OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Konfederacja – o atakach i cenzurze…

Po wczorajszym „paszkwilu na Korwina”


Specyfika mojego zawodu jest taka, że stale tkwi się w szitsztormach jak żeglarz w szkwałach – ohoho, przechyły i przechyły, ohoho, za falą fala mknie – jak nie z jednej, to z drugiej strony. Po wczorajszym „W tyle wizji” i „paszkwilu na Korwina” (czyli przygarści wiernych, choć oczywiście dobranych złośliwie, cytatów z jego wypowiedzi) fala ruszyła ze strony wyborców Konfederacji. Ponieważ, jak wielokrotnie deklarowałem, moje serce bije na prawo od PiS, zasługują oni w moich oczach na zwięzłą odpowiedź. Ponieważ jednak jest to temat zbyt niszowy, by interesował któregoś z moich dużych pracodawców, robię to tu. A ponieważ nie mam czasu odpowiadać na poszczególne wpisy i posty, odpowiadam zbiorczo.

Po pierwsze, szanowni Państwo, może nie zauważyliście, że nie jestem prezesem, dyrektorem, redaktorem programującym ani nawet szeregowym pracownikiem TVP. Tak jak wszędzie indziej, przychodzę tam umówiony na konkretną robotę, wykonuję ją, odbieram za nią wynagrodzenie, i fertig. W każdej chwili mogę się dowiedzieć, że firma nie jest zainteresowana dalszą współpracą ze mną, albo samemu podziękować, i żadnych wzajemnych pretensji – tak sobie zawodowe życie ułożyłem i odpowiada mi to. Pretensje Konfederatów, że są przez TVP bojkotowani, nie zapraszani do dyskusji na równych prawach z innymi komitetami, nie uwzględniani w porównywalnym stopniu w programach informacyjnych etc. są generalnie nie do mnie. Akurat w jedynym programie, za który częściowo odpowiadam (a i to tylko w te dni, gdy go współprowadzę) o Konfederacji zawsze mówiliśmy. I to też jak widzę budzi wściekłość jej działaczy i kibiców, bo mówimy, jak o wszystkich, żartobliwie i „ku uciesze gawiedzi”, a oni by chcieli na poważnie i z docenieniem ich starań. No sorry – taki mamy program.

Mimo jednak, że nie odpowiadam za programy informacyjne i publicystyczne TVP (gdybym, to zarządzałbym nimi zupełnie inaczej, co nie znaczy, że nie byłyby równie wściekle atakowane przez propagandowe tuby opozycji jaki „propagandowa tuba władzy”) to mogę wyjaśnić, bo mając w zawodzie prawie 30 lat doświadczenia, mniej więcej się domyślam, dlaczego Konfederacji się tam nie uważa za równorzędny element relacjonowanej polityki. Otóż powody pomijania Konfederacji zarówno w TVP, jak w TVN i Polsacie, są dwa. Pierwszy, to że jest ona postrzegana jako partia bez szans na wejście do przyszłego Sejmu, margines i folklor. A drugi, że jako partia nic nie wnosząca do zasadniczej narracji głównych mediów, jaką jest plemienna, tożsamościowa nawalanka między „Polską polską” i „Polską europejską”.

Oczywiście jest coś w oskarżeniach, że władza uznała za korzystne dla siebie dyskretne promowanie lewicy, która podskubuje elektorat POKO, i że może się to przekładać na jej nadreprezentację w mediach państwowych (choć bardziej tłumaczyłbym to dobrowolnym oddaniem lewicy tego pola przez POKO z jej nieprzemyślanym „bojkotem”). Ale twierdzenie, że Konfederacja ma w tychże mediach pod górkę, bo zagraża PiS, to już zwykłe chciejstwo. Gdyby Konfederacja rzeczywiście stanowiła w ocenie „wajchowych” jakieś zagrożenie dla PiS i mogła realnie obniżyć wynik partii Kaczyńskiego, nie mogłaby się opędzić od zaproszeń do TVN 24.

Odpowiadane na ten oczywisty argument, że „banda czworga” wie, „że zagrażamy całemu układowi” to już chciejstwo do kwadratu i próba narzucenia rzeczywistości narracji, że „PiS PO jedno zło”.

Na bok odkładam merytoryczną ocenę hasła „PiS, PO jedno zło”, które wydaje się jedynym spójnym przekazem Konfederacji na miesiąc przed wyborami (moim zdaniem jest głupie, są to zła zupełnie różne, i jedno jest mniejsze, drugie większe, ale nie absolutyzuję swojej oceny). Natomiast z punktu widzenia marketingu politycznego to nawet nie przysłowiowy strzał we własne kolano, tylko po prostu opuszczenie toczącej się rozgrywki przez wyskoczenie z kasyna za okno, na dodatek bez szansy, że ktokolwiek to zauważy i się przejmie.

Plemienne, tożsamościowe emocje, na których oparty jest cały polityczny konflikt dzielący Polskę nie są zmyślone ani wykreowane – to naprawdę głębokie rozdarcie, które zresztą, jako typowe dla sytuacji postkolonialnej, wielokrotnie starałem się objaśnić najlepiej jak potrafię. Generuje one naprawdę wielkie emocje. Startowanie do ludzi poddanych tym emocjom z mędrkowaniem, że ich emocje są z d. wzięte, że czy czujesz się elitą po dziadku, który swój socjalistyczny herb przywiózł z Riazania na ruskim tanku, czy ci dziadka gnoili we Wronkach za AK a tatę zesłali na marny etacik na prowincji, to jedno zło, czy uważasz Wyklętych za „zwykłych bandytów”, czy za wzór patriotyzmu, to jedno zło., czy chodzisz do kościoła, czy nienawidzisz „czarnych”, czy chcesz, żeby Polska była wolna i wielka, czy żeby ten „obciach” jak najszybciej zniknął i rozpuścił się z „nowoczesnej Europie” to jedno zło…

Naprawdę nie szkoda czasu, żeby tak oczywiste sprawy tłumaczyć?

Główne telewizje nawet jeśli nie uważają się wprost za strony tej wojny, opowiadając się otwarcie czy to po stronie „niepodległości”, czy „praworządności”, to w każdym razie są od lat nauczone, iż to właśnie ona, wojna między postkolonialnymi tożsamościami, generuje emocje, które trzymają przy ekranach widzów. Nie ma nawalanki, nie ma oglądalności. Gdy wychodzi jakiś profesor i zaczyna nudzić o merytorycznych programach, wydawca wręcz słyszy narastający klekot tysięcy pilotów, których właściciele zaczynają zapować w poszukiwaniu czegoś mocniejszego. Podobny efekt daje wsadzenie do studia konfederaty, próbującego wmówić widzom, że scena polityczna dzieli się na nich, jedyną prawdziwą opozycję, i działających „wspólnie i w porozumieniu”, w perfidnym, tajonym spisku Kaczyńskiego ze Schetyną, Czarzastym i Kukizem etc. Zwłaszcza, jeśli jest to tzw. nonejm. A „nejmów” Konfederacja ma niewielu, a tych, co ma, to takich, że już lepiej by było nie mieć żadnego.

Piszę to naprawdę nie ze złośliwości – ani mi w głowie odgryzać się za bluzgi o „sprzedaniu się PiS” etc., na wszelki hejt jestem od dawna uodporniony jak stary barman na poryki pijaków. Zresztą, nie chciałoby mi się marnować cennej półtorej godziny na pisanie, gdybym naprawdę ze wszystkim, co usiłuje wyrosnąć na prawo od PiS, nie sympatyzował z założenia. Ale na razie wyrastają jakieś skąposzczety, mchy i paprocie, a jeśli nawet coś na chwilę wystrzeli ładnie w niebo, to zaraz wyrodnieje albo zostaje zżarte przez szkodniki. Wolnościowcy nie są w stanie wydobyć się z cienia skupionego na epatowaniu ekstrawagancją Korwina. Narodowcy zamiast Dmowskiego wolą kopiować przedwojennych radykałów, zafascynowanych mordobijną skutecznością Sanacji, tupaniem w nogę i redukowaniem świata do haseł prostych jak jeb cepem. Do tego mamy jeszcze ultrakatolicyzm dorowadzony do malowniczego postulatu „batożenia sodomitów”, i sporo niewątpliwie słusznego dogadywania – że 447 to bandycki rozbój, że politykę zagraniczną sprowadził PiS do wchodzenia Ameryce tam, gdzie PO wchodziła Niemcom, że biurokracja stale rośnie, wiele sukcesów to zwykły pic, a imigrantów przybywa w Warszawie szybciej niż na Lesbos. Ludzie mogą nawet z uznaniem pokiwać głowami – o, tu to dobrze powiedzieli!

Ale ludzie nie głosują na Buchananów czy Korwinów, którzy „dobrze powiedzieli”, ale na takich, którzy przekonają ich, że coś są w stanie zmienić, że wiedzą co, wiedzą jak i mają kim. Na tym, drodzy konfederaci, polega rozpaczliwość położenia antysystemowej prawicy, i choćby przyszło tysiąc pijarowców, takich prawdziwych, i każdy wypiłby tysiąc gimletów i wpadł po każdym z nich na jakiś świeży pomysł, to w miesiąc i tak się nikogo już do niczego nie przekona, jeśli wcześniej jedynym przekazem płynącym miesiącami z „na prawo od PiS” były kłótnie, rozłamy i połajanki, a teraz jest nim narzekanie na Wielki Spisek Który Wycina Nas Z Mediów. Gdyby narzekaniem na Wielki Spisek Który itd. można było zdobyć wyborców, to do dziś rządziłby Zygmunt Wrzodak – jeśli pokolenie obecnych wyborców Konfederacji wie jeszcze, kto to był.

Mimo wszystko, jako optymista, życzę przekroczenia progu 3% i nie zmarnowania uzyskanej w ten sposób subwencji w nadchodzącym czteroleciu monowładzy PiS.


© Rafał A. Ziemkiewicz
17 września 2019
źródło publikacji: niezatytułowany wpis na profilu Autora
www.facebook.com






Margines czy folklor? Czym dla Rafała Ziemkiewicza jest Konfederacja?


Redaktor Rafał Ziemkiewicz w obszernym wpisie na fb, odnosi się do zarzutów pod swoim adresem odnośnie ośmieszania i pomijania Konfederacji w mediach. Skupię się tylko na jednym fragmencie jego wypowiedzi:
„(…) mniej więcej się domyślam, dlaczego Konfederacji się tam nie uważa za równorzędny element relacjonowanej polityki. Otóż powody pomijania Konfederacji zarówno w TVP, jak w TVN i Polsacie, są dwa. Pierwszy, to że jest ona postrzegana jako partia bez szans na wejście do przyszłego Sejmu, margines i folklor.”
Skoro partia, która zdobywa 4,55 % głosów w wyborach do Europarlamentu (przy wysokiej frekwencji), a w aktualnych sondażach (o ile jest uwzględniania) otrzymuje 5, 6 % i dalej postrzegana jest jako ugrupowanie bez szans na wejście do Sejmu, to może wskazywać na to, że wybory są ustawione, a wynik przesądzony. A skoro pan Ziemkiewicz pisze o tym tak normalnie i spokojnie, to może ma jakieś informacje w tej sprawie, którymi mógłby się z nami podzielić?

Margines, folklor? Konfederacja skupia przede wszystkim dwa ugrupowania zdolne do samodzielnego startu w wyborach: czyli (Korwin i RN), do tego dochodzi środowisko Grzegorza Brauna (partia Korona), dużo znanych działaczy społecznych, prawników, ekonomistów, lekarzy i naukowców oraz wiele, wiele patriotycznych organizacji. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby w wyborach do sejmu powstała jedna: prawicowa, wolnościowa i antysystemowa lista. I tak się stało. I to ma być ten nic nie znaczący margines?

Ja nie jestem demokratką, ale szanuję ludzi, którzy cenią demokrację. I nie potrafię w ogóle zrozumieć postawy osób, które tak kochając demokrację, wykluczają równolegle inne osoby z życia publicznego, tylko dlatego, że mają inne poglądy. (I nie piję tutaj personalnie do red. Ziemkiewicza, ale ogólnie do mediów).

W niektórych sondażach PSL ma mniejsze poparcie, niż Konfederacja, ale ono zasługuje na uznanie, dlaczego? Dlatego, że uczestniczyło przy „Okrągłym Stole”? A może dlatego, że jest potencjalnym koalicjantem PiS-u lub Platformy, zależy kto wygra i kto będzie potrzebował dodatkowych posłów do rządzenia.

Co do folkloru… folklor to będzie za cztery lata, po kolejnej kadencji rządów PiS-u. Może nie tyle folklor, co egzotyka. Bo powieje do nas egzotyczne powietrze wprost z Wenezueli. I wtedy może pośmiejemy się z rządzących w jakimś alternatywnym programie w stylu „W tyle wizji”… , ale czy red. Ziemkiewiczowi też będzie wtedy do śmiechu?


© Dominika Korwin-Mikke
20 września 2019
źródło publikacji:
www.Korwin-Mikke.pl






O atakach na Konfederację






© Grzegorz Braun
20 września 2019
źródło publikacji:
www.YouTube.pl






Konfederacja nie istnieje w mediach PO-PiS


Konfederacja? Nie ma takiego komitetu Konfederacja. Jest Kukiz, jest Kukiz Zdrój.
Posted by Sławomir Mentzen on Wednesday, September 25, 2019



Gdy komitety losowały numery list, prezenter Polsatu przedstawiając wyniki pominął listę nr 4 i Konfederację. Agnieszka...
Posted by Konrad Berkowicz on Wednesday, September 25, 2019






Dwie konfederacje


Bez większego echa w mediach przeszła krajowa konwencja Konfederacji. Wpisuje się to w ogólny trend który sprawia, że czołowe redakcje albo udają, że rzeczony komitet nie istnieje, albo starają się go zdyskredytować. W tym ostatnim działaniu prym wiedzie propagandowa tuba rządu w jaką zmienił telewizję publiczną Jacek Kurski.

Jako, że w słowniku ludzi kulturalnych brakuje dostarczenie obelżywych określeń na jakość para-dziennikarskich materiałów emitowanych przez publicznego nadawcę, oszczędzę Państwu komentarza, który z natury rzeczy zawierałby głównie wulgaryzmy.

Konfederacja zdecydowanie nie jest pomysłem z mojej bajki, jednak trudno nie poczuć choć cienia sympatii dla ludzi bezpardonowo sekowanych przez zblatowanych ze sobą politycznych szulerów. Wbrew mętnym wywodom Rafała Ziemkiewicza zajmuję tutaj pozycje pryncypialne: wszystkie ogólnopolskie komitety wyborcze powinny mieć równy dostęp do mediów. Nawet jeśli uznajmy, że plotą bzdury a ich liderzy są niespełna rozumu. To istota demokracji i pluralizmu. Zasada ta z wyborów na wybory jest coraz ostentacyjnej deptana oddalając nas od najlepszych wzorców a zbliżając do modelu afrykańskiego. Dlatego na przekór trendom dziś będę pisał głównie o Konfederacji.

Słowo „konfederacja” ma niezwykle ciekawe konotacje semantyczne i historyczne. Dawno temu, kiedy Rzeczpospolita zajmowała znacznie większy kawałek globusa niż obecnie, wolni obywatele zawiązywali od czasu do czasu konfederacje. Z historii większość z nas pamięta zapewne konfederację targowicką, która cieszy się (zasłużenie) szczególnie złą sławą jako symboliczny gwóźdź do trumny naszej pierwszej państwowości. Szkoda jednak, że notorycznie zapominamy o innej konfederacji – barskiej, która była bezpośrednią przyczyną owego dziejowego nieszczęścia.

Konfederaci barscy w przeciwieństwie do targowickich nie byli zdrajcami, zaprzańczymi czy degeneratami. Przeciwnie, w przytłaczającej większości byli to szczerzy patrioci jak najlepiej życzący ojczyźnie i gotowi na osobiste poświęcenia dla dobra wspólnego. W przytłaczającej większości, lecz nie w całości. Ów mikry, może kilku, może kilkunastoprocentowy odsetek stanowili rożnego rodzaju wichrzyciele, awanturnicy i płatni prowokatorzy na usługach Moskwy. Niestety, nawet kilka zgniłych jabłek w koszyku pełnym owoców pierwszej jakości, wystarczyło by sprowadzić całą inicjatywę na potworne manowce. Pełni szczerego patriotyzmu konfederaci, z Matką Boską na sztandarach, rzucili się w wir chaotycznej ruchawki, która ujmując rzecz w telegraficznym skrócie zamiast przywrócić Polsce jej wielkość doprowadziła ją wprost do pierwszego rozbioru.

Jako jednak, że nie jest to felieton poświęcony odległej historii kończę tą przydługą dygresję przenosząc nas wprost do kampanii wyborczej Anno Domini 2019 i współczesnej Konfederacji. W przytłaczającej większości wspierają ją szczerzy patrioci jak najlepiej życzący ojczyźnie i gotowi na osobiste poświęcenia dla dobra wspólnego. W przytłaczającej większości, lecz nie w całości... Snucie analogii jest urokliwe erystycznie jednak na dłuższą metę prowadzi do przekłamań. Dlatego bez dalszego owijania w bawełnę postaram się wskazać plusy i minusy najnowszej odsłony anty-systemu.

Konfederacja jest rodzajem zakamuflowanej koalicji. Stanowi próbę przełamania wyborczego imposybilityzmu od lat trapiącego partię Ruch Narodowy i kolejne organizacje firmowane przez Janusza Korwin-Mikkego. Zapewne z tej przyczyny program Konfederacji stanowi efekt syntezy poglądów narodowych i wolnościowych. Jest to eksperyment karkołomny lecz nieoczekiwanie udany. Na skutek nieco wymuszonego zbliżenia stanowisk otrzymaliśmy propozycję państwa, które zamiast na siłę uszczęśliwiać obywateli ma im przede wszystkim nie przeszkadzać. Silnego wewnętrznie i konsekwentnie realizującego swoje dalekosiężne cele. Konserwatywnego, chroniącego rodzinę i tradycyjne wartości.

Oczywiście propozycja Konfederacji ma też swoje wady. Przede wszystkim nie jest to program jako taki a jedynie kilkanaście luźno powiązanych z sobą haseł. Ich część ekonomiczna nie odnosi się w żaden sposób do obecnej sytuacji budżetowej państwa. Na przykład stosunkowo łatwo zaproponować wyższą kwotę wolną od podatku, jednak zdecydowanie trudniej oszacować jej skutki dla dochodów państwa.
Dlatego „program” Konfederacji odbieram raczej jako próbę zdefiniowania pewnego kierunku niż spójną wizją. Pomimo wszytko oceniam go – z pozycji endeckich – zdecydowanie na plus. Szczególnie w kontekście poprzednich pomysłów prezentowanych przez współtworzące Konfederację środowiska.

Program programem, ale jak mawiał Lenin: najważniejsze są kadry. A z kadrami w Konfederacji jest różnie. Najlepiej na dole. W większości to szczerzy patrioci jak najlepiej życzący... i tak dalej, i tak dalej. Całkiem jak w Konfederacji Barskiej. Osobiście znam kilkadziesiąt osób ubiegających się o mandaty poselskie z list Konfederacji. O większości z nich mam dobre, bądź zdecydowanie dobre zdanie. Wielu z nich szanuję za dorobek, do bardzo wielu czuję sympatię.

Niestety beczka konfederackiego dwójniaka doprawiona jest kilkoma łyżkami dziegciu. Tworzy to likwor zgoła niesmaczny a być może i szkodliwy dla zdrowia. Konfederacja jako de facto koalicja odziedziczyła po obu tworzących ją trzonach kadry kierownicze. Sterowana jest więc przez ludzi, którym nie powierzyłbym zarządu nad pustym placem nie mówiąc o rządach nad Rzeczpospolitą. Przyjrzyjmy się im po kolei.

Najbardziej znanym z liderów Konfederacji jest Janusz Korwin-Mikke. Choć nigdy nie sprawował władzy wykonawczej a jedynie epizodycznie funkcjonował w głównym nurcie polityki, od lat znajduje się na szczytach rankingów nieufności. Nieprzypadkowo. W większym stopniu niż politykiem jest celebrytą stawiającym popularność ponad polityczną skuteczność. Intencjonalne wywoływanie kontrowersji traktuje jako sposób na medialne istnienie. By nie być gołosłownym oddajmy głos samemu zainteresowanemu.

O kobietach mówił: „Kobiety nie mogą być inteligentne – dba o to mechanizm ewolucji naturalnej. Inteligentna istota nie wytrzymałaby przebywania dłużej niż godzinę dziennie z paplającym dzieckiem! Dlatego właśnie (i nie tylko dlatego) mężczyźni nie lubią wiązać się z kobietami inteligentnymi: instynktownie chcą, by ich dzieci miały dobrą opiekę”.

O niepełnosprawnych: „Każdy ma prawo uprawiać dowolne ćwiczenie fizyczne i urządzać dowolne zawody. Można się tylko cieszyć, że inwalidzi też organizują zawody. Ze sportem nie ma to jednak wiele wspólnego - równie dobrze można by organizować zawody w szachy dla debili lub turnieje brydżowe dla ludzi z zespołem Downa”.

O pedofilach: „Zachowanie o charakterze pedofilskim ma pozytywny wydźwięk i jest dużo bardziej zasadne niż edukacja seksualna młodzieży”.

I tak dalej, i tak dalej. To tylko skromna próbka możliwości polityka-celebryty. Jeżeli czujecie Państwo taką potrzebę możecie wykonać w internecie małą kwerendę i odnaleźć jeszcze bardziej interesujące cytaty. Są ich dziesiątki, jeśli nie setki. Szokujące „korwinizmy”, które od biedy można zrzucać na karb wieku bądź ekscentryczności polityka, to jednak nie największy z problemów zwolenników Korwina.

Ostatnio do pana Janusza uśmiechnął się los. W wyborach parlamentarnych 2015 kierowana przez niego partia KORWiN uzyskała niespełna 5% głosów. Na mandaty poselskie to nie wystarczyło jednak udało się uzyskać finansowanie przysługujące partiom politycznym w (formie subwencji i dotacji). Na konto wolnościowców popłynęło kilkanaście milionów z publicznej kasy. Znaczące skądinąd fundusze miały być inwestowane w struktury i oszczędzane na kluczowe wybory parlamentarne.

Minęło klika lat... i okazało się, że pieniądze jednak się rozeszły. Gdzie? O to już musicie spytać Państwo Janusza Korwin-Mikkego. Zapewne na jakieś istotne cele. Jeśli byśmy potraktowali to jako sprawdzian z gospodarowania publicznym groszem ze spokojem możemy stwierdzić, że w dajmy na to Ministerstwie Skarbu Państwa ludzie Korwina radziliby sobie równie sprawnie jak przedstawiciele innych partii. Może nawet sprawniej.

W porównaniu z Januszem Korwin – Mikke liderzy Ruchu Narodowego jawią się jako stateczni mężowie stanu. Wyłącznie w porównaniu z Januszem Korwin – Mikke. Roberta Winnickiego i Krzysztofa Boska łączy wiele, nie tylko wspólne poglądy. Ich kariery zawodowe rozwijały się w podobny sposób, mianowicie poza polityką nie udało im się dotąd znaleźć żadnych regularnych źródeł zatrudnienia. Choć obaj już jakiś czas temu osiągnęli wiek chrystusowy (Krzysztofowi bliżej już do czterdziestki), pomimo licznych prób, jak dotąd nie udało im się ukończyć żadnej uczelni wyższej. W kraju gdzie w Wyższych Szkołach Gotowania na Parze tytuł licencjata otrzymuje się niejako przez zasiedzenie jest to nie lada sztuka. Tutaj podobieństwa się kończą, gdyż Robert założył rodzinę a Krzysztof pozostaje kawalerem.

W 2015 roku na skutek kaprysu Pawła Kukiza kierowany przez wspomnianych dżentelmenów Ruch Narodowy wprowadził do sejmu pięciu parlamentarzystów. Po kliku miesiącach czterech z nich (z wyjątkiem R. Winnickiego) opuściło szeregi partii upatrując swojej przyszłości poza nią. Obecnie trzech spośród dawnych posłów RN ubiega się o mandat poselski z list Prawa i Sprawiedliwości. To słaby prognostyk co do trwałości klubu parlamentarnego konfederatów po ewentualnej elekcji.

Reasumując: doświadczenie życiowe i zawodowe obu panów jest niewielkie, zgoła znikome a sukcesy polityczne wysoce dyskusyjne.

Wiele słów padło o obecnych liderach Konfederacji poświećmy więc choć kilka i nieobecnym. W ostatnich miesiącach z Konfederacją pożegnali się między innymi Kaja Godek, Marek Jakubiak i Piotr Liroy Marzec. Abstrahując od ocen warto zauważyć, że były to postacie wyraziste, przyciągające grupy interesów (Kaja Godek) i cieszące się osobistą popularnością (Jakubiak i Liroy). Rozwody, jak to z rozwodami bywa, odbyły się w nieprzyjemnej atmosferze. Komentowanie wzajemnych oskarżeń pozostawmy jednak rubrykom plotkarskim w mniej poważnych pismach. Tak czy inaczej utrata kilkudziesięciu tysięcy wyborców z pewnością nie pomoże komitetowi z trudem walczącemu o dostanie się do politycznej pierwszej ligi.

Jeśli by oddzielić od polityki emocje i marketing pozostałby dwa czynniki, które decydują o naszym poparciu dla poszczególnych ugrupowań. Są nimi program polityczny i wiarygodność polityków. Za ten pierwszy Konfederacja otrzymuje ode mnie mocną czwórkę (w klasycznej skali szkolnej). Niestety, jej wiarygodność oceniam jako niedostateczną. „Grzech pierworodny” w postaci skompromitowanych liderów determinuje postrzeganie Konfederacji jako partii niepoważnej. Minimalizuje też jej szanse na odegranie znaczącej i konstruktywnej roli na polskiej scenie politycznej.


© Przemysław Piasta
brak daty publikacji
źródło publikacji: (dostęp 26 IX 2019)
www.mysl-polska.pl






Konfederacja pozywa TVP!
Prof. Jerzy Robert Nowak o propagandzie i wyborach





© prof. Jerzy Robert Nowak / Marcin Rola
27 września 2019
źródło publikacji: wRealu24
www.YouTube.pl
.





Ilustracja © Jan Bielecki / za: www.wiadomosci.radiozet.pl

OSTATNIE UAKTUALNIENIE: 2019-09-27-18:05 CET

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2