Nie wiem, jak głęboko podzieli się nasze tutaj środowisko, ale mam nadzieję, że wszystko powoli zacznie się znów zrastać po wyborach jesiennych. Ja to spokojnie przeczekam, albowiem nie opieram swojej władzy na charyzmatach bardzo widocznych, a przez to omija mnie wielu aspirujących szaleńców, mogących narobić kłopotów prawdziwych. No a poza tym nie jestem sam w tym swoim dziele. Stąd mój spokój i pewność siebie. Mówiło się tu ostatnio o ludziach ideowych i wśród nich wymieniono Grzegorza Brauna właśnie, a prócz niego jeszcze Kaję Godek. Kaja Godek jest osobą, której wszyscy współczują i wręcz biegną do niej, chcąc zaoferować natychmiastową pomoc. Ja, przyznam, jestem dość ostrożny wobec takich postaw i takich emanacji emocji o lekko podwyższonej temperaturze. Wynika to wprost z moich, dość tragicznych doświadczeń z dzieciństwa, obfitujących w obserwacje o jakich się Jackowi Santorskiemu nie śniło. W skrócie da się to określić tak – uważaj z tym okazywaniem współczucia, żeby się potem nie okazało, że jesteś zamknięty w klatce. Ktoś zalinkował tu tekst dotyczący wypowiedzi pani Godek na temat podwyższenia wieku nieletnich do 16 roku życia. Otóż według niej przegłosowanie takiej opcji spowoduje, że wzrośnie ilość aborcji albowiem 16 latka, która zajdzie w ciążę z 17 latkiem będzie mogła go oskarżyć o pedofilię, a dziecko, pardon, wyskrobać. To jest ciekawy sposób myślenia, jeśli wziąć pod uwagę, że kwestię tę wygłasza matka. I nie ma tu doprawdy znaczenia, że pani Godek jest matką dziecka z zespołem Downa. Możliwość – czysto teoretyczna usunięcia ciąży – stoi na przeszkodzie zaostrzeniu przepisów dotyczących karania pedofilów. Mnie to zainteresowało z tego względu, że kiedy na przykład lewica domaga się legalnej aborcji w przypadku gwałtu, obrońcy życia wołają, że to skandal. Ja jestem za delegalizacją aborcji co łatwo sprawdzić przeglądając te dokumenty, która organizacja pani Godek kazała podpisywać pod kościołami. Podpisywałem ze sześć razy. Dlaczego więc, kiedy rząd domaga się zaostrzenia przepisów dotyczących pedofilii pani Godek wyciąga sprawę aborcji – czysto teoretyczną, bo zakładam, że kiedy ludzie w wieku-16-17 lat uprawiają seks, nie myślą potem o tym, by się wzajemnie oskarżać, a jeśli już idą do sądu, to raczej po to, by zalegalizować związek. W przypadku kiedy mamy do czynienia z ciążą rzecz jasna. W mojej ocenie dobro dzieci, także tych nienarodzonych, jest tu jedynie zasłoną dymną, która ma utrzymać właściwą temperaturę emocji pomiędzy nową partią a rządem. Z tym bowiem należy się nie zgadzać, bo tylko totalne zaprzeczanie temu co proponuje rząd, daje jakąś szansę na punkty procentowe. Można się oczywiście ze mną nie zgadzać. Można powiedzieć – ty świnio, ta kobieta ma niepełnosprawne dziecko. Znam mnóstwo ludzi mających niepełnosprawne dzieci i widząc ich, patrząc na to poświęcenie, które jest ich udziałem, postanowiłem kiedyś, że będę się modlił tak po prostu, nie prosząc Pana Boga o nic. Uważam bowiem, że jestem aż nadto szczęśliwy i skarżenie się na cokolwiek, albo domaganie się czegokolwiek, byłoby poważnym nadużyciem. Jeśli by do rozumowania pani Godek zastosować logikę, na którą przecież nie ma w nim miejsca, jeśliby ją jednak zastosować i przyjąć za oś jej rozważań dobro nienarodzonych dzieci (a tego właśnie domaga się pani Godek), można by postawić postulat obniżenia wieku nieletnich. Na przykład do lat dziewięciu, jak się tego domagają niektórzy imamowie. Wtedy nie byłoby problemu z aborcją, bo małe dziewczynki byłby legalnie wydawane za mąż za starszych mężczyzn, a ci już by przypilnowali, żeby do żadnych aborcji nie doszło. Po co w ogóle zostawiać ludziom jakąś swobodę? Nie ma to sensu, albowiem generuje ryzyko aborcyjne. Ja już nie będę wracał do tematu aborcji, bo to jest działka toyaha, który zna lekarzy ginekologów i wielokrotnie ich tu cytował. Zaciekawiłem się jednak tym co też może robić Kaja Godek, matka dotkniętego zespołem Downa dziecka. Nie powiem, byłem zaskoczony. Otóż pani Kaja, absolwentka anglistyki, jest członkiem zarządu PZL-WZM, spółki, jak najbardziej, skarbu państwa. Po odkryciu powyższego od razu przypomniałem sobie zasadę, którą poznałem w dzieciństwie – wystrzegaj się okazywania współczucia, albowiem może się okazać, że jest to pułapka. Jak to się, przepraszam, robi, żeby po anglistyce zostać członkiem zarządu wielkiego zakładu, produkującego skomplikowane części do aut? Ja nie wiem, ale może Wam coś w głowie zaświta.
W jaki sposób tworzą się światy alternatywne i jakimi prawami się one rządzą? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy przenieść się do dawnych czasów, czyli do lat ciemnej komuny i zastanowić się jak odbywała się w owych czasach komunikacja międzyludzka. Otóż ona się w zasadzie nie odbywała. Życie społeczne przypominało ciąg kolizji indywidualnych i grupowych, a względna stabilizacja następowała jedynie wtedy kiedy wypito już dużo wódki i nikt nie miał siły wyskakiwać z mordą, albo z pięściami, telewizor zaś grał na cały regulator, informując proletariuszy o kolejnych sukcesach przodującego ustroju. Tak naprawdę bowiem komunikacja odbywała się pomiędzy obywatelem a telewizją państwową lub radiem Wolna Europa. Inne niż pochodzące z tych źródeł komunikaty nie miały najmniejszego znaczenia i traktowane były jak folklor, bajdurzenie, albo niebezpieczne fantazje. Jako dziecko sklasyfikowany zostałem, jako niebezpieczny fantasta. Ponieważ jednak nie widać było, bym posiadał jakieś szczególne charyzmaty, nie zastosowano wobec mnie drastycznych środków wychowawczych i coś tam mogłem utargować. Nie to co chciałem, co prawda, ale też nie pozwoliłem się wepchnąć w to czego z całą pewnością nie chciałem. Rzecz zaś dotyczyła przyszłości i kariery. Komunikacja pomiędzy dorosłymi, jeśli nie dotyczyła tragicznych relacji międzyludzkich, w zasadzie we wszystkich zakresach i grupach społecznych, patologicznych, służyła opisaniu przyszłości dzieci. Ta zaś musiała być pewna. No, a cóż mogło dawać większą pewność niż instytucje państwowe oraz wykształcenie techniczne? Dla ludzi takich jak moi rodzice i tysiące innych rodziców, najważniejsze było, by ich dzieci poszły „na państwowe” albo zdobyły wykształcenie techniczne. I ja takie zdobyłem, ale go nie pogłębiałem. Intuicja bowiem, której słucham często, ale nie zawsze podpowiedziała mi coś innego. Nie będę teraz pisał o swoich przygodach, ale o odwracaniu uwagi dużych grup ludzi, a także o tym, że zmiany istotne przebiegają właściwie zawsze poza naszymi horyzontami. Dobrze jest więc umieć je wyczuć. Ludzie żyjący w komunie, zaczęli w pewnym momencie wierzyć w komunę. Istotne zaś informacje i symptomy zmian długofalowych zbywali wzruszeniem ramion. Ja pierwszy komunikacyjny szok przeżyłem w chwili kiedy mój kolega pożyczył ode mnie kilka ksiąg przygód Tytusa, Romka i A’Tomka, a następnie odbił je na ksero, jedynym ksero w mieście, być może w województwie, stojącym w jakimś tajemniczym miejscu na terenie jednostki wojskowej. Pomyślałem wtedy, że nic już nie będzie takie samo, ale przecież wszystkich konsekwencji powielania informacji przewidzieć nie umiałem. Ludzie starsi zaś ciągle mówili to samo – musisz zdobyć zawód i iść na państwowe. W Dęblinie był nawet taki napis na murze przy ul Towarowej – z kolejo, jeszcze nikt nie wygrał. Napis ten miał potwierdzać słuszność rozumowania 90 procent populacji. Przyszłość pokazała, że było to rozumowanie błędne. Ludzie bowiem żyjący w komunie wierzyli w masę i w masę inwestowali. Nie rozumieli technologii, choć im ona imponowała. Gdyby dziś nawet powiedzieć komuś, że kluczem do przyszłości była komunikacja, czyli język i technologie, może by i uwierzył, ale tak jakoś nie do końca. Najtrudniej bowiem uwierzyć w to, że człowiek sam żyje w rzeczywistości alternatywnej, eksperymentalnej i w istocie fikcyjnej. Podobnie jest dzisiaj, ale zanim przejdziemy do omówienia realiów naszej współczesności, trzeba zadać pytanie – czy w komunie nie było nikogo kto kolportowałby i produkował informacje istotne tu i teraz? Oczywiście, byli tacy ludzie, w mojej ocenie byli nimi złodzieje. Oni zawsze wiedzieli gdzie jest coś wartościowego, gdzie leżą -pozornie nikomu niepotrzebne opony, albo inne ważne dla życia przedmioty. Z komunikacją był też ten kłopot, że w zasadzie żaden komunikat, nie pochodzący z mediów (rodzimych czy zagranicznych, nie ważne), albo nie potwierdzony przez milicję, nie miał znaczenia. Nawet jeśli był bardzo prawdziwy i bardzo atrakcyjny. Komuna unieważniała informacje produkowane przez jej poddanych, one były niesłyszalne. Wiedzieli o tym dobrze ludzie tacy jak Adam Michnik i dlatego co jakiś czas można było widzieć jak milicja znęca się nad Michnikiem, co miało ten wymiar, że uwiarygadniało komunikaty przez Michnika produkowane. Działanie tego mechanizmu obowiązuje do dziś, dlatego władza, stara się nie zauważać konkurencji, jeśli bowiem ją zauważy to tak, jakby wręczyła jej uwierzytelnienie.
Ponieważ jednak władza lokalna, nie ma dziś, w epoce globalnego rynku komunikacji i treści aż tak wielkiego znaczenia jak kiedyś, my tutaj możemy spokojnie egzystować. Możemy egzystować także dlatego, że nie wybieramy się do polityki. To duży komfort, albowiem nie musimy się czaić z naszymi poglądami i nie musimy nikogo kokietować, nawet jeśli ten ktoś wywołuje w nas ogromne współczucie, albo szczery, patriotyczny entuzjazm. Nie musimy tym emocjom ulegać. Nas tutaj interesuje zachowanie tego status quo, które mamy, albowiem ono daje nam możliwość funkcjonowania na dogodnych zasadach i spokojnego zastanawiania się, jakie też zmiany przyjdą do naszego alternatywnego świata hen, hen zza horyzontu. Inaczej jest z ludźmi, którzy aspirują do władzy. Oni muszą montować prowokacje i bardzo się pilnować, by głoszone przez nich tezy nie pokryły się z programem władzy. Jeśli ktoś jest jawną opozycją, może pieprzyć trzy po trzy i tak się wyróżni. Inaczej jest kiedy dwie partie usiłują zagospodarować ten sam obszar emocji i jeszcze do tego zrobić to za pomocą, prostych bardzo i nielicznych w dodatku formuł. Robi się ambaras i przymus stosowania podstępu. Ja nie jestem przeciwnikiem podstępów, ale muszę wiedzieć po co mam je stosować i dla jakich korzyści mam zastawiać na ludzi pułapkę. To istotne, albowiem nie możemy nigdy zapominać, że żyjemy w rzeczywistości alternatywnej i nie wiadomo co wyłoni się zza horyzontu i jak to wpłynie na ocenę naszej postawy. Być może tragicznie źle. I co wtedy?
Wróćmy do Kai Godek, ona z całą pewnością wiedziała, jak wygląda rzeczywistość rzeczywista i dlatego właśnie jest dziś tam gdzie jest. Pytanie istotne brzmi – czy ona jest skłonna podzielić się tą wiedzą z nami? Przypuszczam, że nie. Jej bowiem i osobom jej podobnym nie zależy na tym, by emitować komunikaty prawdziwe, powszechnie ważne i atrakcyjne. Ona aspiruje do władzy i dlatego musi emitować komunikaty, które podwyższają temperaturę emocji i absorbują całą uwagę odbiorcy. Całą podkreślam, to znaczy, że nie ma już, po ich wysłuchaniu, ani w głowie, ani w sercu, miejsca na nic innego. To są komunikaty kreujące podziały polityczne i całe alternatywne światy. Najgorsze co można zrobić to próbować unieważnić znaczenie takiego komunikatu. O tym zaś, przekonamy się niebawem czytając komentarze pod tym tekstem.
Na razie. Przypominam o terminie wpłat za Kliczków – 28 maja oraz o portalu www.prawygornyrog.pl
Ilustracja © Jakub Szymczuk / Foto Gość / za: www.info.wiara.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz