczpospolita Polska nie zadośćuczyni żadnym roszczeniom, kierowanym pod adresem Polski przez środowiska żydowskie, a odnoszącym się do tak zwanej własności bezdziedzicznej.
2.Oświadczenie, o którym mowa w ust. 1 powinno zostać ogłoszone niezwłocznie po wejściu w życie niniejszej ustawy.
Art. 2. Kto wbrew postanowieniu niniejszej ustawy podejmie próbę zadośćuczynienia w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej roszczeniom, o których mowa w Art. 1, albo podejmie próbę obejścia wynikającego z niej zakazu, podlega karze, jak za kradzież zuchwałą.
Art. 3. Ustawa wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.
Uzasadnienie
Jak wynika z notatki z rozmowy przeprowadzonej w dniu 25 października 2018 roku, celem żydowskich środowisk przemysłu holokaustu oraz celem amerykańskich szantaży jest wciągnięcie Polski do rokowań, które zakończyłyby się zadośćuczynieniem żydowskim roszczeniom odnoszącym się do tzw. „własności bezdziedzicznej”, o której mówi uchwalona w ubiegłym roku przez Kongres USA ustawa JUST. Zadośćuczynienie tym roszczeniom o nieustalonej wartości doprowadziłoby do przejęcia przez różne środowiska żydowskie na terenie Polski majątku wielkiej wartości, co zapewniłoby im zajęcie dominującej pozycji ekonomicznej, która przełożyłaby się na dominującą pozycję społeczną i polityczną. Naród polski we własnym kraju zostałby zdegradowany do III kategorii, bo pierwszą stanowiliby okupanci, drugą – kolaboranci, a reszta – trzecią. Jest to zatem największe zagrożenie, jakie zawisło nad państwem i narodem polskim od 1939 roku.
W tej sytuacji konieczne jest podjęcie środków nadzwyczajnych w postaci nakazania rządowi przez Sejm stanowczego oświadczenia, że Polska żydowskim roszczeniom odnoszącym się do tzw. własności bezdziedzicznej nie zadośćuczyni. Sankcja karna przewidziana w art. 2 ma na celu doprowadzenie do opamiętania wszystkich potencjalnych kolaborantów, a gdyby to nie poskutkowało - pozbawienie ich możliwości działania. Ustawa ta poprawi też sytuację rządu, który wobec zagranicznych partnerów Polski, a zwłaszcza – sojuszników naszego kraju – będzie miał ręce związane tą ustawą, co uniemożliwi wciąganie go w jakieś negocjacje.
Uchwalenie tej ustawy wymaga pojawienia się w Sejmie większości, która nie w retoryce i nie w deklamacjach, ale w konkretnym działaniu pokaże, że w obliczu ogromnego zagrożenia, jakie zawisło nad naszym państwem i narodem, potrafi zdobyć się na stanowczość i odwagę w jego obronie. Natomiast parlamentarzyści, którzy swego poparcia odmówią, udowodnią tym samym, że nie zasługują na zaufanie Polaków. Wreszcie odbywające się w Polsce i w Stanach Zjednoczonych demonstracje przeciwko rozbójniczemu wymuszeniu, udrapowanemu przez polskie władze w pozory legalności w postaci „kompleksowego ustawodawstwa”, powinny mieć konkretny cel polityczny. Tym celem może i powinno być masowe poparcie opinii publicznej dla tej ustawy.
Wchodzimy w czas amoku
Okres amoku, w jaki za sprawą partii politycznych głównego nurtu popada spora część społeczeństwa, właśnie się w naszym nieszczęśliwym kraju rozpoczął w związku z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Ten cały Parlament jest takim demokratycznym kwiatkiem do kooptacyjnego kożucha – bo w Unii Europejskiej, która stręczy oduraczonym i bez tego europejskim narodom demokrację – demokracja jest dozowana nader oszczędnie. Ponieważ jednak cynicy, nawet jeśli nie wierzą we własną propagandę, to jednak taką wiarę udają, to właśnie dlatego w Unii Europejskiej mamy Parlament. Nawiasem mówiąc, przykładem osoby, która absolutnie nie wierząc we własną propagandę, robiła wszystko, by stworzyć wrażenie, że nie tylko w nią wierzy, ale się nią przejmuje, była rosyjska imperatorowa Katarzyna II. Z pochodzenia Niemka ze Szczecina, w którym jej ojciec był dowódcą jakiegoś zakazanego pułku, została sprowadzona do Petersburga w charakterze narzeczonej cesarzewicza Piotra III, wariata w sensie medycznym, którego znosiła gwoli objęcia rosyjskiego tronu – oczywiście do czasu. Mimo, że jako „wolterianka” w żadnego Boga nie wierzyła, to natychmiast przeszła na prawosławie, ostentacyjnie wypełniając wszystkie przepisy swojej nowej religii, dzięki czemu prawosławne duchowieństwo stało się jej najwierniejszą agenturą. Potem kazała swego męża-półgłówka zamordować i odtąd już dla zdrowia i rozrywki korzystała z kochanków, rozmaitego zresztą sortu, co dało pruskiemu królowi Fryderykowi II okazję do sarkastycznej uwagi. Kiedy Katarzyna zapragnęła rozciągnąć swoją władzę również na Zatokę Złotego Rogu, by w ten sposób kontrolować Bosfor, powiedział podobno, że „już jej rogi huzarskie nie wystarczają”.
Czy nasi Umiłowani Przywódcy wierzą we własną propagandę? Mam nadzieję, że nie, że aż tacy głupi nie są, chociaż energicznie zachęcają do takiej wiary innych. Na przykład były minister obrony, spuszczony przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego z wodą w ramach „głębokiej rekonstrukcji rządu”, apelował do mojej uczciwości, w imię której powinienem uwierzyć, że interes Prawa i Sprawiedliwości jest identyczny z interesem Polski. Mam nadzieję, że Antoni Macierewicz – bo o nim mowa – sam w takie brednie nie wierzy, ale rozumiem, że zachęcanie do takiej wiary innych jest całkiem racjonalne, jako rodzaj moralnego szantażu.
Wracając do Parlamentu Europejskiego, to Polsce przydzielono tam około 50 mandatów, które są niezwykle lukratywnymi synekurami. Wbrew bowiem swojej nazwie, Parlament Europejski nie jest parlamentem w tradycyjnym sensie tego słowa, bo tylko przyklepuje decyzje Rady Unii Europejskiej, która jest głównym ośrodkiem władzy ustawodawczej UE oraz dyrektywy Komisji Europejskiej, która jest organem władzy wykonawczej UE. Nie muszę dodawać, że ani jeden, ani drugi organ posiadający rzeczywistą władzę nie pochodzi z powszechnego głosowania, tylko rekrutowany jest metodą kooptacji. Parlament Europejski zaś, ma legitymację demokratyczną, ale nie ma żadnej realnej władzy – uważam, że właśnie dlatego. Jeszcze tego brakowało, żeby IV Rzeszą rządziła ulica, albo jacyś prowincjusze, z dajmy na to, Psiej Wólki. Toteż parlamentarzyści europejscy mają prawo do wygłaszania dwuminutowych gniewnych przemówień. Mogą gromko zawołać: „Precz!” i „Niech żyje!” – a w środku wyjaśnić własnymi słowami, o co chodzi. Oprócz tego mogą uchwalać rezolucje, na przykład przeciwko trzęsieniom ziemi lub lodowcom, z czego podobnież chętnie korzystają. Najzabawniejsze zaś jest to, że parlamentarzyści europejscy mogą się łączyć w grupki („najpierw jest tak: tworzą się grupki, tutaj Tuwimy, tam Kadłubki, tu nacje te, tu te”) nie według przynależności państwowej, a więc nie według „nacji”, tylko według poglądów. Nie byłoby to może dziwne, gdyby nie okoliczność, że większość członków Parlamentu Europejskiego żadnych poglądów nie ma – bo gdyby było inaczej, to nigdy by się tam nie dostali. Owszem, są nieliczne wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę, że w demokracji politycznej poglądy raczej przeszkadzają. Zresztą, do tego, żeby mieć poglądy, potrzeba pewnego poziomu umysłowego, a z tym nie jest u naszych Umiłowanych Przywódców najlepiej. Jeśli nawet są inteligentni, a nie tylko sprytni, to starannie to ukrywają, zgodnie z dyrektywą rosyjskiego imperatora Piotra Wielkiego, który zalecał, by podwładny w obliczu przełożonego przybierał wygląd „lichy i durnowaty”, żeby swoją inteligencją przełożonego nie „peszył”. Za te wszystkie – co tu ukrywać – upokorzenia i gimnastyki – parlamentarzyści europejscy są hojnie wynagradzani. Z tego powodu partie establishmentu, czyli – jak się teraz mówi – „systemowe”, co to rozparły się w centrum politycznej sceny – traktują PE jako rodzaj politycznej emerytury – o czym świadczą listy wysuniętych przez nie kandydatów. Na tych listach są tzw. „byli ludzie”, którzy albo już się opatrzyli opinii publicznej, albo udowodnili swoją nieprzydatność do niczego innego, albo wreszcie – którzy pragną schronić się za murami immunitetu poselskiego przed kryminałem. Inaczej jest w przypadku ugrupowań, które na tę scenę próbuj się wedrzeć. Dla nich jest to ważny test popularności i dlatego starają się wysuwać na pierwsze miejsca list wyborczych najlepszych ludzi, jakich mają. Z tego powodu wydaje mi się, że właśnie oni zasługują na poparcie, a nie ci, którzy za wielkie pieniądze puszczaliby w europejskie fotele swoje „złote myśli”.
Tedy wchodzimy w etap amoku, czego ilustracją były przedwyborcze konwencje partyjne. Zacznę od partii rządzącej, której lider, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński podał ton, do którego trzeba się dostroić, nawijając o Unii Europejskiej i w ogóle – Europie. Dał mianowicie wyraz swojej miłości, a nawet zapamiętałości do „Europy” wmawiając swoim wyznawcom, że „przynależność do Unii Europejskiej jest wymogiem polskiego patriotyzmu”. Znaczy – kto ma wątpliwości, ten jest ruskim agentem – bo kto jest agentem niemieckim, ten żadnych wątpliwości co do przynależności Polski do Unii Europejskiej mieć nie może, to chyba jasne? Oczywiście pan prezes Kaczyński, który jest wirtuozem intrygi, co prawda z reguły potykającym się na końcu o własne nogi, niemniej jednak – opatrzył tę zasadę całym szeregiem uwarunkowań, że w Unii wszyscy muszą być „wolni”, „równi” i tak dalej. Niestety z traktatów, które tworzą Unię Europejską wynika coś całkiem innego. Po pierwsze, traktat z Maastricht, który wszedł w życie w 1993 roku, a więc na 10 lat przed referendum akcesyjnym w Polsce, zmienił formułę integracji europejskiej z konfederacji, to jest – związku państw, czyli sławnej „Europy Ojczyzn” – na federację, czyli państwo związkowe, w którym „ojczyzny” są już tylko częściami składowymi Eurokołchozu. Zatem głosując w referendum akcesyjnym w roku 2003 za Anschlussem, prezes Kaczyński doskonale wiedział, do czego Polskę wciąga i nawet – jako wirtuoz intrygi – chyba nawet przewidywał, czym to się musi skończyć. Podobnie musiał też wiedzieć, że traktat lizboński, który – zresztą do spółki z obozem zdrady i zaprzaństwa – w roku 2008 Polsce stręczył – amputuje naszemu krajowi ogromny kawał suwerenności, a może nawet całą suwerenność, a to m.in. z uwagi na ustanowioną tam tzw. „zasadę lojalnej współpracy” Stanowi ona, że państwa członkowskie muszą powstrzymać się przed każdym działaniem, które „mogłoby zaszkodzić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej”. Przed każdym działaniem, które władze UE – a więc np. Komisja Europejska – uzna za sprzeczne z celami UE. Kiedy zatem Komisja Europejska zaczęła Polskę przywracać do pionu zaprojektowanego w Berlinie, prezes Kaczyński zaczął przebąkiwać, że traktat lizboński „zagraża niepodległości” Polski. Ale to przecież on wisiał na telefonie, doradzając swemu mniej rozgarniętemu bratu, który w Brukseli, do spółki z „Pulardą”, czyli panią minister spraw zagranicznych Anna Fotygą ten traktat „negocjował”, co ma tam nawijać swoim partnerom. W rezultacie pani Anna przyjechała do Polski z radosna wieścią, że wszystkie nasze interesy zostały zabezpieczone, bo ktoś na korytarzu, między toaletą a schodami, takich gwarancji naszemu nieszczęśliwemu krajowi udzielił. W tej sytuacji pan prezydent Lech Kaczyński już z całkowitym spokojem mógł ten „zagrażający niepodległości Polski” – jak się potem okazało – traktat ratyfikować. Domyślam się jednak, że na użytek konwencji, której celem jest wprowadzenie nie tyle może działaczy – bo ci mają własne rachuby i widoki – ale wyznawców PiS, a prezesa Kaczyńskiego w szczególności – w stan amoku, o tamtych sprawach nie można wspominać, podobnie, jak nie można wspominać o zagrożeniu Polski żydowską okupacją w następstwie zadośćuczynienia „roszczeniom” odnoszącym się do tzw. „własności bezdziedzicznej”.
Z kolei konwencja wyborcza Koalicji Europejskiej pod batutą pana Grzegorza Schetyny, przechwalała się, że to ta koalicja, skupiająca również weteranów „nierozerwalnego sojuszu ze Związkiem Radzieckim”, zapewni Polsce w Europie „godne miejsce”. Obiecał to osobiście poseł Andrzej Grzyb, więc właściwie mamy to jak w banku. Toteż w tej sytuacji pragnienie by do konstytucji wpisać nierozerwalną przynależność Polski do UE, jest hasłem Polskiego Stronnictwa Ludowego pod przewodnictwem pana Kosiniaka-Kamysza. Ten przypadek powinni dokładnie przebadać weterynarze, bo można nabrać podejrzeń, że łajdactwo może być dziedziczne. Generalnie konwencja Koalicji Europejskiej koncentrowała się jednak na konkurencyjnym Prawie i Sprawiedliwości, podkreślając, że „PiS” jest „silny w gębie, zwarty przy żłobie i gotowy do ucieczki”. Widać wyraźnie, że Koalicja Europejska może się spierać z PiS-em już tylko o różnicę łajdactwa i że w tym sporze raczej przegrywa, bo lider tej formacji, pan Grzegorz Schetyna, wcale nie musi przybierać wyglądu „lichego i durnowatego”, tylko zachowywać się normalnie.
Na konwencji „Wiosny”, którą podejrzewam, że jest kolejnym wynalazkiem starych kiejkutów po „Ruchu Palikota” i „Nowoczesnej”, kokietował swoich zwolenników pan Robert Biedroń, ostentacyjny sodomita. Pan Biedroń przypominał rozwrzeszczanego lokaja, który zrobił wrażenie na bohatersko zmagającej się z upływem czasu pani Barbarze Labudzie, co to w swoim czasie związała się z sektą „Antrovis”, podobno w nadziei, że dzięki niej przeteleportuje się na Wenus i tam dopiero będzie dokazywać z kosmitami. Myślę, że w bliskości pana Biedronia też może doznać rozmaitych dreszczyków, bez konieczności kłopotliwej teleportacji. Tyle przeżyć, tyle wrażeń – a przecież to dopiero początek amoku.
© Stanisław Michalkiewicz
28 kwietnia - 1 maja 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
28 kwietnia - 1 maja 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz