Gdy nadjeżdża redaktor naczelny Gazety Wyborczej, zazwyczaj ma miejsce „powitalna” pikieta patriotyczna i nieodłączna kontrmanifestacja. Zawsze znajdą się zwolennicy gościa – znajdą się byli (czy aby na pewno?) komuniści, którzy ze strachu przed karą lub utratą emerytur krzyczą „faszyzm, szowinizm, rasizm”. Znajdą się lewacy (i to wcale nie najmłodsi) gotowi podjąć się prowokacji. Niekiedy pojawią się osoby ze środowisk żydowskich. Zawsze wtórują im oszołomy biegające ze smartfonami i filmujące „wrogów”.
Tak było i wczoraj na ulicy Roosevelta w Łodzi. Chaotyczna kontra ze strony ww. obywateli do anty-Michnikowej pikiety. Miny wrogie, okrzyki niezdarne, no i te napisy – brzydkie, na przypominających kawałki prześcieradła płótnach – różnorakie -izmy i -yzmy z ich królem, faszyzmem na czele. Opcja wroga polskości nie jest w stanie bez „faszyzmu” skonstruować choćby pół zdania.
Zaś pikieta – ta patriotyczna, ta przeciwko kłamstwu i medialnej manipulacji – była ładna i dobrze zorganizowana. Rozwinęliśmy wymowny baner, można było usłyszeć kąśliwe, ale jakże szczere rymowane okrzyki na przemian z barwnymi przemówieniami. Na zgromadzenie przybyli młodsi działacze Brygady Łódzkiej Obozu Narodowo-Radykalnego, nieco starsi z Klubu Romana Dmowskiego i niezrzeszeni mieszkańcy. Obecny był także uczestnik stanu wojennego – przemawiając, wypomniał stojącym za kordonem policji wywrotowcom, kim był, z kim współdziałał i dla kogo pracował Adam Michnik. Protest trwał dobre kilkadziesiąt minut, sam zainteresowany nie pojawił się.
Gdy zgromadzenie uznano za zamknięte, my uznaliśmy je za udane. Przyszliśmy i powiedzieliśmy Michnikowi to, co Michnik powinien usłyszeć – zarówno Adam, jak i Stefan. Wiemy, że podobne „powitania” mają miejsce także w innych miastach. Bądź co bądź, naczelny Wyborczej nie jest mile widziany w całej Polsce.
Ilustracja © brak informacji / za: www.onr.com.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz