OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

O posiadaniu… jaj, Judaszu, i obliczu „demokratycznej żandarmerii”

Ballada o posiadaniu… jaj


Bez jaj… no może pani lubić tego pana, ale niech pani nie liczy, że pani się na nim oprze. Pudle ładnie wyglądają, ale żałośnieją na deszczu.

Dobra, a teraz do rzeczy: kiedy ktoś dostaje w twarz i wstaje, bierze się do walki, to znaczy, że ma charakter. Nie sztuka nigdy nie dostać, nie sztuka też przyłożyć komuś znienacka, jednak stawanie do regularnej walki, nawet jeśli będzie ona bolesna i jej wynik niewiadomy, to rzecz męska, konieczna. Ci, którzy się przypatrują właśnie po takiej podstawie będą oceniać, traktować, liczyć się z człowiekiem.

Podobnie jest z państwami i ich rządami. Najłatwiej oczywiście unikać starć, lawirować, uginać się i dyplomatyzować. Zdarza się jednak, że bierze się w pysk i to publicznie. Można oczywiście rzecz zbagatelizować, udawać, że zachowało się zimną krew i „moralną wyższość”, jakoś ustać po siarczystym policzku.
Kiedy jednak znów się dostaje, i znów i znów… uuu, to zaczyna się być traktowanym jak ten, który stworzony jest do brania w pysk… sierota obrzygana. Takiemu to i klasowy słabeusz nakopie, jak tylko będzie miał gorszy humor i ochotę.

Azari obraziła nas w Auschwitz, potem dostaliśmy na odlew operetką związaną z nowelizacją ustawy o IPN, potem cała seria kopniaków od tzw „diaspory”. Występy Grossa, Engelking, Grabowskiego, Śpiewaka i wreszcie nieszczęsna, niepotrzebna, konferencja o „bezpieczeństwie na Bliskim Wschodzie” a wraz z nią występy Netanjahu i jego totumfackiego Katza.

Reakcja polskich władz: hmmm…udajemy, że pada deszcz, coś tam w domu pobrzękamy szabelką, ale żeby na zewnątrz….o to już nie. Nawet nie zdobyliśmy się na wydanie zakazu wjazdu do Polski dla Katza…aby nie psuć stosunków dyplomatycznych z Izraelem. To znaczy, że te stosunki są całkiem dobre?! Coś jak relacje misia i zająca ze znanego wierszyka nieodżałowanego Andrzeja Waligórskiego.

W Polsce lawinowo przybywa interesów izraelskiego kapitału: sieci aptek, kompleksów kinowych, developerzy, fabryki leków, nawet komunikacja zbiorowa, tymczasem w Izraelu polskich interesów jak na lekarstwo. Po Polsce panoszą się uzbrojeni izraelscy agenci, a gdyby tak polska wycieczka wjechała tam pod ochroną uzbrojonych agentów….

Mój znajomy mawiał, że jak się szafy nie trzaśnie, to się drzwi nie zamkną. Czy dzisiejsze polskie władze zdają sobie sprawę ile tracą przez brak reakcji na prezentowane wobec Polski chamstwo i nieuzasadnioną butę?

Piszę to z troską, bo wiem jak kończą pozbawione charakteru lebiegi. Rządowi i prezydentowi powierzyliśmy także dbałość o naszą osobistą dumę i interesy. Z tego obowiązku trzeba się wywiązać, a jak nie ma się charakteru, to się po prostu na ring nie wychodzi.

Powiem wulgarnie: jeżeli nie pokażecie, że macie jaja, to jesteście nam po prostu niepotrzebni i wasze prężenie muskułów w kraju przyniesie jedynie śmiech i drwiny. Chcecie tego?!



Judasz – gwiazda popkultury


Mocno atakują, mocniej niż się spodziewaliśmy. Dziś już odczuwamy, że te ataki, które rozpoczęli w latach dziewięćdziesiątych były jedynie drobnym zwiadem, rozpoznaniem, przed zasadnicza rozgrywką.

Mocno atakują, mocniej niż się spodziewaliśmy. Dziś już odczuwamy, że te ataki, które rozpoczęli w latach dziewięćdziesiątych były jedynie drobnym zwiadem, rozpoznaniem, przed zasadnicza rozgrywką.

Ich atak to jednak także znak, że nadeszła pora prawdziwej walki. Nie ma już czasu na trywializowanie zagrożeń, odsuwanie „na potem” bardziej zdecydowanych reakcji.

Zabrali się za nas metodycznie, z wyraźnie nakreślonym planem ataku. Z jednej strony uderzają w rodzinę, podważają rzeczy zdawałoby się pewne i nie podlegające dyskusji, wprowadzają wątpienie tam, gdzie nawet nie zastanawialiśmy się nad tym, czy istnieje alternatywa rzeczywistości. Z drugiej strony wślizgują się do wnętrza kościoła i od środka pozbawiają nas pewności sądzenia, usuwają nam grunt spod nóg. Każdy pretekst jest dobry.

My radowaliśmy się świętami Zmartwychwstania Pańskiego, a oni już przygotowali uderzenie. My rozluźnieni, radośni wychodziliśmy y z kościołów, a oni z ekranów telewizji, z gazet, przystawili nam krzywe zwierciadło. W czterotysięcznych Pruchniku znalazł się „bezkompromisowy dziennikarz”, który nagłośnił przebieg tradycyjnego biczowania kukły wyobrażającej Judasza Iskariotę.

Ten „odkrywca” wcześniej wspierał pana Owsiaka, bronił dziki przed myśliwymi i postulował „uwolnienie karpia”. Nie udawało się, teraz jednak trafił na prawdziwą żyłę złota – jego filmik zrobił furorę w świecie opanowanym przez postępowe media. O biczowaniu z Prudnika nadawały i CNN i BBC i Al Jazeera, nasz donosicielski zuch wreszcie stał się sławny.

Wydarzeniem na cały świat stał się zatem „bezprzykładny akt antysemityzmu, którego areną stała się Polska” przeciwko któremu zaprotestował sam Światowy Kongres Żydów, a w ślad za nim i minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński i kilka innych szacownych instytucji.

W też czasie, podczas spokojnych, polskich świąt, na Sri Lance, w strefie uznawanej za „Mały Watykan”, islamiści zabili 359 chrześcijan, wśród nich wiele kobiet i dzieci. Bomby odpalane przez zamachowców – samobójców eksplodowały w kościołach i luksusowych hotelach.

Świat - co prawda - zauważył masakrę, jednak w Warszawie ciągle tematem numer jeden jest „antysemickie biczowanie Judasza z Pruchnika”. Nawet miejscowa policja rozpoczęła w tej sprawie śledztwo i tylko patrzeć jak uzbrojeni stróże prawa wpadną do domów, gdzie mieszkają dzieci biorące udział w tym tradycyjnym obrzędzie.

Nieoceniona „Gazeta Wyborcza” wykorzystała ten pretekst, aby jeszcze raz nagłośnić datowany na około 50 lat po Chrystusie tekst – pochodzący z koptyjskich apokryfów i przypisywany kainistom – tzw „Ewangelii według Judasza”. Organ Adama Michnika już na początku nowego stulecia pieczołowicie propagował Judasza i przypisywaną mu – a spisaną w formie rzekomych dialogów z Panem Jezusem – „ewangelię”.

Redaktorzy z ulicy Czerskiej w Warszawie wiele mozołu włożyli w to, aby przedstawić Judasza Iskariotę w zupełnie innym świetle niż wyglądał on do tej pory. Do tej pory bowiem uznawaliśmy go za zdrajcę i niegodziwca, który sprzedał swojego Mistrza za trzydzieści srebrników. Marnie skończył, zagryziony wyrzutami sumienia. Tymczasem zwolennicy ‘biskupa” Adama Michnika usiłują wmówić nam, że Judasz właściwie najpełniej ze wszystkich apostołów wykonał plan zbawienia. Co prawda wydał Pana Jezusa, ale uczynił to za przyzwoleniem Mistrza, aby w ten sposób precyzyjnie wypełnił się Boski Plan. Zdaniem teologów z „GW” właśnie Judasz wziął na siebie najbardziej niewdzięczną pracę. Niejako wbrew sobie musiał wykonać „brudną robotę”, bez której zbawienie człowieka mogłoby się nie udać. Zdaniem „GW” Judasz zasługuje więc na pochwałę i wdzięczne miejsce w chrześcijańskim obrządku. Istnieje także drugie dno tego bezczelnego stręczenia nam Judasza na świętego. Ma ono bardziej przyziemną genezę. Tak się jakoś ułożyło, że w „GW” co i rusz ktoś traci opozycyjne dziewictwo i aureolę opozycyjnego autorytetu na skutek wypłynięcia dokumentów świadczących o jego współpracy z komunistyczną bezpieką.

Wepchanie nam zatem kukły Judasza w pozytywny kontekst w zupełnie nowym świetle stawia także donosicieli z kręgu pisma pana Michnika. Jest i trzecia warstwa tej nieoczekiwanej miłości do postaci Judasza. Otóż – zdaniem niektórych autorytetów religii Mojżeszowej – Judasz dobrze przysłużył się narodowi wybranemu, pozwolił na pozbycie się z jego tkanki niebezpiecznego „wichrzyciela”, a więc dlaczego ciągle ma być obwiniany i postponowany przez chrześcijan?

Moglibyśmy bez końca głowić się nad postawionym przez „GW” i jego papugę – TVN problemem gdyby rozwiązania tego pozornego dylematu nie przynosiły słowa samego Pana Jezusa. Otóż odnosząc się do swojego przyszłego zdrajcy Nasz Mistrz stwierdził:

- „Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. - A także: „Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi według tego, jak jest postanowione, lecz biada temu człowiekowi, przez którego będzie wydany”.

Wiem, że zdaniem teologów z „GW” te zdania brzmią zbyt brutalnie i jednoznacznie – cóż nie pozostawiają one nawet szczeliny do interpretacji i wysyłają całą hucpę, związaną z tzw „Ewangelią Judasza”, do absolutnego lamusa tekstów nieprawdziwych i nie posiadających żadnego znaczenia. Być może to przykre dla „GW”, ale prawdziwa „Ewangelia” jest tekstem precyzyjnym i nie pozostawiającym wątpliwości.

Judasz pozostaje zatem człekiem podłym i pozbawionym honoru. Nic tego nie zmieni, nawet jeśli przedstawi się go jako Żyda (tak jakby większość innych bohaterów „Ewangelii” Żydami nie była). Podłość nie ma narodowości, ani koloru skóry – zawsze pozostaje tym czym jest się w realności, epatowanie wirtualnymi historyjkami jest tylko naruszeniem najbardziej elementarnych zasad i sensu ludzkiej egzystencji.

Celowo tak dużo miejsca poświęciłem temu z pozoru niezbyt ostremu atakowi na polski katolicyzm. Jest to bowiem część całości, która układa się w pełny obraz dopiero wtedy, gdy spojrzymy na nią z odpowiedniego dystansu.

Niedawno – w studiu telewizji Polsat – pan Aleksander Smolar stwierdził, że wielu Polaków nadal wierzy w mit „jakoby Żydzi nasączali rytualną macę krwią chrześcijańskich dzieci”. Ta wypowiedź – zestawiona z niedawnymi „rewelacjami” izraelskiego ministra Katza, który twierdził, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matek – pokazuje jaki jest kierunek totalnego ataku na Polskę i polską wspólnotę narodową. Zastraszeni, pozbawieni pewności sądzenia, pozbawieni odwiecznych punktów oparcia, staniemy się łatwym łupem, dla tych, którzy już zauważyli, że Polska jednak staje się coraz nowocześniejsza i coraz bardziej zamożna. Uderza się jednocześnie zarówno w utrwalone i pozytywne wyobrażenia polskości, jak też w nieodwracalnie zrośniętą z polskim żywiołem wiarę katolicką.

Księża, nieustannie atakowani są wymogami rzekomego nadążania za światem i atrakcyjnego przekazu liturgii, stają się coraz bardziej niepewni i zahukani, starają się schlebiać instynktom świata. Jeżeli zatem pasterze cierpią na niepewność drogi, to jak powiodą swoje trzódki. O to właśnie chodzi. Oni wiedzą, że pierwsze ataki wzbudzą jedynie wesołość i obojętne wzruszenie ramionami, jednak już samo oswojenie ludzi z absurdami jest pierwszym zwycięstwem manipulatorów.

Oni nie cofną się przed żadnym brudnym chwytem, taka będą prowadzili zarówno z zewnątrz jak i z wewnątrz naszej wspólnoty.



Mezopotamia, albo oblicze „demokratycznej żandarmerii”


Często to czego dowiadujemy się z mediów niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Nie dzieje się tak jednak z powodu braków możliwości informowania o prawdzie, po prostu media stały się raczej środkami mentalnej przemocy, a nie rzetelnymi źródłami informacji o świecie.

Jestem właśnie w Mezopotamii i śpię w Karbali. Gdybym kierował się opowieściami dziennikarzy i medialnymi sensacjami, to pewnie nigdy by tu moja noga nie postała. Mam jednak taki uporczywy zwyczaj, że wszystko lubię sprawdzić na własnej skórze. Inaczej w tym zawodzie po prostu się nie da.

Właśnie z ekipą realizującą „Świętych z Doliny Niniwy” przenieśliśmy się w „najbardziej niebezpieczny rejon” Iraku, do Karbali. Chcemy poznać myślenie szyickich przywódców a to przecież „królestwo” Muktady as Sadra, którego partia niedawno zwyciężyła w wyborach do irackiego parlamentu. As Sadr to ten sam przywódca, którego bojownicy stoczyli w kwietniu 2004 roku bitwę o City Hall z polskimi żołnierzami. W 2004 roku nasi żołnierze zabili tam wielu szyickich bojowników, każdy z nich miał swoją rodzinę.

W polskich gazetach jeżeli w ogóle pisano o Karbali, to tylko jako o bardzo niebezpiecznym miejscu Iraku. Powstał nawet nieudany film fabularny o bitwie Polaków z bojownikami as Sadra, która miała swoje miejsce właśnie świętym mieście Karbala.

Tymczasem my – było nie było ekipa filmowa z Polski – przejechaliśmy z Bagdadu do Karbali właściwie bez żadnych większych przygód. Droga wiedzie przez terytoria, które jeszcze do niedawna były we władaniu terrorystów z Państwa Islamskiego. Wcześniej przelot ze stolicy Kurdystanu Erbilu do Bagdadu, a więc teoretycznie sami prosiliśmy się o kłopoty, tymczasem wszystko odbyło się nieomal bez trudności. Gdyby nie liczyć zatrzymania przez partyjną milicję al. Malikiego (tuż przed samą Karbalą), to właściwie nic się nie wydarzyło.

Na miejscu – zamiast spodziewanej wrogości – czekali na nas niezwykle gościnni ludzie. Czekał na nas także pachnący z daleka, tradycyjny posiłek – tashrib – zabito barana i podano go ze świeżymi warzywami, prosto z ogrodu i przepysznymi chlebkami „nan”. Nasz gospodarz Mohamed otoczył nas opieką do tego stopnia, że – wraz ze swoim pistoletem – towarzyszył nam przez cały dzień, gdy nagrywaliśmy wywiady i sytuacje w najświętszych miejscach szyitów – meczetach imama Husseina i imama Abbasa.

Ludzie w Karbali są życzliwi i dobrze do Polski usposobieni, ze zdziwieniem obserwowaliśmy jak serdecznie odnoszą się do siebie i jak głęboko przeżywają swoje religijne uczucia. Karbala jest po prostu inna niże jej medialny obraz.

Wszystkie te – dość proste i banalne obserwacje piszę, aby opowiedzieć wam jak głęboko jesteśmy manipulowani przez światowe media, jak bardzo wciska się nam do głów nieprawdziwe obrazy i informacje. Karbala – położona nad starożytnym Eufratem jest jednak miastem, które trzeba długo poznawać, aby zrozumieć jego rytm i niezrozumiałe dla przybyszów reguły. Jest tu dużo biedy i chaosu, akurat spadły ulewne deszcze i wszystkie ulice przykrył dywan błota. Ludzie sprawiają wrażenie zadowolonych, są jednak biednie odziani i jedzą proste, niewyszukane posiłki.

Cała nasza podróż na południe Iraku budzi jednak niewesołe refleksje. Ten kraj jeszcze na początku nowego wieku był dobrze zorganizowanym i dostatnim organizmem. Miał jednak poważną wadę, rządził w nim dyktator, który nie chciał słuchać globalnych nauczycieli. Wyznaczał Irakowi swój własny rytm życia. Tego różnym zakątkom świata nie mogą darować ci, którzy wiedzą lepiej jak żyć i jak „wprowadzać demokrację”. Kraj, który leży na morzu ropy jest teraz biedny, opanowany chaosem i podzielony. Ktoś zapyta: kto na tym skorzystał. Odpowiedź jest najprostsza z możliwych, ano ci którzy zarabiają krocie na ropie naftowej – globalne koncerny. Czy zatem nie jest tak, że pod płaszczykiem „wprowadzania demokracji” załatwia się zupełnie inne interesy?

Jakiś czas temu byłem w Iranie i tam także ze zdziwienia przecierałam oczy – wielka kultura, wysoki poziom nauczania, miłe odnoszenie się ludzi wobec siebie. Ale przecież jest to jeden z najbardziej znienawidzonych przez światowe media krajów, newralgiczny punkt wytyczonej przez Stany Zjednoczone „osi zła”. Czy zatem ludzie nie maja prawa żyć po swojemu, muszą koniecznie przechodzić „demokratyczne rewolucje”? Co dobrego wynikło z tej zachodniej walki o prawa człowieka w Egipcie, Iraku, Syrii, Libii i wielu innych krajach. Przecież w każdym z nim wydarzenia przebiegaj według tego samego schematu: najpierw pojawiają się „ demokratyczni rewolucjoniści”, potem Zachód udziela im coraz większej pomocy, wybuchają walki, następuje coraz większe skłócenie, tworzą się samozwańcze milicje i prywatne armie, czasem dochodzi do interwencji zbrojnej wojsk z krajów „ demokratycznej demokracji” i w efekcie ludzie stają się biedakami uzależnionymi od pomocy serwowanej im przez organizacje z kręgu tzw „charity business”, których działacze – za ogromne pieniądze – goszczą się w pięciogwiazdkowych hotelach i pomagają w ten sposób, że coraz bardziej uzależniają ludzi od swojej – mocno symbolicznej – pomocy. Bogacą się na tym ci, którzy ową pomocą zawiadują a…biedni stają się coraz biedniejsi.

Wiem, że opisywanie spraw w ten sposób ściąga na głowę kłopoty, ale dalibóg nie mogę przejść w milczeniu wobec faktów. Krajem, w którym naprawdę łamane są prawa człowieka, choćby prawo do swobodnego wyznawania własnej religii jest Arabia Saudyjska, nikt z dziennikarzy wielkich mediów nie odważy się jednak wytykać tego Saudom, to przecież najlepszy sojusznik USA, po cichu – pomimo bycia kolebką najbardziej fanatycznej odmiany islamu – akceptowany także przez Izrael. Tuż za granicą Arabii Saudyjskiej rozgrywa się teraz najbardziej przerażająca i nieludzka wojna w Jemenie. Nikt jednak nie publikuje sążnistych apeli o zaprzestanie mordowania Jemeńczyków. Nikogo nie obchodzą zagłodzone tam dzieci. Po prostu wojna w Jemenie jest udziałem Saudów i jest na rękę Izraelowi, więc należy o niej po prostu taktownie milczeć. W Palestynie snajperzy izraelskiej armii mordują nie posiadających broni Palestyńczyków, którzy demonstrują upominając się o najbardziej elementarne prawa współczesnego człowieka. I co? Czy gdzieś przeczytaliście rzetelne relacje o zbrodniach popełnianych na Palestyńczykach?

W Chinach komunistyczna partia, z zimną krwią, masakruje muzułmańskich Ujgurów. Czy ktoś głośno o tym mówi, czy ktoś upomina się o prawa człowieka? Nie! Dobre relacje z chińską satrapią są bowiem – chociażby z biznesowego punktu widzenia – dużo bardziej cenne niż „szerzenie demokracji”, wszak z Chińczykami każdy, prędzej czy później będzie ubijał interesy.

Powiecie: jak świat światem tak było, jest i będzie, czy ma to jednak oznaczać, że na świecie żyją równi i równiejsi ludzie!?


© Witold Gadowski
brak daty publikacji
źródło publikacji z dnia 16 czerwca 2019 za:
www.GadowskiWitold.pl


Czytelniku! Jeśli uważasz, że to co robi autor jest słuszne, możesz dobrowolnie wesprzeć prawdziwie niezależne dzienikarstwo przy pomocy PayPal wysyłając dowolną sumę na adres witold@gadowskiwitold.pl lub tradycyjnym przelewem bankowym na konto:
Witold Gadowski
07 1240 1444 1111 0000 0921 7289





Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2