Na przełomie połowy września trzy polskie dywizje: 11, 24, i 38, przebiły się od strony Przemyśla w kierunku Lwowa. Po ciężkich walkach jakie miały za sobą, były mocno skrwawione i chociaż brakowało podstawowego zaopatrzenia, były zdeterminowane iść na pomoc najwierniejszemu z miast Polski. 15 dnia miesiąca w miejscowości Wisznia Sądowa została zwołana narada oficerów, mająca na celu ustalić plan marszu na Lwów. Generał Sosnkowski po wysłuchaniu opinii swoich oficerów powziął decyzję o marszu przez Lasy Janowskie i przebiciu się przez stacjonujące tam oddziały niemieckie.
Uderzenie miały poprowadzić 11 Karpacka Dywizja Piechoty i 38 Dywizja Piechoty Rezerwowej. Zastanawiano się jak zwyciężyć wroga znacznie liczniejszego, wypoczętego i dobrze wyposażonego, jakim były 1 Dywizja Górska i elitarny Pułk SS Germania — oczko w głowie samego Adolfa Hitlera. Kluczem do zwycięstwa miało być zaskoczenie i wykorzystanie słabości wroga.
Niemcy podczas kampanii wrześniowej panicznie bali się jednej rzeczy — walki na bagnety. Powzięto więc śmiałą decyzję o serii nocnych uderzeń, w których żołnierze mieliby związać Niemców walką wręcz, wywołać panikę i finalnie rozbić zgrupowanie wroga. Siły polskie podzielono na trzy grupy, które poruszając się w całkowitej ciszy brzegiem lasów, nocą z 15 na 16 września, miały kolejno atakować miejscowości zajęte przez Niemców.
Nocą rozpoczął się koszmar, jaki zgotowali najeźdźcom polscy żołnierze. Pierwsze zaatakowane zostało Rogożno. Gdy celowniczy niemieckich CKM-ów otworzyli ogień, orientując się w sytuacji, było już za późno. Polacy zasypali granatami gniazda ogniowe i natychmiast ruszyli do boju na bagnety. Po krótkiej strzelaninie i walce wręcz, Niemcy w panice uciekli, pozostawiając za sobą masę sprzętu i zmasakrowane ciała towarzyszy broni. Następnie zajęta została wieś Czerczyk, a oddziały niemieckie w okolicy pobliskiej leśniczówki szybko rozbite.
W tym samym czasie po ciężkich aczkolwiek szybkich starciach podobne scenariusze rozegrały się w miejscowościach Mogiła, Szumlaki, Ożomla i Czarnokońce, z których siły nieprzyjaciela uszły w popłochu.
Najbardziej brawurowy rajd przeprowadził 49 pułk piechoty z 11 Karpackiej Dywizji Piechoty wespół z 1 batalionem, uderzając na siły niemieckiej SS Germania we wsi Mużyłowice. Przed atakiem wszyscy żołnierze rozładowali swoją broń, aby nie zaalarmować esesmanów przypadkowym wystrzałem. Dodatkowo zabroniono żołnierzom rozmawiać ze sobą czy krzyczeć. Nałożono więc bagnety i w całkowitej ciszy, zwiastującej zgubę niemieckim bandytom, ruszono do natarcia.
Aby zobrazować przebieg tej niezwykłej akcji, przytoczę tutaj tekst z dziennika dowódcy, pułkownika Prugara-Ketlinga, który zdarzenia tamtej nocy opisał w ten sposób:
„Padło kilka strzałów artyleryjskich czy moździerzowych i odezwały się ciężkie karabiny maszynowe. Wiedziałem, że to niemieckie, bo nasi idąc do natarcia, rozładowali broń. Walka trwała, ale ogień słabł. Strzelcy wtargnęli już do środka wsi, siekąc i kłując bagnetem każdego, kto im się pod ręke nawinął. Odzywające się od czasu do czasu seriami strzały, urywały się nagle w połowie magazynków. Czuło się, że ręka, która jeszcze przed ułamkiem sekundy naciskała spust, martwieje i bezwładnie opada, paraliżowana uderzeniem kolby lub pchnięciem bagnetu. Nie słychać było żadnych krzyków. Bój toczył się w ciemnościach i złowrogiej ciszy. Nikt już nim nie kierował, nikt o pardon nie prosił. Toteż groza, jaka opanowała Niemców, musiała przewyższać wszystkie ich dotychczasowe przeżycia. Z takim zaskoczeniem i z takim atakiem nie spotkali się na pewno nigdy. Trupy, które oglądaliśmy później miały wyraz straszny. Trwoga, wśród której ginęli nie zniknęła z ich twarzy. W coraz jaśniejszym brzasku porannym odróżnialiśmy domy, drzewa, opłotki a później działa, jaszcze, ciągniki, samochody — najpierw pojedyncze, potem grupy. Przecieraliśmy oczy, by się upewnić czy to nie złudzenie — tak nieprawdopodobnie ta zdobycz wyglądała. Duża wieś była zawalona po brzegi sprzętem i materiałem wojennym. Zaskoczenie było kompletne, walka nie trwała dłużej niż pół godziny”.Nieliczni Niemcy, którzy zdołali przeżyć walkę, uciekali z wioski w różnych kierunkach. Po tym starciu SS Germania przestała istnieć. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że jednostka ta brała wcześniej czynny udział w mordach przeprowadzanych na ludności cywilnej.
Hitler na wieść o tym zdarzeniu wpadł w szał i zakazał używania nazwy tej jednostki, słownie czy w pisemnych rozkazach, aż do końca wojny. Niemiecka propaganda skrzętnie ukrywała klęskę swojej doborowej jednostki, twierdząc, że ta została wycofana na tyły wojsk Wehrmachtu. W rzeczywistości żołnierze polscy utopili ją w morzu własnej krwi, biorąc tym samym odwet za bandycką napaść na swą ojczyznę.
© Dominik Piekarz
15 września 2018
źródło publikacji: „Koniec niemieckiej SS Standarte Germania”
www.Kierunki.info.pl
15 września 2018
źródło publikacji: „Koniec niemieckiej SS Standarte Germania”
www.Kierunki.info.pl
Tyle pozostało po polskim ataku z
SS-Verfügungstruppe Regiment "Germania"
(fotografie wykonane w dniach 16-19 września 1939 r.)
Bibliografia:
http://www.1939.pl/bitwy/niemcy/bitwa-pod-jaworowem/index.html
http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/932344/zaglada-ss-germania
Ilustracje:
fot.1 © brak informacji
wszystkie pozostałe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz