OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

O przygotowaniach do drugiej katastrofy smoleńskiej, alternatywnej historii ukrzyżowania, Dreyfusie, żydowskich aspiracjach, zemście, sprzedaży i miłości, oraz hierarchiach imperialnych, lewicowych i innych

O żydowskich aspiracjach


Aspiracje w ogóle są głupie i złe, albowiem ich genezą są postawy wyemancypowanych z diaspory i zorganizowanych w gangi żydów, którzy chcieli naśladować życie i styl arystokracji. Być może postawy te, plus chęć obłowienia się, były jedynym motorem napędzającym rewolucję. Reszta zaś to propaganda. Być może – powiadam, bo z całą pewnością stwierdzić tego nie podobna. Ponieważ aspiracje te stały się w pewnym momencie globalną normą napędzającą rynki i sprzedaż masową, my nie możemy w żaden sposób rozpoznać i opisać rzeczywistości sprzed ich triumfu i możemy odnosić się tylko do nich oraz do sposobów w jaki zmieniły one świat. Możemy jednak próbować je demaskować, co nie jest trudne, bo aspiracje te są ciągle żywe i zauważalne, ale nie dotyczą już sznytu arystokratycznego. Skąd jak wiem, że taki mechanizm istnieje?
Zaraz opowiem. Najpierw dodam tylko, że aspiracje te funkcjonują w rzeczywistości stworzonej przez strukturalistów i w tych charakterystycznych dla tego nurtu opisach. Chodzi mi o oderwanie przedmiotu aspiracji od kontekstu historycznego i nadanie mu – absurdalnych i bezsensownych, ale aktualnie dla aspirującego przydatnych nowych znaczeń. Można to nazwać trochę bardziej wyrafinowanym kultem cargo.

Teraz przejdźmy do tego skąd mi się taka myśl w głowie zalęgła. Oto sięgnąłem na półkę z książkami, gdzie stały także moje książki z dzieciństwa, w tym znana wielu, ale przeważnie nieczytana książeczka „O czym szumią wierzby”. Kiedyś na jej podstawie nakręcono bardzo ciekawy, animowany serial z doskonałymi, pieczołowicie wykonanymi lalkami. Nastrój jednak tej bajki był taki, że dzieci płakały kiedy na ekranie pojawiał się kret i ropuch. Ponura atmosfera nadbrzeżnych zarośli o jesienniej, szarej godzinie, bo w takim klimacie była utrzymana ta bajka, nie dawała dzieciakom przyzwyczajonym do Bolka i Lolka, żadnych szans. Ponoć rodzice pisali listy do telewizji, a były to lata osiemdziesiąte, żeby ten serial zdjąć z anteny, a był on emitowany w niedzielę o 19.00. Ponoć się udało. Nie śledziłem tego dokładnie, bo już wtedy nie oglądałem wieczorynek. Zastrzegę teraz, że ja już o tym pisałem, ale dawno, co nie znaczy, że się powtarzam. Czasem tak czynię, ale nader rzadko. Oto wiele lat po wyemitowaniu tego serialu w Gazecie Wyborczej ukazał się tekst, nie pamiętam już przez kogo napisany i chyba dziś już raczej nie do odnalezienia, poruszający kwestie antysemityzmu zawartego w książeczce „O czym szumią wierzby”. Chodzi o to, że kret i reszta są to antysemici, którzy sekują towarzysko ropucha, bo ten jest właśnie aspirującym do środowisk arystokratycznych, bogatym żydem. Tak właśnie. Pomyślałem sobie, przeczytawszy ten obszerny materiał, że kogoś nieźle pokręciło, no ale czemu się dziwić, przecież to gazownia. I od razu zacząłem się zastanawiać, dlaczego ten ropuch, skoro się wzbogacił i jest najprawdopodobniej żydowskim gangsterem, dlaczego on – aspirując do świata arystokratów brytyjskich – usiłuje tak nachalnie zaistnieć w niższej klasie średniej? Czy on czegoś od nich potrzebuje? Pewnie tak, inaczej nie zawracałby im głowy. Ten pan czy też pani, bo nie pamiętam kto był autorem tekstu, pochyla się rzecz jasna ze zrozumieniem nad rozterkami towarzysko odrzuconego ropucha. Mnie jednak od razu przypomina się fragment wspomnień Mieczysława Jałowieckiego, z tomu „Requiem dla ziemiaństwa”, w którym opisany jest właściciel majątku sąsiadującego z Kamieniem – majątkiem żony Jałowieckiego – pan Dojczman. Był on znany z tego, że źle opłacał pracowników, był także znany z innych, niepięknych wcale nawyków. I rzecz jasna znajdował się na towarzyskim aucie. Okoliczni ziemianie nie przyjaźnili się z nim i nie należał on do związku ziemian. Czy to w ogóle pana Dojczmana obchodziło? Można uznać, że tak, bo czasem zaczepiał on swoich sąsiadów w jakichś sprawach, zupełnie jak ten ropuch z książki dla dzieci. Tak naprawdę jednak miał on w nosie sąsiadów, albowiem stałymi jego gośćmi byli dygnitarze państwowi z prezydentem Ignacym Mościckim na czele. Nie musiał więc tak naprawdę przejmować się niczym i nikim, i zapewne liczne podatki, którymi II RP gnębiła ziemian, nie spędzały mu snu z powiek. Należał bowiem, jak ropuch, do innego porządku. Miał jednak jakiś interes do załatwienia wśród tych, którzy go otaczali i którymi szczerze pogardzał. Jaki? Zapewne związany z tymi podatkami i z ziemią. To znaczy -przypuszczam, bo nie wiem tego na pewno – że pan Dojczman śledził uważnie tarapaty sąsiadów, bliższych i dalszych i spokojnie czekał, na to który – wskutek złej gospodarki lub podatków – pierwszy się przewróci. Kontakty ze sferami rządowymi na pewno mu wiele ułatwiały. Nie o panu Dojczmanie jednak i nie o ropuchu miałem zamiar pisać. A o kim? O profesorze Janie Hartmanie. On właśnie jest współczesnym ucieleśnieniem ropucha i Dojczmana, albowiem w sposób nachalny, oderwany od kontekstu, próbuje lansować siebie na aspiracjach. Tymi aspiracjami chce zarazić najpierw nas, albowiem szczerze nami pogardza. Niestety nie rozumie, że człowiek może się uodpornić na aspiracje, szczególnie takie, które nie niosą za sobą żadnej korzyści, a oferta – całkowicie fałszywa – Jana Hartmana takich korzyści nie niesie. Ona może mieć znaczenie tylko dla niego i tylko dla tych, którzy traktują go serio. Ludzi takich jest jednak coraz mniej, o czym wiem na pewno. Jan Hartman i jego świat powoli zapada się w nicość. To zaś co on z siebie emituje może być tylko przedmiotem szyderstwa. Oto zaproponował nam Jan Hartman, zupełnie na wyrost zwany profesorem, byśmy zamiast od narodzin Chrystusa odliczali lata od narodzin Leonarda da Vinci. Widać wyraźnie do czego aspiruje Hartman. No, ale skoro tak, niech może spróbuje narysować kotka. To nie wystarczy mili moi, tak rzucić sobie – od narodzin Leonarda – bo niby dlaczego od niego, a nie od narodzin Witruwiusza na przykład, albo od narodzin Michała Anioła? Dlaczego Leonardo? No jak to? Bo był największy, Hartmanowi powiedzieli o tym w szkole i on w to uwierzył. I teraz – stawiając taką propozycję – zupełnie jak ropuch, czyni największym siebie. Dlaczego? Bo pierwszy na to wpadł. Czy jakiś chrześcijanin wpadłby na pomysł, by sugerować iż on – poprzez jakieś czyny czy słowa – może się porównywać z Chrystusem? Nie sądzę, ale jeśli by to zrobił, zostałby natychmiast potępiony. Co innego jeśli mamy do czynienia z Leonardem – do niego można się porównywać bez lęku, albowiem był on nie tylko malarzem, nie tylko inżynierem, ale także filozofem i myślicielem. A co to znaczy w języku Jana Hartmana? No jak kto – oznacza to, że można nic nie umieć, niczym się nie zajmować, nie rysować kotka, nie tworzyć niczego realnego, tylko tak pierniczyć te dyrdymały po gazetach, a kiedy ktoś spróbuje je zdemaskować zasłonić się tytułem profesorskim. Leonardo jest wygodny dla aspirujących żydów z tytułami naukowymi, bo on ich usprawiedliwia i tłumaczy z niemożności wykreowania czegokolwiek, a czegoś oryginalnego w szczególności. Demaskuje jednak pewną brzydką cechę tych aspiracji, tę mianowicie, że próbują one podporządkować doraźnym swoim planom, bynajmniej nie demonicznym, ale idiotycznym, wszystko, co może się przeciętnemu człowiekowi kojarzyć z jakością. To jest paradoks tylko z pozoru. Żeby zamaskować impotencję twórczą trzeba wziąć na sztandar człowieka, który tworzył poprzez samo tylko pojawienie się w jakiejś przestrzeni – trzeba go zawłaszczyć. Żeby zamaskować brak oryginalności, trzeba zrobić to samo, żeby ukryć złodziejstwo, trzeba się zasłonić jakimś świętym, na przykład św. Franciszkiem, co rozdał wszystko ubogim. Taki jest istotny sens omawianych tu aspiracji i istotny sens gawęd Hartmana. To jest niby proste do zrozumienia i zauważania, ale ja mam wrażenie, że nikt póki co nie próbował tego wyjaśnić dokładnie. No więc ja wziąłem na siebie ten ciężki obowiązek i oto mamy cały materiał do przemyśleń. Usprawiedliwiając tę hecę, zwolennicy Hartmana mogą rzec, że to o czym piszę, jest charakterystycznym dla narodu żydowskiego zamiłowaniem do czystej spekulacji, oderwanej od spraw przyziemnych…aha, rzeczywiście…i co jeszcze? Niech Hartman lepiej narysuje kotka, albo ropuchę…to będzie dla niego sprawdzian. Tylko niech nie próbuje przy tym kopiować szkiców Leonarda.

I jeszcze słowo o kontekstach. Nie wiem jak by było z tym Leonardem i liczeniem czasu od jego narodzin, Leonardem, jawnym agentem Francuzów w Italii, który przygotowywał dla króla Franciszka jakieś piekielne machiny, które miały być wypróbowane na wojnie z cesarzem. Zainteresowani kontekstami historycznymi Niemcy mogliby się na to trochę krzywić.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG i do księgarni Przy Agorze.

Zapraszam też na portal www.prawygornyrog.pl i ponawiam znaną już prośbę

Tak się niestety składa, że dynamika rynku (a nie mówiłem, a nie mówiłem) w związku z okrągłymi rocznicami politycznych sukcesów Polski, jest tak słaba jak nigdy chyba do tej pory. Mamy wielkie plany dotyczące tłumaczeń, które od kilku lat są realizowane z budżetów, generowanych bieżącą sprzedażą. Niestety budżety te nijak nie pokryją dalszych, będących w trakcie realizacji projektów. Jeśli więc ktoś ma taki kaprys, żeby wspomóc mnie w tym dziele i nie będzie to dla niego kłopotem podaję numer konta. Ten sam co zwykle

47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

i pay pal gabrielmaciejewski@wp.pl

Jestem tą koniecznością trochę skrępowany, ale ponieważ widzę, że wielu mniej ode mnie dynamicznych autorów nie ma cienia zahamowań przed urządzeniem zbiórek na wszystko, od pisania książek, do produkowania filmów włącznie, staram się odrzucić skrupuły. Jak nic się nie zbierze trudno, jakoś sobie poradzę…



Arcybiskup Jędraszewski i alternatywa historia ukrzyżowania


– Mistrz musiał coś pokręcić – powiedział do siebie Piotr zwany Skałą, syn Jony i otarł dłonią pot z szerokiego czoła. Był poranek, dzień po aresztowaniu Mistrza, kogut zapiał już czwarty, a nie trzeci nawet raz, a on się jeszcze ani razu nie zaparł. – A obiecał – denerwował się Piotr.

Łaził w te i wewte pod bramą jerozolimskiego hipodromu i czekał na innych. W końcu zaczęli się schodzić. Słońce było coraz wyżej, a oni leźli przez zapełniające się ludźmi ulice i miny mieli nietęgie.

– I co – zaparłeś się – zapytał Andrzej który przyszedł pierwszy. Piotr tylko pokręcił głową i kopnął kamień, który potoczył się wprost pod nogi nadchodzącego Jana. I co, i co – zawołał młody i jak zwykle uśmiechnął się głupio.

– Jajco – wycedził Piotr – gdzie Judasz?

– Nie wiemy – odpowiedzieli razem jak na komendę

– Może synowie Zebedeusza coś będą wiedzieć – dorzucił Andrzej – Judasz zniknął wczoraj wieczorem, po aresztowaniu.

– Jeśli spieprzył sprawę to go własnym rękami uduszę – Piotr zazgrzytał zębami tak głośno, że aż zwróciło to uwagę przechodzącego patrolu. Jeden z Rzymian obejrzał się i pogroził gromadce apostołów palcem.

– Tylko bez wygłupów, jak ostatnim razem – rzucił za siebie odchodząc. Apostołowie skupili się w gromadkę i zrobili miny takie, jakie zwykle przybierają winni, którzy chcą coś ukryć przed sądem.

Jan odwrócił się nagle i zobaczył nadbiegającego Judasza. Ten już z daleka coś krzyczał i machał rękami.

– Jest wreszcie ten debil – wycedził Piotr

– Nie denerwuj się tylko – rzekł Andrzej – daj mu dojść do słowa, niech spokojnie powie czego się dowiedział.

Zziajany Judasz, najpierw długo łapał oddech, a potem zaczął mówić, jak zwykle on, potężnie się jąkając

– Sssssłyszeeeeślicieeeee?

Apostołowie popatrzyli na niego wymownie

– Sssssłyszeeeeliścieeee? – powtórzył Judasz

– Posłuchaj Judasz – rzekł zniecierpliwiony Andrzej – my wiemy, że w organizacji musi być dyscyplina, że wszyscy muszą słuchać jednego, ale ja doprawdy nie rozumiem dlaczego na prowokatora Mistrz wybrał właśnie ciebie, cholernego jąkałę. Tylko, na litość, nie próbuj mi tego teraz tłumaczyć…

– Ssssłyszeeeeliścieeee – powtórzył po raz trzeci Judasz, a oczy jego napełniły się rozpaczą

– Co! – Huknął znienacka Piotr przywracając Judaszowi umiejętność składania liter w wyrazy, a słów w zdania, bez ciągłego przerywania, nabierania dużych haustów powietrza i machania głową

– Ukrzyżowanie odwołali – wyrzucił z siebie Judasz i padł na kolana. A kiedy wzniósł oczy ku apostołom, były one pełne łez.

– No, żesz – rzucił Andrzej w stronę Piotra, a ten odwrócił się plecami do nich i patrzył na nadchodzących synów Zebedeusza, którzy podbiegając truchtem starali się nie zwrócić na siebie uwagi kręcących się pod hipodromem patroli.

Jan złapał się za głowę.

– Jak to odwołali – wyszeptał – i co teraz?

– Byyyłem w paaałacu guuuubbbernatora Piiiiłłataaa – Judasz znowu zaczął się jąkać – chcccciaaaałem dać mu te 30 ssssreeeebrniiików, coooośmyyy zebrali, żeby jeeeednaaak nie odwooooływał, ale….

– Jakie ale!? – huknął znowu Piotr przywracając Judaszowi umiejętność składnego mówienia

– Przepędzili mnie – rzekł tamten – a centurion Szczurza Śmierć kopnął mnie jeszcze w tyłek….

– Nic się nie martw Judasz – rzekł Andrzej mrużąc swoje czarne oczy – najważniejsze, że początek zrobiony. Jak będziesz tam łaził regularnie i jąkał się w obecności gubernatora i centurionów, zrobią cię ministrem propagandy…

Judasz nie zrozumiał żartu i gapił się tylko bezmyślnie przed siebie

Piotr przejechał sobie ręką po twarzy, zupełnie tak samo, jak monsieur Dubon, zwany Rosołem, w książce o przygodach Mikołajka….

– Musimy tam pójść wszyscy – rzekł w końcu.

Apostołowie, wliczając w to synów Zebedeusza popatrzyli na niego dziwnie

Jakub, człowiek młody, ale nad wiek poważny, popatrzył na towarzyszy i rzekł

– Ile biorą na bramie, za wpuszczenie do środka?

– W sensie ile chcą w łapę? – zainteresował się Jan ulubiony uczeń mistrza

– No tak.

– A jak Judasz się tam dostał? – zauważył przytomnie Jan i wskazał na otrzepującego pył z szat jąkałę.

Judasz, który znowu zaczął się jąkać, próbując wyjaśnić towarzyszom swoją misję w pałacu Piłata

– Niiiic nie trzeeeba płłacić…- powiedział

– Jak to nic – z dziwił się Jakub

– Nnnnnoooormalnie….nic….mój szszszwaaaaggier ssssstoi na braaaaaamie….

– Wstąpił do wojska! – głos Piotra był jak huk burzy i znów przywrócił Judaszowi zdolność mówienia, ale zwrócił też uwagę kolejnego patrolu. Tym razem legionista już nie groził palcem, ale wyjąwszy miecz z pochwy ruszył wprost ku nim…

– Okay, okay- zaczął uspokajać go Andrzej – wszystko jest w porządku, się pan nie denerwuje…

Rzymianin, pochodzący gdzieś z północy, z twarzą obrośniętą białą szczecią, nie zatrzymał się jednak i – o dziwo – zwrócił się ku nim czyściutkim aramejskim mówiąc

– Jeszcze raz zobaczę jak okradacie jakiegoś biedaka parszywe żydy to zobaczycie.

Przy słowach „jakiegoś biedaka” wskazał końcem miecza na Judasza, który przybrał w jednej chwili minę żałosną i głupią.

– I tak jest zawsze – powiedział Jan syn Zebedeusza kiedy patrol się oddalił – ten dureń zwraca uwagę wszystkich i wszyscy nawet Mistrz powierzają mu ważne misje…dlaczego…?

– Zamknij się – przerwał mu Piotr, który już zdążył oswoić się z myślą, że szwagier prawowiernego żyda wstąpił do armii okupacyjnej i stoi na straży spokoju rzymskiego gubernatora – wszyscy się zamknijcie dorzucił zaraz. A potem wskazał palcem na Judasza i rzekł – ty też siedź cicho i prowadź nas do tego swojego szwagra.

W wielkiej komnacie, która kiedyś była magazynem sukna, a po wkroczeniu Rzymian zamieniona została na salę audiencyjną gubernatora, zebrali się dowódcy centurii, wszystkich stacjonujących w Palestynie legionów. Niektórzy przybyli z dalekich krańców prowincji i nie zdążyli się jeszcze umyć po podróży. Piłat siedział na koślawym, krzesełku, jedną ręką gładził po wielkim łbie swojego psa – Bangę, a na na drugiej wspierał swój własny łeb, pełen niewesołych, a nieraz zaskakujących myśli…Oficerowie patrzyli na niego z niepokojem. Tylko centurion Marek zwany Szczurzą śmiercią spokojnie wydłubywał kozikiem brud zza swoich wielkich pazurów i zdmuchiwał do z ostrza wprost na podłogę.

– Masz szczęście, że nie pijesz – rzekł Piłat Poncki do swojego psa, a ten podniósł ku niemu głowę w nadziej na kolejną pieszczotę. Lubił bowiem bardzo kiedy pan głaskał go po łbie.

– Kto jest dostawcą tego wina? – zapytał gubernator centuriona Marka….

….i czego do niego dosypali – dorzucił po chwili nie czekając na odpowiedź….

Marek Szczurza Śmierć pociągnął nosem, zamknął swój składany, szwajcarski scyzoryk i popatrzył w zamyśleniu na portret cesarza Tyberiusza, w nowej, odświętnej todze, wiszący nad wejściem do komnaty…

– Powiedzieli, że to gaszone wapno….w tym miejscu Marek bez ceremonii splunął na podłogę…- gaszone wapno – powtórzył. A Piłat popatrzył na niego wymownie…w jego oczach zaś pojawiło się nieme pytanie – czy to aby prawda?

Centurion, który posiadał przedziwną intuicję i zawsze poprawnie odczytywał myśli swojego zwierzchnika, nawet nie spojrzał w jego stronę…

– Kazałem go powiesić za nogi nad ogniskiem – rzekł tak, żeby usłyszeli to wszyscy zebrani – to musi być prawda.

Wielu spośród oficerów uśmiechnęło się, a Georgius, Grek z wyspy Samos, który miał opinię najbogatszego oficera w całej armii, prowadził bowiem rozległe interesy w miastach i garnizonach cesarstwa, nie mógł się powstrzymać od cierpkiej uwagi…

– Kto to słyszał kupować wino od Żydów – powiedział i popatrzył wymownie na niektórych zebranych w sali centurionów – jakby nie było dobrych dostawców w samej armii.

– Jak się nazywał właściciel tego wina? – spokojnie zapytał Piłat

– Barabasz – rzekł centurion Marek – a po słowach tych Piłat podniósł się z krzesła i zaczął nerwowo chodzić wśród stojących szerokim kręgiem oficerów.

– Ten cośmy go wczoraj wypuścili?

– Ten sam….

-….A zamiast niego mamy ukrzyżować tego, jak mu tam…..

– Ha Nocri – rzekł Marek Szczurza Śmierć

– Już wiesz co masz robić – powiedział do niego Piłat

– Już prawie zrobiłem – rzekł tamten, albowiem miał genialną intuicję i zawsze poprawnie odczytywał myśli swojego zwierzchnika.

– Powiesiłeś go już- Piłat był trochę zaniepokojony

– No, nie jeszcze nie, na razie dostał łomot, siedzi w celi, a po mieście krążą patrole i szukają jego zwolenników.

W tej chwili otworzyły się drzwi i strzegący ich legionista oznajmił, że jacyś ludzie chcą się widzieć z gubernatorem. Oczy wszystkich zebranych zwróciły się ku wejściu do komnaty, w którym pojawiła się grupka wystraszonych mieszkańców Jerozolimy, ubranych w nie najczystsze i gdzieniegdzie połatane szaty….

Piłat zbliżył się do centuriona Marka

– Co to za jedni – wyszeptał mu wprost do ucha

Ten zaś, od dawna prowadząc rozpoznanie wśród miejscowych terrorystów, sekt i grup religijnych ocenił przybyłych jednym rzutem oka i rzekł

– Zwolennicy Ha Nocri

– Zapytaj ich po co przyszli

Centurion zbliżył się do gromadki mężczyzn i jeszcze nie zdążył otworzyć ust kiedy odezwał się Judasz

– Nnnnnieeee taaaak żeeeeśmy się uuuuummaaawiali łłłłaaaaskawco

Szczurza Śmierć spokojnie, bez jednego słowa, wyjął zza paska swój szwajcarski scyzoryk i otworzył go tuż przed twarzą Judasza. Ten od razu przestał się jąkać

– Nie taka była umowa – rzucił składnie i szybko

Do grupki zbliżył się Piłat pozostawiając za sobą pozostałych oficerów, którzy od razu zaczęli nadstawiać ucha, żeby dowiedzieć się o czym też cesarski gubernator gadać będzie z tymi brudnymi żydowskimi terrorystami.

– Szanowny panie gubernatorze – wtrącił się Piotr próbując nadać tej dyskusji jak najbardziej poważny charakter – dogadywaliśmy się na coś innego

– Dogadywaliśmy się, ale teraz plany się zmieniły – rzekł Piłat, a Marek Szczurza Śmierć pokiwał w zamyśleniu głową…

– No, ale jak to…cedził Piotr – ludzie Barabasza mieli wywołać powstanie, a potem wy panie i wasi ludzie mieliście zrównać miasto z ziemią…

– Co innego będzie grane – rzekł centurion – a Piłat uśmiechnął się krzywo.

– No, ale jak to…płaczliwie zaczął Judasz….

– Normalnie jąkało – Szczurza śmierć kolnął go w pierś swoim wielkim, brudnym paluchem – nie będzie burzenia…interesy będziemy robić….

– To znaczy? – zainteresowali się synowie Zebedeusza

– Jutro powiesimy Barabasza na Golgocie – rzekł Piłat

– Wzgórze obstawi trzecia centuria i nikt tam nie wejdzie. Nie będzie żadnego widowiska, sprzedawania biletów i niezdrowego podniecania się – dodał Marek

Judasz zmartwił się w tym momencie, bo miał nadzieję, że zarobi parę sestercji na sprzedaży biletów pod Golgotą. Słuchał jednak uważnie co mówią Rzymianie.

– A co z nami? – zapytał Piotr

Piłat odwrócił się i przywołał gestem setnika Georgiusa. Drobny, energiczny Grek ruszył ku nim prawie biegiem…

– Nie potrzebujesz kogoś do zarządzania magazynem – zapytał go – wskazując jednocześnie palcem na Piotra i jego towarzyszy…

– Magazynem nie – rzekł krzywiąc się na ich widok – ale potrzebuję kogoś do psiarni. Popatrzył po twarzach wszystkich i wskazał palcem na Judasza – o tego wezmę…

– Ale on się jąka – zauważył centurion Marek

– I co z tego – rzekł Georgius – będzie pilnował psów, to nawet lepiej, że się jąka, dogadają się.

Wszyscy Rzymianie wybuchnęli śmiechem. Nawet ci, co stali w oddaleniu

– Jak zwykle – szepnął Jakub jeden z synów Zebedeusza – zawsze go wybiorą.

– No, ale co z mistrzem – zapytał Piotr

Piłat popatrzył na niego uważnie

– Ty się o mistrza nie martw, wyślemy go do Rzymu, nauczy się łaciny, wróci i jeszcze zrobi tu karierę…

– A co z nami?

Piłat rozejrzał się…niby bezradnie, ale przecież wszyscy wiedzieli, że ma już w głowie plan, znali go przecież dobrze.

– Weź ludzi – rzekł do Marka i przynieście to co zostało z resztówek po magazynie

Szczurza Śmierć huknął rozkaz w głąb korytarza i w sekundę potem u jego boku stanęło czterech legionistów.

– Zostawcie broń i przynieście to, co leży w składziku za salą audiencyjną – rozkazał.

Po chwili żołnierze zaczęli wnosić na salę grube bele sukna…

Apostołowie patrzyli na to z coraz większym zdziwieniem.

– To prezent od cesarza – uśmiechnął się krzywo Piłat – uszyjecie sobie z tego jakieś łachy i będziecie w tym chodzić po mieście. Potrzebna nam jest nowa organizacja wokół której skupią się emocje wszystkich mieszkańców. Macie zwracać na siebie uwagę, opowiadać, że jesteście prześladowani, i generalnie cierpieć widowiskowo…

– O mmmmmatkkko – wyszeptał Judasz i już wiedział, że posada zarządcy psiarni setnika Georgiusa to prawdziwy los na życiowej loterii, los który znów wyciągnął on – powszechnie pogardzany jąkała.

– Ale to sukno, jest do cholery przecież tęczowe – zawołał zdenerwowany Piotr

– To nic – uspokoił go Piłat – będzie Wam w nim to twarzy, a i to ponure miasto zyska na tej maskaradzie…

To rzekłszy oddalił się krztusząc się ze śmiechu.

– A jak nas obrzucą kamieniami? – dopytywał się zdenerwowany Andrzej

– Niech spróbują – twarz centuriona Marka zmieniła nagle wyraz i wszyscy zamarli

– Niech tylko spróbują – powtórzył centurion zwany Szczurzą Śmiercią.

Powyższy tekst, jak zapewne wszyscy się domyślili jest egzegezą ukrzyżowania jaką mimowolnie kolportują zwolennicy ruchu zwanego LGBT. Oni czynią to nieświadomie, albowiem uświadomienie sobie iż istnieje jakiś wyższy porządek rzeczy niż ten, który sami proponują jest poza ich percepcjami. Są to ludzie maniakalnie przywiązani do symboli i żyjący z tego, że symbole zawłaszczają. Nie potrafią zrozumieć, że komunikacja uprawiana tylko i wyłącznie za ich pomocą, demaskuje całą intencję. I to właśnie próbował im powiedzieć arcybiskup Jędraszewski. Ucieszyli się jak dzieci kolportując fotografię biskupa w szacie z tęczowym pasem pośrodku. Niektórzy nawet nazwali go kryptogejem, nie rozumiejąc, że stawianie takich zarzutów demaskuje ich po prostu jako współpracowników opresyjnej władzy, która ich samych ma w głębokiej pogardzie. Dokładnie tak samo, jak Piłat apostołów w powyższym opowiadaniu. Nie rozumieją tego i nie zrozumieją, bo wydaje im się, że wystarczy zawłaszczyć symbole, żeby zwyciężyć. To nie jest prawda. Przebrać bowiem można się w cokolwiek i za pomocą tego „czegokolwiek” demonstrować w zasadzie wszystko. Najłatwiej zaś demonstrować własną bezradność i spryt. Jak trudno jest bowiem tym ludziom zrozumieć, że arcybiskup, w tęczowej szacie, czy też w jakiejś innej, nazwany kryptogejem czy jakoś inaczej, naprawdę wierzy w zmartwychwstanie, w misję Kościoła i zbawienie duszy. Oni zaś w to wszystko nie wierzą i za pomocą ukradzionych symboli próbują ukryć swoją agresję, a jedyne o czym marzą do narzucenie wszystkim swojego punktu widzenia. A reagują agresją na wszystko, albowiem potrzebują jakiegoś męczennika, który zostanie pokrzywdzony w widowiskowy i jednoznaczny sposób. Nie zrozumieli jednak, że nie na to umawiali się z centurionem Markiem. On im co prawda coś obiecał, ale potem zmienił zdanie. Ma ich bowiem wszystkich, podobnie jak oni siebie nawzajem, w głębokiej nie dającej się niczym zniwelować pogardzie. I zawsze będzie traktował ich źle. Z pretensjami zaś o to złe traktowanie będą oni lecieli do biskupów, wymyślając im przy tym od najgorszych. Potem zaś do sądów, które nie działają, bo przecież nie można ich zreformować, albowiem oni sami przeciwko takiej reformie protestują. Obłęd ten czyni z ruchu LGBT organizację komiczną, a jak bardzo jest ona komiczna przekonamy się na rozprawie przeciwko arcybiskupowi Jędraszewskiemu. Będzie to za jakieś pół roku już po wyborach parlamentarnych. Wtedy okaże się ilu naprawdę jest zwolenników LGBT i czy mają oni nadal gwarancję bezpieczeństwa udzielone im przez centuriona Marka.

Na dziś to tyle. Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG i do księgarni Przy Agorze

Zapraszam także na stronę www.prawygornyrog.pl



Afera Dreyfusa czyli obrona konieczna


Wiem, że powinienem pisać o czymś innym, ale jak zacznę czytać znów coś o III Republice, to nie mogę się powstrzymać. Bardzo przepraszam. Teraz czytam biografię Georgesa Clemenceau, jedyną jaka została wydana po polsku, jeszcze za komuny. Bardzo entuzjastyczna jest ta książka, a entuzjaści, jak wiadomo są zawsze przyczyną różnych demaskacji. I tym razem nie jest inaczej. Jestem całkowicie przekonany, że afera Dreyfusa, była koniecznym zabiegiem, który warunkował dalsze istnienie republiki. To co działo się w parlamencie od czasów komuny, nie rokowało bowiem wcale i wybuch kolejnej rewolucji, czy też może kontrrewolucji był tylko kwestią czasu. Afery jakie stały się udziałem zarówno tak zwanych oportunistów, jak i lewicy, przechodziły w fazę chroniczną i nikt już nie mógł powstrzymać się od złodziejstwa. Zięć prezydenta Ferry’ego, Daniel Wilson, syn angielskich przemysłowców, sprzedawał na sztuki Legię Honorową i inne odznaczenia. Załatwiał także, w imieniu teścia, różne sprawy kryminalne i aferalne, każdemu, kto miał odpowiednie środki i gotów był je wyłożyć. Afera goniła aferę, a ta z Legią Honorową była stosunkowo najmniejsza. Mieliśmy aferę miedziową, której efektem było sprzedanie miedzi na Statuę Wolności, o aferze panamskiej słyszał każdy, było jeszcze wiele drobniejszych nadużyć, które stały się znakiem firmowym III Republiki. Głównym rozgrywającym zaś, pożeraczem gabinetów, jak go czasami nazywano, był Georges Clemenceau. Myślę, że był on po prostu brytyjskim agentem, który urwał się ze sznurka, w pewnym momencie, ale uznał, że racja stanu Francji będzie się lepiej miała, kiedy rząd będzie współpracował z koroną, niż kiedy będzie współpracował z Niemcami. Już o tym pisałem, ale jeszcze powtórzę – tuż po komunie, kiedy prezydentem został Mac Mahon, los republiki nie zdecydował się jeszcze. Nawet po roku 1889, po aferze miedziowej, nie było pewne czy republika się utrzyma. Clemenceau, który wykreował Boulangera, był pewien, że ten nie ma większych ambicji niż ministerstwo wojny. Jego (i Clemenceau) angielscy przyjaciele, najwyraźniej zmęczeni złodziejstwem parlamentarzystów, postanowili, że może dyktatura wojskowa, z perspektywą przywrócenia monarchii, będzie lepszym wyjściem niż ta cała republika i generał Boulanger rozpoczął swoją wielką przygodę. Polityka Clemenceau była polityką przygotowywania wojny przeciwko Niemcom, a to wiązało się w praktyce z oddawaniem kolonii Anglikom. W taki właśnie sposób Egipt, który był zarządzany wspólnie, stał się protektoratem brytyjskim. W kraju wybuchło powstanie jakichś obszarpańców, a Clemenceau, przeforsował w parlamencie decyzję o niewysyłaniu korpusu ekspedycyjnego – armia musiała zostać w kraju, żeby – rzekomo – być gotową do odparcia ataku Niemiec. Anglicy oczywiście wysłali swoje wojsko przeciwko powstańcom i sprawę załatwili w dobrze nam znanym stylu. Potem przejęli Kanał Sueski, wykupując wypuszczone przez Francuzów akcje. Czym była afera panamska, wszyscy mniej więcej wiedzą. Podstawieni ludzie mieli udawać drobnych i grubszych inwestorów, którzy wykupują udziały w budowie. To się posypało i parę osób musiało popełnić samobójstwa, ale akurat nie Clemenceau. Wobec takiej sytuacji, a także wobec zdecydowanie antyrepublikańskiej postawie armii, Kościoła i chłopów, należało – w tej wojnie na afery – przejść do kontrataku. Dreyfus był kulminacją tego procesu, o czym nigdy nie możemy zapominać, podobnie jak nie możemy zapominać o szykanowaniu żołnierzy w szeregach armii, co zakończyło się serią buntów, krwawo stłumionych. Nikt nie pisze o tym szerzej, ale ci żołnierze, których szykanowano z pewnością nie byli przypadkowi. Szykany nie wynikały też pewnie z samej tylko brutalności oficerów, ale miały – jak wszystkie masowe działania – podłoże polityczne. Obydwie te histerie, a także cała histeria antykościelna, służyły do tego, żeby zdewastować żywioł antyrepublikański. I teraz ciekawa rzecz – jak ludzie, tak zwani zwykli ludzie traktowali republikanów, socjalistów i komunistów? Jak zarazę albo jak antidotum na interwencję obcą. To znaczy kiedy Niemcy zajęli Paryż, lud chętnie nadstawił ucha lewicowej retoryce, bo dawała ona szansę na to, że Niemcy zostaną wyrzuceni z Francji gwałtownie. Czy prawica nie dawała takiej gwarancji? Zapewne tak, ale nie w warstwie deklaratywnej, bo ta – propaganda posługująca się emocjami po prostu – była zawłaszczona przez lewicę. Lewica to zwykle agenci strzegący w kraju interesów obcych mocarstw. Tego się nie da wytłumaczyć biedakom, bo oni wierzą, że retoryka lewicowa jest serio. I tak komunardzi uważani byli za agentów Bismarcka, a skrzydło lewicowe republikanów za agentów Londynu. W Polsce po odzyskaniu niepodległości było podobnie, tylko, że skrajna lewica była agenturą Moskwy, a nie Berlina. Dlaczego tak zwana prawica nie może się w tym odnaleźć i oddaje pole? Ponieważ nie dysponuje kanałami dystrybucji propagandy, a na pewno nie tak szerokimi jak te lewicowe, finansowane z nierozpoznanych budżetów. Kiedy czytamy o wypadkach politycznych początku XX wieku zdumiewa nas z jaką łatwością zakładano wówczas pisma periodyczne. I to nie byle jakie, bo dzienniki. Tylko dziennik bowiem miał właściwą siłę rażenia propagandowego. I tak Clemenceau założył sobie gazetę „La Justice” . Kto ją finansował? W biografii pana Jurka jest to napisane wprost – jego papa Benjamin, kiedy dowiedział się, że syn chce gazetę, sprzedał kilka farm. Benjamin Clemenceau miał od młodości opinię jakobina, sankiuloty i wywrotowca. I z taką opinia umarł. A tu proszę – syn chce gazetę, a on na ten cel sprzedaje kilka farm. Ciekaw jest skąd się wywodziła rodzina Clemenceau. Nigdy nie zgadniecie. Z Wandei. Jeśli ktoś pochodzi z Wandei, ma poglądy republikańskie i uważa Robespierre’a i Marata za ludzi godnych naśladowania, a do tego jeszcze posiada tam liczne dobra ziemskie, to w zasadzie nie trzeba nic dodawać. Rodzina Clemenceau, wzbogaciła się na pacyfikacji majątków rodowych rojalistów walczących przeciwko republice w czasie powstania w Wandei. Kiedy zaś trzeba było założyć republikańską gazetę papa sprzedał kilka farm. „La Justice” ledwo trzymała się na nogach i jak sądzę dostawała także inne niż rodzinna subwencje. Nikt tego nie kupował, ale ponieważ właściciel był deputowanym, należało tytuł utrzymywać za wszelką cenę. I tak czyniono.

Zwróćmy jednak uwagę jeszcze raz na to, w jaki sposób naród potraktował republikańską lewicę po upadku komuny. Źle. Po tylu rewolucjach Francja była wciąż rojalistyczna, a potomkowie arystokracji, usunięci z polityki, coraz to bardziej gangsterskimi ustawami przegłosowywanymi przez parlament, znaleźli swoje miejsce w wojsku i w Kościele. I przeciwko armii, a także Kościołowi rozpętano aferę, zwaną aferą Dreyfusa. Była to, patrząc z góry na sytuację republikanów, obrona konieczna. Podobnie jak konieczne było wywołanie wojny i wysłanie na front tysięcy francuskich żołnierzy, zwanych armią jedynaków. Czy ktoś może widział nakręcony w ciągu ostatnich 30 lat film o życiu i przygodach francuskich żołnierzy na frontach I wojny światowej? Ja nie. Jeśli brać pod uwagę produkcję filmową i traktować ją serio, w I wojnie brali udział wyłącznie Niemcy, Brytyjczycy i Amerykanie. Francuzów tam nie było. Rosjanie zaś mają swoją wizję tamtych wypadków, która z istoty nie interesuje nikogo.

Ciekawe jest to, że żywioły lewicowe zostały potraktowane w Polsce po odzyskaniu niepodległości równie źle jak republikanie we Francji po upadku komuny. Wybory w 1922 roku wygrała prawica, ale stało się to przyczyną jej klęski, a także wszystkich katastrof, które nas spotkały. Lewica bowiem nie potrafi wyeliminować z życia patologii i może je tylko mnożyć, albo prowadzić do eskalacji, na których końcu zawsze jest to samo – wojna.

Tym niewesołym akcentem zakończę dzisiejszy wpis

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do księgarni Przy Agorze i do sklepu FOTO MAG

Zapraszam także na www.prawygornyrog.pl



O hierarchiach imperialnych, lewicowych i innych


Po co w ogóle są hierarchie? Żeby motywować do działania. Jeśli ustawimy to w taki właśnie sposób, okaże się, że tylko imperia mają coś do zaoferowania tak zwanemu ludowi. Tylko bowiem w strukturze imperialnej lud może dążyć ku szczytom hierarchii i zrobić karierę od pucybuta do milionera, albo od odźwiernego do dowódcy straży przybocznej gubernatora Malakki. Hierarchie lewicowe są zaprzeczeniem imperialnych, albowiem one nie służą do tego, by ludzie z dołów społecznych awansowali. One służą czemuś wręcz przeciwnemu. Temu mianowicie, by lud pozostał tam gdzie jest, nie skarżąc się na swój, coraz bardziej pogarszający się los. Złudzeniem jest, że można zrobić karierę w strukturze lewicowej, bo ta jest zawsze narzucona. To są ludzie wybrani, z którymi konkurować nie może nikt. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że hierarchie lewicowe, to mechanizm wymyślony przez prowadzące globalną politykę imperia dla obszarów, które mają pozostać upośledzone w stosunku do metropolii. I ta teza potwierdza się w praktyce, a w dodatku potwierdza się wielokrotnie. Inaczej mówiąc – urzędnicy imperialni wymyślają ideologię socjalistyczną, albo zlecają to komuś, po to, żeby sparaliżować dynamikę polityczną na obszarach, gdzie może pojawić się idea, albo organizacja w dłuższej perspektywie zagrażająca imperium. Jeśli policzymy imperia, jakie pojawiły się w świecie od początku doby nowożytnej, bo bez zaglądania w papiery, zorientujemy się w jakich miastach i krajach, a także po co, wymyślono lewicę. Pragnę tu od razy nadmienić, że w Wielkiej Brytanii lewica, jako siła polityczna, powstała dopiero na początku XX wieku i była, a pewnie i jest nadal, siłą narzuconą Brytyjczykom przez USA. Lewica jako format była zawsze związana z masami pracującymi w wielkich fabrykach. Pomysł jednak, rozlokować centra przemysłowe w krajach odległych od metropolii unieważnił lewicę w zasadzie wszędzie. Okazało się przy okazji, że technologia i rozbuchana produkcja zmuszają imperia do podniesienia statusu obszarów upośledzonych do tej pory, bo trzeba tę produkcję gdzieś upchnąć. Nie może leżeć w magazynach przecież. A jeśli tak, podnosi się natychmiast samoocena i status proli w krajach takich jak Polska. Przeniesienie produkcji do miejsc naprawdę upośledzonych gospodarczo powoduje, że po kilku dekadach ich status rośnie, ale miejscowe organizacje nie dopuszczają do tego, by pojawiła się tam jakaś dyscyplinująca miejscowych ideologia lewicowa. Same bowiem są dysponentem kluczy do lewicowego sezamu i to organizacje te, na przykład Komunistyczna Partia Chin, decydują kto jest prawdziwym lewicowcem, a kto tylko udaje. Wobec opisanych tu zawirowań, a także niespodziewanej zmiany okoliczności, wywołanych przez grę imperiów, pojawiło się zapotrzebowanie na nową lewicę. Jeśli zaś jest zapotrzebowanie, to jest także budżet oraz ludzie, którzy go realizują. Nowa lewica, nie może być związana z produkcją masową, bo ta jest już daleko, a chodzi o to, by mieć jakieś narzędzie kontroli obszarów, których status został podniesiony, z rangi przedmurza i zadupia w jednym, do rangi producenta strategicznych podzespołów, a także zaplecza przyszłej wojny. Nowa lewica musi mieć charakter elitarny, a jednocześnie pozostać w emocjonalnym sprzężeniu z tak zwanym ludem. Musi ten lud kokietować, ale jednocześnie być dlań blokadą. Dlaczego tak? Bo to daje gwarancje, że organizacja, która zawiaduje nowymi przeznaczeniami awansowanego terenu, nie zrobi czegoś głupiego, że jej szefowie nie urosną w pychę na tyle, by móc samemu prowadzić jakieś negocjacje z sąsiadami, albo z jakimiś obszarami położonym dalej, na przykład z Komunistyczną Partią Chin. Funkcja nowej lewicy jest ściśle polityczna i poruszać się ona może, tylko w tę i wewte, po szynach, jak kamera na planie filmowym. Problemy, jakimi zajmuje się nowa lewica są albo fikcyjne, albo z istoty nierozwiązywalne. Na przykład Adrian Zandberg zgłasza postulat, by gospodarczo dorównać Zachodowi. To jest demaskacja zidiocenia pana Zandberga, zidiocenia połączonego z wsiowym sprytem. On przecież nawet nie zadał sobie trudu, żeby się zastanowić co to jest gospodarka i jak ten układ funkcjonuje. Opowiada tylko takie dyrdymały, które utrzymują się w konwencji wypracowanej przez dawną, niepotrzebną już lewicę. I będzie to czynił do momentu, aż ktoś przytomny wręczy mu nowe instrukcje i powie co ma mówić.

Innym postulatem nowej lewicy jest posiadanie dzieci przez pary jednopłciowe. Wożony po mieście przez Kuźniara, w tej jakiejś karetce więziennej, ksiądz Lemański, powiedział, że ochrzciłby dziecko pary jednopłciowej. To jest kolejna demaskacja, tym razem już chyba obłędu, a nie zidiocenia, albowiem dziecko pary jednopłciowej, to po prostu sierota z domu dziecka, albo dziecko jednego z uczestników tego eksperymentu, wykradzione biologicznemu ojcu albo matce. A przez to żaden ksiądz, Lemański czy indiański czy jakiś inny, nie miałby problemu z jego ochrzczeniem. Po co więc opowiadać takie rzeczy publicznie? No po to przecież, żeby było widać z jakimi poważnymi problemami zmaga się nowa lewica. Wobec jakich obyczajowych, „ludowych” można rzec, dramatów i dylematów staje. Póki co nowa lewica jest słaba i w zasadzie można ją obezwładnić prostą aferą, która w warstwie propagandowej załatwia marsze równości, ujmując im całą dramaturgię i wypuszczając parę z kotła, która następnie zostaje skierowana w gwizdek. I taka afera została sprokurowana na naszych oczach. Teraz, od wczoraj, czy od przedwczoraj, kiedy pojawiły się pierwsze o niej informacje, każda parada czy marsz równości to po prostu „Tęczowy music box”. Od wczoraj bowiem zarządcy naszego zadupia rozpoczęli dialog z nową lewicą i jest to wyraźnie dialog na wyczerpanie. Pierwsza ofiarą tego dialogu – który wyraźnie zmierza do porozumienia – jest śmiertelnie chory muzyk nazwiskiem Sadowski. Nie słyszałem o nim nigdy wcześniej, ale to pewnie dlatego, że nie interesuję się muzyką. Otóż okazuje się, że pan ten, należący do najwybitniejszych polskich muzyków, miał takie hobby, że molestował dziewczynki. Dziś umiera, ale to nikomu nie przeszkadza w zdemaskowaniu go. I to jest wyraźny sygnał dla nowej lewicy, a także księdza Lemańskiego, który chce chrzcić dzieci par jednopłciowych, tak jakby była w ogóle inna opcja. Może się zdarzyć, że następna demaskacja dotyczyć będzie kogoś ze środowiska artystycznego, kto będzie w lepszej formie niż ten cały Sadowski.

Powtórzę jeszcze raz – rozpoczął się dialog na wyczerpanie. Czekamy teraz na film Vegi i nową produkcję Sekielskiego.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl a także do sklepu FOTO MAG i do księgarni Przy Agorze.



Zemsta, sprzedaż i miłość – najważniejsze elementy dyskursu publicznego


Patrząc na to co dzieje się w tak zwanym dyskursie publicznym – to dawno nieużywane określenie, którym przesadnie swego czasu szermował Sierakowski – mam ochotę zadać pytanie następujące: skoro każdy ksiądz to potencjalny pedofil, czy każdy gej to potencjalny ksiądz i czy obraza takiego człowieka skutkuje czymś na kształt ekskomuniki? Mam wrażenie, że tak, a nabyłem go obserwując reakcje „dyskursantów publicznych”, którzy protestują przeciwko słowom arcybiskupa Jędraszewskiego. Wiele się tu już mówiło o podwójnych standardach, ale musimy ciągle do tego wracać, albowiem mamy do czynienia z tym samym bez przerwy – z próbą podmiany znaczeń w dyskusji, jaka toczy się na oczach wszystkich. Czemu ta podmiana służy? Przejęciu władzy. Kto kontroluje komunikację, ten ma władzę, a jeśli ma władzę może dyktować warunki sprzedaży. Czego? W zasadzie wszystkiego, od emocji i łez począwszy na obrazach kończąc. Kisiel i podpaski także w chodzą w grę, a nawet medykamenty. Wszyscy pamiętamy w jaki sposób komunikację, czyli władzę przejmowali komuniści – na chama. Nie pamiętam już, który z czerwonych, na sławnym zjeździe intelektualistów we Wrocławiu, tuż po wojnie, na który zaproszono Picassa (tak jakby był intelektualistą) , wygłosił referat o tym, że są dwa obozy „we świecie” jeden zły, imperialistyczny, a drugi dobry „demokraticzieskij”. Ten drugi to oczywiście sowieci. I wszyscy intelektualiści klaskali. Coś tam zabełkotała „Wolna Europa”, ale generalnie nikt pary z gęby nie puścił. Dziś sytuacja zmierza dokładnie w tym samym kierunku, czyli w kierunku ogłoszenia triumfu ostatecznego demokracji i rację ma po stokroć arcybiskup Jędraszewski wskazując ruch LGBT jako tę organizację, która podjęła trud naprawienia błędów popełnionych przez towarzyszy radzieckich. Do ustalenia pozostaje na czyje polecenie organizacja ta mozoli się tak strasznie, bo przecież jasne jest, że nie wynika to z inspiracji samych intelektualistów. Ci bowiem, od zawsze są powolnymi, zmanipulowanymi durniami, gotowymi do wszelkich podłości za marne dwadzieścia złotych. Teraz chwila przerwy od grzanego przez wszystkie media tematu, czyli bliskiego już posadzenia arcybiskupa na krześle elektrycznym. Chwila przerwy, czyli przechodzimy do Żydów. Oto rabin Schudrich, który – a nie o jeden przecież – jest żywym zaprzeczeniem opinii iż Żydzi mają wrodzoną inteligencję, która przewyższa inteligencję gojów – odmówił przyjęcia zaproszenia prezydenta Dudy na uroczystości upamiętniające powstanie Brygady Świętokrzyskiej. Nigdy nie zapomnę programu prowadzonego przez Monikę Olejnik, w którym ta właśnie Monika, jednym ciosem powaliła Schudricha na deski, aż go Szwach Weiss musiał ratować. Zapytała go mianowicie, co Żydzi winni zrobić, aby zadość uczynić krzywdom wyrządzonym Polakom. Tak, tak i takie czasy bywały…Schudrich o mało nie zemdlał, zaczął coś wykrzykiwać, a w końcu użył ostatecznego argumentu, którym posługują się wszyscy intelektualiści, kiedy brakuje im argumentów – a pani wie, że ja znam sześć języków – powiedział….Pogrążył się tym ostatecznie i wtedy do akcji wszedł Szewach, który z miną pokerzysty rzucił coś takiego mniej więcej – po co to się denerwować kochana pani Moniko…Niewiele to pomogło, bo Schudrich, zdemaskowany i upokorzony nie mógł się pozbierać do końca programu. Dziś znowu zaczyna. Dlaczego on nie przyjął tego zaproszenia i powiedział jeszcze, że to jest dla niego obraza, potwarz, czy coś jeszcze gorszego? Otóż dlatego, że Brygada Świętokrzyska splamiła się współpracą z okupantem. Chodzi rzecz jasna o okupanta niemieckiego, bo okupant sowiecki jest dla rabina Schudricha po prostu sojusznikiem. Ja tylko przypomnę, że współpracą z okupantem niemieckim splamiło się także Zgrupowanie Stołpecko Nalibockie, które w niemieckich mundurach szło z Litwy na pomoc walczącej Warszawie. Pisał o tym Józef Mackiewicz między innymi. Były też inne organizacje, które splamiły się współpracą z niemieckim okupantem. Na przykład judenraty i policja żydowska w gettach całej Polski i ziem do niej niegdyś należących. Czy to oznacza, że rabin Michael Schudrich nie będzie brał udziału w rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim? Nie przypuszczam. O co więc chodzi rabinowi? O podtrzymanie i uwypuklenie istotnych wątków publicznej narracji, która prowadzi do przejęcia władzy, czyli zawłaszczenia języka i treści komunikatów. Nic ponadto, co ma certyfikat koszerności nie może być istotne. Ten zaś wydają póki co rabini i przerobieni na księży męczenników geje. Odpowiedź na to może być tylko jedna. Brzmi ona – a gówno. Nie będzie tak. Nie będzie także polemiki na proponowanych zasadach, ani żadnego dialogu, bo ten jest z istoty pułapką. O tym, że tak jest właśnie powinni wiedzieć przede wszystkim wszyscy ci durnie i prowokatorzy z mediów narodowych, którym się zdaje, że prowadząc uliczne dialogi z lesbijkami unieważniają ich argumenty. Czynią dokładnie na odwrót – podnoszą ich znaczenie. Demaskacja bowiem na obszarze dialektyki talmudyczno-markistowskiej nie istnieje. To są złudzenia, które zamieniają się w pułapki. Dlatego też uważam, że nie należy bronić biskupa Jędraszewskiego i nie należy pisać żadnych petycji w jego sprawie ani też ich podpisywać. To pułapka. Nie zacytuję dokładnie tego fragmentu pisma, ale każdy wie o co chodzi – nie brońcie się, kiedy was będą przed sądy prowadzić….Jasne jest, że żaden gej, nawet jeśli będzie jawnym przestępcą nie stanie przed sądem, a jeśli już zdarzy się taki cud, zostanie uniewinniony. Trafi tam natomiast biskup i to powinni być pokazane przez wszystkie media na całym świecie. Nie jest bowiem tak, że wszyscy są kompletnymi durniami. Tacy są tylko intelektualiści. Reszta to zwyczajni ludzie, konformiści, spryciarze, lenie, którzy wiedzą swoje, ale dla świętego spokoju się do tego nie przyznają. Potrzebna jest demonstracja poważna i oni nam tę demonstrację właśnie załatwili, całkowicie za darmo w dodatku. Niech się więc ten proces w końcu zacznie. Niech przemówi oskarżyciel, niech przyjdzie demonstracja pod sąd. Nikogo tam prócz nich nie powinno być. Ja oczywiście wiem, że tak się nie stanie, bo zaraz polezie tam Sakiewicz, żeby złapać parę punktów i podtrzymać ten – prowadzący do przejęcia władzy – dyskurs. Powtórzę jeszcze raz – najwyraźniej jak potrafię – trzeba ich z tą komunikacją zostawić na ulicy samych.

Było już o sprzedaży, teraz pora na miłość i zemstę. Trafiłem dziś na taką artystkę

http://kle-mens.pl/pages/bio

Ona jest ponoć sławna i była już oprotestowywana przez ruch narodowy, kiedy wystawiła swoją, autorską interpretację piety. Jak widzimy, biografia artystki jest mocno podrasowana i służy uzasadnieniu jej obrazoburczych poczynań. Formuła tego biogramu jest jednak szydercza i jak wszyscy się pewnie już domyślili, ma uwypuklić moment zemsty. Wszystkie te wariatki, które rzekomo były dręczone przez matki dewotki, albo przez zakonnice, muszą teraz odreagować i dlatego malują to, co malują. Pani Klementyna, na przykład, namalowała swoją własną wersję sądu ostatecznego, wzorowaną na Memlingu. Jest tam głównie ona, cała goła, husarze, biało czerwone opaski i Chrystus na biało czerwonym łuku, który w oryginale jest tęczą. We wszystkich prawie artykułach na temat artystki, przeczytać możemy, że jej obrazu powstają wiele miesięcy, w trudzie i mozole. Co rzecz jasna podnosi ich wartość artystyczną. Myślę, że to jest gówno prawda. To po pierwsze. Po drugie, widzimy tu wyraźnie, że tendencja zawarta w formule – zmieszaj zaschnięte smarki z krwią i odchodami, nadaj temu tytuł „orgazm niedźwiedzia” i leć na wystawę – już nie działa. Nie jest dobrym nośnikiem propagandy, a przez to nie nadaje się na narzędzie służące zawłaszczeniu komunikacji, czyli przejęciu władzy. Treści jawnie propagandowe, prymitywne i płaskie jak pluskwa, muszą być wynoszone za pomocą innych narzędzi. Tu akurat są one promowane poprzez trudności techniczne z jakimi mozolić się musi artystka. Ponieważ jednak trudności techniczne nikogo nie obchodzą, ludzi interesuje bowiem tylko efekt, pani ta – wynajęta jak mniemam przez kogoś – musi zwracać na siebie uwagę tymi samymi motywami co wszyscy – profanacją religijną, profanacją symboli narodowych, co podpada pod prokuratora, i eksponowaniem własnej osoby w dziwnych i zaskakujących pozach. W towarzystwie znanych w środowisku osób, rzecz jasna, bez tego bowiem nie ma prawdziwej sztuki. Jej nikt nie pozwie i przed sąd nie poprowadzi, to jasne. Znajdzie się od razu tylu obrońców wolności sztuki, że ulicy będzie dla nich za mało.

Mam nadzieję, że wszyscy widzą tę dysproporcję i wszyscy widzą, jak poważna jest ta sprawa i jak poważnych, a także skutecznych narzędzi, wymaga obrona przed tym atakiem. Jawny protest jest pułapką – powtarzam. Wszystkim zaś, którzy malują postać Chrystusa, z zamiarem dokonania prowokacji, czy też profanacji, nie jest to istotne, przypominam, że był on żydem. Zrezygnował jednak z udziału w tej dziwnej organizacji o mocno niejasnych zasadach funkcjonowania i założył własną, bardziej przejrzystą, gdzie działa się w okolicznościach o wiele bardziej czytelnych.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG i do księgarni Przy Agorze

Zapraszam też na portal www.prawygornyrog.pl



Czy właśnie trwają przygotowania do drugiej katastrofy smoleńskiej?


Jak wiadomo film jest najważniejszą ze sztuk. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że kino ma wpływ na masy. Moc kina polega na tym, że można – poprzez ruchomy obraz – całkowicie i nieodwołanie zaburzyć ludziom percepcje, wmówić, że czarne jest żółte, że Szyc jest długonogim brunetem, a ludzie, w codziennym życiu normalni i przewidywalni, to godne potępienia i śmierci w męczarniach potwory. Ktoś powie, że telewizyjna publicystyka też tak działa. No tak, ale ona napędzana jest żywymi ludźmi, którzy mogą nagle stracić wiarygodność. Film jest zamkniętą koncepcją, z którą trudno się polemizuje, jeśli ma ona opłaconych recenzentów, a do tego jeszcze jest bez przerwy promowana w mediach. Film znika z ekranów tylko dlatego, że wypychają go inne filmy, bo kino to na szczęście przemysł. Film można sprzedać za granicę, można go w nieskończoność puszczać w różnych telewizjach, można go wydać na płycie. Palikot, na przykład, jako zastępnik filmu, nie sprawdził się całkowicie i dziś może być co najwyżej ogłoszony sezonowym królem twittera, jak mu wyjdzie jeden czy drugi głupi żart.

Jak pamiętamy, działalność Janusza Palikota, poprzedziła katastrofę smoleńską. To on właśnie, pokazywany bez opamiętania przez media publiczne i prywatne, wygłaszał bardzo niestosowne kwestie na temat losu Lecha Kaczyńskiego i jego rodziny. To on organizował eventy, połączone z prezentacjami jakichś dziwnych gadżetów, o których dziś już nikt nie chce pamiętać. Wszystkim bowiem wydaje się, że najgorsze co polityk może zrobić publicznie to jeść sałatkę w sali sejmowej. Tolerowanie Janusza Palikota miało i ma nadal charakter teatralny. To znaczy on jest postacią z jarmarcznego przedstawienia, a dla takich postaci wszyscy powinni mieć zrozumienie, albowiem służy ona rozbawieniu publiczności kosztem władzy. Pisałem już o tym – Palikot, ale nie tylko on, był postacią z kukiełkowego widowiska zatytułowanego „Pajac i żandarm”. Tyle tylko, że Lech Kaczyński nie był żandarmem. W podobny schemat próbują nas wtłoczyć dzisiaj media takie jak TVN i tak zwana opinia publiczna kreowana przez opozycję i różne ruchy na ulicach. Próbują oni wmówić ludziom, że są w opresji, a z tej opresji wydobyć ich może tylko jakiś nadzwyczajny wypadek. Podobnie było z Palikotem i z Komorowskim, który wygłaszał w radio dziwne, zrozumiałe dopiero post factum kwestie.

Jeśli kreowana jest sytuacja następująca – Polska jest w opresji i trzeba ją ratować – jeśli opozycja szykuje się do wyborów marszałka sejmu, który właśnie złożył dymisję, albowiem robił to samo co politycy PO, tylko w mniejszej skali, a na ekrany wchodzi film Patryka Vegi opowiadający o złych homoseksualistach gnębiących dobrych homoseksualistów, to znaczy, że świat wywraca się do góry nogami i rzeczy podlegające jednoznacznym ocenom, przestają im podlegać. Stają się czymś innym. Medialna rzeczywistość i produkcje kinowe służą – jak hitlerowska propaganda – do przekonania widzów, że tylko gwałtowne usunięcie zagrożenia daje szansę na ocalenie. Mam nadzieję, że politycy PiS widzą już to zagrożenie i mają sposób na to, jak je unieważnić. Oby tak było. Jeśli jednak to są tylko moje pobożne życzenia, to znaczy, że do 13 października musimy spodziewać się wypadków nagłych, zaskakujących i tragicznych. Podkładką dla nich, taką dupokrytką, będzie film Vegi. Gdyby – co zaznaczam nie jest pewne, bo ja to sobie wymyśliłem dziś z rana – coś się stało, ofiary nie będą oceniane według rzeczywistych zasług czy też zaniechań, ale według tego co w filmie pokazał Vega. Film ten zaś będzie pokazywany we wszystkich możliwych telewizjach, po to, by każdy dobrze sobie zakarbował jakiego niebezpieczeństwa uniknął nasz kraj i my wszyscy razem wzięci.

Można oczywiście się tym nie przejmować, ale zajadłość z jaką prowadzona jest kampania przeciwko marszałkowi Kuchcińskiemu, budzi mój niepokój. To nie jest gra polegająca na tym, że trzeba skompromitować ważnego polityka PiS, to jest próba wysadzenia go z siodła i zajęcia jego miejsca, przez kogoś z opozycji. To jest raczej niemożliwe, a przynajmniej na takie wygląda dzisiaj. Jutro jednak może się okazać, że rzeczywistość jest całkiem inna i świat wcale nie wygląda tak jak myślimy. Do wyborów pozostały jeszcze dwa miesiące, a ja, który mam skłonność do kompulsywnego i obsesyjnego myślenia o różnych kwestiach, szukam rozpaczliwie jakiejś nadziei, która ten mój wyhodowany z rana lęk, jakoś załagodzi. No i znalazłem. Nadzieję daje mi film o Piłsudskim, który wejdzie na ekrany jeszcze we wrześniu. W filmie tym, biały jak pytlowa mąka kurdupel z nogami prostowanymi na beczce i oczami niczym szklane paciorki z powieści Hessego, zagra długonogiego bruneta o głębokim i czarnym jak syberyjska noc spojrzeniu. Ja sam co prawda wspominałem wielokrotnie, że Włodzimierz Wysocki zagrał kiedyś Murzyna a John Wayne Mongoła, ale to jednak nie to samo. Nie ten rodzaj zawodowstwa. Szyc grający Piłsudskiego daje nam mimo wszystko nadzieję, że oni coś tak gwałtownie i nieodwołanie spierniczą, że po tych działaniach, podchodach i nagonkach nie zostanie nawet cień brzydkiego zapachu. Proszę bardzo oto trailer https://www.youtube.com/watch?v=61M8kesGOyA

Ja wiem, że trudno w to uwierzyć, ale to jednak prawda. Vega zaś już nie kryje, że jego film jest wyłącznie karykaturalnym przedstawieniem polityków PiS, nie płacze też jednak, jak kilka tygodni temu, że obraz może być źle zrozumiany, jako krytyka jednej tylko opcji. Zyskał dziwną pewność siebie, a to może oznaczać, że uzyskał jakieś gwarancje. I to mnie niepokoi. Jak będzie zobaczymy. Węszę jednak w tym wszystkim jakiś podstęp i czekam na reakcję „naszych”. Nie tylko na reakcje publicystyczne i medialne, ale także na jakieś działania, które spowodują, że zyskamy większą pewność co do sukcesu w wyborach jesiennych. Można się oczywiście łudzić, że oni spokojnie dotoczą ten swój koślawy wózek, a potem wdzięcznie zeń pospadają i będzie kupa śmiechu. Doświadczenia jednak lat minionych podpowiadają nam, że może być całkiem inaczej. Czekajmy więc w spokoju i uważajmy na to co się dzieje dookoła. Także w kinie.

Zapraszam do księgarni www.basnjakniedzwiedz.pl do sklepu FOTO MAG, który od jutra będzie zamknięty przez dwa tygodnie i do księgarni Przy Agorze

Zapraszam też na portal www.prawygornyrog.pl


© Gabriel Maciejewski
4-18 sierpnia 2019
źródło publikacji:
www.Coryllus.pl





Ilustracja © brak informacji / za: www.simerg.files.wordpress.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2