OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Feminizm nie jest naturalnym wyborem kobiet

Liderzy ruchów feministycznych potrafią grać na emocjach i ciężkich przeżyciach kobietmówi Katarzyna Tryzno, publicystka, autorka bloga i kanału YouTube „Antyfeministyczna” w rozmowie z Łukaszem Żygadło.


Łukasz Żygadło:
— Na początku chciałbym się dowiedzieć, jak pani określa samą siebie. Czy jest pani kobietą walczącą z głupotą prezentowaną przez feministki, czy wręcz antyfeministką?

Katarzyna Tryzno:
— Ja nie lubię łatek. Nie lubię się określać. Nazwa bloga jest przekorna, miała ulec zmianie, jednak szybko się przyjęła i nie ingerowałam w ten temat. Prowadzę blog pod swoją twarzą i nazwiskiem od bardzo długiego czasu. Nie jestem przekonana, czy z czymś walczę… To jest raczej hobbystyczne prezentowanie poglądów, zupełnie odmiennych od poglądów mainstreamowych, które często wiązały się z moją działalnością w Stowarzyszeniu Koliber.
Uznaliśmy, że należy eksponować swoje opinie, nawet jeśli nie jest to zgodne z głównym nurtem zalewającym polskie media. Przyznam szczerze, że nie sądziłam, że to zbierze takie żniwo i będzie tak liczny odzew na moje publikacje. Zwykły blog urósł do rangi jakiejś walki, wojny…

— Dlaczego tak się stało?

— Głównie przez przeciwników, którzy zaczęli mnie atakować. Zaczęto traktować mnie jak prawdziwego wroga, poważne zagrożenie i właśnie to ukształtowało całościową działalność „Antyfeministycznej”.

— Czym według pani jest feminizm i dlaczego coś takiego się urodziło? Coś – w moim męskim przekonaniu – bardzo nienaturalnego…

— Właśnie. Tutaj jest pies pogrzebany, ponieważ feminizm nie jest naturalnym wyborem kobiet. To jest wykreowany ruch, który ma służyć interesom konkretnych ludziom i lobby, którzy chcą za pośrednictwem działań aktywistów, wpływających na zwykłych ludzi, ugrać jak najwięcej dla siebie. A jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze.

— Na czym robione?

— Na przykład na biznesie aborcyjnym albo na wyzysku kobiet. Dziś kobiety są w ujęciu feministycznym traktowane jak współczesny proletariat. Nie zmieniły się metody. Zmienili się tylko ludzie, a metody wpływu zostały takie same.

— Dlaczego kobiety wybierają feminizm jako drogę życia?

— Trudno jest mi powiedzieć, ponieważ mam wrażenie, że zasadniczo od innych kobiet nie różnię się aż tak bardzo. Jeżeli analizuję postacie rozmaitych aktywistek, to odnoszę wrażenie, że w dużej mierze są to kobiety rozczarowane własnym życiem. One są rozczarowane tym, że nie do końca odnajdują się jako kobiety w społeczeństwie, nie do końca potrafią sprostać pewnym wymaganiom, bo to nie jest tak, że mamy w społeczeństwie tylko przywileje i prawa, każdy z nas musi spełnić pewne zadania, żeby być dla społeczeństwa użytecznym.

— Czyli każdy z nas musi wykonać swoje zadanie?

— To okrutne, ale tak jest i musimy się z tym pogodzić.

— Czy mężczyźni przyłożyli rękę do powstania ruchu feministek? Na przykład poprzez swoje zachowanie, chęć posiadania władzy nad kobietą itd.

— Niekoniecznie. Ja nienawidzę odpowiedzialności zbiorowej. To jest okrutna metoda wywierania wpływu na ludzi. Nie mogą mężczyźni jako kolektyw być odpowiedzialni za ogół sytuacji. Nie mogą osoby, które jeszcze się nie urodziły, odpowiadać za jakiś problem sprzed lat. Jeśli chodzi o wyzwolenie kobiet, to bardziej wyzwolił kobiety rozwój technologiczny niż jakieś feministki i ich działalność. Nadawanie kobietom praw było jakby naturalną konsekwencją demokracji. Ponieważ to, że mężczyźni mieli szybciej i dłużej od kobiet prawa wyborcze – oprócz Polski, bowiem u nas wyglądało to inaczej w historii – wynikało tylko i wyłącznie z faktu, że demokracja przebiegała etapami. Mężczyźni mieli to prawo przed kobietami bardzo krótko, więc nie sądzę, żeby był to element decydujący o zwycięstwie mężczyzn nad kobietami.

— Uff, ulżyło mi, że nie ponoszę odpowiedzialności, jako przedstawiciel gatunku męskiego.

— W mojej ocenie to jest tylko fasada. Warto sobie uzmysłowić i dobrze zapamiętać, że większość szeregowych działaczy ruchów feministycznych czy aktywistek to nie są osoby jakoś konkretnie poinformowane odnośnie tego, co dzieje się na górze i jaka jest ich rola. To są osoby, u których gra się na emocjach. Odwołuje się do ich kompleksów czy trudnych przeżyć. A przecież ludzie są sumą swoich doświadczeń. Jeżeli jakaś kobieta miała w domu zły wzorzec np. w postaci ojca pijaka, który zdradzał matkę, albo sama spotykała się z różnymi mężczyznami i każdy z nich ją po prostu wystawił, to taka kobieta nabyła złe doświadczenia. W tym przypadku bardzo łatwo jest grać na jej emocjach.

— Czyli w pani ocenie „góra” ruchów feministycznych manipuluje dołem?

— Szeregowi działacze to osoby najbardziej zaangażowane emocjonalnie. Im wyżej, tym więcej chłodnej kalkulacji. Osoby kierujące działaniami doskonale zdają sobie sprawę z psychologii tłumu. Wiedzą, jak rozmawiać z ludźmi i przekonać ich do swoich racji. Oczywiście mają w tym interes. Po prostu.

— Podobno feministki groziły pani? W jaki sposób i o co chodziło?

— Ludzie w Internecie czują się bezkarni i anonimowi, groźby pod adresem światopoglądowych przeciwników wydają się standardem, natomiast nie spodziewałam się takich pomyj i gróźb pod moim adresem, które zbierałam na początku – szczególnie kiedy stronę prowadziłam jeszcze anonimowo. Niektórzy miotali się w amoku, usiłując mnie uciszyć, a ja im zrobiłam dowcip i zaczęłam publikować pod własnym nazwiskiem. Chyba zrozumieli, że się nie boję i że ich opór to budulec dla tak upartej osoby jak ja. Teraz to po prostu prymitywny atak ad personam, ale to już nie mój problem, a obraz rozmówcy

— Jak się pani podoba nowomowa dotycząca żeńskich końcówek? Była już „ministra”, w Warszawie w jednej z dzielnic jest „wiceburmistrzyni” itd…

— Ja nie sądzę, aby było to komuś potrzebne. Feministki dużo mówią o równości czy konieczności profesjonalizowania się. Jeśli ja idę do pracy, niezależnie od zawodu – czy jestem lekarzem, prawnikiem czy pilotem – moja płeć nie powinna grać roli w kwestii mojej fachowości. A tu się nagle okazuje, że płeć ma znaczenie, choćby w nazwie zawodu. Skoro ma być równo, to w ogóle możemy zrezygnować z damskiego i męskiego rozróżniania. Jedna nazwa może oznaczać zawód. I tyle.

— Czy walką o prawa kobiet jest na przykład walka o prawo do aborcji?

— Nie sądzę. Pierwsze emancypantki walczyły z aborcją. Zauważały, że jest ona elementem wykorzystywania kobiet przez mężczyzn, którzy wdają się z nimi w kontakty seksualne bez chęci brania odpowiedzialności za dzieci. Faktycznie, ideologicznie – jest to element wyzwolenia kobiet. Ale wyzwolenia od odpowiedzialności. Powtarzam: każdy z nas ma obowiązki. Niestety, nie każdy się jednak z nich wywiązuje. Cała otoczka wokół aborcji, stwarzająca pozór kobiet jako wiatropylnych istot, które nie miały wpływu na ciążę, one nie wiedziały, one nie chciały, podejmując się zachowań seksualnych (nie mówię tu o gwałcie), jest po prostu absurdalna. Nie ma przymusu wychowania dziecka ani zatrzymania dziecka po porodzie.

— Proponowałaby pani w takich przypadkach polecać urodzenie i adopcję?

— Tak. I to jest dobry argument dla prolajferów. Jednak warto się zatrzymać nad samym systemem adopcyjnym w Polsce. Co jest w nim nie tak? Dlaczego on tak słabo działa? Co robić z dziećmi, których sytuacja jest prawnie nieuregulowana, gdyż rodzice uciekli i nie można ich zlokalizować, a nie zrzekli się praw do dziecka? A właśnie argument dotyczący dobra dziecka, jego przyszłości jest najczęstszym powodem myśli aborcyjnych. Tylko zatwardziałe feministki traktują dziecko jak odpad niechciany, który można usunąć, i uważają to za swoje najświętsze prawo. Niestety większość kobiet daje się wciągnąć w grę na emocjach, polegającą na szafowaniu pojęciem dobra drugiej osoby.

— Czy właśnie to było powodem wielkiego sukcesu protestu parasolkowego w 2016 r., kiedy na ulice wyszła naprawdę duża grupa kobiet? Jak pani to wytłumaczy?

— Stałam w oknie, patrzyłam i myślałam:„Jezu, kolejna niedoinformowana idzie”. A wystarczyło podejść do większości z nich i zapytać, która przeczytała ustawę antyaborcyjną. Tego typu pospolite ruszenia są niczym więcej jak tylko obnażeniem niewiedzy i nieświadomości ludzi. Moje odczucie prywatne na temat wielu protestujących kobiet było takie, że gospodynie domowe, które do tej pory nie miały bladego pojęcia o polityce, nie interesowały się nią, dostały hasło: „Zabiorą nam prawa”, więc poleciały z garnkiem i durszlakiem na ulice, żeby czegoś bronić. Tu mamy odniesienie do wszystkich Polaków. Nie korzystają z przywilejów demokratycznych, nie chodzą na wybory i frekwencja jest niska, ale kiedy krzyknięto im hasło, że „zabiorą demokrację”, to powstał popłoch. Podobnie działała psychologia tłumu i owczy pęd, gdy dochodziło do „czarnych protestów”. Warto zauważyć, że w dalszym etapie ta duża grupa rozwarstwiała się.

— Jak?

— Okazało się, że w jednym szeregu idą osoby, które są za całkowitą liberalizacją aborcji w dowolnym momencie ciąży, idą osoby broniące kompromisu, które ogólnie aborcję uznają za zło poza kilkoma wyjątkami, były też osoby, które uważają, że aborcja tylko z gwałtu albo tylko w przypadkach skrajnie eugenicznych, kiedy prognozuje się śmierć dziecka zaraz po urodzeniu. W związku z tym pomimo palety niezgodności wszystkie osoby szły pod jednym szyldem. Skoro różne osoby miały różne cele, wiadomym było, że prędzej czy później to wszystko się rozsypie.

— Gdyby przez jeden dzień mogła pani być doradcą premiera Mateusza Morawieckiego, to co doradziłaby pani premierowi, żeby mógł zaskarbić sobie sympatię kobiet?

— To jest absolutna bzdura i już panu powiem dlaczego. Większość kobiet w ogóle nie interesuje się polityką.

— To sprecyzuję. Czy taka ustawa jak „Mama+” zakładająca emeryturę dla matek, które urodziły czwórkę dzieci, jest dobra i potrzebna?

— Odpowiem z mojej perspektywy i oczywiście zgodnie z moimi poglądami. Różne pomysły socjalne mocno nadwyrężają nasz budżet. Na taką emeryturę może będą pieniądze, a może w przyszłości ich nie będzie. Nie jestem przekonana, czy bym takiej emerytury doczekała. To rozwiązanie nie do końca jest sprawiedliwe wobec kobiet, które wychowały czwórkę dzieci, ale również pracowały zawodowo. Nie zsumują się dwie emerytury. W moim przekonaniu takie rozwiązania są dobre, jeśli założymy, że to dziecko w piramidzie finansowej ZUS-u będzie pracowało na emeryturę swojej matki. A co jeśli dzieci wyjadą z Polski albo zostaną sami beneficjentami programów społecznych? Pamiętajmy, że jeśli obiecamy komuś emeryturę, to nie wolno jej odebrać. I znów pojawia się pytanie, co jeśli dojdzie do masowej imigracji? Kto będzie zarabiał na te emerytury? Nie opierałabym szafowania wydatkami na najbardziej optymistycznych prognozach, bo to lekkomyślność

— W takim razie jakie rozwiązanie jest najlepsze?

— Przede wszystkim obniżenie podatków. Obniżenie podatku dochodowego najbardziej jak tylko można. Doprowadzenie do sytuacji, w której mąż spokojnie zarobi na utrzymanie rodziny, tak aby kobieta, które chce, mogła zostać w domu i wychowywać dzieci. Wbrew temu co się mówi, wiele kobiet bardzo chciałaby wychowywać dzieci. Większość kobiet ceni sobie obecność przy dzieciach w najważniejszym dla nich okresie, zamiast powierzać je pod opiekę obcych instytucji. Ale oczywiście często nie mają takich możliwości. Kolejny problem to mentalność. Mamy taki odsetek rozwodów, jaki mamy i kobiety często boją się, że zostaną same z dziećmi, bez doświadczenia zawodowego i nie będą w stanie zarobić pieniędzy na swoje utrzymanie. Kobiety boją się całe swoje życie położyć w ręce mężczyzny, kiedy można wziąć rozwód bez mocnej argumentacji – to dzieło feministek, które chciały wyzwolenia.

— Czyli nie powinno być tak łatwo?

— Oczywiście że nie! Małżonkowie mają wobec siebie obowiązki, a ślub to poważna umowa wiążąca. Kobieta, która wychowywała dzieci i nie pracowała, nie może zostawać z niczym w przypadku porzucenia przez męża. A dziś gdy 1/3 małżeństw się rozpada, kobiety muszą iść do pracy, zadbać o utrzymanie i emeryturę, a z drugiej strony mamy mężczyzn, którzy nie chcą się żenić z kobietami zważywszy na poziom feministycznej propagandy, dążącej do wykorzystania lub dyskryminacji mężczyzn podczas spraw rozwodowych.

— W jaki sposób?

— Poprzez odebranie opieki rodzicielskiej. Masa kobiet nie chce i nie powinna się zajmować dzieckiem przez wzgląd np. na swoje dysfunkcje, a jednak robią wszystko, aby odebrać dziecko ojcu, choćby tylko dla alimentów. To są trudne przypadki i bardzo ciężki temat.


© Łukasz Żygadło
11 maja 2019
źródło publikacji: „Katarzyna Tryzno: Feminizm nie jest naturalnym wyborem kobiet NASZ WYWIAD”
www.PolskaNiepodlegla.pl





Ilustracja © brak informacji / za: www.polskaniepodlegla.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2