„Przestańcie! Obaj rozpaczliwie próbujemy się skonfrontować z poważnymi problemami. Nie róbcie z tego taniej rywalizacji”
Na początku mały quiz dla czytelników. Pierwsze pytanie brzmi: który z dwóch uczestników zeszłotygodniowej debaty – Jordan Peterson czy Slavoj Žižek – stwierdził, że „Nieokiełznany kapitalizm nie rozwiązuje problemów współczesnego świata (…) Kultura kapitalizmu, kultura reklamy, sprzedaży i marketingu pcha nas w stronę przekształcenia wszystkich elementów życia w towary”? Drugie pytanie: który z dyskutantów stwierdził:
„Rodzajem wielkiej bezmyślności jest przyklejanie każdemu, z kim się nie zgadzamy, etykietki «faszysty». To lenistwo”?
Tak, mają Państwo rację. Pytania są podchwytliwe. Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: Jordan Peterson, a na drugie: Slavoj Žižek.
Na spotkanie słoweńskiego socjologa i filozofa z kanadyjskim psychologiem w Sony Center w Toronto świat intelektualny czekał od dłuższego czasu. Mówiło się o „starciu gigantów” i „debacie stulecia”. Spodziewano się retorycznej wojny, agresywnych chwytów erystycznych rodem z Schopenhauera, a może i ciosów poniżej pasa, wykraczających poza repertuar zaproponowany przez urodzonego w Gdańsku mistrza. Słowem – spodziewano się zachowań typowych dla polityki. Bo i temat był polityczny par excellence. Uczestnicy debaty mieli odpowiedzieć na pytanie, czy marksizm, czy kapitalizm bardziej sprzyjają szczęściu jednostki. I na szczęście okazało się, że politykami nie są, choć dużą część odbiorców bardzo tym zawiedli.
Kanadyjczyk, jak przystało na Anglosasa, we wprowadzającej prelekcji podszedł do sprawy systematycznie, przedstawiając dziesięć własnych argumentów przeciwko „Manifestowi partii komunistycznej” Marksa i Engelsa. Jego eleganckiej wypowiedzi słuchało się dobrze, choć wybór tematu mógł nieco dziwić – wszak od 1848 roku, kiedy to „Manifest” został ogłoszony, minęło wiele czasu i najpopularniejsze dziś wersje lewicowej doktryny są dość daleko od marksowskich korzeni. Tak czy inaczej, Peterson podjął próbę rekonstrukcji głównych wątków kierunkowych „Manifestu” i w te zrekonstruowane wątki uderzał swoją argumentacją. Słuchało się jej z zainteresowaniem. Słusznie wskazywał Peterson na to, że Marks zbyt dużą wagę przywiązywał do walki klasowej jako głównego motoru przemian, deprecjonując zmagania z naturą i wewnętrzne zmagania człowieka. Słusznie punktował słabość „Manifestu”, jaką jest założenie, że dyktatura proletariatu miałaby doprowadzić do powszechnej obfitości (bo i czy proletariat ma wystarczające kompetencje, by to zapewnić?). Zdarzały się też Petersonowi „chochoły” i mielizny, wynikające ze zbyt płytkiego odczytania „Manifestu”, a przede wszystkim – z czytania go w oderwaniu od późniejszej myśli lewicowej (widać to było np. gdy Peterson dyskutował z uproszczonym stwierdzeniem, jakoby proletariusze mieli być „dobrzy”, a kapitaliści „źli” – nawet w samym „Manifeście” takie uproszczenie nie występuje). Drugi – i chyba dużo ważniejszy – problem polega na tym, o czym już pisałem wcześniej – dziś klasyczny marksizm, mówiący o walce proletariatu i burżuazji, jest już dość mocno przedatowany i rzadko występuje w takiej formie. Ba, sam Peterson, krytykujący od dawna coś, co nazywa „postmodernistycznym neomarksizmem”, uderza zazwyczaj w inne treści niż te z dzieła Marksa i Engelsa. Szkoda też, że nie odniósł się niemal w ogóle do tematu szczęścia; dobrze, że temat ten powrócił w końcówce.
Zupełnie inną formę prelekcji przyjął Slavoj Žižek. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec różnice między ustrukturyzowanym, ścisłym wywodem Petersona a nieuporządkowaną, dygresyjną i kwiecistą konstrukcją wypowiedzi Słoweńca. Przede wszystkim jednak – ta ostatnia nie była de facto odpowiedzią Petersonowi; najprawdopodobniej obaj przygotowali wykłady przed debatą, nie wiedząc, o czym tak naprawdę będzie opowiadać rozmówca. Žižek skupił się na temacie szczęścia i kapitalizmu, i potraktował temat aforystycznie. Czego tam nie było: trochę o Chinach, trochę o Trumpie, parę słów o Lacanie, o hedonizmie, parę o politycznej poprawności (niekoniecznie przychylnie). Chaotyczność wypowiedzi nie oznacza jednak, że nie było w niej słusznych argumentów, w bardziej lub mniej luźny sposób odnoszących się do tematów omawianych (poza tą debatą) przez Petersona. Czy pojęcie „szczęścia” faktycznie jest dobrym punktem wyjścia do tej debaty? Jak ma się szczęście do sukcesu i przyjemności – przykładowo, czy Chińczycy (jakby nie patrzeć, autorzy i beneficjenci największego sukcesu ostatniej dekady) są szczęśliwsi niż mieszkańcy Zachodu? Czy w kapitalizm wbudowane są sprzeczności, które mogłyby ograniczyć jego niepohamowany wzrost? Czy religia sprawia, że źli ludzie robią dobre rzeczy, czy przeciwnie – że dobrzy czynią zło? Szkoda, że pytania te nie zostały zadane obu uczestnikom przed debatą, tak, by mogli w swoich wypowiedziach odnieść się do jednego rdzenia. A tak otrzymaliśmy dwie prelekcje ciekawe, ale prawie o siebie nie zahaczające.
Ciekawsza była druga część, w której uczestnicy zadawali sobie nawzajem pytania. Można sobie wyobrazić coraz smutniejsze od tego momentu miny widzów, oczekujących intelektualnego mordobicia – gdyż okazało się, że Peterson i Žižek zgadzają się w zadziwiająco wielu punktach. Žižek wprawdzie w pewnym momencie rozbroił rozmówcę, wskazując, że o ile w dużej mierze zgadza się z Petersonowską krytyką politycznie poprawnego „postmodernistycznego neomarksizmu”, o tyle z marksizmem jako takim taki nurt nie ma wiele wspólnego. I faktycznie, Peterson, choć zasłonił się Foucaultem (jednak krytykiem marksizmu funkcjonalnego) i Derridą, nie potrafił wskazać żadnego nazwiska „prawdziwego” marksisty wśród krytykowanych przez siebie myślicieli.
Wygrała wolna, krytyczna myśl, debata intelektualna, a nie ideologiczna, i dążenie do ustalenia faktów zamiast erystycznej nawalanki.
Jednak po pierwsze skupienie się na tej kwestii trochę odwróciło uwagę uczestników od głównego problemu, a po drugie, obszarów zgody między uczestnikami było więcej. Obaj twierdzą, że szczęście jest tylko ubocznym produktem dążenia do sensu. Obaj zgadzają się, że potrzebne jest samoograniczenie kapitalizmu. Obaj krytykują polityczną poprawność. Obaj są przekonani, że dziś wiele tez z „Manifestu” jest nie do obrony („dziwny z Pana marksista” – przyznaje w pewnym momencie zaskoczony Peterson). O ile faktycznie mówiąc o rozwiązywaniu problemów świata Peterson kładzie akcent na indywidualną odpowiedzialność jednostki, a Žižek na rozwiązania systemowe, to spór nie jest silny, gdyż Peterson jedynie twierdzi, że uporządkowanie własnego życia sprzyja następnie skutecznemu (także systemowemu) rozwiązywaniu problemów społecznych, a nie, że tego drugiego nie należy robić.
Najczęściej zadawanym po debacie pytaniem było: „Kto wygrał?”. Wszyscy, którzy szukali odpowiedzi, muszą się rozczarować. Wygrała bowiem wolna, krytyczna myśl, debata intelektualna, a nie ideologiczna, i dążenie do ustalenia faktów zamiast erystycznej nawalanki. W odpowiedzi na frenetyczne oklaski fanów, Žižek mówi w pewnym momencie: „Przestańcie! Obaj rozpaczliwie próbujemy się skonfrontować z poważnymi problemami. Nie róbcie z tego taniej rywalizacji”. W czasie, w którym partyjność obecna jest wszędzie (i może szczególnie bolesne jest to na akademii, gdzie zagarnia nieraz przyczółki wolnej myśli) – takie próby są na wagę złota.
Ilustracje:
fot.1 © brak informacji / materiał promocyjny za: Sony Centre Toronto
fot.2 © Rick Madonik / Toronto Star / za: www.jacobinmag.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz