OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Ręce precz od polskiej miedzi!

Żadna „przyjaźń” nie jest warta stoczenia się do roli eksploatowanej kolonii. Polska miedź ma przynosić zyski Polsce, a reszta – ręce precz!

Polskie złoża miedzi i srebra od jakiegoś czasu znajdują się na celowniku zagranicznych korporacji wydobywczych – głównie z USA i Kanady.
Nic dziwnego – mamy piąte co do wielkości zasoby na świecie, szacowane (stan na 2015 r.) na 36 mln. ton, co pozwala wg danych KGHM Polska Miedź na wydobycie przez następne 50 lat. Rocznie eksportujemy grubo ponad 336 tys. ton, a znaczenie tego surowca będzie rosnąć – m.in. ze względu na „zieloną rewolucję” w przemyśle. Miedź niezbędna jest (i to w dużych ilościach) do produkcji samochodów elektrycznych, ogniw fotowoltaicznych czy elektrowni wiatrowych, zatem jest o co walczyć. I zagraniczne koncerny walczą. Wykupują koncesje, robią próbne odwierty i planują budowę nowych kopalń. Najprężniej działają tu dwa podmioty – kanadyjska Lumina Group za pośrednictwem spółki Miedzi Copper Corporation oraz Electrum Group (USA). W tym roku media obiegła wiadomość o odkryciu przez Miedzi Copper złóż pod Nową Solą w Lubuskiem szacowanych na ponad 10 mln. ton miedzi i kilkadziesiąt tys. ton srebra. Kanadyjska firma chciałaby przystąpić do budowy kopalni w 2023 r. Na przeszkodzie jednak oprócz sporów koncesyjnych stoi obowiązujący obecnie podatek od wydobycia niektórych kopalin. Zagraniczne podmioty przystąpiły więc do intensywnego lobbyingu, pozyskując w tym celu zarówno polskich fachowców, jak i organizacje biznesowe.

W czym rzecz? Otóż wspomniany podatek został uchwalony w 2012 r., jako sposób na pozyskanie swoistej „dywidendy budżetowej” od KGHM-u, w którym Skarb Państwa ma zaledwie nieco ponad 1/3 udziałów. Jest on obliczany co miesiąc wg wzoru uwzględniającego średnią z dziennych cen miedzi na London Metal Exchange oraz średni kurs dolara NBP. A zatem, podatek odprowadzany jest od wartości wydobytego metalu, a nie np. od zysków z jego sprzedaży – i ta konstrukcja właśnie jest solą w oku zagranicznych inwestorów. Trzeba dodać, że podatek od kopalin w obecnej formie jest bardzo efektywny – KGHM (obecnie monopolista na polskim rynku) odprowadza rocznie z jego tytułu ok. 1,5 mld. zł., a w sumie, od 2012 r. do budżetu państwa trafiło blisko 11,5 mld. zł. Zarazem jednak, danina ma stanowić zaporową barierę dla inwestycji nowych podmiotów i czynić je nieopłacalnymi ze względu na zbyt długi okres zwrotu inwestycji (na dzień dzisiejszy byłoby to ponad 20 lat). Tu trzeba dodać, że już kilka miesięcy temu rząd częściowo wyszedł inwestorom naprzeciw, obniżając podatek o 15 proc., co tylko w tym roku uszczupli dochody budżetu państwa o 180 mln. zł., zaś od przyszłego roku – o 240 mln. zł. To jednak zdaniem inwestorów wciąż za mało.

I w tym miejscu do gry wkracza międzynarodowa polityka. 22 października na portalu Townhall.com ukazał się artykuł Rossa Marchanda (dyrektora działającej w Waszyngtonie wpływowej lobbyingowej organizacji „Taxpayers Protection Alliance”), pt. „Sprytniejsze, bardziej sprawiedliwe zasady podatkowe mogą popchnąć przyjaźń amerykańsko-polską do przodu”. Autor postuluje w nim, by w imię umocnienia wzajemnych relacji, Polska... zrezygnowała z podatku od kopalin. Pomstując na polski protekcjonizm stawiający w uprzywilejowanej sytuacji KGHM, podnosi, iż podatek wielokrotnie już przyczynił się do zablokowania działań amerykańskich firm wydobywczych, które chciały wejść na nasz rynek. Zamiast tego proponuje przejście na tradycyjny system, w którym podatki zaczyna się płacić dopiero po odzyskaniu poniesionych kosztów i osiągnięciu zysków, dodając, iż amerykańscy specjaliści mogliby nam „pomóc” w opracowaniu nowej polityki podatkowej.

No dobrze, a co się tak naprawdę kryje za tym obudowanym pięknymi słówkami kiepskim dowcipem? Otóż wdrożenie postulowanych rozwiązań zamieniłoby Polskę w kolejną kolonię surowcową międzynarodowych koncernów. Czekanie, aż „zwrócą się” zainwestowane środki i wypracowane zostaną pierwsze dochody oznacza w praktyce, iż polskie państwo nie powąchałoby złamanej złotówki, tracąc przy okazji kontrolę nad własnymi zasobami. Tak się bowiem składa, że amerykańskie korporacje są mistrzami świata w agresywnej optymalizacji i zawsze są w stanie wykazać brak jakichkolwiek zysków – gdy zaś państwo-gospodarz usiłuje przywołać je do porządku, reagują pozwami przed międzynarodowym arbitrażem, gdzie – cóż za przypadek – co do zasady wygrywają. Mają przy tym niezwykle efektywne wsparcie swojej dyplomacji, o czym zdążyliśmy się przekonać za sprawą aktywności ambasador Mosbacher czy wiceprezydenta Mike'a Pence'a, który całkiem niedawno bezceremonialnie wymusił na polskim rządzie rezygnację z podatku cyfrowego. Dlatego, biorąc pod uwagę agresję charakteryzującą działalność tamtejszych koncernów, już teraz można założyć, iż wspomniane tu jawne ruchy lobby wydobywczego są jedynie odbiciem tego, co dzieje się za kulisami. Pozostaje pytanie, czy polski rząd stać na elementarną asertywność – bo żadna „przyjaźń” nie jest warta stoczenia się do roli eksploatowanej kolonii. Polska miedź ma przynosić zyski Polsce, a reszta – ręce precz!


© Piotr Lewandowski
27 listopada 2019
Autor publikuje w sieci pod pseudonimem „Gadający Grzyb”
źródło publikacji: blog autorski






Ilustracja Autora © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2