Praca w Brukseli to żaden plus na życiorysie polityka, może poza poprawą stanu majątkowego. Ale co po pieniądzach, kiedy unijne biurokracje szybko pożerają ludzi fizycznie i psychicznie? Bycie nawet dobrze opłacanym trybem maszyny może być frustrujące i prowadzić do wypalenia. Tusk sam to przyznał kilka dni temu w wywiadzie: „Z moją funkcją nie wiąże się prawie żadna władza”. Czym innym jest rządzenie z cygarem w ustach i kieliszkiem włoskiego wina w ręku w gabinecie premiera w Warszawie, a czym innym jest bycie administracyjnym event managerem (czyli organizatorem imprez), przewalanie papierów z biurka na biurko, trzymanie kalendarza dla innych w Brukseli i szczerzenie zębów na grupowych fotkach. Na zdjęciu opublikowanym 9 listopada przez belgijski dziennik „Le Soir”, bez makijażu, Tusk wygląda na wychudzonego i postarzałego. Widać Bruksela wykończyła go osobiście i politycznie. Namaszczony przez Merkel, ale poniżany przez szefa Komisji Europejskiej, starego lisa Jeana-Claude’a Junckera, Tusk odbył pięcioletnią pielgrzymkę przez pustynię. W sumie zapłacił wielką cenę za dużą kasę otrzymywaną jako pensję. Nie miał szans w wyborczym starciu z Andrzejem Dudą i doskonale to rozumiał. Dziś jest przegranym politykiem, któremu na pocieszenie została kasa, którą zarobił w Brukseli.
Lądowisko przegranych polityków
Gdyby w Brukseli lądowali „najlepsi z najlepszych”, to byśmy o tym wiedzieli. Unijne posady są z reguły miękkim lądowaniem dla tych, którzy przegrali w krajowej polityce lub z którymi trzeba coś zrobić. Nowa szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, nie zabłysła jako niemiecki minister obrony narodowej. Odeszła w atmosferze rosnącego skandalu, w tym podejrzeń dotyczących przyznawania wielomilionowych kontraktów doradczych. Jej poprzednik, odchodzący Jean-Claude Juncker, także wylądował w Brukseli, bo zawalił politykę krajową. Jego partia została odsunięta od długoletniej władzy po skandalu związanym ze tajnymi służbami. Zamieszany w niego był także sam Juncker. Nabór negatywny zemścił się w 1999 r., gdy cała Komisja Europejska musiała podać się do dymisji. Wówczas jeden komisarzy, była francuska premier Édith Cresson (taki ekwiwalent naszej Ewy Kopacz) zatrudniła swojego dentystę jako doradcę w Brukseli. Konia z rzędem temu, który znajdzie wysoko postawionego unijnego polityka lub biurokratę wywołującego pozytywne reakcje wśród europejskiego ludu.
Ale inaczej być nie może, ponieważ Unia jest ręcznie sterowana przez Berlin (oraz z doskoku przez Paryż). Mocni unijni politycy i zarządcy byliby po prostu zagrożeniem dla niemieckiej hegemonii. I tak oto Niemcy mają prawie monopol na wiele decyzji personalnych w Brukseli. Przykładem tego była nominacja Tuska. Kto Niemcom dał taki monopol? Są oni przecież tylko jednym z wielu członków UE. Pachnie to brakiem demokracji. Tusk został eksfiltrowany (takim terminem tajne służby określają wydostawanie swoich „spalonych” agentów” z wrogiego terytorium) przez Niemców z Polski do Brukseli w 2014 r. Wówczas afera związana z taśmami kelnerów zaczęła nabierać niepokojących rozmiarów dla Platformy Obywatelskiej. Do dzisiaj nie znamy wszystkich taśm, ale można założyć, że niemiecki wywiad BND znał je już wówczas. W końcu to poważna instytucja, której możemy Niemcom tylko pozazdrościć.
Koniec niemieckiego eksperymentu
Niemcy byli bardzo zadowoleni z Tuska, wcześniej obwieszali go dosłownie medalami i odznaczeniami; dostał nawet 50 tys. franków szwajcarskich (ponad 200 tys. zł) nagrody od fundacji powiązanej z niemieckim koncernem Axel Springer. Pragmatyczni Niemcy widać nie chcieli stracić całkowicie swojej inwestycji na ołtarzu polskiej polityki. Platforma Obywatelska przegrała wybory w 2015 r., ale Niemcy przedłużyli spokojnie kontrakt Tuskowi (słynne głosowanie 27:1) w 2017 r., nie pozwalając Polsce nawet przedstawić swojego własnego kandydata, Jacka Saryusza-Wolskiego.
Tusk zastąpił na fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej byłego belgijskiego premiera Hermana Van Rompuya, mającego charyzmę starszego księgowego. Belgijski „Le Soir” napisał niedawno, że „za czasów Hermana Van Rompuya Rada Europejska stała się nudną instytucją”. Tak jakby ktoś kiedyś widział biurokrację, która nie jest nudna. Tuska zastąpi teraz na fotelu inny były belgijski premier Charles Michel (syn swojego taty, także byłego premiera), który od roku wegetuje politycznie jako premier rządu mniejszościowego.
Powrót do Belgów jest prawdopodobnie wynikiem frustracji pięcioma latami Tuska, dukającego po angielsku i nie znającego kół bizantyjskiej europejskiej biurokracji we francuskojęzycznej Brukseli. Widać wszyscy zainteresowani doszli do wniosku, że najlepiej jest skończyć z niemieckim eksperymentem i zostawić tę robotę ludziom, którzy znają realia i języki, czyli najprościej po prostu odchodzącym z krajowej areny belgijskim politykom. To niezwykle rzadki moment pragmatyzmu i realizmu w działaniach UE.
Małpa w złotej klatce
Tusk opuszcza fotel w Brukseli w atmosferze porażki. Zastał Europe murowaną, a zostawił z dziurami w murze. Tzw. „kryzys migracyjny” zmajstrowany przez Niemców rozsadził i tak osłabioną przez walutę euro UE i spowodował nadchodzący brexit (czyli opuszczenie wspólnoty przez Wielką Brytanię). Turcja pod rządami prezydenta Erdoğana, niegdyś kandydat do unijnej akcesji, otwarcie kpi i odgraża się Brukseli. Prezydent Rosji Putin także ma Unię w nosie i negocjuje co chce z samymi Niemcami. Administracja prezydenta USA Trumpa traktuje Brukselę jak siedlisko lewackiej zarazy. Jakby nie brakowało nieszczęść, promowani na siłę muzułmanie odwdzięczyli się w marcu 2016 r. krwawym atakiem terrorystycznym na lotnisko w Brukseli i na stacje metra Maalbeek, tuż koło siedziby Komisji Europejskiej i biura Tuska. Tusk co prawda metrem do pracy nie jeździł, ale poważniejsze wzmocnienie ochrony wokół instytucji europejskich, patrole wojskowe, zasieki, pancerne limuzyny i zwiększona liczba ochroniarzy sprowadziły jego życie w Brukseli do życia w ufortyfikowanej Zielonej Strefie w Bagdadzie. Został małpą w złotej klatce.
Najdroższa sekretarka Europy
Życie na ostrzu noża w „wielokulturowej” Brukseli, gdzie szkoły budują schrony (tzw. panic rooms) dla dzieci w razie ataków islamistów, musiało narazić na szwank nerwy Tuska. W niedawnym wywiadzie prasowym wyznał:
– Jedna trzecia mieszkańców Brukseli to muzułmanie. Czy to wyzwanie? Tak.
Podobnie było z rolą Tuska jako administracyjnego trybiku unijnej maszyny w stylu Charliego Chaplina z filmu „Dzisiejsze czasy”. Bycie sowicie opłacanym organizatorem imprez, do którego obowiązków należało ustalanie terminów spotkań Rady Europejskiej, drukowanie materiałów, przygotowywanie stołu oraz zapewnianie posiłków i kawy, nie wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego. Było natomiast meczące nerwowo. Do tego doszedł problem Jean-Claude’a Junckera, starego lisa, premiera Luksemburga przez 18 lat, władającego biegle trzema głównymi językami UE i znającego wszystkich z racji swojego stażu. Każdą sprawę, którą Tusk musiał dukać po angielsku, Juncker mógł błyskawicznie wyłożyć po francusku lub niemiecku. Ale Juncker znany jest także z tendencji do pociągania z butelki i – jak to mówi młodzież – do robienia sobie beki z innych. Juncker żartował sobie i poniżał Tuska publicznie. Ostatni pamiętny epizod miał miejsce w czerwcu, kiedy na konferencji prasowej jeden z usłużnych dziennikarzy spytał się Tuska, czy jego nazwisko pojawiło się wśród kandydatów na fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej. Tusk odparł, że nie, na co stojący obok Juncker dorzucił „na szczęście!”. Cała sala zareagowała śmiechem. Można sobie wyobrazić, jaki czyściec przechodził Tusk na co dzień z Junckerem.
Zresztą Tusk nie był wyjątkiem. Bruksela zużyła i postarzała także Elżbietę Bieńkowską, która wyjechała tam razem w Tuskiem. W maju 2018 r. maglowana przez europosłów w Parlamencie Europejskim, Bieńkowska wypuściła wiązankę k…, nienawidzę tego przy włączonym mikrofonie.
Skruszony konwertyta
Przeczołgany przez unijną maszynę i Junckera, Tusk już nie jest tym politykiem, jakiego chcieliby mieć z powrotem propagandyści z „Gazety Wyborczej” i TVN. To człowiek po traumatycznych przeżyciach i upokorzeniach ostatnich pięciu lat; jest mentalnie wykastrowany. Fragmenty jego ostatniego wywiadu z 9 listopada dla belgijskiego dziennika „Le Soir” pokazują jego stan emocjonalny: „Pomysł relokacji (nielegalnych migrantów Merkel – red.) był od początku błędny”, „Był czas, że Niemcy przeżywali samozadowolenie z własnego moralnego uniesienia” (kiedy wpuścili do siebie 1,5 mln nielegalnych migrantów), „Tożsamość europejska buduje się od lat na tradycjach greckich, rzymskich, żydowskich i chrześcijańskich”, „Czy nie powinniśmy naszą tożsamość bronić i jej chronić? Tak”.
Tusk zaczął mówić jak skruszony konwertyta, który w końcu dostrzegł prawdę
– Na pytanie: „Kim jesteś?”, odpowiadam bez wahania „Jestem Polakiem”.
Mało tego, dodaje, że: tożsamość europejska nigdy nie zastąpi tożsamości narodowej.
To jest prawdziwy kopernikański przewrót, zbyt drastyczny dla jego partyjnych kolegów pozostałych w Polsce, takich jak np. Rafał Trzaskowski, którzy wciąż jeszcze jadą na mądrości poprzedniego etapu.
Upadek mitu
Ale cudowne nawrócenie Tuska przyszło za późno. Sytuacja zewnętrzna jest dzisiaj inna niż pięć lat temu, kiedy Tusk „jechał do Brukseli”. Podczas kiedy Tusk się zestarzał (ma teraz 62 lata), europejska klasa polityczna się odmłodziła. Zaczynając od kanclerza Austrii Kurza (33 lata), poprzez Emmanuela Macrona (42 lata), po Matteo Salviniego (46 lat). Prezydent Andrzej Duda ma 47 lat. Tusk na europejskiej arenie jest dzisiaj sztywnym tetrykiem. Duże zmiany zaszły także w świadomości wyborców w Polsce. Mit Tuska, napompowywany latami przez przyjazne media, upadł wraz z mitem „zarządców fachowców” z Platformy Obywatelskiej. Polacy podchodzą też dzisiaj bardziej sceptycznie do odgórnego narzucania Polsce polityków przez Niemców. To, co pomyślą sobie o nas w Brukseli, nie zaprząta już głów Polaków, którzy mają coraz lepszy dostęp do informacji i widzą, jak zideologizowana jest Unia Europejska i jej instytucje. Oczywiście Tuskowi nie pomogły też liczne afery w czasach rządu PO-PSL, w tym afera Amber Gold i mafii VAT-owskiej.
Osuwanie się w cień historii
Tusk otrzymał w ostatnich latach w Brukseli twardą lekcję pokory. Tak samo jak jego protektorka, niemiecka kanclerz Angela Merkel w Berlinie. Jej partia CDU (chrześcijańska demokracja) nurkuje w wyborach i sondażach, a Niemcy nie mogą się doczekać zmiany kanclerza. To samo dzieje się z Platformą Obywatelską i jej elektoratem. Co więc pozostaje Tuskowi? Żelazne wsparcie Tomasza Lisa, Adama Michnika, byłych esbeków, którym obcięto emerytury i Obywateli RP. Jak zauważył niedawno Tusk:
– moje poglądy są w mniejszości.
Co więc może robić dalej postarzały i spokorniały emigrant zarobkowy, nawrócony przez islamizowaną Brukselę, który przejrzał na oczy i zobaczył bankructwo swoich dotychczasowych dogmatów i ideologii politycznych? Usuniecie się w ciszę któregoś z klasztorów medytacyjnych nie wchodzi chyba w grę. Chociaż Kartuzja Kaszubska ma bogatą historię klasztorów i ojców eremitów. Prawdopodobnie Tusk zostanie przeorem w zakonie Europejskiej Partii Ludowej, gdzie może zastąpić aktualnego przewodniczącego, Francuza Josepha Daula (72 lata), którego mało kto zna, nawet we Francji. W ten sposób, ulokowany na dobrze płatnej posadzie medytacyjnej, Tusk będzie mógł osuwać się dyskretnie w cień historii i medytować nad swoimi wzlotami i upadkami.
© Stanislas Balcerac
18 grudnia 2019
źródło publikacji: „UJAWNIAMY! Dlaczego Tusk stchórzył?”
www.WarszawskaGazeta.pl
18 grudnia 2019
źródło publikacji: „UJAWNIAMY! Dlaczego Tusk stchórzył?”
www.WarszawskaGazeta.pl
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz