Kto się w sejmie „rozłamie”, kto podzieli? Porządkowanie faktów i odrzucanie bredni
Tego się można było spodziewać i właściwie zaczęło się sekundę po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów. Stara i dla wprawionych nużąca gra, ale ludzie, którzy się polityką interesują z tak zwanego grubsza lub są podatni na psychologiczne sztuczki, zaczynają łykać „rozłamową” żabę. Teorii pojawiło się wiele i oczywiście media głównego… „nurtu” zaczęły od odwracania kota ogonem. Ogłoszono walkę na noże w obozie władzy, bo Ziobro i Gowin dostali po 18 mandatów. Zabieg ten ma odwrócić uwagę od prawdziwej rzezi, jaka się rozpoczęła w POKO, ale też jest desperacką próbą podziału Zjednoczonej Prawicy.
Czy to się uda? Nie ma o czym mówić, poza prymitywną propagandą nie znajdziemy nic więcej w tej plotce. Owszem Ziobro i Gowin mogą podnieść swoje oczekiwania jeśli chodzi o partycypację w rządzie, ale to tylko licytacja, normalna w polityce rzecz, która w pewnym momencie musi zostać przerwana. Brednie o tym, że Ziobro twardo będzie negocjował wymianę premiera, są tylko i wyłącznie bredniami, chociaż wiem, że Ziobro i Jaki są z Morawieckim na noże i wiem to z najbliższego otoczenia obu polityków. Po tym jak Gowin publicznie oświadczył, że Morawiecki jest nie do ruszenia, a PiS jako największa partia koalicyjna ma prawo wskazać premiera, pozycja negocjacyjna Ziobry w tym zakresie jest praktycznie żadna.
Co do samego Gowina, rzecz się przedstawia następująco. Gdzie on może pójść? Z powrotem do POKO, która w tej chwili jest w stanie przedzawałowym? W dodatku ewentualna wolta wiązałaby się z koalicjantem Czarzastym, Biedroniem i Jachirą. Po takiej akcji powrót Gowina do jakiejkolwiek politycznej powagi byłby odcięty na zawsze. Nic się w obozie władzy nie zmieni, wszyscy jadą na tym samym wózku i będą współpracować, bo to są politycy, którzy zbyt wiele widzieli i doświadczyli, aby wierzyć w sukces kolejnej prawicowej kanapy zbudowanej na kole poselskim.
Znacznie ciekawiej jest po stronie opozycji i zaczęła Konfederacja. Jedenaście osobliwości w pierwszej politycznej decyzji postanowiło podzielić swoje koło poselskie na dwa koła, a kwestią czasu są trzy koła, w końcu każdy lider: „narodowy”, Korwin i Braun będą chcieli być samodzielnymi wodzami. Autorytatywnie stwierdzam, że to pierwsza i ostatnia kadencja Konfederacji w sejmie i nie chce mi się też wierzyć w utrzymanie nazwy zbieraniny do końca kadencji. W PSL trwa proces dowartościowania i wzmocnienia pozycji Kosiniaka-Kamysza, który uratował „ludowców” przed politycznym zgonem. Kukiz wprowadził zaledwie 5 posłów, co oznacza, że Kukiz’15 przestał istnieć i albo Paweł z kolegami zapisze się do ZSL albo też wyleci z klubu.
Lewica? Wbrew pozorom podobna sytuacja do Konfederacji, też trzech wodzów i to nie ma prawa się udać. Zandberg, Biedroń i Czarzasty będą walczyć o swoje, co wynika wprost z mechanizmów politycznych. Tylko wyraziste postaci dostają głosy wyborców, a te trzy partyjki mają własne aspiracje i zjednoczyły się tylko dlatego, żeby wejść do sejmu, na co osobno żadna z nich nie miała szans. Tarcia są kwestią czasu i jak podejrzewam będzie to czas najbliższy. Gdyby wodzowie lewicy myśleli i potrafili choćby w 1/10 uprawiać politykę na takim poziomie, jak Kaczyński, to zajęliby się nie sobą, ale POKO, gdzie zaczęła się ostra jatka i tym samym pole do przejmowania szabel rywala. Szczerze wątpię, aby tak się stało, dlatego przechodzę do samego POKO.
Warto sobie zapamiętać, że koniec lidera politycznej formacji ogłasza się publicznie. Dopóki trwa walka buldogów pod dywanem, to można stroić głupie miny i oszukiwać wyborców, ale publiczne oświadczanie polityków pierwszego, drugiego i trzeciego garnituru, to jawne wypowiedzenie wojny. O tym, że Schetyna musi odejść mówi aspirujący Bogdan Zdrojewski, ale też aktywna Joanna Mucha i odstawiona na boczny tor Julia Pitera. Dodatkowo Kosiniak-Kamysz ustawia Grześka do pionu. Z całą pewnością pozycja Schetyny słabnie, miedzy innymi dlatego, że nie udało mu się z Kidawy-Błońskiej zrobić twarzy porażki, Kidwa-Błońska uzyskała najwyższe poparcie w wyborach, Schetyna przerżnął z kretesem we Wrocławiu.
Wszystko to nie ma jednak większego znaczenia, dopóki krzyżyka na Schetynie nie postawią TVN i GW, które póki co czekają na rozwój wypadków. O ile media nie każą Schetynie odejść, to on będzie walczył do końca, co może, choć nie musi doprowadzić do rozłamu w klubie POKO. Gdyby do rozłamu miało dojść to na pewno nie zobaczymy nowej formacji, która stanie się nową PO. Skończy się to tak, jak w przeszłości, jakimś kołem w stylu Gowina, czy Protasiewicza i Niesiołowskiego, mało prawdopodobne jest też to, aby „Zieloni” zostali w POKO.
Podsumowując, pierwsze rozłamy pojawią się w Konfederacji, zresztą to już jest faktem. Pierwszy polityczny zgon to Kukiz’15, co też praktycznie się stało. Kolejne rozłamy i walki wodzów muszą pojawić się w „Lewicy”, natomiast największa rzeź rozpoczęła się i będzie trwać w POKO. Obóz władzy na tym tle wygląda jak monolit, bo w polityce nie ma lepszego spoiwa niż perspektywa utraty władzy i krwawej zemsty wroga.
Zmienić jedną ustawę, przeciągnąć jednego senatora i senat "jest nasz"
Pierwsze komentarze po utracie większości przez PiS w senacie w wykonaniu, przepraszam za wyrażenie, masowego komentatora sieciowego, nie były niespodzianką. Ignorancja łamana na przekonanie o własnej genialności, ale to taka ignorancja, że żal patrzeć. Senat zablokuje wszystkie ustawy! Tak grzmiała internatowa ignorancja, chociaż mogła sobie wpisać jedno hasło do wyszukiwarki i sprawdzić, że to kompletna bzdura. O likwidacji senatu mówiło się od lat, miedzy innymi dlatego, że senat nie ma żadnej możliwości zablokowania ustaw, może jedynie zgłaszać poprawki, które sejm przyjmuje lub odrzuca większością bezwzględną, czytaj zwykłą większością.
Internetowe paplanie, że PiS nic teraz nie zrobi, bo utracił senat nie ma żadnych podstaw logicznych i prawnych. Wszystkie, ale to dosłownie wszystkie ustawy, które przeszły w poprzedniej kadencji przeszłyby i w tej, z tą różnicą, że opóźniłoby się tempo legislacji. Nie ma zatem najmniejszego zagrożenia, że jakakolwiek ustawa przegłosowana przez sejm, zostanie zablokowana przez senat, czyli PiS może nadal bez większych przeszkód wprowadzać dobre zmiany. Czy to oznacza, że wszystko wygląda tak kolorowo po przegrupowaniu sił w senacie. Niestety nie, w takim składzie i przy porozumieniu całego anty-PiS, towarzystwo jest w stanie wybrać sobie marszałka senatu, a to oznacza spore problemy, ponieważ marszałek może bardzo dużo.
Ustawy zablokować się nie da, jednak można przy pomocy rozmaitych kruczków prowadzić obstrukcję i to zgodnie z prawem. Senat ma miesiąc na wniesienie poprawek do ustawy przesłanej przez sejm, jeśli tego nie zrobi ustawa przechodzi w takim kształcie, jaki zaproponował sejm. Z tej możliwości opozycyjny marszałek z całą pewnością korzystałby nieustannie. Pojawiły się też inne niedogodności i zagrożenia, które krążą po Internecie, część sensowna, część niegodna uwagi. Prawdą jest, że senat powołuje dwóch członków KRS, dwóch członków kolegium IPN i aż trzech członków Rady Polityki Pieniężnej.
Tutaj rzeczywiście jest spory kłopot, ale najważniejsza w tym zestawie KRS nie jest zagrożona przez najbliższe trzy lata, ponieważ KRS powołano w kwietniu 2018 roku, a kadencja trwa cztery lata. Pozostaje jeszcze jedna kwestia, średniej wagi, gdzie też pojawiło się wiele nieporozumień. Otóż senat nie powołuje, ale musi wyrazić zgodę na powołanie: Rzecznika Praw Obywatelskich, Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, Rzecznika Praw Dziecka, Generalnego Inspektora Danych Osobowych, Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
Co to oznacza, że senat wyraża zgodę? Dokładnie tyle, że wybór sejmu, podobnie jak przegłosowana ustawa, musi w ciągu miesiąca przejść przez ocenę senatu. Jeśli senat takiej oceny nie dokona, kandydaci są uznawani za powołanych na stanowiska. Gdy senat nie wyrazi zgody, sejm wybiera kolejnego kandydata. Pytanie do specjalistów jest takie, jak długo może trwać ta „zabawa”? Nie udało mi się doszukać przepisu, który by to regulował, nie twierdzę, że taki nie istnieje, może ktoś bardziej bystry do tego dotrze. Natomiast przy braku odpowiedniego przepisu lub w przypadku niejasnych zapisów dających pole do wiecznej obstrukcji, wiadomo, co należy zrobić. Przegłosować nową ustawę, że senat może najwyżej raz nie wyrazić zgody, a za drugim razem większością 2/3 głosów i po sprawie.
Utrata większość w senacie to nie jest korzystna sytuacja, nie ma co zawracać Wisły kijem. Komfortu legislacyjnego nie będzie i należy się spodziewać „ciamajdanów” w senacie, ale wszystko da się poukładać i cierpliwie czekać, aż się posypie „antypisowska” komitywa, co jest kwestią czasu. Być może już na starcie uda się wyjąć 1-2 senatorów, jednak od razu uprzedzam, że to nie będzie łatwe. Na trójkę niezależnych: Tyszkiewicz, Kwiatkowski, Gawłowski, nie ma co liczyć, z PSL jest „Misiek” Kamiński i Libicki. Jedyny kierunek to POKO, wbrew pozorom tylko tam istnieją realne szanse na przejęcie senatora. I tak by to z grubsza wyglądało.
Ilustracja © brak informacji / za: www.gazetaprawna.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz