OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Chwała powstańcom należy się na wieki

Są takie momenty w naszym życiu, gdy trzeba być wiernym wartościom, w których się zostało wychowanym. Takim momentem było Powstanie Warszawskie. Pokazuje nam ono, że tych wartości nie da się rozstrzelać, nie da się zakopać w bezimiennych grobach, zniszczyć – one prędzej czy później wrócą. W tym sensie powstańcy odnieśli zwycięstwo — wskazuje w rozmowie Jarosław Wąsowicz SDB, duszpasterz polskich kibiców.


Łukasz Zaranek dla portalu TVP.info:
— Powstanie zaangażowało wielu warszawiaków, nie tylko żołnierzy i cywilów, ale też duchownych. Około 150 przedstawicieli kleru pełniło posługę przy oddziałach powstańczych. To spore zaangażowanie nie było przypadkowe...


Ksiądz Jarosław Wąsowicz, SDB:
— To był wynik zaangażowania duchownych w działalność Polskiego Państwa Podziemnego. W zasadzie od września 1939 roku wstępowali oni najpierw do Związku Walki Zbrojnej, który później przekształcił się w Armię Krajową, także do konspiracji związanej z obozem narodowym – do Narodowych Sił Zbrojnych. W efekcie, gdy powstanie wybuchło, ci księża angażowali się w pomoc duchową powstańcom. Podkreślić trzeba jednak, że nie tylko ci duchowni, którzy byli zrzeszeni w AK, także wielu innych. W ten sposób wypełniali swoją misję duszpasterską, szli z sakramentami świętymi, z pomocą do potrzebujących, odprawiali msze święte. Byli po prostu ze swoimi wiernymi. Służyli im w tych trudnych powstańczych warunkach do końca.

— Księża zapłacili wysoką daninę krwi, w walkach i masakrach urządzanych przez Niemców zginęło około pięćdziesięciu duchownych.

— To była konsekwencja ich wyboru. Dzielili los swoich wiernych, nie szukali dróg ucieczki, ginęli we wszystkich masowych egzekucjach, począwszy od rzezi Woli, a niektórzy już w pierwszych dniach powstania. Kilku z nich doczekało się za to chwały męczeństwa. Dość wspomnieć już wyniesionych na ołtarze ks. Józefa Stanka, pallotyna, który w ostatnich dniach powstania zrezygnował z możliwości przeprawy pontonowej na drugi brzeg Wisły. Podczas pacyfikacji Czerniakowa został wzięty do niewoli, a 23 września powieszono go na stule, po torturach na zapleczu magazynu przy ulicy Solec. Został wyniesiony na ołtarze w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Jego piękna ikona znajduje się w kaplicy jego imienia przy Muzeum Powstania Warszawskiego.

— Takich przykładów było więcej.

— Oczywiście. W gronie błogosławionych męczenników widzimy choćby ks. Michała Czartoryskiego, dominikanina wywodzącego się ze znakomitego rodu arystokratycznego, zasłużonego dla Polski, który jako kapelan brał udział w walkach na Powiślu w Zgrupowaniu AK „Konrad”. W momencie gdy powstanie upadało, nie wycofał się w powstańczymi oddziałami, nie skorzystał z możliwości ukrycia się przed Niemcami jak mu proponowano, tylko pozostał do końca. Z grupą ciężko rannych powstańców i cywilów przebywał w piwnicach firmy Alfa-Laval i tam nie opuścił tych chorych, aż do śmierci. Niemcy rozstrzelali go razem z chorymi. On również został wyniesiony na ołtarze w 1999 roku. Danina krwi była olbrzymia, a wśród zamordowanych kapłanów znajdowało się wiele wspaniałych postaci. Można o nich napisać wiele książek, zresztą już sporo się takich pozycji ukazało, inne publikacje na ten temat wciąż powstają. Uważam, że takie książki mają ogromne znaczenie dla współczesnych duchownych – one pokazują jak być wiernym swojemu powołaniu do końca.

— Jaka była rola duchownych podczas powstania, ograniczała się tylko do niesienia posługi duszpasterskiej?

— Chodziło w ich posługę, zwłaszcza o podnoszenie na duchu tych, którzy walczyli, tych, którzy tracili najbliższych. Zdecydowana większość księży nie brała bezpośredniego udziału w walkach powstańczych, chociaż tacy się też zdarzali. Przede wszystkim służyli opieką, sakramentami. Zachowało się wiele fotografii z czasów powstania z mszy św. odprawianych w kamienicach, w ruinach powstańczych, księża odprawiali pogrzeby i chowali wiernych nawet na podwórkach. Zresztą zawsze w takich sytuacjach – podobnie było podczas kampanii wrześniowej czy w oddziałach partyzanckich – główna rola kapłanów to podnoszenie na duchu, także podnoszenie morale żołnierzy. To była rola nieoceniona.

— Był też choćby ks. Antoni Czajkowski, który walczył z Niemcami z bronią w ręku. Jego legenda wciąż jednak nie może się przebić.

— Historycy, zwłaszcza ci, którzy się powstaniem zajmowali naukowo, pokazywali głównie postaci o znanych nazwiskach. Widzimy w tym gronie kapłanów takich jak ks. Jan Zieja, później znany kaznodzieja i działacz opozycji, czy ks. Tomasz Roztworowski, ks. Wacław Karłowicz, ks. Jan Salamucha – to są postacie najbardziej znane. Natomiast takich księży jak ks. Czajkowski było wielu. Wśród salezjanów trafił się też kapłan, ks. Stanisław Ormiński ps. Pałka, który był zaprzysiężony w Armii Krajowej i brał udział w powstaniu. Zaproponował m.in. model budowy barykad pod bezpośrednim ostrzałem nieprzyjaciela. 14 marca 1980 roku w Londynie nadano mu Krzyż Armii Krajowej, ustanowiony 1 sierpnia 1966 roku przez dowódcę AK gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego dla upamiętnienia wysiłku żołnierza Polski Podziemnej w latach 1939–1945. Ponadto za walkę w czasie II wojny światowej został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami i Medalem Wojska. Takie postacie się zdarzały, chociaż większość księży była jednak zaangażowana w działalność duszpasterską, podnoszącą powstańców na duchu. Taką najbardziej znaną postacią jest chyba ks. Józef Warszawski, „Ojciec Paweł”, który walczył w Zgrupowaniu „Radosław”. Wiele jego kazań się zachowało, bardzo podnoszących na duchu, szczególnie, kiedy broniono Starówki i kilkukrotnie podczas kazania wypowiedział słowa: „Sprawa nasza, sprawą Boga”. Są dzisiaj często cytowane w wielu publikacjach. Szczegółowe opisanie zaangażowania duchownych podczas powstania czeka jeszcze na historyka, który to dość dokładnie opisze.

— Oprócz księży były jeszcze siostry zakonne, które również ponosiły ogromną ofiarę.

— Posługiwały jako pielęgniarki, sanitariuszki. Należały do większości zakonów, które funkcjonowały w Warszawie. Było wiele znamienitych, bohaterskich sióstr, które wspierały walczących i rannych, wiele z nich poniosło śmierć, kiedy Niemcy dokonywali masakr i podpaleń szpitali, klasztorów, kościołów. W piwnicach budynków sakralnych często ukrywali się cywile, wiele sióstr i księży zginęło razem z nimi. Jeszcze raz odwołam się do mojego zgromadzenia. Salezjanie prowadzili na ulicy Siemca (obecnie Wiślana – przyp. red.) na Powiślu kościół i zakład wychowawczy z drukarnią i warsztatami, które Niemcy spalili. 4 września w tym zakładzie został spalony żywcem brat zakonny ko. Jan Cedro SDB, kiedy Niemcy niszczyli budynek przy pomocy miotaczy ognia. Ofiarą takiego mordu był też ks. prof. Jan Mazerski SDB, wykładowca Salezjańskiego Instytutu Teologicznego oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zginął 31 sierpnia pod gruzami kościoła św. Kazimierza sióstr sakramentek na Starym Mieście, gdzie trafił 18 sierpnia. Przez kolejne dni, podczas najcięższych walk posługiwał tym, którzy przebywali w podziemiach klasztoru. Już po wojnie odnaleziono jego ciało z otwartym brewiarzem. On do końca zachował spokój. To także piękna postać, która czeka na zajęcia należnego miejsca w panteonie męczenników.

— Salezjańscy wychowankowie zakonu dołączali do oddziałów pomocniczych, pełnili funkcje gońców i łączników, działali w Harcerskiej Poczcie Polowej i wyróżniali się ogromnym zaangażowaniem i poświęceniem.

— W powstaniu brało udział wielu naszych wychowanków. Jest wiele pięknych postaci, harcerzy Szarych Szeregów, powstańców warszawskich, którzy przed wojną wychowywali się w salezjańskich zakładach. Muszę nadmienić, że przed II wojną światową prowadziliśmy w Warszawie trzy placówki – parafię przy bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa na Pradze, tam podczas wojny m.in. ukrywano Żydów. Działał zakład na Powiślu z kościołem Świętej Rodziny – to był jedyny kościół, który nie został odbudowany po wojnie – oraz sierociniec przy ulicy Litewskiej. Te zakłady starały się w czasie okupacji normalnie funkcjonować. Normalnie w tym sensie, że prowadziły pracę wychowawczą z dziećmi i młodzieżą, z sierotami. W tym gronie odnajdujemy wielu konspiratorów. Przykładowo, w zakładzie ks. Siemca na Powiślu funkcjonowała szkoła podchorążych Narodowych Sił Zbrojnych. Dziś na gmachu bursy salezjańskiej, który odzyskaliśmy po latach komunistycznych, widnieje tablica upamiętniająca szkołę NSZ.

— W jakich akcjach brali udział wasi wychowankowie?

— To między innymi zamach na Franza Kutscherę, w jego konsekwencji doszło zresztą do aresztowania kilkunastu salezjanów w lutym 1944 roku. Trafili oni do obozów koncentracyjnych, część z nich zginęła. W tej fali aresztowano choćby dwóch żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego – ks. Stanisława Janika SDB ps. Kruk i ks. Jana Cybulskiego SDB ps. Czachar, którzy w konspirację zaangażowali się już jesienią 1939 roku. To były znakomite postaci wśród kapelanów AK. Odbierali egzaminy maturalne z religii na tajnych kompletach, ale też chociażby współpracowali z doktorem Januszem Korczakiem w akcji ukrywania dzieci żydowskich, w tym przypadku w salezjańskim sierocińcu. To pokazuje skalę zaangażowania mojego zgromadzenia w działalność konspiracyjną na rzecz dzieci i młodzieży.

— Salezjanie zawsze słynęli z pracy z młodzieżą, ich posługa miała duży wpływ na morale żołnierzy, którzy często mieli po kilkanaście lat...

— Dla nas ci wychowankowie są darem od Pana Boga. Historycy salezjańscy przez wiele lat nie zajmowali się tematyką wojennych losów naszych wychowanków. Pojawiła się ona w orbicie zainteresowań dopiero, gdy wśród 108 męczenników II wojny światowej wyniesionych na ołtarze przez Jana Pawła II, znalazło się pięciu naszych wychowanków, którzy byli zaangażowani w działalność Narodowej Organizacji Bojowej. Za tę działalność zostali aresztowani i straceni w Dreźnie w 1942 roku. Na ołtarze zostali wyniesieni dzięki temu, że podczas uwięzienia dali mocne świadectwo wiary. Kiedy zostali aresztowani i zorientowali, że nie wyjdą na wolność, odwoływali się do duchowego dziedzictwa ks. Jana Bosko. Codziennie modlili się o to, żeby móc do swojego serca jeszcze raz przyjąć Pana Jezusa, żeby móc się wyspowiadać. Modlili się za wstawiennictwem Wspomożycielki Wiernych – Madonny ks. Bosko. Pocieszali innych współwięźniów. Pozostawione przez nich świadectwo przesądziło, że Kościół zdecydował się ich wynieść na ołtarze. Ta beatyfikacja była też o tyle ważna, że w gronie historyków salezjańskich i historyków współpracujących z nami, zwłaszcza z IPN, zaczęliśmy szukać innych wychowanków zaangażowanych w walkę niepodległościową i okazało się, że podobnych postaci jest bardzo wiele.

— Ogrom pracy.

— Z doktorem Rafałem Siechułą z poznańskiego oddziału IPN przygotowuję od kilku lat słownik salezjańskich wychowanków, którzy brali udział w konspiracji w czasie II wojny światowej, walczyli w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie albo w szeregach Żołnierzy Wyklętych. Jedną z ikon jest Danuta Siedzikówna ps. Inka, bo ona też była wychowanką salezjańską z Różanegostoku. Mamy wiele pięknych postaci. Myślę, że jest to efekt głównej myśli pedagogicznej św. Jana Bosko, któremu zależało, aby młodych ludzi wychowywać nie tylko na dobrych chrześcijan, ale również na prawych obywateli. Z tego powodu to wychowanie patriotyczne było bardzo mocno akcentowane w salezjańskim systemie wychowawczym i stąd takie piękne owoce.

— Którzy z waszych wychowanków szczególnie zapisali się w Powstaniu Warszawskim i samej konspiracji?

— Można by wymienić wielu. Na uwagę zasługuje choćby Jerzy Wyrzykowski z 57 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej, która działała przy salezjańskim zakładzie na Siemca. On zginął już 11 listopada 1939 roku, zastrzelony podczas rozklejania patriotycznych ulotek. Kazimierz Kardaś ps. Orkan, który był żołnierzem słynnego „Parasola”, jako dowódca Akcji Stamm (nieudana próba likwidacji Waltera Stamma – wysokiego oficera SD miała miejsce 6 maja 1944 roku – przyp. red.) został ciężko ranny, nie doczekał powstania. Wielu wychowanków było zaangażowanych w kolportaż Biuletynu Informacyjnego i za to trafiło do Auschwitz. W powstaniu walczył m.in. nasz wychowanek Zbigniew Kuciewicz. Należał do Zgrupowania „Chrobry II”, złożonego w większości z żołnierzy NSZ, które walczyło w Śródmieściu. Po zakończeniu działań wojennych brał udział w działalności podziemia antykomunistycznego w ramach struktur Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Wymieniać można jeszcze bardzo wielu i to w samej Warszawie, a salezjanie przed wojną prowadzili działalność na terenie niemal całej II Rzeczpospolitej. Bardzo wiele naszych zakładów znajdowało się na terenie Kresów Wschodnich i tam też duchowni i wychowankowie byli zaangażowali w działalność konspiracyjną i wspieranie głównie Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych.

— Polscy salezjanie ponieśli duże straty podczas II wojny światowej, z sześciuset zakonników przed wojną zginęła lub wyjechała ponad połowa.

— Zginęło ponad sześćdziesięciu. Wielu było więzionych w obozach koncentracyjnych, niektórzy z nich już pozostali na Zachodzie, bądź wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych, ale dalej prowadzili działalność w obrębie zgromadzenia salezjańskiego. To zgromadzenie międzynarodowe, więc z tym większych problemów nie było.

— Niemcy szczególnie tępili Kościół, co miało złamać ducha Polaków.

— Wszystkie zakony i cały Kościół w Polsce ucierpiały podczas II wojny światowej. Zginęło około jednej trzeciej duchownych, w niektórych diecezjach nawet połowa, warto to przy różnych okazjach związanych z okupacją przypominać. Zwłaszcza dziś, kiedy podnoszą się głosy, że Kościół za mało zrobił w kwestii ukrywania Żydów – to kompletna bzdura. Duchowni – szczególnie w tym pierwszym okresie wojny – należeli do głównych ofiar Niemców, wystarczy wspomnieć przebieg Intelligenzaktion. W Kraju Warty do października 1941 roku aresztowano większość duchownych, wywożono ich głównie do KL Dachau, gdzie ponosili śmierć męczeńską. Księża i siostry zakonne trafiali też do innych obozów koncentracyjnych.

— Mordowanie duchownych przybrało na sile podczas Powstania Warszawskiego. Świadczą o tym masakry, jak ta w klasztorze jezuitów przy Rakowieckiej na Mokotowie.

— Część z tych duchownych znajduje się w drugiej grupie męczenników II wojny światowej, której proces beatyfikacyjny jest obecnie na etapie rzymskim. Kiedy się czyta wspomnienia tych, którzy przeżyli pod stosem trupów masakrę na Rakowieckiej, to przechodzą ciarki po plecach.

— Jak z tej perspektywy można oceniać wpisywanie znaku krzyża w swastykę, jak robią to niektóre środowiska?

— To jest jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Polska najwięcej wycierpiała z rąk niemieckich i sowieckich. Kultywowanie jakiejkolwiek pamięci o nich, o ich systemach totalitarnych w Polsce to skandal. Oba systemy totalitarne był programowo wymierzone w Kościół, oba bardzo konsekwentnie zwalczały chrześcijaństwo, zwłaszcza w katolickim wydaniu, ale w Rosji też w prawosławnym. To właśnie Kościół – jako też wspólnota wiernych, bo przecież większość Polaków, którzy ginęli to byli ludzie wierzący, praktykujący – był celem nazistów i komunistów. Nasze podziemne wojsko w program swojej walki wpisywało, że Polska ma być wolna i katolicka. Wpisywanie swastyki w krzyż to ignorancja, albo jakaś głęboka deprawacja.

— Polacy szli do walki z hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, za te wartości ginęli.

— Tak, choć z tym hasłem, nawet w samej armii różnie bywało. Spór o hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” na żołnierskich sztandarach trwał przez całe dwudziestolecie międzywojenne, podczas okupacji, w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. To jest temat na dłuższą dyskusję, ale generalnie w sercach ludzi, którzy upominali się o wolną Polskę, na pewno to hasło było bardzo głęboko zakorzenione.

— Powstanie Warszawskie trwało tylko 63 dni, ale na stałe wpisało się w polską historię i martyrologię. W naszej historii było wiele tragicznych powstań, co przesądziło, że właśnie to stało się tak silnym symbolem?

— To powstanie podsumowywało cały okres działalności konspiracyjnej w ramach Polskiego Państwa Podziemnego. To była największa bitwa rozegrana przez Armię Krajową w czasie II wojny światowej. Staje się ona dziś symbolem nieugiętej walki, tego, że Polacy są w stanie zapłacić najwyższą cenę za wolność, za Ojczyznę.

— Niektórzy kwestionują tę ofiarę.

— Podnoszą się głosy niektórych historyków, którzy z perspektywy czasu mają prawo różnie oceniać ten zryw narodowy. W mojej ocenie chwała powstańcom należy się na wieki. Ten niezwykły czyn zbrojny w obronie stolicy, w obronie polskiej godności, zapisał się pięknymi zgłoskami w naszej historii. Tak jak mówi pomnik „Gloria Victis” – Chwała zwyciężonym, bo właśnie oni zostali zwyciężeni, ale nie zostali pokonani. Powstanie Warszawskie w czasach PRL wciąż było symbolem walki z okupantami, odwoływały się do niego kolejne pokolenia tych, którzy upominali się o polską godność. Wśród powstańców widzimy także wybitnych działaczy opozycji w Polsce, zwłaszcza w „Solidarności”. To pokazuje, że powstanie niosło Polaków przez kolejne dziesięciolecia i niesie aż po dzień dzisiejszy. Widzimy, że dziś już nikt nie stara się kwestionować choćby uroczystości upamiętniających powstańców, że one nie są już jakimś lokalnym wydarzeniem, ale w całej Polsce zwłaszcza młodzi ludzie kultywują pamięć o powstaniu. Stało się ono powstaniem narodowym, myślę, że tak zostanie. Cieszę, że pamiętamy tę walkę i tych ludzi.

— Po latach niszczenia pamięci o Powstaniu Warszawskim jego legenda ożyła. Czym można wytłumaczyć tak imponujący renesans pamięci o tym zrywie?

— Żeby to wyjaśnić, trzeba się odwołać do ważnych momentów upamiętniających powstanie, a więc po pierwsze do prezydentury prof. Lecha Kaczyńskiego, który postanowił utworzyć Muzeum Powstania Warszawskiego i zaczął honorować żyjących jeszcze powstańców. Dużą rolę w tym mieli także młodzi ludzie, zwłaszcza kibice Legii Warszawa. Należy też pamiętać, że kiedy te obchody państwowe miały niewielki oddźwięk, to młodzi podnieśli powstańcze sztandary, opiekowali się kombatantami, organizowali spotkania z żyjącymi bohaterami, organizowali także niezależne obchody. Dziś wiele z tych wypracowanych wówczas form, jak chociażby zatrzymanie się w godzinę W, jak upamiętnianie wszystkich miejsc pamięci związanych z powstaniem czy marsz pamięci, na stałe wpisało się w program obchodów kolejnych rocznic naszego narodowego zrywu. Kilkanaście lat temu, kiedy się to wszystko rodziło, miałem okazję być goszczonym przez kibiców Legii. 1 sierpnia od rana do wieczora był dniem wypełnionym różnymi wydarzeniami, takimi niemedialnymi, jak złożenie zniczy pod jakąś małą tabliczką, zwożenie powstańców na uroczystości na Powązkach, bo okazało się, że nikt się nie troszczył, by ci starsi ludzie mogli w nich uczestniczyć. Dziś na szczęście jest już inaczej, rozmach uroczystości jest niezwykły i niech tak pozostanie.

— Mało które środowisko tak zaangażowało się w krzewienie pamięci o Powstaniu Warszawskim jak to, które ksiądz się reprezentuje, czyli kibice.

— Jeszcze przyjdzie czas na prace historyczne czy socjologiczne, które ten fenomen opiszą. To przywracanie pamięci o polskich bohaterach nastąpiło w momencie, kiedy władza państwowa, ówcześnie rządzący, ograniczali program historii w szkołach, zbytnio nie promowano postaw patriotycznych, a bardziej kosmopolityczne. Wówczas nagle, oddolnie, ten fenomen upamiętniania Powstania Warszawskiego wyrósł od kibiców Legii, potem kibiców Śląska Wrocław, którzy zaczęli upominać się o Żołnierzy Wyklętych, kibiców Lecha upamiętniających Powstanie Wielkopolskie, czy Lechii Gdańsk pamiętających o walce „Solidarności”. Dziś jest to wszechobecne. Teraz nikt się temu nie dziwi, ale jeszcze kilkanaście lat temu kibice – na stadionach, poprzez różnego rodzaju oprawy, marsze, wiece, dbanie o groby, o żyjących jeszcze kombatantów – powoli, krok po kroku przywracali normalność, która dziś już na szczęście funkcjonuje. O tym też warto pamiętać.

— Jakie przesłanie płynące z powstania jest najbardziej atrakcyjne dla młodego pokolenia? Walka? Poświęcenie? Patriotyzm?

— Chyba to, że nigdy nie należy się poddawać, że nie warto kalkulować. Świat dziś wszystko kalkuluje, co mi się opłaca, co mi się nie opłaca, natomiast są takie momenty w naszym życiu, gdy trzeba być wiernym wartościom, w których się zostało wychowanym. Powstanie Warszawskie pokazało, że Polskie Państwo Podziemne, także ludność cywilna, włączyły się w tę wielką narodową walkę o wolność, która była kontynuowana, bo przecież później byli Żołnierze Wyklęci, kolejne dekady w PRL, gdzie wciąż pojawiali się młodzi ludzie odwołujący się do tych samych wartości. Powstanie nam pokazuje, że tych wartości nie da się rozstrzelać, nie da się zakopać w bezimiennych grobach, zniszczyć – one prędzej czy później wrócą. W tym sensie powstańcy odnieśli zwycięstwo.

— Powstanie Warszawskie powinno łączyć wszystkich Polaków, ale wciąż jest podział na zwolenników i krytyków tego zrywu. Czy kiedyś uwolnimy się od tego podziału, a zapanuje tylko szacunek do walczących jak lwy powstańców?

— Jeżeli chodzi o spór historyków, to powinien on się dokonywać na poziomie akademickim, bo na wszystkie tematy trzeba dyskutować, analizować dokumenty, źródła archiwalne. To są ważne dyskusje i one powinny się toczyć. Zresztą większość z tych, którzy uważają, że Powstanie Warszawskie było błędem jednak nie kwestionuje bohaterstwa żołnierzy, czy tego przesłania, które powstanie ze sobą niesie. O wiele gorsze jest to, że wciąż w przestrzeni publicznej działają funkcjonariusze systemu totalitarnego, na przykład była funkcjonariuszka SB, która w ubiegłym roku rozwiązała jeden z marszy upamiętniających powstanie. Teraz jakiś poseł wpisuje znak Polski Walczącej, święty dla nas znak, w tęczę. To są ludzie, którzy profanują pamięć i wciąż tacy, zwłaszcza z lewej strony, będą się pojawiać, bo dla nich te wartości, historia Polski, są sprawami nieważnymi i oni zawsze starali się je torpedować, wyśmiewać naszych bohaterów, kpić z martyrologii, a tymczasem jako chrześcijanie wiemy, że męczeństwo jest wyrazem największego świadectwa wierności.

— Nie martwi księdza, że powstanie przestaje być wydarzeniem historycznym, pamięć o nim okazją do zadumy, a staje się skomercjalizowanym happeningiem?

— Aż tak to nie, weźmy pod uwagę, że Muzeum Powstania Warszawskiego stało się punktem zwrotnym, który pozwolił uporządkować także wiele prac naukowych. Przy muzeum powstały biblioteka, archiwum, udało się wiele zrobić dla dokumentacji historycznej, dzięki którym może teraz dochodzić do dyskusji tych, którzy się tą tematyką zajmują. Wciąż też na nowo odkrywamy wiele kart, powstają filmy, można dyskutować – mniej lub bardziej udane, ale one powstają. Wiem, że TVP finalizuje konkurs w sprawie filmu fabularnego na temat rzezi Woli. Coś się cały czas dzieje wokół pamięci o powstaniu i bardzo dobrze.

— Bardziej mi chodziło o sprzedawanie koszulek, gadżetów, czy nawet kijów bejsbolowych z kotwicą Polski Walczącej.

— Z kijami bejsbolowymi to jest przesada i profanacja moim zdaniem. Co do reszty uważam, że to idzie w dobrą stronę. Żyjemy w świecie popkultury i młodzi ludzie próbują zaakcentować swoje poparcie dla czegoś, w tym wypadku chcą upamiętnić polskich bohaterów i to jest akurat piękne. Cieszę się, że więcej młodych ludzi chodzi po polskich ulicach ze znakami Polski Walczącej, z postaciami żołnierzy Armii Krajowej, czy Żołnierzy Wyklętych niż z Che Guevarą, którego już praktycznie nie widać. To jest jak najbardziej poprawne, tak jak te wszystkie utwory hip-hopowe, czy murale upamiętniające polskich bohaterów. To jest jak najbardziej pozytywny przejaw popkultury.


© Łukasz Zaranek
1 sierpnia 2019
źródło publikacji: „Ks. Wąsowicz: Chwała powstańcom należy się na wieki”
www.TVP.info





Ilustracja © brak informacji / za: www.swietarodzina.pila.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2