Przez godzinę przed rozpoczęciem spotkania i przez pół godziny po podanym w zaproszeniu terminie jego rozpoczęcia sala przypominała rozdeptane mrowisko.
Spoceni panowie w garniturach co chwila przesadzali z miejsca na miejsce zebranych już gości i miotali się, ustawiając w różnych konfiguracjach stołki i kamery. Pana Semkę przesadzano chyba z pięć razy, co graniczyło wręcz z sadyzmem, wreszcie jakaś pani w bardziej niż średnim wieku spadła wraz z krzesłem z podium, co trochę otrzeźwiło organizatorów.
To paradoks, że ludzie którzy nie potrafią rozstawić przed spotkaniem krzeseł ani punktualnie zacząć tego spotkania chcą naprawić Polskę. Jeden z funkcyjnych, zapytany przeze mnie o której spotkanie wreszcie się zacznie, odpowiedział dowcipnie, że „jak się już zacznie to się pani na pewno zorientuje”. Przypomniało mi to przeżycia z podróży po Rosji w czasach ZSRS. Dyżurny ruchu kolejowego pytany kiedy wreszcie będzie spóźniony pociąg odpowiadał nieodmiennie „jak przyjedzie to będzie”. To symptomy zupełnie innej cywilizacji niż ta, do której nieustannie aspirujemy i nie pomogą gorliwie wywieszane w sali flagi UE.
Choć byłam formalnie zaproszona, uważam, że wbiłam się na to spotkanie jak Piłat w Credo i poniosłam tego konsekwencje. Sądziłam, że odnajdę profesjonalną atmosferę seminariów akademickich, albo przynajmniej atmosferę latających uniwersytetów z czasów Solidarności, tymczasem trafiłam na coś pomiędzy prywatką u Marioli, weselem w Bronowicach i promocją perfum dla aktorek trzeciej ligi. Ludzie zbijali się w grupki, machali do siebie rękami, brakowało tylko „ścianki” pod którą mogliby prezentować kreacje.
Atmosfera zmieniła się gdy przemówił premier Morawiecki. Słuchałam jego wystąpienia z przyjemnością i ulgą. Ulgą, bo mówił naprawdę dobrze, bo oczywiście miał rację. Uświadomiłam sobie jednak, że z przyjemnością słucham tego, co sama mówiłam i pisałam 25 lat temu. A mianowicie: że kapitał ma narodowość, że neoliberalizm jest taką samą szkodliwą i niebezpieczną utopią jak socjalizm, że podatek liniowy jest niekorzystny przede wszystkim dla klasy średniej, że kraje Europy środkowo wschodniej w ramach konsensusu waszyngtońskiego zostały zręcznie skolonizowane i ta kolonizacja zaciążyła negatywnie na ich rozwoju gospodarczym i społecznym. Nie ma sensu powtarzać tych wielokrotnie formułowanych tez, łatwo je odnaleźć w wielu niezależnych publikacjach z tego okresu. Można powiedzieć, że – jak to mówią górale – szanowny pan premier znalazł siekierę pod ławą.
Szkoda, że te zwrotnice są przestawiane tak późno. Znamienne jest, że panom profesorom dochodzenie do prawd oczywistych dla przysłowiowej „baby z siatą”, za którą się uważam, zajęło aż 30 lat. Rewolta zwana słusznie populistyczną, która obejmuje teraz większość krajów, ma dokładnie takie tło. Oto zwykli ludzie przestali wierzyć w autorytety, przestali ufać politykom i naukowcom, przestali wstydzić się swoich poglądów, uwalniają się z kagańca politycznej poprawności. Kataklizm II Wojny Światowej zmiótł z powierzchni Ziemi dawne elity. Jeżeli nawet uchowały się jak w Anglii, zdegenerowane i miotane bulwarowymi skandalami, przestały odgrywać rolę opiniotwórczą, przestały być wzorcem, obrońcą społeczności i organizatorem jej życia. Dwór królewski to obecnie tylko jedna z atrakcji turystycznych Wielkiej Brytanii, a perypetie romansowe członków rodziny królewskiej są zwykłą rozrywką dla kucharek.
XXI wiek, pomimo lawinowego rozwoju technologii medycznych i informatycznych, charakteryzuje upadek autorytetu nauki i naukowców szczególnie w krajach Europy Środkowo Wschodniej, gdzie przez długie lata komunistycznej niewoli naukowcy byli na usługach systemu, a przynależność do elity rozumieli jako prawo do luksusowej konsumpcji będącej wypłatą za służbę reżimowi. Paroksyzmy światopoglądowe tej elity nie interesują już społeczeństwa, przestało wierzyć w jej przywódczą rolę. To samo dotyczy elit krajów zachodnich, w szczególności Francji, która poddała się swojej słabości, swemu feblikowi do lewactwa jak zdegenerowany arystokrata który dał się ponieść namiętności do kurtyzany. Ruch żółtych kamizelek to protest francuskiego społeczeństwa, którego nie interesują aberracje i słabostki ludzi uważających się za intelektualną elitę kraju. Ta elita nie ma roli kulturotwórczej, nie wykształciła żadnych koncepcji życia społecznego, hołdując swoim słabostkom dopuszcza do burzenia pomników kultury chrześcijańskiej na której ufundowana została Europa, nie dając nic w zamian. Dopuszcza również do rosnącego rozwarstwienia społecznego, sprzecznego ze szczytnymi zasadami równości, wolności i braterstwa, które głosi. Ta elita, podobnie jak nasze postkomunistyczne elity, nie jest zdolna do wydania z siebie czegoś więcej niż żałosne kwiki odsuwanych od koryta i przywilejów.
Inaczej mówiąc – żeby przestawić zwrotnice potrzebna jest siła działająca w określonym kierunku i zwrocie. Szarpanie zwrotnic w różne strony nic nie da. Aby narzucić kierunek ludzkim działaniom potrzebny jest autorytet. Nie może to być autorytet samozwańczy ani narzucony. W życiu społecznym potężną siłę sprawczą mają oczywiście przemoc i pieniądze, gdyż ludzi można zastraszyć i przekupić, co skutecznie praktykowały dwudziestowieczne totalitarne reżimy. Nie uchroniło ich to jednak od upadku.
Panowie profesorowie, przy swoich bezspornych naukowych zasługach, muszą przekonać i porwać do działania zwykłych ludzi.
© Izabela Brodacka Falzmann
18 maja 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
18 maja 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji / za: www.wszystkoconajwazniejsze.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz