OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Polska czy Polin?

Kiedyś, jeszcze jako uczeń szkoły podstawowej, zapamiętałem sentencję widniejącą na ścianie jej korytarza: „Chcesz zrozumieć teraźniejszość, ucz się historii.” Litery wycięte ze styropianu. Tak! Tak! Styropian za PRL-u służył nie tylko do tego, by spać na nim podczas strajków w Stoczni Gdańskiej. Wtedy, jako dwunastoletni chłopak, nie rozumiałem tego przesłania. Ale zapamiętałem i po latach wróciło ono do mnie jak bumerang, ale już nie jako puste słowa, lecz ponadczasowa mądrość.

Od jakiegoś czasu jesteśmy oswajani ze słowem „Polin” jako synonimem słowa „Polska”. Obecny prezydent Andrzej Duda jest pierwszym polskim prezydentem, który zaczął się nim posługiwać. Być może dla niektórych może być to szokujące, ale poprzedni prezydenci, w swoich poczynaniach, wcale mu nie ustępowali, może nawet byli gorsi, choć obecny nie miał jeszcze okazji, by im dorównać. Wszystko przed nim. Kwaśniewski, naciskany przez żydowskie lobby, zawetował przyjętą przez Sejm 11 września 2001 roku ustawę reprywatyzacyjną, bo ograniczała ona osoby z niej korzystające do polskich obywateli. Natomiast Wałęsa na spotkaniu z nowojorskimi biznesmenami powiedział: „jedźcie do Polski zakładać biznesy, bo tylko na głupocie Polaków można zarobić pieniądze”. Jednak chyba Lech Kaczyński przebija ich wszystkich, łącznie z Komorowskim:
  • jako prezydent Warszawy walnie przyczynił się do powstania Muzeum Polin
  • w czerwcu 2001 roku, jako minister sprawiedliwości, wstrzymał ekshumację w Jedwabnem
  • we wrześniu 2006 roku, podczas wizyty w Tel Awiwie udostępnił archiwa IPN Izraelowi
  • w dniu 9 września 2007 roku wyraził zgodę na reaktywowanie w Polsce żydowskiej Loży B’nai B’rith
To tylko niektóre z jego „wyczynów”. Inni politycy nie byli lepsi. To za rządów Tuska nastąpił 24 lutego 2011 roku wyjazd polskiego rządu do Izraela. I cóż tam ustalono? W czerwcu 2011 roku premier Donald Tusk skierował do wojewodów tajne zarządzenie, by w trybie administracyjnym oddawali „mienie żydowskie” zgłaszającym się „spadkobiercom”, nie mającym dokumentów umożliwiających przeprowadzenie postępowania sądowego. 27 stycznia 2014 roku do Oświęcimia przybyła z Tel Awiwu delegacja, w skład której wchodzili m.in. posłowie Knesetu, ministrowie izraelskiego rządu, szef Banku Izraela i prezes Sądu Najwyższego. Obradowali na Wawelu. Po raz pierwszy za granicą.

Już kilka tych faktów, zaczerpniętych z książki Krzysztofa Balińskiego „Ministerstwo Spraw Obcych”, świadczy o tym, że Państwo Polskie jest już państwem, które nie realizuje interesów Polaków, co najwyżej interesy obywateli polskich pochodzenia żydowskiego oraz Żydów z Ameryki i Izraela. Nie stało się to z dnia na dzień. A konsekwencja, z jaką Żydzi zawłaszczają sobie państwo, jest godna podziwu, choć w naszym przypadku stosowniej byłoby powiedzieć – przerażająca. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedzi trzeba szukać w przeszłości i w naszych słabościach. Bądźmy szczerzy! Gdyby nie one, to Żydzi samą przebiegłością, chytrością, sprytem, zdolnościami, wzajemnym wspieraniem się – nie osiągnęliby aż tak wiele. Tak się gra jak przeciwnik pozwala. A przeciwnik pozwalał na wiele, bardzo wiele.

Pierwszym Żydem, który pojawił się w Polsce około XI wieku był Ibrahim ibn Jakub. Był on sefardyjskim Żydem z Hiszpanii, zajmującym się handlem niewolnikami. Z tego też okresu pochodzi najstarsza wzmianka o gminie żydowskiej na ziemiach polskich. Początkowo osiedlali się tu Żydzi z zachodu Europy, głównie z Niemiec – Aszkenazyjczycy. Nie ma w tym nic dziwnego. Ludność polska po najazdach mongolskich była zdziesiątkowana. Kraj opustoszał. Ówcześni władcy radzili sobie w ten sposób, że promowali, jakbyśmy to dziś powiedzieli, osadnictwo niemieckie. A wraz z nimi przybywali zapewne i Żydzi. Napływ Żydów sefardyjskich nastąpił znacznie później i w mniejszej ilości. Podobnie było w przypadku osadnictwa krymskich i kaukaskich Chazarów.

Podstawą organizacji ludności żydowskiej na ziemiach polskich była gmina, czyli kahał. Władza kahału obejmowała ludność żydowską żyjącą w skupieniu lub rozproszeniu wśród ludności chrześcijańskiej i obejmowała całokształt życia tej ludności. Gmina miała własne sądownictwo świeckie i religijne oraz szkolnictwo. Prowadziła ewidencję ludności. Egzekucją praw i orzeczeń sądowych zajmowała się gminna administracja. Miała też ona władzę finansową: ustalała podatki płacone przez Żydów na rzecz swojej gminy oraz rozdzielała pomiędzy członków gminy podatki obowiązujące wobec władz państwowych lub lokalnych. Były więc gminy żydowskie państwem w państwie. Jedyne czego nie miały, a co miały państwa, to własne siły zbrojne. Taka autonomia nie powstała z dnia na dzień. Nadawana i kasowana w zależności od przekonań i potrzeb takiego lub innego króla i jego doradców, ustaliła się dopiero za Zygmunta Augusta.

Władza gminnego zarządu nad członkami gminy była przytłaczająca, wręcz totalna. Nie była to władza dziedziczna, pochodząca z wyborów, z nominacji czy kooptacji. Wyłaniana była w procedurze zawierającej wszystkie te elementy i była władzą typu oligarchicznego. Wielki wpływ na władzę i jej wybór mieli rabini. Aż trudno nie doszukać się tu analogii ze starożytnym Egiptem, w którym kapłani odgrywali podobną rolę, a z którego Żydzi czerpali pełnymi garściami.

Koniec XVIII i XIX wiek to okres, w którym wielu Żydów próbuje wyzwolić się spod kontroli kahalnej. Doskonale taką próbę opisała w swojej powieści „Meir Ezofowicz” Eliza Orzeszkowa. Właśnie, gdy ten tytułowy Meir Ezofowicz próbuje wyrwać się z tego getta, bo tym była praktycznie taka gmina, to spotyka się z ostracyzmem i zostaje z niej wykluczony i zmuszony do jej opuszczenia. Ludzie tam mieszkający nie znali języka swego otoczenia, nie kontaktowali się z okoliczną ludnością. Kiedy więc miejscowy szlachcic spotyka się z rabinem, to ze zdumieniem stwierdza, że rabin nie rozumie, co on do niego mówi. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że do 1939 roku 90% społeczności żydowskiej w Polsce nie znało języka polskiego. I dopiero uwzględniając ten fakt, łatwiej jest zrozumieć, że holocaust, holocaust żydowskich mas mógł mieć miejsce. Jakie szanse przeżycia mieli ludzie, którzy nie znali języka kraju, w którym mieszkali, unikali a często gardzili miejscową ludnością? Nie! Nie mieli żadnych szans. A żydowskie elity znały język kraju, w którym mieszkały i kontaktowały się z miejscową ludnością. Ich szanse na przeżycie były daleko większe.

Język, którym posługiwali się Żydzi, był zbliżony do niemieckiego i chociażby z tego względu bliżej było im do Niemców niż do Polaków, którymi gardzili. »Francuski podróżnik Mikołaj Bandeau w swych „Lettres sur l’etat actuel de la Pologne” (Amsterdam-Paris, 1771) pisze wyraźnie: „Żydzi uważają siebie za Niemców, mówią wszyscy po niemiecku, a utrzymują stosunki wyłącznie z niemieckimi handlarzami”.

W sto trzydzieści lat po nim niemiecko-żydowski podróżnik w swojej „Reise nach Warschau” powtarza:
„Żydzi wschodni zachowali jednak pamięć o pochodzeniu swoim w ubiorze i w mowie. Długi chałat bowiem i należąca do niego jarmułka są strojem średniowiecznych mieszczan niemieckich. Żargon żydowski zaś z okruchami hebrajskimi i kilku słowiańskimi słowami jest narzeczem średniogórnoniemieckim, reńskiego i frankońskiego pochodzenia”.

Ta wspólność językowa z Niemcami, dziś tak znienawidzonymi (1933), ale nie tak dawno jeszcze ukochanymi, umiłowanymi, jedynymi, dała się nam tutaj szczególnie we znaki, podczas czteroletniej okupacji pruskiej. Od samego początku nie było parki bardziej się kochających gołąbków. – Na Marszałkowskiej ulicy taki ścisk jak pewnego dnia dnia sierpniowego (1915), gdy wjeżdżał książę Ludwik Bawarski, już się nie powtórzył i nie powtórzy! I ten szał patriotycznej radości, że Moskale wypędzeni! No i zaczęły się flirty i amory do de grubis. Żydowska część ludności stolicy na głos rozmawiała sobie po niemiecku i półniemiecku. Prusacy i Bawarzy mieli wszędzie gratisowych ciceronów… Uradowany tym korespondent „Frankfurter Zeitung” niejaki pan Kapłun-Kogen, pisał (12.08.1915):
„Warszawa jest najważniejszym żydowskim centrum Europy… Żydzi i Niemcy stanowią większość ludności Warszawy… Jest w interesie Niemiec podkreślać ten fakt przy każdej sposobności”
– Adolf Nowaczyński, Plewy i perły.
Były więc gminy żydowskie w I Rzeczypospolitej autonomiczne. Same pobierały podatki i same je odprowadzały do skarbu państwa. Same też zajmowały się ewidencją ludności, a to oznaczało, że tylko one wiedziały, jak liczna jest populacja tych gmin i ile podatków można z nich ściągnąć. Polski król i jego świta zdane były na to, co im przekazywały władze gmin. Taki stan powodował, że z żydowskich gmin odprowadzano do skarbu państwa tylko część należnych podatków. Tę „zaoszczędzoną” resztę zarządy gmin przeznaczały na realizację swoich oligarchicznych interesów. I tak zaczęły one pełnić funkcję „parabanków”. Pożyczały pieniądze na procent, ale też same zapożyczały się, by z kolei te pieniądze pożyczać na wyższy procent. Pod koniec istnienia I Rzeczypospolitej było w niej około tysiąca gmin wyznaniowych żydowskich. Tworzyły one potężną sieć małych, średnich i dużych banków. Im większa gmina tym większy bank. Tak tworzył się wielki żydowski kapitał, którego często używano do walki z polskim handlem. Stopniowo zaczęli też Żydzi przenosić się na wieś. Brali w dzierżawy od szlachty młyny i karczmy. Stawali się wiejskimi bankierami, którzy udzielali kredytów chłopom i szlachcie. Często byli też faktorami, zarządzającymi szlacheckimi majątkami. Każdy szlachcic miał swojego Żyda od ekonomii i finansów.

Stefan Bratkowski w artykule “Żyli skromnie i oszczędzali”, Rzeczypospolita, w dodatku Plus – Minus, z 13-14 stycznia 2001 pisze:
Z czasem, pod koniec XVII wieku, same kahały pod kierownictwem swej doświadczonej starszyzny staną się – bankami. Lokowali w nich swe kapitały i magnaci, i biskupi katoliccy, i klasztory. Przy oprocentowaniu 7 do 10% rocznie. Zwało się to lokatami “na synagogach”. Zabezpieczał je cały majątek wszystkich członków kahału, były to więc lokaty pewne. Kapitały co większych kahałów rosły w XVIII wieku do rzędu nawet kilkudziesięciu tysięcy dukatów holenderskich, czyli i do dziesięciu nawet ton złota… Mniejszymi pieniędzmi szlacheckimi obracali pomniejsi żydowscy ludzie interesów – dzierżawcy karczem i zajazdów.
Jeśli więc wierzyć Bratkowskiemu, to wygląda to tak, jakby doktryna KK wspierała Żydów. No bo jak inaczej rozumieć zakaz pożyczania pieniędzy na procent przez chrześcijan, przy jednoczesnym lokowaniu własnych kapitałów u największych wrogów? A może tak, że chrześcijaństwo od samego początku było infiltrowane przez Żydów, którzy przez taki zakaz eliminowali konkurencję. Im dalej w las, tym więcej drzew – tak mówią. Coraz więcej wątpliwości, coraz to nowe wątki pojawiają się.

Kahały nie były jedyną jednostką administracyjną. Poszczególne kahały utrzymywały ze sobą łączność. Ich zarządy koordynowały wspólne działania, mające na celu ochronę interesów ludności żydowskiej. W praktyce przerodziło się to w regularne międzykahalne spotkania. I tak powstały żydowskie sejmiki ziemskie. To był drugi stopień administracji żydowskiego samorządu. W 1580 roku, na mocy przywileju udzielonego Żydom przez Stefana Batorego, powstał Wielki Waad – żydowski Sejm Czterech Ziem Korony – Wielkopolski, Małopolski, Wołynia i Rusi Czerwonej. Było to ciało wybierane przez samą społeczność żydowską, a które miało nadzorować pobór podatków od kahałów, i z którymi mieli kontaktować się urzędnicy królewscy, zamiast „użerać” się z licznymi i rozproszonymi po całym kraju gminami żydowskimi. Pomysł, w założeniu, wydawał się całkiem dobry, ale w praktyce nie spełnił oczekiwań. I to z bardzo prostego powodu: Żydzi zaczęli korumpować urzędników królewskich. Za ich pieniądze dochodziło do zrywania sejmów Rzeczypospolitej, które domagały się pełniejszej kontroli nad wpływami podatkowymi od kahałów lub zwiększenia opodatkowania ludności żydowskiej na wojsko. Żydzi byli zwolnieni z obowiązku służby wojskowej. W 1764 roku, na sejmie elekcyjnym Stanisława Augusta Poniatowskiego, zlikwidowano Wielki Waad, bo nie spełniał celu, do którego został powołany. Ale jak to się stało, że gminy żydowskie stały się tak potężne, szczególnie w sprawach finansowych i zmonopolizowały wiele dziedzin życia gospodarczego Rzeczypospolitej? Za pierwszych Piastów Polska dopiero wchodziła w międzynarodowy obieg pieniądza. Wojny z sąsiadami oraz rywalizacja z rodzimymi panami feudalnymi wymagały pieniędzy. A jedynymi „fachowcami” w tej dziedzinie na obszarze Europy Wschodniej byli Żydzi. Na monetach pierwszych Piastów znajdowano napisy po hebrajsku. Najprawdopodobniej sprowadzali oni Żydów do bicia własnej monety i do poboru podatków. No właśnie! Do poboru podatków! Czy aby dziś nie jest podobnie? Rodzima administracja skarbowa gnębi własnych podatników wysokimi podatkami, nieprecyzyjnymi ustawami skarbowymi, ułatwiającymi pokrętną interpretację, zawsze na niekorzyść podatnika. Nie waloryzowane od lat kwoty wolne od podatku przepełniają tę czarę goryczy. Tego nie ma w żadnym innym kraju. Czy tak zachowuje się „rodzima” administracja skarbowa? Książę wielkopolski Mieszko III Stary (1122-1202) przekazał Żydom dzierżawę ceł granicznych i prawo ustalania ich wysokości. Może ktoś zapytać: dlaczego ci pierwsi władcy byli tak szczodrzy wobec obcych a tak surowi wobec swoich? Tamtym władcom, podobnie jak współczesnym, zawsze brakowało pieniędzy. Musieli pożyczać.

Książę wielkopolski Bolesław Pobożny nadał Żydom w 1264 roku przywilej kaliski. Na jego mocy Żydzi zyskali prawo do własnego sądownictwa całkowicie podporządkowanego rabinom. Było to w całkowitej opozycji do cywilizacji łacińskiej, w której władza sądownicza była oddzielona od władzy świeckiej. To z pewnością utrudniało proces asymilacyjny. Społeczność żydowska żyła własnym życiem i własnymi sprawami, obojętna na problemy kraju, w którym osiedliła się. Zgodnie z tym przywilejem Żydzi w sporach z chrześcijanami byli wyłączeni spod jurysdykcji sądów kasztelańskich (szlacheckich) i miejskich (mieszczańskich). Podlegali pod sądy królewskie, a królowie byli zadłużeni u Żydów. Jakby tego było mało, to w skład sądu powoływano sędziego żydowskiego, który taki spór rozstrzygał. Natomiast chrześcijanin, obok świadków chrześcijańskich, musiał także przedstawić świadków żydowskich. Zupełnie tak jak obecnie, chociaż inaczej, ale sprowadza się to do tego samego – Żyd ponad prawem. Znany dziennikarz, wiadomego pochodzenia, potrąca na przejściu dla pieszych 80-letnią staruszkę. Nie ma prawa jazdy, samochód nie ma aktualnych badań technicznych, ma niesprawne hamulce, nie ma ubezpieczenia OC. I co sąd? Sąd tego nie widzi i orzeka, że winną jest owa staruszka, która… gwałtownie wtargnęła na przejście. No i co to jest, jak nie Polin?

Przywilej kaliski zrównywał Żydów w prawach handlowych z chrześcijanami, ale przyznawał im prawo pożyczania na procent, co wydatnie utrwalało ich przewagę nad nimi. Kazimierz Wielki (1310-1370) rozszerzył ten przywilej na Wielkopolskę w 1334 roku, na inne miasta polskie w 1364 roku, na Małopolskę – w 1367 roku. Zarząd mennicami, pobór podatków i ceł granicznych za Kazimierza był całkowicie w ich rekach. Za ich radą król fałszował pieniądz, by w ten sposób, przynajmniej częściowo, radzić sobie z deficytem skarbu królewskiego. Również Żydów, jako poborców podatkowych, wykorzystywał do dojenia swoich poddanych. Co gorsza, potwierdził tzw. statuty wiślickie, które zapoczątkowały w Polsce osobistą niewolę chłopów, polegającą na pańszczyźnianym przywiązaniu ich do ziemi. Tym sposobem nie mogli oni przenosić się do miasta, by zająć się rzemiosłem.

Początkowo ilość Żydów w Polsce byłą niewielka. Jednak w miarę jak ich pozycja rosła i zyskiwali nowe przywileje, to następował napływ tej ludności, głównie z Niemiec. Początkowo byli to krewni i znajomi, a później i biedniejsza ludność, bo poszła fama, że Polska to raj dla Żydów. Tak się mówiło: Polska to niebo dla szlachty, czyściec dla mieszczaństwa, piekło dla chłopów i raj dla Żydów. Za Kazimierza Wielkiego było w Polsce liczącej około 1,5 mln ludzi około 20 tys. Żydów. W 1648 roku na 8 mln – 400 tys. Żydów. W 1764 roku na 12-14 mln – 700-750 tys. Żydów. Pod koniec XVIII wieku szacowano ich liczbę na 1,9 mln.

Okres zaborów to czas, w którym następuje redukcja funkcji kahałów do funkcji religijnych. Wiek XIX to okres emancypacji Żydów w całej Europie. Następuje dynamiczny rozwój rynków finansowych i handlowych. Powstają giełdy, wzrasta liczba banków, rozwija się prasa. W tych i innych branżach zaznacza się ich wyraźna dominacja. Można więc powiedzieć, że gdy na początku XX wieku pojawia się Polska jako państwo, to również powstaje problem ułożenia sobie stosunków z tą mniejszością, bo to, co stracili w kahałach, zyskali na innych polach.

Tragiczne w dziejach Polski powstanie styczniowe pogorszyło i tak już niekorzystne położenie ludności polskiej względem żydowskiej. Okres po powstaniu sprzyjał powstawaniu fortun niemieckich, ale przede wszystkim żydowskich, żydowskiego mieszczaństwa, handlu, rzemiosła i żydowskiej inteligencji, która zajęła miejsce polskiej, poległej w powstaniu, zesłanej na Syberię czy niszczonej w kraju. Podobny los spotkał polską szlachtę. Jakby tego nieszczęścia było mało, to jeszcze doszedł do niego napływ ludności żydowskiej z Rosji. Populacja Żydów w Polsce osiągnęła 10% i stała się drugą co do liczebności. Żydzi posiadali w całej Polsce około 75% nieruchomości w miastach, 80% zakładów przemysłowych, 85% w handlu, 90% w bankowości i 90% w ubezpieczeniach.

W 1920 roku poseł Izaak Grunbaum ze Związku Polaków Narodowości Żydowskiej zgłosił projekt art. 113 przygotowywanej Konstytucji II Rzeczypospolitej. Brzmiał on tak:
Ziemie Rzeczypospolitej, zamieszkałe w przeważającej większości przez narodowości niepolskie, stanowić będą autonomiczne prowincje, które otrzymają osobne przedstawicielstwo ustawodawcze, wybierane na podstawie wyborów powszechnych, bezpośrednich, równych, tajnych i stosunkowych. Osobne ustawy określą kompetencje tych ciał ustawodawczych oraz stosunek prowincji autonomicznych do Państwa.
Cóż to oznaczałoby w praktyce? Oznaczałoby to, że Państwo Polskie straciłoby kontrolę nad tymi prowincjami, i że one mogłyby decydować, czy pozostać, czy oderwać się od Państwa.

Poseł Polskiej Partii Socjalistycznej Mieczysław Niedziałkowski odpowiedział Grunbaumowi:
Stanowczo, zupełnie kategorycznie, z całym spokojem i zupełnie czystym socjalistycznym sumieniem odrzucamy wszystkie te koncepcje, które chciałyby z Państwa Polskiego uczynić wspólną własność Polaków i Żydów (…). Zachować musimy konieczną zasadę ogólną, iż Państwo Polskie jest państwem tylko polskim.
Cóż! Dziś żadnego polskiego polityka nie stać by było na takie dictum. Ale to tylko dowodzi, że III RP to już bardziej Polin niż Polska. W 1922 roku polskie MSW dzieliło partie żydowskie na dwie grupy: umiarkowaną i wywrotową. Do tej drugiej należały: KPP, Bund i Poalej Syjon. Według jego oceny wszystkie partie żydowskie walczą o maksymalną autonomię w Rzeczypospolitej Polskiej poprzez żydowskie gminy (kahały) i dążą wspólnie do powołania przy rządzie polskim Sekretariatu Stanu do Spraw Żydowskich.

W II RP takiego sekretariatu nie było, ale, co się odwlecze, to nie uciecze. W III RP mamy:
  • urząd pełnomocnika prezydenta RP ds. kontaktów z diasporą żydowską (w randze podsekretarza stanu)
  • urząd pełnomocnika rządu RP do spraw kontaktów z diasporą żydowską (w randze wiceministra) 
  • urząd przedstawiciela ministra spraw zagranicznych ds. kontaktów z diasporą żydowską (w randze wiceministra)
A więc dwa oddzielne urzędy dla Żydów krajowych i jeden dla Żydów zagranicznych: „Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre równiejsze”. Uprzywilejowanie społeczności żydowskiej staje się coraz bardziej widoczne i coraz bardziej nachalne.

Kiedyś Adam Michnik cytował Marka Edelmana, który powiedział, że KOR to Bund: te same ideały, te same dążenia. W III RP dochodzi do bezprecedensowej sytuacji. Jeden po drugim ministrem spraw zagranicznych zostaje dwóch potomków funkcjonariuszy KPP – Cimoszewicz i Meller. KPP oficjalnie deklarowała:
Komunistyczna Partia Polski oświadcza swą całkowitą solidarność i aktywne poparcie w bohaterskiej walce proletariatu niemieckiego przeciw niewoli wersalskiej, przeciw uciskowi socjalnemu i narodowemu. Komunistyczna Partia Polski walczy przeciw uciskowi ludności niemieckiej w Polsce o prawo do samookreślenia dla Górnego Śląska aż do oderwania od pastwa polskiego - przeciw imperialistycznej polityce aneksjonistycznej faszystowskiego rządu Piłsudskiego wobec Gdańska.

Okres powojenny to czas całkowitej dominacji Żydów w Polsce. Nastąpiło połączenie sił Żydów przedwojennych z KPP i tych przybyłych wraz z Armią Czerwoną. Używając języka zapaśniczego, można by powiedzieć, że Żydzi uchwycili Polaków w podwójnym nelsonie. Ta dominacja trwa od 1948 roku, od powstania PZPR, do 1956 roku. Po śmierci Stalina w 1953 roku rozpoczyna się w łonie PZPR walka frakcyjna „żydów” z „chamami”, czyli frakcji „Puławy” z frakcją „Natolin”. Nie wszyscy „puławianie” byli pochodzenia żydowskiego. Byli wśród nich dawni PPS-owcy. m.in. Józef Cyrankiewicz, Henryk Jabłoński, Oskar Lange, Adam Rapacki. We frakcji „Natolin” nie było osób pochodzenia żydowskiego. Od 1956 do 1968 postępuje marginalizacja frakcji puławskiej zakończona marcem 1968 roku. Frakcja natolińska dominuje w życiu politycznym PRL-u. Po 1957 roku Żydzi zaczynają penetrować niektóre Kluby Inteligencji Katolickiej i występują jako ugrupowanie pod nazwą „lewicy laickiej”. W 1976 roku powstaje KOR, do którego trafiają resztki „puławian”. Mamy więc pod postacią KOR-u kontynuację Bundu. Rządy Gierka można uznać za rządy narodowo-komunistyczne i jako takie nie mogły długo trwać. Żydzi wykorzystali „Solidarność” do odbudowania swoich wpływów. Szybko pojawili się w Stoczni Gdańskiej „doradcy” typu Geremka i jemu podobni. Stan wojenny był tylko etapem na drodze do Okrągłego Stołu. Wśród doradców NSZZ „Solidarność” ponad 80% stanowili Żydzi, więcej niż po stronie rządowej. Cały ten Okrągły Stół to praktycznie układ Geremek – Jaruzelski. W Magdalence doszło więc do historycznego pojednania „żydów” z „chamami” kosztem narodu polskiego. Kiszczak przekazał władzę żydokomunie w zamian za ochronę „chamów” przed lustracją, dekomunizacją i rozliczeniem ich zbrodni.

Władzy raz zdobytej nigdy nie oddamy – tak zdaje się mówił Lenin. I tak jest faktycznie. Irena Lasota sformułowała koncepcję „kolejnych eszelonów”. Zgodnie z nią władza, czyli układ, wyłania własną opozycje oraz własną prawicę, lewicę i centrum. W razie kryzysu wysyła do walki kolejne „eszelony”. Stracony, skompromitowany eszelon jest zastępowany innym. Dowodem na to mają być kolejne przesilenia polityczne w Polsce: Październik ’56, Marzec ’68, Grudzień ’70, Czerwiec ’76, Sierpień ’80 – zwieńczone „transformacją ustrojową” po 1989 roku. Zgodnie z tym założeniem również środowiska nie wywodzące się rodzinnie z kręgów stalinowskich czy KPP były od podstaw organizowane przez agentów wpływu. Może warto o tej koncepcji pamiętać, zwłaszcza przed wyborami.

Tak zwany „triumwirat Solidarności” – Geremek, Michnik i Kuroń to trockiści. Nigdy się zresztą z tym nie kryli. Ich sposobem na odradzające się polskie elity jest stan permanentnego wrzenia, a więc manifestacje, uliczne zadymy itp. Według Trockiego komunizm to nie system, lecz ruch, walka z cywilizacją łacińską, religią, rodziną, państwem, zastanym systemem wartości. Czymże więc jest Marsz Niepodległości, Marsz Powstania Warszawskiego? Czy nie są to manifestacje? Kto je organizuje i po co? I jeszcze do tego w sytuacji, gdy tej niepodległości już prawie nie ma. A Marsz Powstania Warszawskiego? Żeby gdzieś tam krzyczeć: Jeden Niemiec, jedna kula! Przecież to idiotyzm.

Czy po 1989 roku Polska to bardziej Polska czy Polin? Nie od razu wyglądało to tak źle, ale uchwalenie w 1997 roku ustawy „O stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich” nie pozostawiało już złudzeń, że Polska niebezpiecznie dryfuje w kierunku Polin. Ustawa ta reguluje zwrot nieruchomości gminom żydowskim. Odbywa się on w trybie administracyjnym, a nie – sądowym. Te procedury nie podlegają też publicznym obwieszczeniom. Wszystko dzieje się w największej tajemnicy, poza kontrolą społeczną. Nikt nie ma dostępu do tego, co, komu i za ile jest sprzedawane i co się dzieje z tymi pieniędzmi.

Kto rządził w Polsce w 1997 roku? Koalicję tworzyło SLD i PSL. Prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, premierem – Włodzimierz Cimoszewicz, wicepremierem – Jarosław Kalinowski, a ministrem spraw wewnętrznych – Leszek Miller. A więc to oni odpowiadają za wprowadzenie tej ustawy. Jak widać wszystkie partie polityczne i wszyscy politycy od 1989 roku do dziś klęczą przez żydowskim lobby i nic nie wskazuje na to, by mogło się to w najbliższym czasie zmienić.

Inne przejawy tego, że Polska to raczej Polin to:
  • przyznawanie Żydom na coraz większą skalę obywatelstwa polskiego
  • finansowanie z pieniędzy polskiego podatnika świeckich instytucji żydowskich w postaci muzeów, instytutów badawczych, centr dialogu itp.
  • autocenzura władz i polskojęzycznych mediów w kwestii stosunków polsko-żydowskich
  • wprowadzenie do polskiego Kościoła katolickiego „Dni Judaizmu”
  • w styczniu 2010 roku premier Donald Tusk i premier Izraela Benjamin Netanjahu podjęli decyzję o „podwyższeniu stosunków państwowych między Polską a Izraelem do poziomu konsultacji międzyrządowych”. W praktyce oznacza to, że rząd Izraela jest odtąd informowany o wszelkich zamierzeniach rządu polskiego, ale nie odwrotnie
  • zamiar wydzielenia obozu w Oświęcimiu w obszar eksterytorialny i zakaz wnoszenia na jego teren narodowych flag
Żydzi są wśród nas. Udało im się zrealizować to, co zamierzyli sobie po powstaniu styczniowym. Stali się polską inteligencją. Może to się nam nie podobać i powinno się nam nie podobać, ale nie możemy odpychać od siebie tej prawdy. Trzeba się tylko uważniej przyjrzeć się i uświadomić sobie jak w bardzo złym kierunku potoczyły się nasze sprawy.
  • Specjalnością Żydów jest przewrotność i pokrętna logika w argumentowaniu, a jeśli to nie pomaga, to przechodzą do wyzwisk, obrzucania błotem itp.
  • Żydzi bezustannie „reformują” wszystko, paraliżując w ten sposób normalne funkcjonowanie państwa.
  • Uprzedzają rodzące się aspiracje narodu i natychmiast wysuwają się „na czoło pochodu”, przejmując dowodzenie (strajki w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku).
  • Zawsze stoją na czele „postępu” i walki z „zacofaniem” (AWS, ZChN).
  • Żydzi zakładają dziesiątki najrozmaitszych partii politycznych, również antysemickie, przenikają do każdej organizacji, pozorują walkę między sobą, co utrwala chaos w państwie. Powstaje Kukiz 15, już się rozpada. Kukiz przechodzi do PSL, inni do PiS czy gdzie indziej. Powstaje Konfederacja, już ktoś odchodzi, kogoś wyrzucają. I tak w kółko, od wyborów do wyborów, od 1989 roku. Jednym słowem – cyrk.
Czy Polska to Polin, czy może jeszcze nie? Czy ten niekorzystny trend, od Polski do Polin, jest odwracalny, czy sprawy zaszły już tak daleko, że – nie?

Według Wikipedii słowo „Polin” to nazwa Polski w języku jidysz i hebrajskim. Należy je wymawiać jako „pojln”, a oznacza „tutaj spocznij”. Autorstwo tej teorii etymologicznej przypisuje się Mojżeszowi Isserlesowi naczelnemu rabinowi gminy żydowskiej w Kazimierzu. Chodzi o krakowski Kazimierz, w którym on urodził się około 1520 roku.

W 2002 roku pojawiła się w Warszawie na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu palma. Henryk Rolicki w swojej książce “Zmierzch Izraela”, 1932, pisze:
“Zainteresować nas musi godło stowarzyszenia: drzewo palmowe. Przecież to samo godło w starożytności za czasów powstań machabejskich i powstania Bar-Kochby symbolizowało wojującą Judeę. I teraz ten symbol żydowski staje się godłem stowarzyszenia, mającego skupić najwybitniejszych przedstawicieli wojującej reformacji.”




© Wiesław Liźniewicz
26 sierpnia 2019
źródło publikacji: „Polska czy Polin?”
bb-i.blog





Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP²

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2