Ofensywa dyplomatyczna
Podróże kształcą. Gdybym nie wyjechał do Niemiec, gdybym nie wziął udziału w debacie poświęconej sprawom aktualnym, nigdy bym się nie dowiedział, jaka ofensywa dyplomatyczna przygotowywana jest w kołach zbliżonych do rządu, w sprawie żydowskich roszczeń dotyczących tzw. własności bezdziedzicznej. Wprawdzie i przedstawiciele rządu i nawet sam Naczelnik Państwa wydali z siebie groźne pomruki, że nie oddadzą ani guzika, ale z drugiej strony okazało się, że toczą się w tej sprawie zagadkowe rozmowy między pełnomocnikiem Departamentu Stanu do spraw holokaustu i pełnomocnikiem ministra spraw zagranicznych RP do spraw kontaktów z diaspora żydowską, że sekretarz stanu USA pan Mike Pompeo 14 lutego w Warszawie wezwał tubylcze władze do przyspieszenia prac nad „kompleksowym ustawodawstwem”, które bezpodstawnym roszczeniom żydowskim dostarczyłoby pozorów legalności,
że bawiący w Warszawie pełnomocnik Departamentu Stanu USA Elan Carr powiedział, że Polska sama określi sposób realizacji wspomnianych żydowskich roszczeń, ale – a contrario – tylko „sposób”, natomiast o tym CZY te roszczenia realizować, czy nie – nie ma nic do gadania. Wreszcie – że sekretarz stanu USA będzie musiał jesienią przedstawić Kongresowi sprawozdanie, w jaki sposób kraje uczestniczące w konferencji „Mienie Ery Holokaustu” w Pradze w czerwcu 2009 roku, wywiązują się z realizowania wspomnianych roszczeń.
Nie wiem, czy w związku z tym kontrastem między tromtadrackimi deklaracjami polskich osobistości, które nikogo do niczego nie zobowiązują, a tymi wydarzeniami, czy też bez związku z tym kontrastem, dostałem ostatnio wiele listów od Czytelników, którzy dziwują się, dlaczego „szczuję” przeciwko rządowi i życzliwie radzą mi, bym dał sobie z tym spokój. Rzecz w tym, że wskutek tego „szczucia” może pojawić się niebezpieczeństwo uszczuplenia liczby głosów wyborczych dla Prawa i Sprawiedliwości, wskutek czego wybory może wygrać obóz zdrady i zaprzaństwa z posłem Grzegorzem Schetyną na czele. Najwyraźniej autorzy tych listów uważają, że – po pierwsze – wybory powinno wygrać Prawo i Sprawiedliwość, a po drugie – że temu celowi wszyscy powinni się podporządkować. Jest to sposób myślenia bardzo podobny do tego, jaki próbowała narzucić Polakom PZPR – że między interesem partyjnym i interesem państwowym nie tylko można, ale należy postawić znak równości. Nawiasem mówiąc, wybory do Parlamentu Europejskiego wygrało PiS, co pokazuje, że żadne „szczucie” mu nie zaszkodzi, co potwierdza trafność spostrzeżenia francuskiego XVII-wiecznego aforysty Franciszka ks. de La Rochefoucauld, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.
Konsekwencją postawienia znaku równości między interesem partyjnym i państwowym jest upowszechnianie się partyjniackiego punktu widzenia, bardzo podobnego do „ducha partyjnego”, jaki panował w Polsce w wieku XVIII. Oto uczestnik wspomnianej debaty zupełnie serio powiedział, że delegatem Polski na wspomnianą konferencję był „niejaki Bartoszewski”, którego wysłał tam Tusk. Z kontekstu wynikało, że skoro niejakiego Bartoszewskiego wysłał do Pragi Tusk, to z tego powodu uczestnictwo takiego reprezentanta naszego nieszczęśliwego kraju we wspomnianej konferencji nie powinno pociągać za sobą żadnych konsekwencji dla Polski. Wprawdzie takie stanowisko pozostaje w pewnej sprzeczności z zasadą ciągłości państwa, ale jest w części opinii publicznej bardzo popularne, chociaż niebezpieczne, a nawet nie pozbawione niezamierzonych efektów komicznych. Na przykład traktat lizboński został 13 grudnia 2007 roku podpisany przez Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego. Wprawdzie pan prezydent Kaczyński był przy tym akcie obecny, ale skoro podpis Tuska i Sikorskiego nie powinien pociągać za sobą żadnych konsekwencji dla Polski, to dlaczego 10 października 2009 roku pan prezydent Kaczyński ten właśnie traktat ratyfikował? Obawiam się jednak, że inne państwa myślą o tym całkiem inaczej i bez względu na to, czy w imieniu Polski zobowiązał się do czegoś przedstawiciel obozu zdrady i zaprzaństwa, a nie przedstawiciel obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, takie zobowiązania uważają za istniejące i pociągające za sobą wynikające z nich konsekwencje.
Z tego właśnie powodu jesienią br. sekretarz stanu USA Mike Pompeo będzie musiał złożyć Kongresowi sprawozdanie, w jaki sposób m.in. Polska realizuje żydowskie roszczenia odnoszące się do tzw. własności bezdziedzicznej. Ponieważ nawet najwięksi entuzjaści obozu płomiennych dzierżawców nie mogą temu zapobiec, to narodził się w tych kręgach pomysł dyplomatycznej ofensywy. Ma ona na celu przekonanie sekretarza stanu USA, że zgodnie z prawem polskim, podobnie jak i prawem amerykańskim, Polska nie musi niczego Żydom przekazywać. Problem polega na tym, że sekretarz stanu USA doskonale o tym wie i że Stany Zjednoczone chcą MIMO TEGO zmusić Polskę, by te roszczenia zrealizowała, stworzywszy uprzednio pozór podstawy prawnej w postaci „kompleksowego ustawodawstwa”. W tej sytuacji jest wysoce prawdopodobne, że wspomniana ofensywa dyplomatyczna zakończy się podobnie, jak sprawa nowelizacji ustawy o IPN, kiedy to po postraszeniu Polski, że jeśli się nie opamięta, to „narazi na szwank” dobre stosunki z USA. Jak pamiętamy, wtedy rząd z podkulonym ogonem się z tej nowelizacji wycofał, a niezależne media rządowe zaprezentowały tę rejteradę jako ogromny sukces, bo cały świat o Polsce mówił.
Z obfitości serca usta mówią, więc przypuszczam, iż uczestnik wspomnianej debaty zwyczajnie się wygadał. Ofensywa dyplomatyczna nie będzie miała na celu przekonania amerykańskiego sekretarza stanu, by w swoim sprawozdaniu dla Kongresu przyjął polski punkt widzenia, tylko – żeby dostarczyć alibi rządowi „dobrej zmiany”, kiedy z podkulonym ogonem będzie przeforsowywał w Sejmie „kompleksowe ustawodawstwo”. Wtedy pani red. Holecka powie w telewizji, że robiliśmy cośmy mogli, że walczyliśmy jak lwy, ale siła złego na jednego, nec Hercules contra plures, więc nie ma rady, musimy zrobić to czego żąda od nas Nasz Najważniejszy Sojusznik, bo w przeciwnym razie powierzy przeforsowanie „kompleksowego ustawodawstwa” obozowi zdrady i zaprzaństwa, a to byłoby dla Polski prawdziwą katastrofą, bo PiS utraciłoby stanowiska rządowe i wszystkie związane z nimi konfitury. A ponieważ między interesem PiS-u i interesem Polski postawiony został znak równości, to jestem pewien, że wśród zwolenników „dobrej zmiany” to wyjaśnienie zostanie przyjęte ze zrozumieniem.
Rocznicowe wspominki i lamentacje
Początek czerwca nie tylko obfituje w rocznice, ale w dodatku są to rocznice kontrowersyjne. Nie mówię oczywiście o Dniu Dziecka, bo postępactwo już postanowiło („W Londynie, w Wielkiej Loży, już postanowiono...”), że trzeba je „seksualizować” od niemowlęctwa, oczywiście w sposób postępowy, to znaczy – z uwzględnieniem wszystkich możliwych zboczeń, zwanych elegancko „orientacjami”. Jak już takie dziecko zostanie odpowiednio zseksualizowane, to będzie z nim sto pociech, prawdziwy raj dla pedałów – a jak się już wyeksploatuje, to zostanie przerobione na konserwy dla psów. Właśnie z Ameryki dochodzą skrzydlate wieści, że w stanie Waszyngton wprowadzona została możliwość „kompostowania” ludzkich zwłok. Wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler Żydów wprawdzie nie „kompostował”, ale przerabiał na inny nawóz, z czego – jak informuje „Historia medycyny SS” - Rzesza miała nawet dochód; niewielki, bo jakieś 10, czy może 15 fenigów – ale jak to mówią, dobra psu i mucha. Widać na tym przykładzie, że idea raz rzucona w przestrzeń, prędzej czy później znajdzie swego amatora. To prawda – ale żeby akurat w stanie Waszyngton? Wreszcie – skoro można ludzi kompostować, to dlaczego nie przerabiać na konserwy dla psów? Pies przecież też człowiek, to znaczy – pardon – na razie jeszcze tylko „istota czująca”, ale jak trochę poczekamy, to doczekamy się Marszów Równości, podczas których sodomici będą kopulować z suczkami, a gomorytki – oddawać się psom. Jak Równość, to równość – bo przecież nie ma żadnego powodu, by psa, czy, dajmy na to, kozę wykluczać czy stygmatyzować.
Wracając tedy do rocznic, to 2 czerwca obchodzona była 40 rocznica pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Tak nawiasem mówiąc, była to pierwsza wizyta papieża w Polsce od początku świata, więc chociaż ta okoliczność powinna sprzyjać podniosłemu nastrojowi, ale gdzie tam! Panowie Sekielscy pokazali, że to całe duchowieństwo to dotknięta priapizmem banda pedofili, których ofiary nawet po 40 latach moczą się w nocy i z tego tytułu należy im się consolamentum, oczywiście finansowe, przy pomocy złotego plastra, bo inne – wiadomo – jest człowiekowi potrzebne, jak psu piąta noga. Co prawda nie wszystkie przypadki są do końca pewne, bo właśnie żydowska gazeta dla Polaków zdemaskował pana Lisińskiego, do niedawna prezesa fundacji „Nie bzykajcie się!”, czy jakoś tak. Okazało się, że pod pozorem choroby żony próbował naciągnąć jakiegoś księdza, a kiedy ten dowiedziawszy się, że żona jest zdrowa, jak rzepa, zażądał zwrotu pieniędzy pan Lisiński oskarżył go o molestowanie. Jestem pewien, że w jego ślady pójdą inni, więc nic dziwnego, że „Gazeta Wyborcza” go zdemaskowała, bo przemysł molestowania mógłby zacząć robić konkurencję przemysłowi holokaustu, a to jest przecież surowo zakazane. Więc panowie Sekielscy nastraszyli Episkopat, który został zepchnięty do defensywy tym bardziej, że musi wojować na dwa fronty: na krajowym froncie pedofilii i na międzynarodowym – z „dewojtylizacją” Kościoła, którą chcą przeprowadzić jacyś watykańscy purpurates. Oczywiście były śpiewy i koncerty, ale były też parodie katolickich obrzędów, w których celowały zwłaszcza gdańskie „Dziewuchy”. Komunistyczna rewolucja robi konkietę, a tu jeszcze wisi nad nami miecz Damoklesa w postaci żydowskich roszczeń.
Dwa dni później przypadły aż dwie rocznice: „obalenia komunizmu”, czyli tak zwanych „kontraktowych” wyborów, w których wywiad wojskowy PRL wynegocjował wyniki ze starannie wyselekcjonowaną uprzednio „stroną społeczną”, nad którą komendę objęła „Lewica laicka”, ukrywająca się za parawanem „Drogiego Bolesława”. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że większość ludzi myślała, że to wszystko naprawdę i skreślała „listę krajową”, na której Razwiedupr umieścił swoich największych faworytów. Wtedy generał Kiszczak zagroził, że te całe wybory rozgoni, a znany z postawy służebnej Tadeusz Mazowiecki na taki dictum powiedział, że „umów należy dotrzymywać”. Oczywiście nie umów z wyborcami, tylko z generałem Kiszczakiem. Tedy Rada Państwa w trakcie wyborów zmieniła ordynację, dzięki czemu faworyci do Sejmu się dostali. Nazywane jest to „upadkiem komunizmu”, a najlepszym świadectwem tego upadku był wybór przywódcy owych upadłych komunistów, generała Wojciecha Jaruzelskiego, na prezydenta „wolnej Polski”. Normalnie nie byłoby żadnego powodu, by celebrować uroczyście rocznicę tego szwindlu – ale Polsce do normalności daleko, a najlepszą tego ilustracją jest przypadająca tego samego dnia, czyli 4 czerwca, rocznica obalenia rządu premiera Olszewskiego z powodu lustracji. 28 maja 1992 roku Janusz Korwin-Mikke zaproponował uchwałę lustracyjną – żeby minister spraw wewnętrznych dostarczył Sejmowi informacji, który z posłów, senatorów, ministrów i wojewodów, był w przeszłości konfidentem UB lub SB. Uchwała została przyjęta i 4 czerwca 1992 roku minister Macierewicz dostarczył klubom i kołom parlamentarnym koperty z karteczkami z nazwiskami osób zarejestrowanych jako tajni współpracownicy, albo kontakty operacyjne UB lub SB. Niezależnie od tego wszystkim parlamentarzystom dostarczył „Informację o zasobach archiwalnych MSW”, w której można było przeczytać, że przed rozpoczęciem niszczenia dokumentacji MSW, wszystkie dokumenty zostały zmikrofilmowane co najmniej w trzech kompletach, z których dwa są „za granicą”, a jeden - „w kraju”. Wreszcie – prezydium Sejmu dostało kopertę w których były informacje o agenturalnej przeszłości prezydenta Lecha Wałęsy i marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego. Lewica laicka i cały obóz nieubłaganego postępu podniosły straszliwy klangor i rząd premiera Olszewskiego został jeszcze tego samego dnia, na wniosek „Drogiego Bolesława” obalony w atmosferze zamachu stanu. Zatem 4 czerwca może być obchodzony jako Dzień Konfidenta tym bardziej, że trudno nie zauważyć związku między „obaleniem komunizmu”, a obaleniem rządu premiera Olszewskiego. Krótko mówiąc, Trzecia Rzeczpospolita narodziła się z piętnem grzechu pierworodnego w postaci szwindlu i nieprzecięcia pępowiny, jaka łączy ją z PRL-lem i przez którą komunistyczna trucizna nadal się tamtędy sączy, zatruwając atmosferę społeczną, polityczną i moralną.
I chociaż po wyborach do Parlamentu Europejskiego nastąpiła kolejna rekonstrukcja rządu „dobrej zmiany”, to niezależnie od tego głęboki kryzys przywództwa nęka nasz mniej wartościowy naród tubylczy, który wskutek tego może już niedługo stać się łatwym łupem starszych i mądrzejszych.
Sodomici na usługach żydokomuny
Polska, a zwłaszcza metropolie, jak Warszawa, czy Wolne Miasto Gdańsk, od lat próbują dotrzymać kroku całemu światu. Co prawda nie na wszystich polach, bo na przykład patentów w Polsce jest nadal znacznie mniej, niż w innych krajach, ale wiadomo, że nie od razu Kraków zbudowano. Jak nie można z patentami, do których coś tam trzeba jednak umieć, a absolwenci – już nie mówię, że Wyższych Szkół Gotowania Na Gazie, ale nawet Uniwersytetu Warszawskiego – mają z tym rozmaite kłopoty. Z drugiej strony trzeba iść z postępem, więc owszem, idziemy, ale w takiej dziedzinie, w którą też można inwestować, to znaczy – w dziedzinie „kapitału ludzkiego”. Z człowiekiem można bowiem zrobić wszystko. Można go poćwiartować w prenatalnym okresie życia, w niemowlęctwie i w wieku dojrzałym można odkrywać mu seksualność, krok po kroku, aż będzie gotów gzić się ze wszystkimi naraz („z każdom pciom mogę spać, z każdom pciom. Zmysły drzemiom, zmysły drzemiom, ale som” – śpiewała już dawno temu pewna awangardowa wokalistka), a jak już się nażyje, to można go skompostować, albo przerobić na konserwy dla psów, jeśli z powodu nadmiernego wychudzenia taki osobnik nie nadaje się na mydło. Rachunek ekonomiczny nawet by za tym przemawiał, więc nic dziwnego, że taki dobry gospodarz, jak pan Donald Tusk, kiedy jeszcze był premierem naszego bantustanu, zainicjował Narodowy Program Eutanazji i Depopulacji. Nazywał się on oczywiście inaczej, ale to naturalne, bo przecież nie mówi się o sznurze w domu wisielca, więc używa się rozmaitych eufemizmów, a rodzaju „praw reprodukcyjnych” i innych takich. Toteż w dniach ostatnich (chyba rzeczywiście zbliżają się zapowiadane „dni ostatnie”) przeciągnęła przez małe żydowskie miasteczko na niemieckim pograniczu – jak Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał Warszawę – kolejna, podobno już dziewiętnasta Parada Równości. Towarzyszyła jej kampania propagandowa w postaci bilboardów z zachęcającym napisem „bądź kimkolwiek chcesz”. To jest program dostępny dla każdego; chcesz być idiotą? Proszę bardzo – toteż nic dziwnego, że coraz więcej młodych wykształconych z wielkich miast, skwapliwie korzysta z tej możliwości. Podobno na ostatniej Paradzie było aż 80 tysięcy uczestników. Kto by pomyślał, że w małym żydowskim miasteczku może być aż tylu sodomitów!
W Paradzie wział udział pan prezydent Rafał Trzaskowski wraz ze swoim zastępcą panem Rabiejem. To dobry znak, że postępowców będzie coraz więcej, bo jak zauważyła pani profesor Uniwersytetu Warszawskiego Monika Płatek – ze związków jednopłciowych rodzi się najwięcej dzieci. Nawiasem mówiąc, pan prezydent Trzaskowski został podobno zaproszony do Klubu Bilderberg razem z panią Jolantą Pieńkowską. Najwyraźniej degrengolada nie omija nawet środowisk uchodzących za ekskluzywne, ale jakże ma być inaczej jeśli nawet Lech Wałęsa został w swoim czasie dokooptowany do grona „Mędrców Europy”?
Jednak w odróżnieniu od podobnych Parad w innych krajach, tubylcza Parada w Warszawie miała swoja specyfikę. Oto pan Szymon Niemiec, podający się za biskupa Zjednoczonego Kościoła Phallusa Uskrzydlonego, czy jakoś tak się nazywającego, zainicjował dla potrzeb Parady nabożeństwo ekumeniczne. Warto przypomnieć, ze pan Niemiec, który nie tylko jest sodomitą, ale i członkiem rożnych sodomickich organizacji, w kostiumie biskupa uczestniczył w pogrzebie generała Wojciecha Jaruzelskiego, który – jak powiadają – tuż przed śmiercią, na wszelki wypadek, podpisał Volkslistę katolicką. W tym pogrzebie uczestniczył też pan Aleksander Kwaśniewski, o którym powiadają na mieście, że nie ma duszy. On sam zresztą też tak mówił, co prawda jeszcze za komuny, kiedy posiadanie duszy było źle widziane, więc może naprawdę nie ma? Ktoż może takie rzeczy wiedzieć lepiej od niego? Skoro jednak pan Niemiec, z okazji „święta równości i różnorodnosci” zaprosił sodomitów, by przyszli się „pomodlić, przyjąć komunię, czy po prostu pobyć razem w skupieniu”, to może nie tylko uczestniczącym w tym przedsięwzięciu sodomitom, ale i panu Aleksandrowi Kwaśniewskiemu dusza odrosła? Najwyraźniej sodomizm w Polsce zaczyna nabierać nie tylko charakteru hedonistycznego, ale i pobożnego. Co prawda nie bardzo wiadomo, do kogo uczestnicy happeningu w wykonaniu pana Niemca się modlili, bo obok niego, z durszlakiem na głowie, celebrował pan Lisowski, działacz Polskiego Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Czy pan Lisowski przy okazji też jest sodomitą, czy też wziął udział w Paradzie z innych powodów, to nieistotne, bo ważniejsze jest coś innego.
Najwyraźniej sodomitom nie chodzi o żadną „równość”, tylko o sterroryzowanie normalnej, to znaczy – zdrowej psychicznie reszty społeczeństwa, by zastraszone groźbami penalizacji „homofobii” zaprzestało sprzeciwiania się propagowaniu zboczeń seksualnych. Niestety te uroszczenia znajdują wsparcie nie tylko ze strony gotowych do podlizywania się każdemu polityków, ale również instytucji Unii Europejskiej, do których coraz chętniej dostrajają się instytucje naszego państwa, bez względu na to, czy rządzi nim obóz zdrady i zaprzaństwa, czy obóz „dobrej zmiany”. Inicjatywa pana Niemca i pana Lisowskiego pokazuje, że sodomici wykonują również obstalunektych, którzy ufundowali owe propagandowe bilboardy. Któż to może być? Czyżby 53 ambasady, które ją „wsparły”? Tego wykluczyć nie można, bo w Paradzie uczestniczyło, albo ja „wsparło” również wielu tak zwanych „celebrytów”, a ci – wiadomo – za pieniądze, zwłaszcza z ambasad, zrobią wszystko, zwłaszcza, gdy pod pretekstem „krzewienia szacunku” „Parady” te w coraz większym stopniu przypominają szydercze antychrześcijańskie demonstracje urządzane w sowieckiej Rosji przez Związek Wojujących Bezbożników. Na jej czele stał agent OGPU (później NKWD) Miniej Izraeliewicz Gubelman, używający pseudonimu „Jemielian Jarosławski”, którego polskim odpowiednikiem był profesor Jan Woleński, który tak naprawdę nazywa się Hertrich i za komuny był działaczem Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli, a w ramach transformacji ustrojowej wylądował w Zakonie Synów Przymierza, który zrzesza osobników posiadających „tożsamość żydowską” . Okazuje się, ze historia zatacza koło i że teraz, kiedy rewolucja komunistyczna ponownie wkracza w etap surowości, w jej awangardzie tradycyjnie mamy żydokomunę, która w charakterze mięsa armatniego posługuje się również sodomitami, byle tylko doprowadzić do rozkładu organicznych więzi społecznych i historyczne narody europejskie przerobić na kompost Historii, który użyźni izraelskie pardesy.
Naczelnik Państwa jest mściwy, ale ja nie dam się zarżnąć w ciszy!
Felieton wideo: Stanisław Michalkiewicz nie tylko o działaniach operacyjnych, podjętych przez polskie służby przeciw niemu, także o podsumowaniu minionych wyborów do Parlamentu Europejskiego, o straszliwym konflikcie zastępczym - o panią Klepacką, o publicznych breweriach na miarę niegdysiejszego sowieckiego pisma "Bezbożnik", o programie Platformy Obywatelskiej decentralizacji Polski zgodnym z niemieckim programem dla Polski zmiany ustroju naszego państwa i o tym, kto może głosować na PO w jesiennych wyborach i o szykowanej dla niego zemście ze strony rządu "dobrej zmiany" za ujawnienie notatki z rozmów polskiego MSZ-u z Departamentem Stanu USA na temat roszczeń żydowskich organizacji Przemysłu Holokaustu wobec Polski:
© Stanisław Michalkiewicz
5-9 czerwca 2019
www.Michalkiewicz.pl / www.YouTube.com / www.MagnaPolonia.org
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
5-9 czerwca 2019
www.Michalkiewicz.pl / www.YouTube.com / www.MagnaPolonia.org
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des
Wideo © asmeredakcja / www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz