Odpływy i przypływy religijności
Ajajajajajajaj! Kto by pomyślał, że na tle zaniku religijności, z jakim mamy do czynienia w dalekich i zamorskich krajach, w naszym nieszczęśliwym kraju będziemy obserwowali jej nieoczekiwany przypływ? Co prawda w dalekich i zamorskich krajach też zdarzają się sytuacje wyjątkowe, o czy mógł przekonać się pan Adam Darski, używający pretensjonalnego pseudonimu „Nergal”, ku czci jakiegoś wyliniałego mezopotamskiego demona. Nawiasem mówiąc, ten cały pan Nergal, uchodzący wśród mikrocefali za delegata Belzebuba na Polskę,
a w każdym razie – na województwo pomorskie - to cienki Bolek i pozer, bo kiedy potrzebował kostnego szpiku, to jego ówczesna naturalna przyjaciółka Doda Elektroda zaapelowała do dawców, żeby mu go udzielili, przeciwko czemu on nie zaprotestował. Słowem – odwołał się do wartości chrześcijańskich, jak miłość bliźniego i poświęcenie, bo widocznie wiedział, że gdyby odwołał się do Belzebuba, to w najlepszym razie usłyszałby: „do zobaczenia w piekle, frajerze!”, a w najgorszym dostałby jeszcze kopniaka w sempiternę. Otóż bawiąc w Ameryce chciał podreperować wątłe mięśnie i w tym celu poszedł do siłowni prowadzonej przez YMCA (Young Men Christan Assotiation- co się wykłada, jako Stowarzyszenie Młodych Chrześcijan), a kiedy na pytanie, czy wierzy w Jezusa Chrystusa odpowiedział przecząco, bez ceregieli został wyrzucony za drzwi, w ciemności zewnętrzne. Mimo serii zaklęć jakimi się posłużył, Belzebub w tym przypadku okazał się bezradny, jak zresztą we wszystkich innych sprawach. Ale generalnie w dalekich i zamorskich krajach mamy do czynienia z odpływem religijności, podczas gdy u nas – odwrotnie.
Warto zwrócić uwagę, że ten przypływ religijności zbiegł się w czasie z ofensywą sodomitów, którzy próbują podbijać kolejne miasta. Czyżby między jednym a drugim zjawiskiem istniał jakiś tajemniczy związek? Tego nie można wykluczyć, bo tak się akurat składa, że mamy do czynienia z religijnością specyficzną, na co rzuca światło przypadek pani Natalii Nykiel, która zwierzyła się, że ma przyjaciół sodomitów, którzy w dodatku są „jednymi z najmądrzejszych i najbardziej kreatywnych ludzi”. Najwyraźniej pani Nykiel nie ma zbyt szerokich znajomości i pewnie dlatego uważa swoich znajomych sodomitów za najmądrzejszych i najbardziej kreatywnych. Z tą kreatywnością to może nawet być prawda, bo sodomici, podobnie jak Żydzi, są solidarni, dzięki czemu potrafią wykreować celebrytę nawet z kija. Zwróciła na to ongiś uwagę pani Ilona Felicjańska, ujawniając, że sodomici zdominowali branżę modniarską, a ponieważ nienawidzą kobiet, to wymyślają im specjalnie szpecące stroje. Pani Felicjańska sama była modelką, więc pewnie wie, co mówi – ale nie o to chodzi, tylko o rodzaj religijności, z jakiej przypływem mamy do czynienia. Pani Nykiel deklaruje, że „wierzy w Boga”, który „kocha wszystkich dokładnie tak samo”, bez względu na to, jak dokazują, bo „nie ma to dla Niego żadnego znaczenia”. Ta teologia najwyraźniej została zaczerpnięta od „Jurka Owsiaka”, który tak oto podlizuje się swoim wyznawcom: „ jesteście wspaniali, kocham was!” W tej sytuacji tylko patrzeć, jak ten rodzaj religijności wykorzysta „Żywa Cerkiew”, a zespoły „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej” opracują teologię, którą postępowi księża w rodzaju przewielebnego Wojciecha Lemańskiego, później będą „przepowiadać” - żeby mianowicie każdy z każdym kochał się do upadłego, w dodatku - co noc z kimś innym, a nawet – z każdą spośród siedmiu dotychczas zidentyfikowanych płci, bo w ten właśnie sposób zrealizuje się na ziemi wyczekiwane Królestwo Boże. Dlatego też niektóre osobistości zapowiadają dokonanie apostazji z opresyjnego Kościoła katolickiego. Ostatnio z takim pomysłem wystąpiła panna Małgorzata Jamroży, używająca pseudonimu „Margaret”, która jest już wprawdzie dużą dziewczynką, ale właśnie przypomniała sobie, że ciągle musiała spowiadać się z masturbacji. Najwyraźniej musiała mieć do niej prawdziwą zapamiętałość, której nie potrafiły zahamować nawet mocne postanowienia poprawy. Consuetudo est altera natura, więc nie można wykluczyć, że panna Jamroży również i dzisiaj preferuje samoobsługę, co zresztą wychodzi naprzeciw nawoływaniom do „bezpiecznego seksu”. Jak widać, ta specyficzna religijność ma przed sobą wielkie perspektywy, bo nie tylko będzie można się gzić, ale w dodatku – gzić się po Bożemu, co z kolei wychodzi naprzeciw coraz natarczywiej okazywaną przez sodomitów potrzebą bycia podziwianym. A kto nie chciałby być podziwianym, niechby nawet za spółkowanie czy masturbację, z braku innych powodów?
Tymczasem w związku z niedawnymi obchodami święta Wojska Polskiego, które od sławnej transformacji ustrojowej przypada na 15 sierpnia, w rocznicę Bitwy Warszawskiej z bolszewikami, zabrał głos pan prof. Jan Hartman, biegający po Krakowie za filozofa. Nie wymaga to wielkich umiejętności, a prawdę mówiąc – żadnych. Wystarczy trochę tupetu, przynajmniej na tyle, żeby w rozprawie doktorskiej objawić jakieś zbawienne prawdy, na przykład – że Byt jest, a Niebytu nie ma. Nawiasem mówiąc, ta zbawienna prawda wcale nie jest taka oczywista, bo na przykład biłgorajska szkoła filozoficzna twierdzi, iż to nieprawda, że Niebytu nie ma, dowodząc z nieubłaganą logiką, że Niebyt, jako przeciwieństwo Bytu, jest Od-Bytem, a jeśli tak, to z całą pewnością istnieje, bo w przeciwnym razie czym kokietowałby swoich politycznych wyznawców pan Robert Biedroń? Ale szkoła pacanowska z kolei stoi na nieubłaganie przeciwnym stanowisku dowodząc... - ach, za daleko by nas zaprowadziło to zagłębianie się w otchłanne filozoficzne spory, więc tylko zasygnalizujmy te sprzeczności, bo przecież chodzi o wypowiedź pana profesora Jana Hartmana, że „trza siedzieć w domu”.
Rzadko zgadzam się z panem profesorem Janem Hartmanem, prawdę mówiąc – chyba nigdy - ale tym razem muszę przyznać mu rację, którą najlepiej wykazać na przykładzie Żydów. Jak wiadomo, po spacyfikowaniu przez cesarza Hadriana żydowskiej ruchawki, nazwanej patetycznie „powstaniem Bar Kochby”, w roku 135 rozpoczął się dla Żydów okres diaspory. Otóż gdyby Żydzi nie wychodzili z domów, by buntować się przeciwko rzymskiej władzy, to żadnej diaspory by nie było. Nie byłoby też gett, w których Żydzi chętnie się osiedlali, czując się najlepiej na swoich śmieciach. Co więcej – nie pojawiłby się też antysemityzm, które to słowo wynalazł niemiecki dziennikarz Wilhelm Marr po krachu na berlińskiej giełdzie w 1874 roku, kiedy to żydowscy grynderzy giełdowi obrabowali niemieckich ciułaczy ze wszystkich oszczędności, więc potem wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler nie miał specjalnych trudności, by przekonać Niemców, że z Żydami trzeba „coś” zrobić. Nawiasem mówiąc, to samo powiedziała niedawno pani Żorżeta, że sprawa żydowskich roszczeń „będzie powracać” dopóty, dopóki „coś” nie zostanie zrobione. Co miała na myśli – tego oczywiście nie wiem, bo pani Żorżeta mi się nie zwierza – ale w takiej sytuacji otwiera się ogromne pole do domysłów. Więc gdyby Żydzi za panowania cesarza Trajana nie wychodzili z domów, tonie byłoby holokaustu, a gdyby nie wychodzili z domów za panowania Nerona i Wespazjana, to Świątynia Jerozolimska stałaby do dzisiaj i nadal kapłani holokaustowaliby tam krowy i inne zwierzęta, wypuszczając do atmosfery gazy cieplarniane – ale cwana panna Greta Thunberg pewnie nie ośmieliłaby się przeciwko temu protestować, bo w przeciwnym razie nie zostałaby z niej nawet mokra plama. Popatrzmy tedy, ilu paroksyzmów udałoby się uniknąć, gdyby Żydzi nie wychodzili z domów, no i nie opuszczali Palestyny. Co prawda nie moglibyśmy wtedy czerpać z krynicy pana prof. Jana Hartmana, ale może nie pękłoby nam od tego serce?
Łobuzeria ABW-iacka chce, abym im pokazał! Nie zamierzam!
Łobuzeria ABW-iacka chce, abym im pokazał! Nie zamierzam! - Stanisław Michalkiewicz nie tylko o degeneracji i degrengoladzie polskich służb specjalnych, także o byciu "ruskim", "niemieckim", żydowskim" i "watykańskim" agentem jednocześnie, o kontrowersyjnych kandydatach na posłów do tegorocznych wyborów parlamentarnych, o PiS-owskiej aferze ministra Piebiaka i "hejcie" internetowym, o jednomandatowych okręgach wyborczych i "wzwodzie" PSL-owskim Pawła Kukiza, o tym, że "nie jest bezpiecznie" nie tylko w aresztach i więzieniach w topielcem w tle...
Tajemniczy problem Biedronia, istota czująca i sprytny Ryszard Czarnecki
Stanisław Michalkiewicz wypowiada się na temat przetasowań politycznych przed zbliżającymi się wyborami. Odnosi się do treści tajnego załącznika uchwały partii Razem, do którego dotarli dziennikarze Wprost. Z owego dokumentu wynika, że po wyborach partia Wiosna zostanie wchłonięta przez SLD.
Komentuje także wypowiedzi Aleksandra Kwaśniewskiego, którego bardzo uradowała konsolidacja lewicy w Polsce. Były prezydent zachwyca się przy tym Robertem Biedroniem i dostrzega w nim duży potencjał polityczny. Pan Stanisław poświęca część felietonu wypowiedzi Roberta Biedronia, który opowiada o swoich zaletach oraz pomysłowi posła Ryszarda Czarneckiego, który zaproponował przeprowadzenie referendum w sprawie przyjęcia przez Polskę waluty euro:
Obłuda do nieba śmierdząca
Jak wspomina Kazimierz Chłędowski, tego określenia użył kiedyś Ignacy Daszyński gwoli scharakteryzowania jakiegoś postępku Czechów w Parlamencie Wiedeńskim. Najwyraźniej przed 120 laty takie sytuacje się zdarzały, ale musiały być stosunkowo rzadkie, skoro Ignacy Daszyński natychmiast spenetrował prawdę. Dzisiaj jest znacznie gorzej; dzisiaj obłuda, również ta „do nieba śmierdząca” tak się upowszechniła, że większość ludzi już przestała ją dostrzegać, uważając, że tak właśnie jest normalnie. Tymczasem normalnie jest całkiem inaczej, czego dowodzi tragedia w Tatrach, gdzie mnóstwo ludzi zostało poszkodowanych przez burzę z piorunami. Prokuratura w Zakopanem zapowiedziała „energiczne śledztwo” w sprawie „nieumyślnego spowodowania śmierci” – ale jeszcze nie wiadomo, kto zasiądzie na ławie oskarżonych. W starożytnej Grecji nie byłoby z tym problemu bo miotanie piorunów było monopolem Zeusa – ale kogo posadzić na ławie oskarżenia dzisiaj? Okazuje się, że ateizm też ma swoje „plusy ujemne”, a światopogląd naukowy – jak za pierwszej komuny nazywano brednie Marksa i Engelsa – tak się upowszechnił, że nikt nie ośmieli się nawet wpaść na pomysł, iż ta piorunowa tragedia może być pierwszym poważnym ostrzeżeniem Pana Boga w związku z paradami sodomitów, którym najwyraźniej już nie wystarcza popisywanie się seksualnymi perwersjami i zaczynają profanować rozmaite religijne symbole, nawiasem mówiąc, czujnie ograniczając się do symboli chrześcijańskich. Wiedzą bowiem, że gdyby tak sprofanowali jakiś symbol islamski, to mało który sodomita przeżyłby ten eksperyment, a jeśli nawet – to musiałby chować się po piwnicach – a gdyby któregoś podkusił diabeł i na przykład paradowałby po Warszawie z Gwiazdą Dawida uczynioną ze splecionych penisów w stanie wzwodu, to jestem pewien, ze pan redaktor Michnik udusiłby go osobiście i rytualnie, chyba, że wyręczyłby go w tej burgrabiowskiej czynności pan red. Jarosław Kurski, którego redakcyjny Judenrat używa w charakterze szabesgoja.
Tymczasem związek między piorunami, a nonszalanckim stosunkiem do Stwórcy Wszechświata jest bardziej prawdopodobny, niżby się wydawało. Oto Maria jeszcze nie Pawlikowska, tylko Kossakówna uczestniczyła kiedyś w majówce w towarzystwie pewnego rezonera, pragnącego zaimponować panienkom ateizmem. Kiedy tak bluzgał i bluzgał, nagle się zachmurzyło i piorun uderzył tuż koło niego. Z przerażenia niemal skamieniał, a wtedy Maria Kossakówna odezwała się doń w te słowa: widzisz? Pan Bóg nie pozwala każdemu z Siebie szydzić. I tak uprzejmie z Jego strony, że Cię nie trafił! Bo o ile kiedyś Stwórca Wszechświata wdawał się w pogawędki z rozmaitymi Żydami, to teraz raczej operuje aluzjami. Bardzo na to narzekał pewien przedwojenny polski kapitan żeglugi wielkiej, zmartwiony szerzącą się rozpustą, chociaż w porównaniu z dzisiejszą sprawiała ona wrażenie jakiejś freblówki. Pan Bóg – powiadał – nie powinien się tak ukrywać, bo ludzi od tego wariujo. Powinno otworzyć się niebo, Pan Bóg przez tę dziurę by wyjrzał, pogroził pięścią i powiedział: „nu, żyjtie porzondnie!” Ludzi by wiedzieli, że Pan Bóg jest i żyliby porzondnie, no a tak, to niech no sam pan popatrzy, co wyprawiajo! Wyobrażam sobie, jak mnie ofukną ateiści, którzy na wszelki wypadek woleliby, żeby Stwórcy Wszechświata nie było – ale oczywiście nic im to nie pomoże, bo kiedy staną tete-a-tete przed Stwórcą Wszechświata, to z powodu swojej pychy najedzą się wstydu co niemiara. Nawiasem mówiąc, na tym właśnie może polegać czyściec, że przed dopuszczeniem do obcowania z Bogiem, każdy dureń musi nabrać rozumu. Nie ma bowiem większej udręki dla Mądrości, jak przebywanie w towarzystwie idiotów. Ale nie tylko ateiści, bo również postępacy pobożni, którym się wydaje, że Pan Bóg też jest apolityczny, zgodnie z wytycznymi żydowskiej gazety dla Polaków. Jest to pogląd całkowicie bezzasadny, bo Pan Bóg, przynajmniej z tego, co o Nim wiemy, bardzo się w politykę angażował i nawet expressis verbis przedstawił swoje preferencje ustrojowe, o czym wspominałem w „Ulubionym ustroju Pana Boga”.
Ale mniejsza już o to, bo ja przecież chciałem o obłudzie. Zainfekowała ona również europejską pepinierę biurokratów i filutów, czyli Parlament Europejski, który w rocznicę Paktu Ribbentrop-Mołotow ustanowił Europejski Dzień Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu. Przypomina mi to wierszyk Tuwima, jak to w towarzystwie Władysława Broniewskiego się upił: „Ostro urżnęliśmy się czystą, Władek i ja. Władek jest twardym komunistą, gdy w czubie ma. (…) Może nie księżyc, może rybak z gwiaździstych stron? A Władzio mi o kolektywach! A won!! Industrializacja – racja – pożytek z niej. Indus – rozumiem. Trializacja – już mniej.” O ile „nazizm”, to ideologia, o tyle „stalinizm” już nie. Stalinizm bowiem był jedną z wielu postaci komunizmu, który swoje zbrodnicze oblicze ukazał zanim jeszcze Stalin wycisnął na nim piętno swojej osobowości, a i później – gdy Stalin był już starym nieboszczykiem, to znaczy – piekłoszczykiem – a w Kambodży setkami tysięcy trupów zapełniały się „pola śmierci”. Skąd tu zatem też „stalinizm” obok „nazizmu”? Ano stąd, że o ile „nazizm” nie tylko został wyklęty, ale za sprawą Żydów stał się synonimem absolutnego zła, to komunizm nie tylko nie postał potępiony nawet przez II Sobór Watykański, który zapędził Kościół katolicki na manowce, toteż partie komunistyczne funkcjonują sobie jak gdyby nigdy nic i w samej tylko Partii Europejskiej Lewicy jest ponad 20 partii komunistycznych, a skoro są i działają, to przynajmniej teoretycznie któregoś dnia mogą wygrać. A wtedy pan Czarzasty z panem Zandbergiem zafundują nam taką recydywę „stalinizmu”,ze wszyscy ubowcy zatrzęsą się w piekle z radości. Toteż eurołajdactwo, żeby nikogo nie urazić, wymyśliło sobie „stalinizm”. Znaczy – komunizm zasadniczo nie jest zły; zły był tylko Stalin, który zrobił „wypaczenia”. Ale w takim razie, dla symetrii trzeba też by dać do zrozumienia, że „nazizm”, też zasadniczo jest dobry, tylko Hitler wypaczył tę piękną ideę na skutek swego antysemickiego bzika. W przeciwnym razie wszystkie ofiary, które zginęły zanim jeszcze Stalin zaczął dokazywać, jak również wtedy, gdy Stalina nie było już na świecie, zginęły słusznie – bo nie były ofiarami „stalinizmu” – a tylko te zostały uhonorowane.
Oto do jakich łajdackich skutków prowadzą kompromisy z Szatanem. Zamiast uczcić ofiary komunizmu, Parlament Europejski dopuszcza się wobec nich dodatkowego szyderstwa, które jest tym bardziej dotkliwe, że uczestniczą w nim ideowi spadkobiercy Józefa Stalina, którzy póki co przywdziali na siebie barwy ochronne. Bo gdyby nie Józef Stalin, to czy Aleksander Kwaśniewski zostałby kiedykolwiek prezydentem Polski? Czy gdyby nie Stalin, to czy Leszek Miller zostałby premierem polskiego rządu? Czy gdyby nie Józef Stalin i jego rozwnuczone ideowe potomstwo, to czy pani Joanna Senyszyn zażywałaby dzisiaj reputacji tęgiej głowy, jeśli już nie autorytetu moralnego? Podobnie pan Czarzasty i pan Zandberg, chociaż nigdy się do tego nie przyznają, czerpią życiodajne soki z gnilnej krwawej masy, w jaką polskich patriotów przerobił nie kto inny, jak właśnie Józef Stalin – i nigdy się od tych sekretnych korzonków nie odetną, bo w jednej chwili uschłyby im nie tylko ręce i nogi, ale nawet mózgi.
Walka o byt z topielcem w tle
Kampania wyborcza do Sejmu i Senatu powoli wstępuje do drugiej fazy – bo pierwsza, polegająca na ustalaniu list wyborczych, właśnie dobiega końca. Towarzyszą jej dramatyczne wydarzenia, bo wszyscy kandydaci chcieliby dostać pierwsze miejsca w przydzielonych im okręgach wyborczych, ale jest to nawet fizycznie niemożliwe, więc w każdym komitecie wyborczym towarzyszy temu walka o byt w najjaskrawszych przejawach. Niektórzy do tego stopnia nie są ukontentowani, że opuszczają dotychczasowy komitet i przechodzą do konkurencji w nadziei, że zdrada zostanie wynagrodzona, bo przy takim transferze delikwent w charakterze wpisowego musi ujawnić wszystkie znane sobie „wstydliwe zakątki” dawnego komitetu macierzystego, chyba, że na skutek wielu transferów komitet przestanie istnieć. Tak właśnie chyba stanie się w klubem Kukiz 15 po przejściu jego lidera, Pawła Kukiza do Polskiego Stronnictwa Ludowego, które jeszcze niedawno nazywał „organizacją przestępczą”. Klub pustoszeje, bo nie tylko odszedł z niego do PiS Wielce Czcigodny poseł Rzymkowski i w charakterze wpisowego oświadczył, że ustawa „antyroszczeniowa”, którą sam opracował i buńczucznie pokazywał przed Białym Domem w Waszyngtonie, nie jest w ogóle potrzebna – ale również odeszła grupa posłów z panem Jóźwiakiem na czele, którzy tworzą obecnie koło Unii Polityki Realnej. Pan Śpiewak, który jest „miejskim aktywistą” ujawnił sekretne porozumienie zawarte przez Sojusz Lewicy Demokratycznej z partią Wiosna pana Roberta Biedronia – że po wyborach Wiosna zleje się z Sojuszem. Czy z SLD zleje się również Partia Razem pana Zandberga – tego jeszcze nie wiadomo, bo pan Zandberg w swoim czasie pryncypialnie chłostał SLD, że skupia farbowane lisy, które zdradziły świętą sprawę socjalizmu, no ale polityka ma swoje prawa i zalety – między innymi tę, że na naszych oczach hartuje się stal, to znaczy – nieugięte charaktery kandydatów na prawodawców. Przewidział to, jak zresztą wszystko inne, Adam Mickiewicz, pisząc w „Dziadach” - „bo słuchajcie i zważcie u siebie, że według bożego rozkazu, kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie”. Tymczasem kampania wyborcza w tej właśnie fazie ma to do siebie, że każdy pretendent nie tylko „dotyka ziemi”, ale bywa przeczołgiwany, niekiedy nawet wielokrotnie.
Rzecz bowiem w tym, że w tej fazie, zanim jeszcze odbędzie się jakiekolwiek głosowanie i poza jakąkolwiek kontrolą, ścisłe sztaby partyjne spośród ogółu obywateli wyłaniają szczęściarzy, którzy w ogóle będą mieli szansę zostania prawodawcami. Późniejsze głosowanie, które pan prezydent Duda wyznaczył na 13 października, jest tylko przyklepaniem tej selekcji i pewnie dlatego Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że gdyby wybory mogły cokolwiek zmienić, to już dawno zostałyby zakazane. Inna rzecz, że chyba sam nie do końca w to wierzy, bo za każdym razem do wyborów staje – ale może chce się o tym przekonać osobiście, a taka dociekliwość przynosi mu zaszczyt. W takiej jednak sytuacji okazuje się, że całym państwem kręci jakaś trzydziestka polityków – bo tylu mniej więcej tworzy liczące się partyjne sztaby. Ma to swoje zalety, bo dzięki temu bezpieka ma ułatwione zadanie, jako że roztoczenie kontroli nad trzydziestoma obywatelami, z których być może połowa, jeśli nie dwie trzecie, to konfidenci jak nie tej to innej bezpieczniackiej watahy, jest sprawą dziecinnie łatwą. Teraz komitety wyborcze będą zbierały podpisy, żeby zarejestrować listy we wszystkich okręgach, no a potem już tylko kampania i wybory.
Tymczasem całą Polską wstrząsnęła afera z udziałem wiceministra sprawiedliwości pana Łukasza Piebiaka, któremu portal „Onet”, będący własnością niemieckiego koncernu, zarzucił organizowanie „hejtu” wobec niezawisłych sędziów, nieżyczliwych rządowi „dobrej zmiany”. Podobno francuskim łącznikiem między panem Piebiakiem, a niezależnymi, to znaczy – popierającymi rząd mediami, miała być niejaka pani „Emilia”, o której na razie wiemy tyle, że „nie była zatrudniona” w Ministerstwie Sprawiedliwości. Pan Piebiak złożył dymisję i chociaż premier Morawiecki oświadczył, że to „kończy sprawę”, to chyba tak nie będzie, bo z jednej strony były już wiceminister zamierza pozwać „Onet” przed niezawisły sąd, a z drugiej – „Onet” się odgraża, że „zna nazwisko” tajemniczej pani Emilii. Oczywiście wszystko może się nie zakończyć wesołym oberkiem, zwłaszcza gdy pan Piebiak nieopatrznie skieruje sprawę do niezawisłego sędziego, który rządowi „dobrej zmiany” nie sprzyja. Sędziowie bowiem nie tylko są jeden w drugiego niezawiśli, ale też – apolityczni, co oznacza tylko tyle, że jedni są do aktualnego rządu usposobieni wrogo, podczas gdy inni – życzliwie. Oczywiście w tej sytuacji apolityczność i niezawisłość możemy spokojnie włożyć między bajki, a jeśli nie o politykę chodzi, to są też podstawy do przypuszczeń, że za sto tysięcy można obstalować dowolny, nawet najbardziej absurdalny wyrok nie tylko w pierwszej instancji, ale i w apelacji. W tej sytuacji, jeśli w grę wchodzą takie alimenty, to trudno się dziwić, że niezawiśli sędziowie bronią niezawisłości, jak Wojciech Jaruzelski w stanie wojennym socjalizmu.
Ale i bezpieka nie zasypia gruszek w popiele i poprzez więzienia przeszła fala zagadkowych samobójstw i przypadków śmiertelnych. Jeszcze pan mec. Giertych w towarzystwie pana mec. Dubois nie wyjaśnił przyczyn śmierci pana Dawida Kosteckiego, który w więzieniu, leżąc na łóżku, powiesił się na własnym prześcieradle, a współwięźniowie pod celą niczego nie zauważyli, jako że denat przykrył się kocem – jeszcze nie wiadomo, czy przed, czy po wszystkim, a już w innym więzieniu zmarł Brunon Kwiecień, skazany na to, że „chciał” wysadzić Sejm w powietrze. Nawet temu specjalnie nie zaprzeczał, tylko twierdził i to chyba niebezpodstawnie, że „inspirowali go” do tego funkcjonariusze ABW. Jeśli to prawda, to nic dziwnego, że dostał udaru mózgu, a z kolei współwięzień Dawida Kosteckiego dokonał „samookaleczenia”, ale szczęśliwie został odratowany. Nic dziwnego, że i resort sprawiedliwości, jak i rządowa telewizja nawołują, by tych samobójstw nie wykorzystywać do walki politycznej – ale kto by słuchał takich wezwań? Jak twierdziła zapomniana już dziś nieco literatka Anna Bojarska - „od polityki uciec niepodobna”, zwłaszcza w sytuacji, gdy w sprawy wmieszane są bezpieczniackie watahy. Warto dodać, że Dawid Kostecki twierdził, że funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego czerpali różne korzyści z przedsiębiorstwa branży towarzyskiej, jakie na Podkarpaciu prowadzą dwaj bracia z Ukrainy, a po mieście krążą fałszywe pogłoski, jakoby bywał tam również były marszałek Sejmu pan Kuchciński. Oczywiście w tych fałszywych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, bo nawet nieprzejednana opozycja dotychczas nie zarzucała panu marszałkowi nic, tylko że przelatywał żonę. Toteż rząd energicznie pracuje nad ustawą, kogo wolno przelatywać, a kogo nie i wszystko będzie jasne, niczym pod latarnią.
Tymczasem opinia publiczna, a zwłaszcza tak zwane „kręgi” pasjonują się tajemniczym zniknięciem pana Piotra Staraka, znanego nie tylko z tego, że jest nieprzyzwoicie bogaty, ale w dodatku, że jest mężem pani Agnieszki Woźniak-Starak (nee Szulim). Otóż policja w nocy dostała cynk, że po jeziorze Kisajno dryfuje łódź motorowa, ale silnik już nie pracuje. Okazało się, że nikogo tam nie ma, a w międzyczasie do brzegu jeziora dopłynęła młoda pani, która wyjaśniła, że na tej motorówce pływała właśnie z panem Piotrem Starakiem, ale podczas gwałtownego zwrotu obydwoje z łodzi wypadli, ona dopłynęła do brzegu, a gdzie jest pan Starak – nie wiadomo, chociaż intensywne poszukiwania trwają już trzecią dobę. Jeśli nie zostałby on tam znaleziony, to z pewnością zaowocuje to wieloma teoriami spiskowymi, podobnie jak to było w przypadku pana doktora Jana Kulczyka, o którym wiele osób nie tylko mówi, że żyje, ale nawet – że niektórzy go widzieli. Byłaby to jeszcze jedna poszlaka, ze życie po życiu jednak istnieje, chociaż – powiedzmy sobie szczerze – co to za życie?
© Stanisław Michalkiewicz
21-25 sierpnia 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
21-25 sierpnia 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Wideo © Stanisław Michalkiewicz © asmeredakcja / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz