W środowisku narodowym dominowały wyznaczniki oparte na pierwiastku kulturowym oraz etnicznym, jak i wyłącznie kulturowym. Ten drugi model był gorliwie postulowany przez grupy, organizacje oraz środowiska będące pod wpływem demoliberalizmu, jak i strachu przed tym, co sobie media i ludzie – w mitycznej już – zagranicy pomyślą. Z biegiem czasu środowiska te można zbiorowo sklasyfikować jako pipiprawicę.
Czym jest pipiprawica? Są to środowiska, które same siebie w przestarzałym, od co najmniej kilkudziesięciu lat, dwuosiowym podziale politycznym umieszczają po stronie prawicy, która umownie zrzeszać ma konserwatystów, monarchistów i innych tradycjonalistów. Niestety grupy pipiprawicy są zbyt przerażone zarzutami, (faszyzm, rasizm, nazizm, homofobia itp.) jakie z uwagi na poglądy mogą im zarzucać liberałowie i lewica, więc kastrują swoje poglądy, odżegnują się od radykalniejszych pomysłów oraz metod działania. Najkrócej rzecz ujmując są to środowiska, które po wydarzeniach związanych z pierwszą paradą dewiantów w Białymstoku zapewniały, że środowiska LGBTP+ mogą swobodnie maszerować i nikt nie ma prawa im tych pochodów zakłócać jako, że są legalnie zgłoszonymi, itp. Te same środowiska potępiły także nieparlamentarne sposoby walki z homopropagandą, jakich użyła wówczas część mieszkańców stolicy Podlasia, a kilka lat wcześniej zbiorowo potępiała kibiców przeciwstawiających się policyjnej agresji przy okazji Marszów Niepodległości w latach 2010- 2014.
Pipiprawica bardzo często lubi stwierdzać, kto może być członkiem danego narodu, a kto nie. Zwykle robi to w sposób pozbawiony logiki. Nie stroni przy tym od hipokryzji. W związku z tym przy okazji każdej Olimpiady Letniej, Mistrzostw Świata czy Europy w piłce nożnej będzie szydzić z reprezentacji Francji czy Niemiec, w których coraz trudniej znaleźć białego reprezentanta wspomnianych krajów, ale ochoczo do polskiej reprezentacji zapraszać będzie osoby niezwiązane w żaden sposób z Polską. Przykładami takich osób mogą być w przeszłości nigeryjski, czarnoskóry piłkarz Emanuel Olisadebe, który już dwa lata po występie dla polskiej kadry na Mundialu w Korei i Japonii nie potrafił sklecić zdania po polsku… Obecnie pipiprawica mocno zaprasza do siatkarskiej reprezentacji m.in. ex- reprezentanta Kuby, Wilfredo Leona. Wychodzi z tego, że inne kraje należy wyśmiewać za coraz bardziej czarnoskóry odsetek reprezentantów, a własny nie.
Argumentem pipiprawicy jest domniemana chęć cudzoziemca do reprezentowania polskich barw. Czym więc różnią się oni od Turków grających dla reprezentacji Niemiec lub pochodzących z dawnych kolonii, francuskich Murzynów chcących reprezentować to państwo? To wiedzą tylko najtęższe umysły pipiprawicy. Niestety, jak dotąd nie zechciały się podzielić tą tajemną wiedzą z resztą społeczeństwa.
Analogicznie do sportowców wygląda sprawa z obcokrajowcami, którzy poglądowo odpowiadają pipiprawicy. Oni mogą zostać Polakiem, nawet jeżeli nie mogliby zostać Niemcem, Francuzem, Anglikiem czy Szwedem. Jest to m. in. przeciwnik aborcji, działacz Prawicy RP Marka Jurka – dr Aondo-Akaa czy Ugonoh, który wspomniał kiedyś, iż w Polsce nie ma rasizmu. Takie postawy automatycznie czynią ich bohaterami pipiprawicy. Niestety powiązane jest to wyłącznie z ich kolorem skóry. Pipiprawica może wówczas odpowiadać zarzutom lewicy: „To nie prawda, że jesteśmy rasistami. Zobaczcie Murzyn tak powiedział.” Taka postawa jest krzywdząca także dla Aondo- Akki, który stał się w pewnym momencie rodzajem maskotki dla pipiprawicowych celebrytów, którzy ochoczo zapraszali go na spotkania i robili zdjęcia, aby mieć argument przeciw zarzutom o domniemany rasizm.
Równocześnie pipiprawica uważa, że Polakiem nie są politycy oraz w dużej mierze również sympatycy Platformy Obywatelskiej, SLD oraz wszystkich partii politycznych poza ich własnymi. Z czego to wynika? Najprościej rzecz ujmując z odmiennych poglądów społeczno- gospodarczych, a także innej interpretacji zdarzeń historycznych. Niestety nie ma to za wiele wspólnego z prawdą. Być może pogląd ten dałoby się usprawiedliwić w jakichś sposób jeszcze 10 lat temu, gdy polskość postrzegana była jako coś gorszego. Sukces Marszu Niepodległości i moda na patriotyzm wywarła na lewicy presję, która zmusiła nawet znaczną część radykalnej lewicy do uważania się za przynależnych do Narodu Polskiego.
Sympatycy i politycy ugrupowań lewicowo-liberalnych żyjący w Polsce także posługują się językiem polskim i znają jego zasady. Odebrali wychowanie w tych samych szkołach publicznych, co pipiprawica, a program ich nauczania niczym się nie różnił. W związku z tym teoretycznie ich wiedza o historii kraju jest taka sama jak członków Konfederacji. W dodatku poza skrajnymi przypadkami uważają się zarówno za Polaków, jak i Europejczyków. Spełniają, więc wszelkie kryteria kulturowe, aby być uznawanymi za Polaków. Dodatkowo wizualnie, przykładowo, Grzegorz Schetyna niewiele różni się od Roberta Winnickiego.
Taka postawa jest krzywdząca dla milionów Polaków odmiennych preferencji politycznych, którzy w opinii rzekomych „obrońców polskości” zostają właśnie tej polskości pozbawieni, a w ich miejsce podrzucone zostają osoby odpowiadające poglądowo pipiprawicy, a niezwiązane z narodem polskim w żaden sposób.
W tym miejscu należy powiedzieć sobie wprost, osoby odmiennych poglądów – nie tylko tych skrajnych – są politycznym i kulturowym przeciwnikiem oraz należy z nimi walczyć, lecz są także Polakami. Jeżeli zapytać przeciętnego Kowalskiego, czy uważa Leszka Millera lub Bronisława Komorowskiego za Polaków, to odpowie tak samo twierdząco, jak pytany o Winnickiego czy Bosaka. Wynika to z dwustronnej identyfikacji, jakiej poddany jest każdy Polak. Z jednej strony musi się on uważać za Polaka, z drugiej to samo musi myśleć o nim ogół Narodu.
Zachowanie pipiprawicy prowadzi do oderwania jej od rodaków. Zamykania się we własnym, mocno ograniczonym gronie. W związku z tym nie rozumie ona potrzeb rodaków, a także ich wyborów. Skutkuje to kolejnymi porażkami wyborczymi i następnym hejtem na „głupich wyborców”, którzy nie docenili przy okazji żadnych wyborów polityków skupionych obecnie wokół np. Konfederacji czy marginalnych dzisiaj ex-partyjek założonych przez Janusza Korwin-Mikkego.
Wspomniane oderwanie prowadzi pipiprawicę do uważania, że do Narodu powinni należeć wyłącznie ich zwolennicy. W związku z tym uważa się za lepszą od głupiego, nieświadomego motłochu, niegodnego nazywania siebie Polakami. Motłoch ten często utożsamia – poza zwolennikami przeciwników politycznych – z beneficjentami programów socjalnych wdrożonych przez obecny rząd. Nieświadomie nawiązuje w ten sposób do modelu narodowościowego I RP, kiedy przynależność do szeroko pojętego narodu zastrzeżona była dla maksymalnie 10% społeczeństwa, jakie stanowiła w szczytowym okresie szlachta. Polskość ma więc dla nich charakter ekskluzywny, jest dostępna wyłącznie dla wybranych.
Świadomie natomiast do I RP pipiprawica nawiązuje w inny sposób. Dotyczy to szerokiej gamy narodów i kultur, które zamieszkiwały państwo Wazów i innych królów elekcyjnych. Ma to być dowodem na lewicowe zarzuty o brak tolerancji pipiprawicy. Co więcej przedstawiciele tego nurtu sami lubią nawiązywać do tej cechy I RP, nie dostrzegając przy tym, że była to jedna z wad tego państwa i przyczyn jego upadku.
Pipiprawica nie dostrzega także rozgraniczenia pomiędzy byciem obywatelem danego państwa a przynależnością do narodu. Na marginesie pragnę zauważyć, że polskie prawodawstwo zezwala na bycie obywatelem Polski oraz innego państwa. Tym samym wpisuje się w lewicowo-liberalne koncepcje obecne w Europie Zachodniej, z której tak ochoczo w tej sprawie szydzi.
Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz