Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz sędziami TK – to musi być pomysł Kaczyńskiego!
Brzmi jak żart, prowokacja albo „fejk”?! Nie wiem jak dla kogo, dla mnie to żadna sensacja, wiedziałem od dawna, jakie są plany i to po pierwsze. Po drugie w tym wyborze bawi mnie tylko przewidywalna reakcja opozycyjnych „mediów” i całej reszty. Po trzecie tak to dokładnie powinno działać! W sytuacji, gdy „bohaterami” i obrońcami konstytucji są: Tuleya, Gersdorf, Stępień, Matczak i im podobni, nie widzę absolutnie żadnych powodów, aby całymi latami szczuci posłowie, nie mieli pełnić funkcji sędziów TK. No i wreszcie po czwarte, chociaż powinno być po pierwsze i najważniejsze! Na podobny pomysł mógł wpaść i takiego wyboru mógł dokonać jedynie Jarosław Kaczyński, ponieważ nikt inny nie ma takich jaj!
Jedyna smutna okoliczność jest taka, że zaraz zacznie się marudzenie „prawych”, jak to PiS skręca w prawo i gubi centrum, o czym będą pisać ci sami, którzy wcześniej pisali, że PiS oddał Konfederacji elektorat, przez zbyt łagodny kurs. Na szczęście takimi historiami nie należy się przejmować, a warto zająć się samymi kandydatami. Przede wszystkim najmocniej przepraszam Panią Elżbietę Chojnę-Duch za pominięcie Jej nazwiska w tytule felietonu i w treści też ograniczam się do tego jednego zdania, z bardzo prostego powodu. Kandydatura Pani Elżbiety Chojny-Duch nie budzi większych kontrowersji, nawet junak Matczak nie zgłaszał pretensji, całe odium „sensacji” i „upadku standardów” jak zwykle biorą na siebie najbardziej w ostatnim czasie zaszczuwani politycy PiS, nie licząc samego Jarosława Kaczyńskiego.
Powstaje zasadnicze pytanie? Niby dlaczego Krystyna Pawłowicz, profesor prawa, miałaby nie zasługiwać na stanowisko sędziego TK? Przez sałatkę, czy może z powodu wygranych procesów z Owsiakiem? Otóż prawda jest taka, że jedynym powodem w oczach ludzi małych lub słabych jest wyłącznie poniewieranie medialne i metki, które zostały Krystynie Pawłowicz przez TVN GW i inne szczekaczki przyklejone. W stosunku do Stanisława Piotrowicza działał i działa dokładnie ten sam mechanizm, został „prokuratorem PRL-u” i obrońcą księży pedofilów i powtarzali to namiętnie tacy towarzysze jak: Cimoszewicz, Borowski, Rosati. I ten bezczelny proceder działa na wszystkich poziomach III RP.
Pisałem już o tym wiele razy, ale powtórzę raz jeszcze. W III RP ofiarą „hejtu” i bojownikiem zwalczającym „mowę nienawiści” jest Jerzy Owsiak, recydywista procesowy z 7 wyrokoami na koncie. Z upolitycznieniem w sądach walczy kandydat na senatora PO Rzepiński i były dwukrotny senator PO Leon Kieres. Obrońcą praw człowieka i „zastraszanych” sędziów jest Marcin Matczak, który próbował straszyć moje dziecko. O obiektywizmie w TVP mówi Tomasz Lis, o „Misiewiczach” rozprawiał Gawłowski, Neumann i cała plejada polityków PO z zarzutami, łącznie z Arturem W. I tak dalej i tak w kółko! Cały ta zaplanowana bezczelność ma służyć jednemu, to jest po porostu pokaz siły. „Elity” III RP pokazują, że im wolno nie tylko więcej, ale wolno im wszystko. Dzieje się tak miedzy innymi dlatego, że po prawej stronie nieustannie obowiązuje syndrom sztokholmski łamany na kompleks niższości.
Każdego dnia płynie dziesiątki apeli, aby PiS czegoś tam nie robił, bo TVN i GW rozpętają wojnę i tylko jeden Kaczyński po pierwsze ma to gdzieś, po drugie odważnie organizuje własny pokaz siły. Wybór Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza jest demonstracją siły na najwyższym poziomie i choćby z tego powodu będę tej decyzji bronił rękami i nogami. Dokładnie w taki sposób należy postępować, aby wyleczyć się ze syndromu sztokholmskiego i kompleksu niższości! Od strony merytorycznej i Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz o prawie i stosowaniu prawa wiedzą więcej niż większość ignorantów z tytułami sędziów, adwokatów i profesorów niestety też. Widzę tu autorski projekt Jarosława Kaczyńskiego i to jest projekt ozdrowieńczy!
1000 głupich hipotez i parę istotnych faktów związanych nominacjami do TK
Ciężko powiedzieć z czego to wynika, na pewno z braku wiedzy i doświadczenia, ale z drugiej strony ile razy można popełniać te same błędy? „Otwierasz” sobie człowieku Internet, a tam bzdura na bzdurze, w ramach najnowszych interpretacji, prostej jak autostrada decyzji PiS, choć w moim przekonaniu była to decyzja samego Jarosława Kaczyńskiego. Wszystkiego nie dam rady, ale z grubsza postaram się odsiać głupotę od faktów, zaczynając od sprawy najbardziej podstawowej i pewnej.
Tak się składa, że przynajmniej część nominacji do Trybunału Konstytucyjnego jest mi znana od pół roku i piszę o tym nie po to, aby łechtać ego, ale by ostatecznie przerwać głupotę związaną z „przykrywką Banasia”. Kaczyński jest genialny, ale chyba nie aż tak, by przewidzieć co się stanie za pół roku i jak to przykryć. Druga, jeszcze głupsza teoria głosi, że to jest „ustawka”. PiS wystawił kandydatów kontrowersyjnych, żeby Andrzej Duda mógł wyjść cały na biało i powiedzieć „nie dla psucia standardów, nie odbiorę przyrzeczenia od takich kandydatów”. Prawny i polityczny idiotyzm, jednak powtarzany przez bardzo wielu, od Kosiniaka-Kamysza po całkiem rozsądnych ludzi, których poniosła fantazja i chęć zabłyśnięcia oryginalnością. Całą tę śmieszną teorię obala prosty fakt, dotyczący pierwszego „spisku”, nie było żadnej „przykrywki”, to i nie może być „ustawki”, skoro kandydaci zostali wybrani wiele miesięcy temu.
Prócz kompletnego wymysłu i budowania tanich sensacji, są jeszcze okoliczności prawne i polityczne. Naprawdę wystarczy odrobina podstawowej wiedzy, właściwie kawałek historycznej pamięci, żeby nie powtarzać bzdur. Jedyną kompetencją Prezydenta RP przy powoływaniu sędziów TK jest odebranie przyrzeczenia i dokładnie o to się rozbijał wstęp do konfliktu o TK, gdy Andrzej Duda nie odebrał przyrzeczenia od trzech sędziów. W tym momencie głosiciele teorii, krzykną: „No to mieliśmy rację!”. Nie, nie mieliście racji, powodem nieodebrania przyrzeczenia był nielegalny, łamiący konstytucję wybór sędziów, ale nawet ten powód spotkał się z ostrą krytyką Andrzeja Dudy i całą serią eksperckich wywodów, że Prezydent RP nie może odmówić odebrania przyrzeczenia. I prawdą jest, że Andrzej Duda przy zgodnym z prawem wyborem sędziów nie może odmówić zaprzysiężenia.
Prezydent miałby jeszcze jeden problem, prócz prawnego, gdyby zablokował sędziów nominowanych przez PiS i byłby to problem polityczny. Przypominam, że to PiS wybierze kandydata na Prezydenta RP i około 80% elektoratu Andrzeja Dudy to elektorat PiS. Teraz proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby Andrzej Duda na starcie kampanii powtórzył taki „numer”, jak z wetem ustaw sądowniczych, co elektorat PiS ledwie zapomniał lub wybaczył? Ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje Andrzej Duda to choćby pozorowany i ustawiony konflikt z PiS, tylko ktoś wyjątkowo mało mądry mógłby taki scenariusz podrzucić i próbować wcielać w życie. Żadna z bzdurnych hipotez krążących po Internecie i w mediach nie zawiera cienia prawdy i skrawka zdrowego rozsądku, natomiast same nominacje są bardzo proste do interpretacji.
Jarosław Kaczyński wybrał kandydatów najbardziej znienawidzonych przez „nadzwyczajną kastę” i „elity’ III RP, zrobił to celowo i z pełną premedytacją, aby posłać kilka ważnych sygnałów. Po pierwsze to jest jasne powiedzenie, że „kaście” nie odpuścimy i ze szczucia „kasty” się śmiejemy. Po drugie ludzie, którzy poświęcają się sprawie i ponoszą za to olbrzymie koszty, w tym osobiste, zostaną nagrodzeni. Po trzecie brak konsultacji z koalicjantami wskazuje im miejsce w szeregu i mówi jasno, dostaliście więcej niż wam się należy i po więcej nie próbujcie sięgać, takie decyzje należą wyłącznie do PiS. Mało sensacyjne, bardzo proste i… prawdziwe. Cała „zagadka” nominacji do TK.
Pawłowicz i Piotrowicz do TK? Ktoś w PiS ewidentnie nie chce, aby Duda wygrał wybory w 2020 r.
Wniosek PiS dotyczący wysłania Stanisława Piotrowicza i Krystyny Pawłowicz do Trybunału Konstytucyjnego, to niezwykle oryginalny początek marszu PiS ku centrum. Tego centrum, bez którego Andrzej Duda nie wygra przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Wszystko wskazuje zatem na to, że to sam PiS podrzucił obecnemu prezydentowi "gorącego kartofla". Jeśli Duda będzie zmuszony do zaprzysiężenia w skład TK obu kontrowersyjnych kandydatur, to niezwykle trudno będzie mu uzyskać poparcie ponad połowy głosujących Polaków.
Pisałem o tym dwa tygodnie temu, ale nie zaszkodzi powtórzyć, bo temat wydaje się być z politycznego punktu widzenia niezwykle istotny. W trakcie ostatnich wyborów parlamentarnych na wszystkie startujące komitety wyborcze oddano łącznie 18.470.710 głosów, z czego Komitet Wyborczy Prawa i Sprawiedliwości zebrał 8.051.935 głosów (43,59 proc.). Łatwo zatem policzyć, że komitety inne niż PiS otrzymały łącznie 10.418.775 głosów (56,41 proc.).
Jaki wniosek wypływa z powyższych statystyk? Ano taki, że Andrzej Duda, aby wygrać przyszłoroczne wybory prezydenckie, potrzebuje nie tylko wsparcia elektoratu głosującego na PiS, ale również ludzi, którzy w trakcie wyborów parlamentarnych oddali swoje głosy na PO, PSL, Lewicę czy Konfederację. Wykluczając elektoraty skrajne i spłycając nieco założenia można stwierdzić, iż Duda potrzebuje poparcia umiarkowanych przedstawicieli elektoratów wspomnianych powyżej partii. Bez nich reelekcja na lata 2020 - 2025 będzie niemożliwa.
W kontekście powyższego warto się zastanowić, czy Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz, którzy zgodnie z wolą PiS mają być zaprzysiężeni do Trybunału przez Andrzeja Dudę w trakcie jego kampanii wyborczej, to aby na pewno dobry pomysł? Czy nie będzie tak, że kandydaci opozycji będą wypominali Dudzie na każdym kroku wybór wspomnianych kandydatur, czym skutecznie odstraszą od głosowania na obecnego prezydenta wszystkich umiarkowanych centrystów, a w konsekwencji przyczynią się do porażki kandydata PiS w II turze?
W alternatywie jeszcze drugi scenariusz, którego w sumie nie można wykluczyć. Otóż wystawienie przez PiS kandydatur Pawłowicz i Piotrowicza może być sprytnie pomyślaną "ustawką", której celem jest wzmocnienie pozycji Dudy, jako głowy państwa niezależnej od sygnałów płynących z PiS. W takich okolicznościach Andrzej Duda niebawem odmówi zaprzysiężenia obu kandydatów, co w przestrzeni publicznej będzie komentowane z równą intensywnością, co sam fakt ich ogłoszenia. W przypadku realizacji takiej koncepcji obecny prezydent mógłby zaskarbić przychylność części "centrowego" elektoratu, który emocjonalnie nie utożsamia się na trwale z żadną opcją polityczną. A warto raz jeszcze pokreślić, że to właśnie ten elektorat decyduje, kto w Polsce wygrywa wybory prezydenckie.
Ilustracja © brak informacji / za: www.kontrowersje.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz