Kiedyś domy budowało na setki lat. Mieszkałam we Francji u znajomych w rejonie Beaumont w domu który miał kilkaset lat i był po remoncie funkcjonalny. Najstarszy dom we Francji pochodzi z XIII wieku. Jest w miejscowości Sévérac-le-Château, w departamencie Aveyron w regionie Oksytania. Widać, że jest wiekowy ale trzyma się zupełnie dobrze.
Wielokroć zastanawiamy się dlaczego przy takim postępie nauki i techniki ludzie nie potrafią budować tak jak kiedyś. To nie jest kwestia techniczna, to kwestia nastawienia. Budowane w Polsce domy z wielkiej płyty były zaplanowane na kilkadziesiąt lat. Jaki sens ma budowanie domów z taką perspektywą? Można tłumaczyć to sobie faktem, że komuniści chcieli jak najszybciej i jak najtaniej zaspokoić potrzeby mieszkaniowe ludności miast i wsi nie zastanawiając się nad konsekwencjami. To perspektywa „après nous, le déluge” czyli „po nas choćby potop” przypisywana rozrzutnej francuskiej kokocie Madame de Pompadour. Podobno w rzeczywistości źródłem tych słów jest epigram Stratona z Sardes pochodzący z około 125 roku n. e: „Pij i kochaj! Po śmierci niech moje kości potop pochłonie!”. Nie wiem czy to lepiej czy gorzej. Straton był jak wiadomo piewcą starożytnych tęczowych. Jest to perspektywa ludzi skupionych na użyciu, na wykorzystywaniu innych do swoich przyziemnych celów. Przemarzające, rozsypujące się domy z wielkiej płyty trzeba będzie kiedyś zlikwidować. Będzie to dla naszego kraju spory problem logistyczny, ekonomiczny i prawny.
Zajmę się lepiej znaną mi dziedziną. Kiedyś siodła szyte ręcznie przez rymarzy służyły rodzinom przez kilka pokoleń. Siodła się naprawiało, konserwowało, przechowywało. Obecnie siodło kupione w sportowej hurtowni rozpada się po kilku latach i najprościej jest je wyrzucić i kupić nowe. To samo dotyczy uzd, kantarów czy uprzęży. Można już za 60 złotych kupić gustowny kantarek z tworzywa sztucznego w dobranym do pyska ulubieńca kolorze ale po paru miesiącach trzeba go oczywiście wyrzucić, bo do niczego się już nie nadaje.
Pralki, lodówki, telewizory a nawet samochody projektuje się tak żeby po okresie gwarancyjnym zaczynały się psuć wymuszając na kliencie kupno nowego. To nie spiskowe teorie lecz powszechnie znana strategia producentów, studenci są uczeni na politechnikach takiego projektowania albo przynajmniej informowani, że zetkną się w pracy z tym problemem. Gdzież podziały się samochody, którymi jeździło się podobno 100 lat nie otwierając maski? Tak reklamował się Rover i biorąc nawet poprawkę na optymizm producenta musimy przyznać, że były to samochody wyjątkowo trwałe. Nie do pomyślenia było żeby samochód po kilku latach miał w wyniku korozji karoserię dziurawą jak sito.
To kwestia systemu społecznego. Kiedyś pan jeździł karetą a chłop drabiniastym wozem, pan pijał koniak a chłop siwuchę. Nie było to oczywiście mile ani sprawiedliwe, więc komuniści obiecali, że wszyscy będą jeździli karetami i spijali koniaki. System przedstawicielski demokracji ludowej polega jednak, jak się okazało na tym, że lud pije koniak ale wyłącznie ustami swoich przedstawicieli i tylko przedstawiciele ludu jeżdżą karetą. No może nie karetą lecz zwykłą Wołgą, ale na początek to wystarczało. Potem pojawiły się lepsze samochody. natomiast lud pracujący miast i wsi zamiast czekolady dostawał wyroby czekoladopodobne a zamiast mieszkań klitki z wielkiej płyty, według technologii przeznaczonej w Niemczech do budowy garaży i magazynów.
Tak już zostało, zdemokratyzowany współczesny świat postawił na wyroby czekoladopodobne i na ich produkcji, dystrybucji, reklamie i utylizowaniu opiera swoje gospodarki.
Wyjątkowo obłudnie brzmią deklaracje troski o planetę Ziemię, ograniczenia emisji CO2 czy restrykcyjne ograniczanie wydobycia węgla gdy całą planetę zasypuje się śmieciami, którymi po przepisowym czasie stają się wszelkie nabywane przez konsumenta wyroby czekoladopodobne, samochodopodobne, lodówkopodobne czy pralkopodobne. Wszelkie dofinansowywanie instalacji fotowoltaicznych, ocieplania ścian budynków dla oszczędzania energii wydaje się być przejawem wyjątkowej hipokryzji czy głupoty gdy jednocześnie nie oszczędzamy energii potrzebnej do wytworzenia, przewożenia, składowania i wreszcie utylizowania tych wszystkich tanich, jednorazowych produktów.
Kiedyś po mleko szło się z bańką do sklepu albo do sąsiada, potem ( uwaga postęp !) rano pod drzwiami stawiano ci szklaną butelkę z mlekiem. Butelkę wymienialną, która służyła przez wiele lat. Teraz kupujesz w kartoniku wyrób mlekopodobny. Najlepiej bez laktozy, bez tłuszczu, a może zupełnie bez mleka.
Kiedyś skórzane buty naprawiało się wielokrotnie u szewca i wyrzucało się gdy nie nadawały się już do naprawy. Obecnie kupuje się przez Internet buty, które należałoby wyrzucić jeszcze przed pierwszym nałożeniem.
Kiedyś kupowało się w sklepiku rzodkiewkę wyhodowaną w sąsiedniej miejscowości. Obecnie rzodkiewka jedzie na przykład do Polski z Holandii ( energia !) , jest przechowywana w chłodni ( energia !) i posypana środkami przeciwdziałającymi gniciu. Zdrowiej ją wyrzucić niż zjeść.
Jest to zupełnie inna organizacja życia społecznego. Kiedyś po zakończeniu prac polowych rolnik miał dużo czasu. Konserwował uprzęże, smarował maszyny. Podobnie nauczyciel czy urzędnik po pracy oddawał się życiu rodzinnemu. Obecnie aby utrzymać się na powierzchni, aby nie wylądować pod mostem z niespłaconym kredytem współczesny człowiek kreci się jak oszalała mrówka z polanego wrzątkiem mrowiska produkując buble, reklamując te buble, przewożąc je na setki kilometrów i wywożąc to co z tych bubli nieuchronnie zostanie. Wypalenie zawodowe większości pracowników reklamy bierze się ze świadomości, że robią coś zupełnie bezsensownego. Ale czy zgodziliby się zrezygnować z rytuału zakupów w swoich świątyniach tandety, galeriach?
© Izabela Brodacka Falzmann
6 września 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
6 września 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz