Z biegiem czasu okazało się jednak, że unijna demokracja też chce nas wytresować, tak jak wcześniej komuniści i naziści, chociaż bardziej pogróżkami prawno-finansowymi niż przymusem fizycznym, jak wcześniej. Historia kołem się toczy: 1 września 1939 r. Westerplatte nawiedził krążownik Schleswig-Holstein, 1 września 2019 r. Westerplatte nawiedził unijny komisarz Frans Timmermans. Zamiast huku armat mamy teraz grom pogróżek i pouczeń o „europejskich wartościach”, do akceptacji których jesteśmy po prostu zmuszani. Ale nie wiadomo, czym dokładnie mają być te „europejskie wartości”, bo nie chodzi przecież ani o demokrację, ani o wolność słowa, które są jak wiemy deptane regularnie w filarach Unii, Francji i Niemczech. Chodzi bardziej o przymusową akceptację nowej cywilizacji – opartej na deindustrializacji, muzułmańskiej imigracji i ideologii LBGT – która jest nam narzucana z większą lub mniejszą siłą przez środowiska lewicowe i masońskie, często z sobą powiązane. Po 1989 r. nie odbyła się w Polsce żadna czystka środowisk lewicowych, a do tego jeszcze sami sprowadziliśmy sobie na głowę masonów, a raczej sprowadzili ich nasi rządzący. I tak oto dzisiaj w 2019 r. mamy powody do obaw o przetrwanie polskiego państwa, podobne do tych, jakie mieli nasi dziadkowie w 1939 r.
Trzy sposoby pisania o masonerii
Podczas kiedy polskie państwo A.D. 2019 wciąż pozostaje słabe i szarpane przez obce interesy (co widzimy niestety prawie codziennie), nasi rządzący od samego początku III RP potulnie pozwolili na instalacje lub reinstalacje lóż masońskich różnej maści, od rytu szkockiego, poprzez francuski Wielki Wschód, po etnicznie czysty żydowski B’nai B’rith (dziwną sprawą Niemcy i Żydzi mają w genach podobne ciągoty do czystości rasowej). Polska zawsze była państwem tolerancyjnym, co przynosiło nam raczej problemy niż korzyści. I tak w imię tej naszej historycznej tolerancji, po 1989 r. nie nastąpiła żadna rewolucja, a obie strony polskiej sceny politycznej lat 80., od Jana Olszewskiego po Jerzego Urbana, po prostu porozsiadały się spokojnie w lożach. Co być może wyjaśnia, dlaczego 30 lat po „odzyskaniu wolności” wciąż wiele rzeczy w Polsce nie jest możliwych. Dla przykładu, niech ktoś spróbuje ruszyć niewyjaśnioną do dzisiaj aferę FOZZ.
O masonerii można pisać na trzy sposoby: albo (I) rozwijać w nieskończoność rysy historyczne, analizować kuriozalne masońskie symbole/ryty i doczytywać się w tym wszystkim jakieś wyższej idei, albo też (II) pisać o zamiarach masonerii wobec naszej tysiącletniej chrześcijańskiej cywilizacji oraz (III) o ludziach, czyli o profilu psychologicznym osobników, którzy stają się masonami i o tym, co ich do tego pcha, czyli o ich żądzy władzy. Na temat historii, symboli i rytów masońskich powstała już niezliczona ilość publikacji, mniej pisze się o zamiarach masonerii i o motywacjach ludzi, którym słabość lub ambicja nie pozwalają żyć i myśleć samodzielnie i którzy muszą dołączyć do jakieś grupy. Masoneria odegrała kluczową rolę w kilku ważnych akcjach wymierzonych w Kościół katolicki. Po pierwsze, aktywnie wspierała krwawą francuską rewolucję zaczętą w 1789 r., podczas której wymordowano tysiące księży, zakonników i zakonnic (oraz spalono rozliczne klasztory i kościoły); po drugie, masoneria wspierała zajęcie i likwidację Państwa Kościelnego ze stolicą w Rzymie (Patrimonium Sancti Petri) w połowie XIX wieku; po trzecie, masoneria stała za wprowadzeniem restrykcyjnego francuskiego prawa z 1905 r. o rozdziale Kościoła i państwa, które spowodowało wygnanie wielu zakonów z Francji i ustanowienie laickiego państwa (ze skutkami, które widzimy do dzisiaj).
Zniszczyć Kościół
W pierwszej połowie XX wieku masoneria przegrała tymczasowo walkę o władzę z reżimami komunistycznym i nazistowskim (które ją czasowo zdelegalizowały), ale odżyła po eliminacji swoich konkurentów przez wiatr historii. Dzisiaj odrestaurowana masoneria powróciła na nowo do otwartej walki z Kościołem katolickim. Dlaczego? Dlatego, że tak jak jej byli rywale komunizm i nazizm, masoneria zakłada, że przejęcie totalnej władzy nad duszami nie jest możliwe bez eliminacji duchowego wpływu Kościoła katolickiego. Według nich Kościół katolicki musi więc być wyeliminowany. Stąd taka zmasowana fala ataków na Kościół, ataków politycznych w Polsce, ale także ataków fizycznych na kościoły i na księży w krajach Europy Zachodniej (chociaż od pewnego czasu ataki fizyczne na księży zaczęły się także w Polsce). Stąd mamy też masowy, sterowany napływ milionów muzułmańskich migrantów, którzy mają z czasem zneutralizować (także demograficznie) resztki chrześcijańskiej Europy, tak aby na jej gruzach mógł powstać nowy „wspaniały świat”, rządzony przez braci w fartuszkach i w białych rękawiczkach. To co widzimy wokół nas jest więc czymś więcej niż wojną ideologiczną – to prawdziwa wojna religijna, w której propaganda wojenna oskarża w goebbelsowskim stylu instytucję atakowaną (Kościół) o „agresję” poprzez „szerzenie nietolerancji i nienawiści”. Należy więc odłożyć do bajek wszystkie tłumaczenia masonów o szukaniu „światła, braterstwa” i tym podobnych – chodzi o brutalną i bezkompromisową walkę o władzę. Kropka.
Loże politycznych interesów
Szybko zrozumieli to Żydzi. Już w połowie XIX wieku do masonerii klasycznej rytu szkockiego i francuskiego dołączyła masoneria etniczna, żydowska B’nai B’rith, założona w Nowym Jorku przez emigrantów z Niemiec. W Polsce loża B’nai B’rith Polin została oficjalnie reaktywowana (po 70 latach nieobecności) w końcówce pierwszego rządu PiS, we wrześniu 2007 r. Siedziba loży znajduje się w budynku Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Warszawie. Loża Polin nawet nie udaje, że w jej działalności chodzi o jakiekolwiek oświecenie czy braterstwo. To loża politycznych i ekonomicznych interesów. Ton został nadany z miejsc, podczas oficjalnego otwarcia loży w Polsce dwaj czołowi działacze B’nai B’rith International spotkali się z ówczesnym ambasadorem USA w Warszawie, Victorem Ashe, aby dyskutować o sprawie zwrotu mienia i narzekać na Radio Maryja. Od 2007 r. do dzisiaj nic się nie zmieniło na lepsze, jest tylko gorzej. Oprócz rytualnego klangoru o „polskim antysemityzmie” mamy na już plecach także amerykańską ustawę 447.
Wrogowie krzyża
Masoni są wśród nas, od Bałtyku po Giewont. Kilka lat temu śp. Paweł Adamowicz w Gdańsku narzekał na Facebooku na „obwinianie masonów o wszystko”, a po niedawnym dramatycznym wypadku turystów na Giewoncie Jan Hartman zaapelował o usuniecie krzyża z Giewontu. Hartman był wiceprzewodniczącym loży B’nai B’rith Polin w latach 2012–14, apeluje więc z pozycji autorytetu etnicznego. Jak rozpoznać masona? Hartmana czy też Urbana, który fotografował się razem z Hartmanem w loży, rozpoznać można łatwo i z daleka. Masonów gojów można próbować rozpoznawać dedukcyjnie. Kiedy jakiś młody zdolny zaczyna robić piorunująca karierę. Przykład Emmanuela Macrona jest najsłynniejszym przykładem ostatnich lat. U nas w Polsce mnie osobiście intryguje na przykład trop Tomasza Siemoniaka, tego od Caracali za 12,5 mld zł i od przemawiania do zapalonej lampki. Francuski minister obrony, sam mason, strasznie obściskiwał Siemoniaka po bratersku. Wiadomo, że braterstwo może być stymulowane wypasionymi prowizjami. Młodsi masoni często intrygują pustym wzrokiem, tak jakby ktoś wypalił im psyche masońską inicjacją. Starsi masoni mają tendencję do posiadania wymiętych, przedwcześnie zestarzałych twarzy od nadużywania alkoholu i od ekscesów seksualnych lub poligamii konsekutywnej, tzn. od wymieniania żon. Najsłynniejszy przypadek ostatnich lat w Europie to Dominique Strauss-Kahn, złapany na gwałcie pokojówki w Nowym Jorku. Ale Jean-Claude Juncker zdaje się nie odbiegać daleko od tego generycznego profilu. W Polsce Adam Michnik wydaje się być najbardziej wyrazistym egzemplarzem starszego pokolenia masonów. Ma nie tylko wymiętą twarz, ale nawet wymięte ubranie. Rafał Trzaskowski wpisuje się za to w modelowy egzemplarz młodej generacji – stypendysta Sorosa, uczeń Geremka, w ostatnich miesiącach szkolony przez Grupę Bilderberg i przez fundację Michaela Bloomberga. Podczas kiedy Wisła była zatruwana szambem z Warszawy, Trzaskowski debatował w Warszawie z muzułmańskim burmistrzem Londynu. Wcześniej promował marsze LGBT. Niezbyt inteligentny, ale posiadający elastyczny kręgosłup. W sumie człowiek sformatowany do wszystkich zadań.
Przebłyski wiedzy
Inni polscy masoni są bardziej dyskretni i rzadko przyznają się do działalności w loży. Czasami następuje to po ich śmierci. Po zgonie byłego premiera Jana Olszewskiego loża Gwiazda Morza w Gdańsku pożegnała na Facebooku „brata” Olszewskiego, informując, że „do wolnomularstwa wstąpił w 1962 roku w warszawskiej loży Kopernik” i „dwa lata później uzyskał godność Mistrza” oraz, że „związany był z Wielką Lożą Narodową Polski”. Na początku sierpnia „Bracia i Siostry Wielkiego Wschodu Rzeczypospolitej Polskiej” poinformowali w nekrologu w „Gazecie Wyborczej” o śmierci Zbigniewa Grabowskiego, którego opisali jak następuje: „Wielki Mistrz Wielkiego Wschodu Rzeczypospolitej Polskiej, wieloletni Czcigodny Mistrz S:. i D:. Loży Nadzieja, zasłużony polski wolnomularz, autorytet moralny, człowiek wolny i dobrych obyczajów”. Życiorys brata nieboszczka nie potwierdza jednak jego wolności i dobrych obyczajów. Urodzony w 1930 r. brat Grabowski już w wieku 20 lat wstąpił do PZPR i zrobił karierę w partii aż do stołka Egzekutywy Komitetu Warszawskiego PZPR od stycznia 1984 r. do października 1989 r., czyli aż do samych ostatnich dni PRL-u. Za jego wierność komunizmowi brat Grabowski został nagrodzony w PRL (w latach 1985–88) stołkiem rektora Politechniki Warszawskiej, a potem teką ministra w rządzie Mieczysława Rakowskiego. Był także członkiem Rady Konsultacyjnej przy dyktatorze Jaruzelskim. Faktycznie, piękna kariera. Tuż po „upadku komunizmu” w Polsce, w 1990 r. Grabowski został członkiem Loży Wielkiego Wschodu, co potwierdza tylko, że ten cały komunizm tak naprawdę w III RP do końca nie upadł. Komuniści zmienili tylko stołki i narzędzia władzy. Transfer komunistów do lóż masońskich po 1989 r. wydaje się być transferem naturalnym i jest być może naturalnym wytłumaczeniem, dlaczego instytucje III RP pozostają do dzisiaj tak słabe. Interesy partykularne i klanowe są po prostu ważniejsze od interesu publicznego i państwa.
Należy się jednak zastanowić, czy w czasach, w których urzędnicy składają formalne ślubowanie lojalności („Ślubuję służyć państwu polskiemu”) można tolerować ludzi w aparacie polskiego państwa, których lojalność leży przede wszystkim po stronie ich lóż masońskich i ich planów? Po ustawie o dezubekizacji najwyższy czas na ustawę o demasonizacji. Bez tego nie podniesiemy się. A w międzyczasie warto zacząć identyfikować masonów wokół nas, w administracji, mediach i polityce. Bo masoni są wśród nas, od Bałtyku po Giewont. Ba, część Bałtyku (Zatokę Gdańską) już wcześniej zalali szambem, teraz wzięli się za Wisłę, a z Giewontu chcieliby usunąć krzyż. Mają dla nas plany.
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz