Ściągają tu miłośnicy sportowego golfa z całej Europy, ba, z całego świata.
Gospodyni tego Pałacu, Marzena Gradecka, to nie żadna pospolita dorobkiewiczka. To światła, wykształcona dama, nowoczesna, atrakcyjna bizneswoman, a nie jakaś wycackana lalunia, tylko kobieta z zasadami, z dobrze ułożonym systemem wartości, szanująca narodową tradycję i z godnością odnosząca się do polskiej historii. I to ona właśnie, dysponująca najpiękniejszymi polami golfowymi w tej części kraju, oddaje się całą duszą naszej narodowej kulturze. Ma chyba sto swoich własnych rąk do pracy, bo czego się nie tknie, robi z tego wartość. Wspomaga lokalną kulturę, wspiera młodzież, oddaje swoje siły seniorom, kresowianom, sybirakom, pokazuje, jak polski kapitał może budować lokalne talenty, zespoły artystyczne, jest życzliwa dla wiejskiego otoczenia, a zarazem wymagająca i kierująca się dociekliwą logiką i subtelną wrażliwością.
Właśnie to w jej Pałacu obchodziliśmy 79. rocznicę wywózki Polaków na Sybir. Zebrała się cała sala świadków tamtych strasznych lat. Przybyli z okolicznych wsi, przysiółków, miast i miasteczek starzy, chorzy, kalecy. Przypomnijmy, że niemal zaraz po ataku Sowietów na Kresy 17 września 1939 r., już 10 lutego 1940 r. zaczęła się gehenna naszych rodaków. Cztery masowe wywózki do Kazachstanu i na daleki wschód stały się drogą niepojętych cierpień i śmierci tysięcy polskich kobiet, mężczyzn i dzieci, kiedy po drodze z bydlęcych wagonów, sowieccy oprawcy brutalnie wyrzucali na śnieg zamarznięte ciała niemowląt i starców. Deportowani umierali z zimna, głodu i wyczerpania. Na wieczornicy poświęconej tej tragicznej rocznicy ocaleni z Syberii i ukraińskiego ludobójstwa opowiadali o swoich przeżyciach. To był autentyzm doświadczeń, szczerość przeżyć i głębia zwierzeń. Rzadko coś takiego zdarza się w wielkim mieście. Żadnej gry, sztucznych manier i groteskowych min. Tylko powaga i skupienie. W absolutnej ciszy, jakby w zaklęciu, słuchaliśmy zwierzeń Genowefy Dedyńskiej, którą przeżyła wywózkę do Kazachstanu i opowiadała o przerażającym głodzie w tym kraju, który dziesiątkował polskie rodziny. Obalała mit, że tylko głód panował na sowieckiej Ukrainie. Panował w wielu republikach i to równie okrutny i mroczny jak na Ukrainie. Nie mogła się powstrzymać od łez w swoim jakże szczerym i dojmującym wyznaniu Irena Gajowczyk z domu Ostaszewska, którą banderowcy dźgali nożami, kawałek po kawałku odcinali jej ciało, a ona to wszystko widziała na własne oczy i cierpiała piekielne męki, ale przeżyła. I mówiła, płacząc, że musi z siebie zrzucić ten ciężar, bo nie da się z nim żyć, a musi z nim żyć, bo nie ma wyboru. Opowieści syberyjskie przeplatały się z tragediami Wołynia, Tarnopola, Lwowa i Stanisławowa. Na wieczorze autorskim wystąpiła Krystyna Lemanowicz z wielką i mądrą księgą, poświęconą ludobójstwu na Wołyniu, „Osaczenie”. Niesamowita to książka, wstrząsająca, gromadząca relacje świadków najokrutniejszych rzezi, a najcenniejsze w niej jest to, że zawiera unikalne wypowiedzi samych morderców i ich żon. Lemanowicz otwiera nowy rozdział w polskim kresowym piśmiennictwie. Piętnaście świadectw zbrodniarzy i ich krewnych, to piętnaście porażających głosów okrucieństwa, smutku, czasami bólu, a w sumie pogardy dla ludzkiego życia. Posłuchajmy też, co opowiadają świadkowie o sowieckiej dziczy, ukraińskim zdegenerowaniu i nieludzkiej podłości:
Gertura H.:
Bandzior wywlókł mnie zza szafy i rzucił na podłogę. Spostrzegłam, że poza nim na łóżku leży jeszcze dwóch. Gwałcili mnie wszyscy (…). Orgia trwała kilka godzin. (…) najmłodszy spostrzegł na moich uszach kolczyki. Przykląkł, chwycił na kolczyk i wyrwał z kawałkiem ucha. (…) Straciłam przytomność.Scena druga: Rzecz dzieje się już w Berlinie. Jest kwiecień 1945, Sowieci wchodzą do miasta. Zastają niemiecki obóz pracy. Pracują tam Polki, Francuzki, Włoski, Czeski, Rosjanki… Opowiada Zofia K…:
Nu, rozkładaj nogi – rzucił tonem rozkazującym. (…) zepchnął mnie z pryczy na klepisko i całą siłą zwalił się na mnie, jak sęp na padlinę. (…) darłam się, wierzgałam nogami, drapałam i gryzłam. (…) zacisnął pięść w kułak i okładał mnie po twarzy, piersiach, brzuchu. Traciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam, nade mną stało już kolejnych trzech bojowców o azjatyckiej urodzie. (…) wpychali mi w krocze brudne łapy, gryźli piersi, szyję i uszy. Tryskająca krew zalewała mi oczy, wlewała się do gardła. Kiedy zaczęłam wymiotować, kopali mnie z buta, gdzie popadło. Seksualna orgia zakończyła się o świcie; (…) większość kobiet była tak jak ja zmasakrowana. Po jakimś czasie dotarłam do baraku Rosjanek. To, co tam zobaczyłam, zwaliło mnie z nóg. Maryna leżała półżywa. Miała rozerwane krocze, przegryziony nos i naderwane ucho. Gwałciło ją dziewięciu sowieckich gwałcicieli.Jeszcze inna scena. Sowieci gwałcą , torturują i mordują, także swoje rodaczki. Tym razem w pustym wagonie, tylko dla sowieckich żołnierzy.
Świtało, jak przyszli po kolejne kobiety. Wśród nich byłam i ja. To, co zobaczyłam po wejściu do wagonu rozpusty (…), to był koszmar, piekło na ziemi. Kobiety były zbrukane krwią, wylęknione, oszalałe z bólu. Jedna miała poszarpaną pierś, inna rozdartą wargę. (…) Nie wiem, ilu mnie gwałciło. Pięciu, siedmiu czy dziewięciu naraz. Pokaleczona, obolała, zbita, leżałam w kałuży krwi.Przyzwolenie na gwałty było od samego Stalina. I na koniec relacja Ukrainki, z banderowskiej rodziny o swoich rodakach: Maryna Kostusiak:
(…) dwu młodym chłopcom okręcono drut kolczasty na szyi, związano z tyłu ręce i przywiązano do słupa. Na szyi zawieszono tabliczki z napisem: „Za zdradę Ukrainy”. (…) Umieraniu (…) towarzyszyły śmiechy i (…) plucie w twarz. Siostra jednego z chłopców chciała go uwolnić. Mordercy złapali ją. (…) nasycili się seksem. A jeden z nich rozkazał: „Wyrwijmy jej kleszczami język”. I wyrwano Irinie język, potem podcięto jej gardło (…) wielu porządnych Ukraińców straciło życie.Chodzi o fakt, kiedy siłą wcielani do band, niektórzy młodzi Ukraińcy nie chcieli się zhańbić i uciekali. Byli za to też mordowani. Oto inna i dla wielu nieznana twarz kresowej tragedii. Ale nie tylko wspomnienia, książki, opowieści towarzyszyły spotkaniom. Była także muzyka, piękne śpiewy, był zespól sołtysa Czesława Suchackiego ze wsi Borówka „Trzy dęby”, autentyczne piękno, żywe pieśni, cudowny nastrój i bogactwo wrażeń. A przecież to wieś. Zwykła i niezwykła wieś. Pałac. I mądry prywatny mecenat Marzeny Grodeckiej, a także wspomagającego już ją młodszego syna. Wieś wyrażająca się swoim własnym, autentycznym językiem. I to był głos mądrości i prawdy.
www.srokowski.art.pl
© Stanisław Srokowski
30 marca 2019
źródło publikacji: „Mordy, gwałty, przemoc. Tak wyglądała wywózka Polaków na Sybir”
www.PolskaNiepodlegla.pl
30 marca 2019
źródło publikacji: „Mordy, gwałty, przemoc. Tak wyglądała wywózka Polaków na Sybir”
www.PolskaNiepodlegla.pl
Na nieludzką ziemię – sowieckie deportacje Polaków na Sybir
10 lutego 1940 roku rozpoczęła się pierwsza masowa deportacja Polaków na Sybir, przeprowadzona przez NKWD. W głąb Związku Sowieckiego wywieziono około 140 tys. obywateli polskich. Wielu umarło już w drodze, tysiące nie wróciły do kraju. Wśród deportowanych były głównie rodziny wojskowych, urzędników, pracowników służby leśnej i kolei ze wschodnich obszarów przedwojennej Polski.
„Oczyszczanie” Kresów
Władze ZSRS traktowały wywózki nie tylko jako formę walki z wrogami politycznymi, ale także element eksterminacji polskich elit, a przede wszystkim możliwość wykorzystania tysięcy osób jako bezpłatnej siły roboczej. Katorżnicza praca w syberyjskiej tajdze przy sięgającym kilkadziesiąt stopni mrozie, głodzie i chorobach zabijała wielu zesłańców. Była to przemyślana i planowo przeprowadzana zbrodnia na polskim narodzie.
Początek deportacji na masową skalę umożliwiło Sowietom zaanektowanie wschodnich województw Rzeczpospolitej, usankcjonowane tajnym protokołem dołączonym do Paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku. Po 17 września tego roku, kiedy Armia Czerwona przekroczyła granice Polski, na zagarniętych przez nią terenach rozpoczął się terror na niespotykaną dotychczas skalę.
O wywózkach setek tysięcy Polaków zdecydowali najwyżsi przedstawiciele sowieckiej władzy – z Józefem Stalinem, szefem NKWD Ławrentijem Berią oraz ludowym komisarzem spraw zagranicznych Wiaczesławem Mołotowem na czele. Zarządzenia dotyczące deportacji wydano w Moskwie już w grudniu 1939 roku; na ich podstawie sporządzono instrukcje dla terenowych komórek NKWD, odpowiadających za „oczyszczanie” zachodnich części sowieckich republik Ukrainy i Białorusi. Deportacje były realizowane według imiennych spisów, opracowanych przez funkcjonariuszy NKWD przy współpracy miejscowych komunistów.
W bydlęcych wagonach
Wysiedlani mieszkańcy Kresów Wschodnich byli często zaskakiwani przez Sowietów w nocy lub o świcie, a następnie zmuszani do jak najszybszego spakowania najpotrzebniejszych rzeczy i prowiantu. Deportowanych, często całe rodziny, kierowano na dworzec kolejowy, na którym oczekiwały już nieocieplane wagony. Panujące w nich przepełnienie, chłód, fatalne warunki sanitarne oraz niedostatek wody pitnej, wpływały na znaczny odsetek śmiertelności już w czasie trwającego wiele tygodni transportu.
W lutym 1940 roku deportowano łącznie ok. 140 tys. polskich obywateli – wywieziono ich do Kraju Krasnojarskiego, Komi, a także obwodów: archangielskiego, swierdłowskiego oraz irkuckiego. Ci, którzy przeżyli transport, byli skazani na niewolniczą pracę, m.in. przy wyrębie lasów i budowie linii kolejowych. Codziennie toczyli walkę o przetrwanie w sowieckich obozach, w których - poza mrozem - więźniom dawały się we znaki głód, powodowane przez robactwo choroby, a także stosujący represje sowieccy strażnicy.
Masowe zsyłki rozpoczęte 10 lutego władze ZSRS kontynuowały w następnych miesiącach – kolejne wielkie akcje deportacyjne przeprowadzono 13 kwietnia, na przełomie czerwca i lipca oraz w maju i czerwcu 1941 roku. Ponadto Sowieci wywozili z terenów przedwojennej Polski mniejsze, kilkusetosobowe grupy mieszkańców.
Milion wysiedlonych
Według szacunków władz RP na emigracji, w wyniku wywózek zorganizowanych w latach 1940–1941 do syberyjskich łagrów trafiło około milion osób cywilnych, choć w dokumentach sowieckich mówi się o 320 tys. wywiezionych. Część z nich z łagrów wydostała się dzięki formowanej na terenie ZSRS (po zawarciu układu Sikorski-Majski) armii gen. Władysława Andersa.
Nie wszyscy ochotnicy dotarli jednak na miejsce tworzonych jednostek, gdyż podejmowane przez nich próby były blokowane przez Sowietów. Dokumenty potwierdzające obywatelstwo polskie były odbierane przez NKWD – zmuszano Polaków do przyjęcia dokumentów sowieckich.
Kolejną szansą na opuszczenie Syberii stało się wstąpienie do tworzonej pod auspicjami Moskwy i z inspiracji komunistów polskich, a za zgodą Stalina Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, będącej zalążkiem późniejszego „ludowego” Wojska Polskiego.
Deportacje ludności polskiej w głąb ZSRS z lat 1940–1941 nie były ostatnimi. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 roku na teren okupowanej przez Niemców Polski warunków życia w surowym klimacie syberyjskich stepów doświadczyli m.in. wywiezieni do łagrów żołnierze AK oraz ludność cywilna z zajętego przez Sowietów terytorium. Gros deportowanych wróciło do kraju w ramach przeprowadzanych do końca lat 50. akcji repatriacyjnych.
Ilustracje:
fot.1 © Pałac Brzeźno / www.palacbrzezno.pl
fot.2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz