OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Zdrada niejedno ma imię. Haki zamiast argumentów. Czterech jeźdźców małej apokalipsy

Zdrada niejedno ma imię

„Każdego można kupić, trzeba tylko
znać cenę i rodzaj waluty”

Waldemar Łysiak

Rzecz będzie o zdrajcach, a nawet bardziej o tym jak kończą się igraszki z zasadami, wśród których jedną z pierwszych jest wierność i dotrzymywanie słowa.

Nic tak nie degeneruje polityka jak publicznie popełniona zdrada. Już słyszę śmiech dzisiejszych polityków – spokojnie! Poczytajcie dalej, nacie, ale poczytajcie.

Zdrada, nawet jeśli początkowo przynosi frukty zawsze kończy się wolniejszą lub szybszą degeneracją

W polskiej polityce od dawna mówienie o stałości poglądów, poważnym stosunku do deklarowanych wartości uznawane jest za naiwniactwo, lub w najlepszym razie: hipokryzję. Niestety jest wiele przykładów potwierdzających ten stan rzeczy.

Jak zatem powodzi się zdrajcom? Przyjrzyjmy się kilku intrygującym przypadkom.

Stefan Niesiołowski

Jego możemy uznać za zdrajcę generalnego, bowiem dziś głosi poglądy, z którymi – jeszcze kilka lat temu – żarliwie się spierał. Gdzie zatem tkwi sprężyna przemiany szanowanego, konserwatywnego profesora w odrażającego i tryskającego jadem klowna?

Możemy dziś spoglądać na Niesiołowskiego jako na uosobienie koniunkturalnego hipokryty, który sam wpadł we własne sidła. Poziom zniesławiania i nienawiści, w prezentowanych przez niego publicznie postawach i poglądach sięgnął już takiego natężenia, że przestał być interesujący. Jednocześnie do głosu doszła w nim jakaś wewnętrzna erozja, która sprawiła, ze działacz opozycji i profesor – przez opinię publiczną – zostanie zapamiętany jako „jurny Stefan”, człowiek kompletnie zdemoralizowany i pozbawiony hamulców wewnętrznych. Koniec Niesiołowskiego powinien być przestrogą dla wszystkich, którzy uważają, że życie prywatne nie ma nic wspólnego z głoszonymi publicznie poglądami.

Marek Migalski

Człowiek wyniesiony przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego do godności europosła. Kiedyś uznawany za jednego z najbardziej obiecujących polityków tej formacji, dziś przewidywalny do bólu „komentator” wynajmowany przez media, które programowo zwalczają dzisiejsze władze. Autor kilku słabych książek, próbował swoich sił nawet w skandalizującej beletrystyce. Po konflikcie z prezesem PiS i wykluczeniu z klubu PiS w Parlamencie Europejskim Migalski systematycznie atakuje to ugrupowanie i stał się jednym z czołowych komentatorów w telewizji TVN, która zawsze może liczyć na jego „niezaangażowaną” ocenę. Jednocześnie nie znalazł sobie miejsca po stronie opozycji, jak widać tam także nie ma zbyt wielkiego zapotrzebowania na pisarzy i analityków o potencjale Marka Migalskiego.

Joanna Kluzik Rostkowska

Jarosława Kaczyńskiego poznała w czasie dziennikarskiej pracy w „Tygodniku Solidarność”. Była bliską współpracowniczką prezydenta Lecha Kaczyńskiego jeszcze w czasach gdy sprawował on urząd prezydenta Warszawy. Była podsekretarzem stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej w rządzie koalicji PiS, LPS, Samoobrona. W rządzie kierowanym przez Jarosława Kaczyńskiego pełniła funkcję sekretarza stanu z Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. Jarosław Kaczyński powierzył jej nawet stanowisko szefa sztabu w swojej kampanii prezydenckiej. Po skonfliktowaniu się z PiS – wraz z Migalskim – zakładała partyjkę „Polska Jest Najważniejsza”. Kiedy okazało się, że nowa partia nie ma żadnych szans, przystała do PO i z listy tej partii została najpierw posłanką a potem ministrem edukacji narodowej w rządzie Donalda Tuska. Funkcję tą pełniła również w gabinecie Ewy Kopacz. Z chwilą przejścia do PO stała się żarliwą przeciwniczką PiS i jego pomysłów edukacyjnych. Dziś ponownie jest posłanką, jednak jej głos nie jest już słyszalny. Kojarzona jest z najbardziej zapiekłymi środowiskami totalnej opozycji jednak image, który towarzyszył jej w czasach działalności dla partii Jarosława Kaczyńskiego rozwiał się kompletnie. Dziś jest już tylko jedną z wielu propagandzistek agitujących przeciwko reformie Polski.

Kazimierz Marcinkiewicz

Najbardziej spektakularna przemiana w Trzeciej RP. Z pozycji konserwatywnego katolika przeszedł na funkcję dyżurnego krytyka wszelkich działań na rzecz budowy niepodległości polskiego państwa. Ideowy towarzysz Marka Jurka nagle stał się kolegą innego politycznego kameleona Romana Giertycha i wspólnie udzielają swoich wizerunków w najbardziej antyrządowych krucjatach telewizji TVN. Marcinkiewicz PiS zawdzięcza niemal wszystko. Ze skromnego nauczyciela z Gorzowa Wielkopolskiego stał się premierem rządu RP, kandydował na urząd prezydenta Warszawy i przez dwa lata piastował dochodową funkcję dyrektora w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju w Londynie. W 2005 roku otrzymał nawet nagrodę „Wiktora” dla najpopularniejszego (zdaniem jury kapituły) polskiego polityka. Od 2007 roku można obserwować już tylko pogrążanie się Marcinkiewicza w coraz większej magmie frustracji i zagubienia. Był zatrudniony przez bank Goldman Sachs. Systematycznie i na zamówienie opozycyjnych mediów, które eksploatują go bez żadnej taryfy ulgowej, krytykuje PiS w każdej dziedzinie.

Słynne stały się przypadki z jego życia osobistego, gdy płomienny romans połączył go z młodszą Izabelą (Isabel). Od tej pory życie prywatne tego „konserwatysty” stało się pasmem publicznych wyznań, ekscesów i….konfliktów. Teraz, po rozwodzie z Isabel, nękany jest przez byłą żonę wezwaniami do płacenia zasądzonych mu alimentów, z czego ponoć niezbyt sumiennie się wywiązuje. Upadek Marcinkiewicza jest jednym z najbardziej – obok Niesiołowskiego – spektakularnych i pokazuje czym kończy się poszukiwanie taniej popularności i sprzeniewierzenie wyznawanym publicznie zasadom.

Michał Kamiński

„Wunderkind polskiej prawicy”. Jeszcze całkiem niedawno pokazywany, w czasie wyprawy do Londynu, gdzie zatrzymany był generał Augusto Pinochet, – wraz z Markiem Jurkiem i Tomaszem Wołkiem (!) – jako konserwatyści składający pamiątkowy ryngraf i wyrazy szacunku na ręce Pinocheta, a dziś jedna z najbardziej aktywnych twarzy totalnej opozycji.

Działacz Narodowego Odrodzenia Polski i jeden z założycieli ZChN – u. W 1995 roku był rzecznikiem prasowym komitetu wyborczego Hanny Gronkiewicz Waltz. Potem poseł prawicy i PiS w krajowym parlamencie, a następnie – przez trzy kadencje – eurodeputowany tej partii. Był nawet kandydatem frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów na stanowisko jednego z wiceprzewodniczących parlamentu. W 2010 roku wystąpił z PiS i przeszedł do projektu „Polska Jest Najważniejsza”. W 2012 roku na rynku ukazał się przeprowadzony z nim wywiad – rzeka zatytułowany: „Koniec PiS”. Wygląda jednak na to, że tytułowe słowa okazały się prorocze bardziej dla samego autora niż dla coraz bardziej nielubianej przez niego partii. Był jeszcze sekretarzem stanu w gabinecie premier Ewy Kopacz, w ostatnich wyborach uzyskał mandat poselski z listy PO. W 2016 roku został jednak zarówno z klubu parlamentarnego tej partii jaki i z samej PO wykluczony. Założył rachityczne koło Europejskich Demokratów, które następnie stało się częścią klubu parlamentarnego PSL. W nowym ugrupowaniu działa razem ze Stefanem Niesiołowskim. Ostatnio – podobnie jak Migalski - próbuje sił jako autor podrzędnej beletrystyki sensacyjnej.

***

Oczywiście postaci kojarzonych z publiczną zdradą poglądów i politycznych przyjaciół jest o wiele więcej niż tylko te wymienione, ale niech ich losy staną się powodem do zadumy dla tych, którzy uważają, że polityka jest wesołym wehikułem do urządzenia sobie wygodnego i pozbawionego obowiązków życia.



Haki zamiast argumentów


Kampania przed wyborami do Parlamentu Europejskiego przebiega w rytm odpalanych tuż przed jej terminem haków. Zamiast czytelnego sporu o przyszły kształt Starego Kontynentu wzmaga się podsycający emocje jazgot.

Haki i używane z rosyjska „kompromaty” – prawdziwe bądź urojone mają zastąpić rzetelne wyjaśnianie wyborcom sytuacji i proponowanych posunięć. Zamiast więc interesującej rozmowy o ideach mamy kąpiel w błocie. Pod szyldem walki z populizmem stosuje się najbardziej cyniczne i pozbawione odniesienia do realiów zarzuty wobec rządzącego dziś PiS. PiS odpowiada mało przekonująco, a to tylko rozzuchwala nawet postkomunistów, którzy przedstawiają się teraz jak wczoraj urodzone anioły demokracji i tolerancji.

Filmowa rozprawa z kościołem


Najpierw odbyła się szalona promocja nowego filmu fabularnego autorstwa Wojciecha Smażowskiego „Kler”. Zaskakująco – jak na tego niezłego reżysera – publicystyczny i płaski fabularnie film był przedstawiany (przez środowiska LGBT i dzisiejszej Koalicji Europejskiej) jako dzieło obnażające prawdziwe oblicze polskiego kościoła katolickiego. Film został uznany za manifest antyklerykalizmu, do którego ochoczo dołączyły się środowiska rzekomokatolickich: „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Więzi”.

Gdyby ktoś jednak uważał, ze film Smażowskiego przemawia najostrzejszym z możliwych tonów, to następne miesiące musiały go całkowicie zaskoczyć. Przy tezach przemówienia Leszka Jażdżewskiego, redaktora naczelnego „Liberte”, otwierającego faktyczne zaangażowanie się w wybory Donalda Tuska, „Kler” wydaje się być ledwie nieśmiałym wstępem. Porównanie katolików do „świń taplających się w błocie” nie pozostawia żadnych złudzeń. Wystąpienie Jażdżewskiego było starannie zaplanowanym spektaklem, który miał sprawdzić reakcję szerokiej publiczności na nowy ton, który pojawił się w publicznej debacie. Profanujące Matkę Boską wizerunki z pederastyczną tęczą w tle i bananem przyłożonym do ust, które kolportowane są w mediach społecznościowych, są już tylko wizualnym tłem kampanii, która ma spowodować obniżenie autorytetu polskiego kościoła i zastraszenie księży. Tak brutalnych środków nie używał nawet Janusz Palikot i jego partia. Można oczekiwać, że wobec braku zdecydowanej reakcji ze strony hierarchów, podobne wybryki będą się coraz bardziej nasilały.

Chodzi o prostą socjotechnikę: ksiądz, który z ambony często przypomina niewygodne dla neomarksistowskich progresistów prawdy, ma się kojarzyć z obłudą i pedofilskimi przestępstwami. W tych środowiskach sutanna była dotychczas kojarzona z zacofaniem i anachronizmem, teraz ma się skojarzyć z patologiami i chciwym korzystaniem z nienależnych przywilejów. Maski opadły i ludzie z szeroko rozumianego obozu Tuska już nie udają pozorów szacunku wobec katolicyzmu, postanowili chłostać go na odlew, ośmieszać i obrażać. Publiczność ma się z tym po prostu oswoić i zobojętnieć na kolejne ekscesy. Profanacja właśnie stała się metodą uprawiania polityki i inicjowania „światopoglądowej dyskusji”.

Koronnym argumentem użytym w czasie tek kampanii ma stać się nowy film dokumentalny Tomasza Sekielskiego pt „Tylko nie mów nikomu”, który opowiada o przestępstwach pedofilii popełnianych przez katolickich księży i o ofiarach tych odrażających praktyk. Dziwić może jedynie, że używany teraz w kampanii wyborczej Sekielski do niedawna pozował na niezależnego dziennikarza i prowadził swój program w TVP, nawet w czasie gdy prezesem tej instytucji był już Jacek Kurski.

Książkami w Morawieckiego


Właśnie swoją premierę miała książka Tomasza Piątka stawiająca tezę, że premier Mateusz Morawiecki jest powiązany z … rosyjską mafią. Przebrnąłem przez książkę i śmiało mogę powiedzieć, że profesja, którą uprawia pan Piątek, ma wiele wspólnego z wieloma dziedzinami propagandy i klownady na pewno jednak nie może aspirować do miana dziennikarstwa śledczego. Absurdalne wnioski i naładowany ideologią, ciężki do przeczytania, tekst na pewno nie wyrządzi ani premierowi, ani też jego formacji większej krzywdy – a przecież takie założenie stało u źródeł napisania tego „dzieła”.

Równocześnie z publikacją Piątka na rynku pojawiła się książka autorstwa Piotra Gajdzińskiego byłego bankowego współpracownika Mateusza Morawieckiego. Ta publikacja stała się podstawą skandalicznego tekstu „Superekspressu” opisującego rodzinę Morawieckiego i podającego do publicznej wiadomości fakt adoptowania przez niego dwojga dzieci z domu dziecka. Gazeta nie zawahała się nawet przed opublikowaniem wizerunków tych dzieci.

Obie publikacje, które w założeniu miały załamać karierę Morawieckiego i obniżyć wyborczy wynik PiS, nie wydają się być zapowiadanymi „bombami” i raczej nie wyrządzą premierowi większej krzywdy. Stanowią jednak przykład standardów stosowanych przez jego polityczną opozycję.

W europejskiej kampanii wyborczej właściwie każdy chwyt jest dozwolony. Startująca z dalekiego miejsca na liście PiS Dominika Chorosińska (Figurska) właśnie stała się obiektem wściekłej napaści ze strony portali plotkarskich. Aktorce wypomina się jej przeszłe kłopoty rodzinne, które przezwyciężyła wraz ze swoim mężem. Padają ciężkie zarzuty mówiące o kłamstwie i hipokryzji. Chorosinska stała się obiektem napaści w momencie gdy wyraźnie opowiedziała się po stronie środowisk konserwatywnych. Wytyka się jej popełnienie błędu, który w tych portalach jest chlebem codziennym w odniesieniu do innych celebrytów. Ci jednak są nachalnie promowani z uwagi na swoje „postępowe” poglądy.

Zybertowicz bez profesury


W środowisku akademickim lewicowa większość stara się siłowo narzucić swoje standardy innym. Dysponujący ogromnym dorobkiem naukowym i publicystycznym doktor habilitowany Andrzej Zybertowicz z Torunia nie może zdobyć tytułu profesora zwyczajnego, gdyż Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułów wydała w tej sprawie negatywną opinię. Stanowisko Komisji jest trudne do obrony, profesorskie stopnie otrzymywali bowiem ludzie o dużo mniejszych zasługach dla nauki Andrzej Zybertowicz. Komisja tchórzliwie chowa się za jakimiś mitycznymi standardami oceny prac naukowych. Decyzją większości lewicowo usposobionej Komisji Zybertowicz nie uzyskał jej pozytywnej opinii. Członkowie Komisji gorliwie twierdzą, że ich decyzja nie posiada żadnych politycznych konotacji, jednak została nagłośniona z intencją uderzenia w doradcę prezydenta Andrzeja Dudy.

Niewinny Cimoszewicz


Włodzimierz Cimoszewicz, postkomunistyczny Kandydat Koalicji Europejskiej w najbliższych wyborach, potrącił znajdującą się na pasach starszą kobietę. Natychmiast opublikował oświadczenie w tej sprawie, w którym sugeruje, że na sposób prowadzenia przez niego samochodu na pewno miała wpływ informacja o wykrytej u niego chorobie nowotworowej. Samochód, którym poruszał się Cimoszewicz nie posiadał ważnych badań technicznych, a sam Cimoszewicz – wbrew wcześniejszemu oświadczeniu – nie zawiózł kobiety do szpitala, tylko prawdopodobnie zlecił do swojemu „człowiekowi czyszczącemu”, który rychło uprzątnął konsekwencje wypadku Cimoszewicza. Tym razem nikomu nie zależy na nagłaśnianiu tej sprawy. Co więcej opinii publicznej wiadomość o wypadku Cimoszewicza została przekazana wraz z komunikatem o wykryciu u niego choroby nowotworowej. Jak widać więc standardy stosowane w tej kampanii wyborczej są zdecydowanie różne w zależności od tego kogo mają dotyczyć.



Czterech jeźdźców małej apokalipsy


W oryginale pędzą: wojna, zaraza, głód i śmierć, my jednak żyjemy w epoce miniaturowych apokalips, w Polsce wszystkie one wylazły z PRL – u i jak natrętne insekty nie dają się zapędzić do lamusa. Polska mała apokalipsa polega na rozprzestrzenianiu się demona acedii najlepiej charakteryzowanym jako „duchowa depresja”. Stałe poczucie uderzania w ścianę powoduje karlenie aspiracji i zadowalanie się byle czym.

Nieraz już pisałem, że żyjemy w epoce patiomkinowskiej mistyfikacji na polską miarę. Realnie nie powstała Trzecia Rzeczpospolita, jej miejsce ciągle zajmuje niedobita, postkomunistyczna Republika Okrągłego Stołu – różowa kokota udająca pełnoprawne państwo.

Cztery biedy wypełzłe spod „okrągłego stołu” stanowią jednocześnie bazowe fundamenty trwania tej, nasączonej kompleksami wobec świata, niepełnowartościowej imitacji, którą usiłuje się złudzić Polaków. Te cztery wiedźmy to: finanse, sądownictwo, media i służby specjalne. Bez obalenia tych czterech filarów postkomunizmu w Polsce nigdy nie zbudujemy w pełni niepodległego kraju, w którym mentalność postkolonialna będzie powodem do wstydu, a nie do awansów.

Po 2015 roku odżyła nadzieja na obalenie Republiki Okrągłego Stołu, jak to się rządzącym udało…?

Jeśli żaden z filarów nie został ostatecznie złamany, to…niestety jeszcze wszystko może powrócić do pierwotnej postaci!

Finanse


Dziś już wiemy, że cała wrzawa z „reformą Balcerowicza”, opowiadanie o „wielkiej transformacji gospodarczej”, to w istocie były dymne opary, które ukrywały praktyczną realizację tajnych umów zawartych pomiędzy komunistami a wyselekcjonowanymi przedstawicielami opozycji. Afery przemytnicze – najsłynniejsza alkoholowa – handel cennymi informacjami o przekształceniach gospodarczych, to były ochłapy dla esbeckiego i pezetperowskiego pospólstwa. Dla tych bardziej nominowanych przeznaczone było zniknięcie ponad trzydziestu central handlu zagranicznego wraz z pozakładanymi na Zachodzie spółkami córkami, FOZZ i kilka innych mniej nagłośnionych machinacji, tzw „prywatyzacja” (tu szybko potworzyły się całe, działające do dziś, rody oligarchów), rozparcelowanie majątku PZPR, „przemiany” na rynku bankowym, sprowadzanie firm zagranicznych…aż po nierozliczoną do dziś megaaferę Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, w wyniku której zniknęło 500 przedsiębiorstw. Jednym słowem – tak jak się ułożono – zrabowany narodowi kapitał trafił do kieszeni komunistycznych bonzów.

Rządy PiS nieco nadszarpnęło czerwoną dominację w polskich finansach. Po raz pierwszy budżetowe fundusze przestały – szeroką strugą – płynąć do kieszeni okrągłostołowych wybrańców. Zaczęły się formować konkurencyjne grupy kapitałowe. Finansowy pluralizm wciąż jednak w Polsce dopiero kiełkuje i musi upłynąć wiele czasu, aby – w tej sferze – szanse postkomunistów i zwykłych Polaków nieco się wyrównały. Nadwątlony nieco finansowy fundament postkomunizmu trwa i zawsze może się jeszcze odrodzić.

Sądownictwo


Nieprzypadkowo nawiezieni do Polski przez Stalina zdrajcy tak wielką wagę przykładali do wytracenia przedwojennych sędziów i zastąpienia ich wyszkolonymi przez siebie atrapami wymiaru sprawiedliwości. Sądy miały być tym bastionem, który polski żywioł nie będzie w stanie skruszyć. Ten system został tak zaprojektowany, aby stanowił realny hamulec bezpieczeństwa dla wszystkich tendencji reformowania i wzmacniania realnego bytu polskiego państwa. Sądy – kadrowo dobierane już przez trzecie pokolenie, szkolone przez neomarksistowskich wykładowców – miały zawsze stać na straży interesów czerwonej burżuazji wykształconej na mocy okrągłostołowych konszachtów. Nawet zmiany kodeksów nic nie wniosą jeśli środowisko sędziowskie nie przeżyje gwałtownego trzęsienia ziemi i to zarówno kadrowego jak i organizacyjnego. Kasta sędziowska stanowi dziś najtwardsze oparcie dla sił ancien regime. Byli totalitaryści i ich dzieci z lubością głoszą hasła o demokracji i konstytucji strzegąc w istocie monopolu na rządy – w tym środowisku – reprezentantów „wymiaru sprawiedliwości” zbudowanego przez Stalina i jego następców.

Prawdziwa i kompletna reforma wymiaru sprawiedliwości powinna być dokonana – radykalnie i stanowczo – w pierwszym roku rządów PiS. Tak się jednak nie stało, a prezydentowi Andrzejowi Dudzie nie stało odwagi aby twardo stanąć przeciwko interesom swojego macierzystego, uczelnianego, środowiska. W rezultacie reformy ugrzęzły, efekty są połowiczne, a obrońcy postkomunistycznego systemu nabrali odwagi i siły. Sądy w Polsce ciągle kojarzą się ze wszystkim tylko nie z nadzieją na sprawiedliwe wyroki. Osoby krytykujące środowisko sędziowskie poddawane są bezwzględnej dintojrze kasty i nie daj Boże, aby trafiły przed oblicze sądów w najbardziej nawet błahej sprawie. Piszę to doświadczając na własnej skórze sędziowskiej (szczególnie krakowskiej) „sprawiedliwości”. Nie stworzono systemu, który nieuczciwych i stronniczych sędziów pozbawiałby możliwości uprawiania zawodu i skazywał na wieloletnią infamię. Bezkarność sędziów coraz bardziej ich rozzuchwala.

Media


Polski rynek medialny jest dziś w opłakanym stanie. Funkcjonuje na nim wiele mediów, które w istocie są jawnymi agenturami wpływu interesów państw ościennych oraz światowego spekulanta George Sorosa. Na skutek braku energicznej ochrony polskiej przestrzeni medialnej dominującą pozycję zyskał na niej kapitał niemiecki. Ciągle wielką rolę mają także media powstałe na skutek umów „okrągłego stołu” – komercyjne telewizje, które gwarantowały postkomunistom utrzymanie dominującej pozycji. Działalność mediów wydawanych przez niemiecki kapitał jasno pokazuje nieprawdziwość twierdzenia, że kapitał nie posiada narodowości. Niemieckie media nie tylko propagują antypolskie przekłamania historii, ale także promują tych polityków i postaci życia publicznego, którzy są przydatni dla niemieckiej racji stanu, a ta coraz mocniej stoi w sprzeczności z interesami polskimi.

Po 2015 roku pojawiła się nadzieja na istotne wzmocnienie (fachowe i finansowe) mediów publicznych, które mogłyby narzucić dobre standardy rzemiosła dziennikarskiego innym uczestnikom tego rynku. Niestety nadzieje te okazały się złudne. PiS potraktował media publiczne jako polityczną zdobycz i stwarza wrażenie jakby zupełnie nie był zainteresowany dbaniem i podnoszenie standardów i pokazywanie pożytecznych wzorców. Działalność dwóch dublujących się instytucji: KRRiTV oraz Rady Mediów Narodowych nie tylko nie przyczyniła się do wprowadzenia większego ładu w polski świat medialny, ale – w praktyce – jeszcze pogłębiła chaos panujący w tym środowisku.

Służby specjalne


W tej dziedzinie – po 2015 roku – publiczność spodziewała się największych zmian. Ku zaskoczeniu komentatorów nie przeprowadzono żadnej znaczącej reformy służb. Do dziś w cywilnych i wojskowych służbach (może za wyjątkiem Służby Wywiadu Wojskowego) panuje nastrój tymczasowości i niestabilności. Jakość działania służb – które mają być w założeniu oczami i uszami niepodległego państwa – także znacząco się nie zwiększyła. Organizacje, które w przeszłości były źródłem i sprawcami wielu patologii w polskim życiu gospodarczym i społecznym, nadal funkcjonują z niezmienionej formie, a często prym wodzą w nich ci sami oficerowie, którzy niesławnie wpisali się w najnowsze dzieje podczas poprzednich rządów.

***

Jak widać zatem czterech jeźdźców małej, polskiej apokalipsy, stojących na straży Republiki Okrągłego Stołu, nadal mocno utrzymuje się w siodle, a ich konie bez wysiłku pokonują kolejne przeszkody.


© Witold Gadowski
brak daty publikacji
źródło publikacji z dnia 16 czerwca 2019 za:
www.GadowskiWitold.pl


Czytelniku! Jeśli uważasz, że to co robi autor jest słuszne, możesz dobrowolnie wesprzeć prawdziwie niezależne dzienikarstwo przy pomocy PayPal wysyłając dowolną sumę na adres witold@gadowskiwitold.pl lub tradycyjnym przelewem bankowym na konto:
Witold Gadowski
07 1240 1444 1111 0000 0921 7289





Ilustracja © brak informacji / za: www.youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2