W czasie odsłonięcia pomnika Szuchewycza mer Iwano-Frankiwska Rusłan Marcinkiw powiedział m.in., że Szuchewycz jest wybitną postacią (jeszcze w 2010 r. otrzymał honorowe obywatelstwo tego miasta). Zachęcał również obecne na uroczystości dzieci, aby „cieszyły się widokiem tego złotego pomnika”.
3 czerwca zareagowali ambasadorowie Polski i Izraela na Ukrainie – Bartosz Cichocki i Joel Lion. Napisali oni do mera Marcinkiwa wspólny, oficjalny list.
– Chcemy przypomnieć dzieciom Iwano-Frankiwska, ich rodzicom, babciom i dziadkom, że Roman Szuchewycz był osobiście odpowiedzialny za pozbawienie życia dziesiątków tysięcy podobnych do nich ludzi, zgładzając ich kulami, ogniem, gwałtami, torturami i innymi zwierzęcymi metodami, tylko dlatego, że modlili się do Boga po polsku albo hebrajsku – czytamy w liście ambasadorów. List został skierowany także do wiadomości ministra spraw zagranicznych Ukrainy Pawła Klimkina oraz upubliczniony za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Nareszcie (i szkoda, że tak późno) mamy w Kijowie ambasadora Rzeczpospolitej gotowego w stanowczy sposób i w twardych słowach upominać się o prawdę i polskie racje, o naszą wrażliwość historyczną. Jedną z nielicznych do tej pory dobrych decyzji Prawa i Sprawiedliwości w polityce wschodniej było odwołanie z dniem 31 stycznia br z funkcji ambasadora w Kijowie Jana Piekły, który wydawał się bardziej adwokatem i ambasadorem ukraińskich, czy wręcz banderowskich racji i wrażliwości. Miejmy nadzieję, że wystąpienie z 3 czerwca jest dopiero początkiem dobrej działalności ministra Cichockiego jako polskiego ambasadora w Kijowie.
Jeszcze słowo o reakcjach na list.
– Dobrze, że list powstał. Szkoda jednak, że nie odważono się na samodzielną notę. Izrael mógł napisać swoją. Pytanie, która ambasada poprosiła drugą – skomentował na Facebooku dr hab. Andrzej Zapałowski, jeden z przedstawicieli tzw. środowiska kresowego, którzy w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego kandydowali z listy Konfederacji. Trudno się zgodzić z taką tezą. Wspólny list obu ambasadorów wydaje się bardzo dobrym i politycznym pomysłem. Pokazuje, że mimo różnic pomiędzy politykami i historykami polskimi oraz żydowskim w ocenie niektórych wydarzeń historycznych z czasów II wojny światowej i po niej – pozostajemy jednomyślni i solidarni w negatywnej ocenie ukraińskiego nacjonalizmu i jego liderów, którzy dokonali ludobójstwa Polaków i współuczestniczyli w holocauście Żydów.
„Głos dał” także główny ideolog i promotor neonacjonalizmu oraz neobanderyzmu na Ukrainie, szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Wołodomyr Wiatrowycz. Napisał on na Twitterze:
— Pomiędzy Polską a Izraelem (trwają) ostre dyskusje o przeszłości. Na Ukrainie ambasadorowie obu krajów znaleźli płaszczyznę porozumienia. Chociaż lepiej powiedzieć: wspólny język – rosyjski. List napisali po angielsku, ale jego treść jest rosyjska, tzn. powtarza tezy rosyjskiej propagandy przeciw UPA.
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Adam Eberhardt skomentował:
— Po tym, jak ambasadorowie Polski i Izraela na Ukrainie wspólnie potępili kult Szuchewycza, szef Ukraińskiego IPN zarzuca im realizację interesów rosyjskich. Pan prezes Wiatrowycz dużo zrobił dla konfliktowania Polaków i Ukraińców. Cui bono?
Może nareszcie po polskiej stronie zaczyna dojrzewać świadomość, że Wiatrowycz nie jest żadnym partnerem do rozmowy – to po prostu szkodnik i dywersant. Jego polityka gloryfikacji banderyzmu uniemożliwia pojednanie pomiędzy Polakami i Ukraińcami oraz prawdziwe partnerstwo naszych krajów. Bez dwóch zdań – Wołodymyr Wiatrowycz to albo rosyjski agent, albo pożyteczny idiota Moskwy!
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz