OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Festiwal krzywoprzysięstwa? Rozstawiamy figury

Festiwal krzywoprzysięstwa?


        Pan prezydent zwołał pierwsze posiedzenie nowego Sejmu na 12 listopada, kiedy to zaraz uniesieniach z okazji rocznicy odzyskania niepodległości, nastąpi bolesny powrót do rzeczywistości. Nawiasem mówiąc, ta rocznica ma charakter umowny, bo proklamowanie niepodległości przez Polskę w 1918 roku nastąpiło 7 października, a nie 11 listopada. 7 października 1918 roku niepodległość Polski proklamowała Rada Regencyjna podstawie 13 punktu katalogu amerykańskich celów wojennych, sformułowanych przez prezydenta Wilsona, a kilka dni później przejęła od niemieckich okupantów władzę wojskową. 11 listopada Rada Regencyjna przekazała tę władzę wojskową przybyłem dzień wcześniej z więzienia w Magdeburgu Józefowi Piłsudskiemu, a kilka dni później – całą pozostała władzę.
Co to znaczy, że „przekazała władzę”?
Ano to, że przekazała państwo, to znaczy – aparat administracyjny, aparat skarbowy, policję i siły zbrojne – które wcześniej zorganizowała. Tymczasem to nie członkowie tej Rady, w osobach księcia Zdzisława Lubomirskiego, kardynała Aleksandra Kakowskiego i Józefa Ostrowskiego, założyciela Stronnictwa Polityki Realnej uważani są za twórców niepodległości Polski, tylko Józef Piłsudski, a przyczyną tej legendy (legenda jest elegancką nazwą kłamstwa historycznego) jest kult jego osoby, krzewiony przez piłsudczyków, podobny do kultu Kukuńka, krzewionego przez „lewicę laicką”, czyli dawnych stalinowców, którzy zostali demokratami, czy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, krzewionego przez brata, Jarosława. Tymczasem Józef Piłsudski przyszedł, jak to się mówi, „na gotowe”.

        Ale mniejsza z tym, bo przecież ważniejszy od tamtej legendy jest bolesny powrót do rzeczywistości, z jaką będzie się musiał nowy Sejm skonfrontować. Będą to skutki amerykańskiej ustawy nr 447 JUST, o której podczas kampanii wyborczej zgodnie milczał zarówno obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, jak i obóz zdrady i zaprzaństwa, będzie to ustawa budżetowa na przyszły rok, wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i wiele innych spraw, które przyniesie przyszłość. Zabim jednak to nastąpi, posłowie nowego Sejmu będą musieli złożyć ślubowanie pod rygorem utraty mandatu. Rota tego ślubowania brzmi następująco: „Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej.” Ciekawe, czy to ślubowanie przejdzie przez gardło Wielce Czcigodnej Klaudii Jachirze, która całkiem niedawno dała wyraz swego stosunku do „Ojczyzny” lansując hasło „bób, humus i włoszczyzna”. Nie jestem pewien, czy Wielce Czcigodna jest w stanie zrozumieć, co będzie ślubowała i obawiam się, że potraktuje tę czynność jako kolejne jajcarstwo, dzięki któremu zaskarbiła sobie popularność ponad 6 tysięcy półgłówków, którzy na nią w ostatnich wyborach zagłosowali. Ponieważ ja nie jestem posłem, to nie muszę udawać, że tych półgłówków darzę jakimś szacunkiem. Na szacunek bowiem trzeba sobie zasłużyć, a trudno uznać za zasługę wysuwanie na stanowisko prawodawcy narodu osoby, której – jak uważam – brakuje wszystkiego oprócz tupetu. Wielce Czcigodna Klaudia Jachira z pewnością to ślubowanie złoży, ale czy przypadkiem nie dopuści się wtedy czegoś w rodzaju krzywoprzysięstwa?

        Niestety ani ona jedna, ani nawet ona pierwsza. Uważam bowiem, że krzywoprzysięstwa dopuścił się i to nawet dwukrotnie pan Aleksander Kwaśniewski. Złożył on bowiem przysięgę prezydencką, której rota zawiera uroczyste zobowiązanie strzeżenia i to w dodatku „niezłomnego” godności Narodu. Tymczasem 10 lipca 2001 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski, co prawda w formie osobliwej, bo w formie przeprosin „za Jedwabne”, przyłączył się do oskarżania tego „Narodu” o zbrodnie, które postanowiły przypisać mu organizacje przemysłu holokaustu w przekonaniu, że przyprawienie narodowi polskiemu odrażającego wizerunku narodu morderców ułatwi przekonanie opinii międzynarodowej do przyzwolenia, by z Polakami zrobiono porządek, bo w przeciwnym razie ZNOWU zrobią coś okropnego. Trudno chyba pogodzić uroczystą obietnicę niezłomnego strzeżenia godności narodu z oskarżaniem tego narodu o niepopełnione zbrodnie. Jeśli zatem nawet Aleksander Kwaśniewski składał przysięgę prezydencką nie zdając sobie sprawy, do czego się zobowiązuje, to będąc już prezydentem, a więc dużym chłopczykiem, przysięgę tę w sposób oczywisty złamał. Jak wiele innych rzeczy, uszło mu to płazem, bo dygnitarze wyznaczeni do pilnowania praworządności w naszym bantustanie najwyraźniej „nie wiedzieli, co mu zrobić”, podobnie jak ci Murzyni, co to na pustyni złapali grubasa. Nie wiedzieli co mu zrobić… no, mniejsza z tym.

        Niestety ta bezkarność zachęciła do podobnego postępku kolejnego prezydenta Bronisława Komorowskiego, który w liście skierowanym 10 lipca 2011 roku do uczestników skromniejszej już tym razem uroczystości w Jedwabnem, dał wyraz przekonaniu, że „naród polski” powinien przyzwyczaić się do myśli, że był również „sprawcą”. Już nawet nie współsprawcą – o co był oskarżany dziesięć lat wcześniej, tylko sprawcą samodzielnym. Cóż mogłoby bardziej udelektować wrogów narodu polskiego, którzy nawet nie kierują się jakimś emocjonalnym do niego stosunkiem, a tylko mają do zrobienia interes, który ma taką specyfikę, że wymaga przyprawienia polskiemu narodowi wspomnianego odrażającego wizerunku narodu morderców, w dodatku – samodzielnych?

        No i wreszcie pozostali posłowie, zwłaszcza ci, którzy mają już staż parlamentarny. Kiedy obejmowali swoje mandaty w poprzednich kadencjach, to ślubowali, ze będą „strzec suwerenności”. Tymczasem Polska od 2009 roku, kiedy to wszedł w życie traktat lizboński, utraciła ogromny kawał suwerenności. Najwyraźniej nikomu nie udało się tej suwerenności ustrzec, być może dlatego, że nikt się o to specjalnie nie starał? Rzeczywiście z tą suwerennością są same zgryzoty; trzeba jej bronić i w ogóle, co może doprowadzić do narażenia się albo ościennym potencjom, albo wpływowym środowiskom, podczas gdy w przeciwnym razie można sobie spokojnie żyć aż do naturalnej śmierci. Kiedy zatem będziemy w rządowej telewizji oglądać ceremonię zaprzysiężenia nowego Sejmu, postawmy sobie pytanie, ilu krzywoprzysięzców tym razem nasz parlament liczy i do czego to lekceważenie przysięgi może doprowadzić.

        Ta sytuacja może bowiem przypominać wydarzenia z wieku XVIII, kiedy to przed zwołaniem sejmu rozbiorowego, posłowie przysięgli na Trójcę Świętą, że nie oddadzą zaborcom „ani cząsteczki” terytorium Rzeczypospolitej. Toteż mieli skrupuły, które rozwiał biskup inflancki Józef Kossakowski, targowiczanin, który wytłumaczył im, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo przecież tym razem nie chodzi o żadne „cząsteczki”, tylko o potężne kawały terytorium Rzeczypospolitej, o których ta uroczysta przysięga w ogóle nie wspominała.



Rozstawiamy figury


        Wybory nie przyniosły zdecydowanego rozstrzygnięcia politycznej wojny, toteż będzie ona kontynuowana przez następne cztery lata, prawdopodobnie z coraz większym wykorzystywaniem instytucji Unii Europejskiej, ale jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość utrzymało w Sejmie nieznaczną większość, toteż będą kontynuowane również rządy „dobrej zmiany”. Wprawdzie PiS wygrało wybory, to znaczy – uzyskało najlepszy wynik – ale nie powiększyło swego stanu posiadania w Sejmie, a w Senacie nawet utraciło większość. W tej sytuacji Senat mógłby stosować wobec rządu obstrukcję, to znaczy – przetrzymywanie każdej ustawy przez dopuszczalne 30 dni, a w ostatnim dniu – wprowadzać poprawki, na przykład w takiej postaci, że wszystkie przepisy ustawy przyjmowałyby całkiem inne brzmienie. Ta obstrukcja byłaby uciążliwa, ale niezbyt groźna, bo rządowa większość już następnego dnia mogłaby te poprawki odrzucić. Mimo to z punktu widzenia PiS odzyskanie większości w Senacie byłoby wskazane, toteż prawdopodobnie podejmie on próbę wyłuskiwania pojedynczych senatorów – bo opozycja nie dysponuje tam własną większością, bo ma tyle samo głosów (48) co i PiS, ale swoje poparcie obiecali jej trzej senatorowi „niezależni”. W Sejmie na początku kadencji żadnych „niezależnych” posłów nie ma, bo zgodnie z ordynacją wyborczą nie mieliby się z czego wziąć, ale pod koniec kadencji jest ich zazwyczaj tylu, że można z nich skompletować całkiem spory klub. Tak też może być w przypadku senatorów: panie senatorze, nie poparłby pan rządu? No poparłbym, ale co z tego bym miał? A co by pan chciał mieć? - i w ten sposób większość w Senacie mogłaby zostać odzyskana.

        Gorsza sytuacja może pojawić się już za siedem miesięcy, kiedy to odbędą się wybory prezydenckie. Według znaków na niebie i ziemi, do tych wyborów stanie pan prezydent Duda, a obóz zdrady i zaprzaństwa wystawi panią Małgorzatę Kidawę-Błońską, chyba, że Nasza Złota Pani postanowi co innego i na przykład nastręczy Polsce Donalda Tuska w którym sobie wszak upodobała. Pani Małgorzata uzyskała w Warszawie ponad 400 tysięcy głosów, co może nawet ją samą przekonać do wystawienia swojej kandydatury. Co więcej – może nawet wygrać, zwłaszcza, że już wkrótce sekretarz Stanu USA przedstawi Kongresowi raport, jak to Polska wykonuje żydowskie roszczenia majątkowe, a Kongres zacznie obmyślać jakieś środki dopingujące. Tego już dłużej ukrywać się nie da, toteż rząd PiS, który przez ostatnie dwa lata nie tylko skwapliwie korzystał z okazji, by siedzieć cicho, ale ukrywał to zagrożenie przed opinią publiczną, może zacząć gwałtownie tracić na popularności. W takiej sytuacji przegrana prezydenta Dudy wcale nie jest taka nieprawdopodobna, chyba, że pierwszorzędni fachowcy zabraliby się jeszcze raz za Platformę Obywatelską. Nie musi to być specjalnie trudne, bo Platforma Obywatelska jest największym przegranym tych wyborów, uzyskując rezultat znacznie niższy od oczekiwań. Tedy już pojawiły się tam zwiastuny nadchodzącej dintojry, w następstwie której partia ta może paść ofiarą postępującej erozji. Wtedy część Umiłowanych Przywódców przeszłaby stamtąd do kierowanej przez SLD lewicy, by gzić się tam z sodomitami, część mógłby skorumpować PiS, a nieliczni, którzy mają niewygasły sentyment wolnorynkowy, mogliby przejść nawet do Konfederacji. Wtedy oczywiście szanse prezydenta Dudy na reelekcję nieco by wzrosły, bo w przeciwnym razie, to znaczy – w razie jego przegranej, rząd mógłby zostać całkowicie zablokowany. PiS nie ma bowiem większości wymaganej do odrzucenia weta prezydenta (276 głosów), więc jeśli prezydent byłby związany z obozem zdrady i zaprzaństwa, to na jakąkolwiek litość, a nawet kierowanie się racją stanu liczyć by nie było można. W tej sytuacji rządowi już nie wystarczyłoby korumpowanie pojedynczych posłów, tylko gwoli odzyskania swobody ruchów musiałby rozejrzeć się za wsparciem koalicyjnym. Jedynym kandydatem na takiego koalicjanta jest Polskie Stronnictwo Ludowe, ale sęk w tym, że dysponuje ono zaledwie 30 mandatami, a więc jeśli by nawet do takiej koalicji doszło, to PiS ze swoimi 235 mandatami i PSL ze swoimi 30-ma jeszcze by wymaganej większości nie osiągnęły. O przychylności lewicy z frakcją sodomitów nie ma co nawet marzyć, więc poza pojedynczymi elektronami PiS musiałby umizgać się do Konfederacji.

        Konfederacja, której wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici odmawiali jakichkolwiek szans, wprowadziła jednak do Sejmu 11 posłów, dzięki którym rząd mógłby odzyskać zdolność odrzucania weta prezydenta. Ale dla Konfederacji wejście w koalicję z PiS i PSL byłoby pocałunkiem śmierci. Co w tej sytuacji mogłaby ona zrobić?

        Posłużę się przykładem z 1993 roku, kiedy to w Sejmie pojawił się wniosek o wotum nieufności wobec rządu panny Suchockiej. Koalicja Unii Demokratycznej i KLD nie miała większości, toteż pan poseł Andrzej Potocki próbował skaptować dla rządu wszystkich, kogo tylko się da i skierował swoje kroki również do UPR, która miała wówczas czterech posłów. Janusz Korwin-Mikke nie chciał o żadnym popieraniu rządu słyszeć, ale będąc przypadkowo tam obecny, poradziłem, żeby koalicji postawić dwa warunki. Po pierwsze – żeby poparła wniosek o zmniejszenie stawki VAT z 22 do 7 procent, a po drugie – by przeforsowała ustawę o restytucji mienia, czyli ustawę reprywatyzacyjną. Takie też warunki UPR przedstawiła, ale po 5 godzinach poseł Potocki wrócił z informacją, że zostały one odrzucone. W tej sytuacji czterech posłów UPR następnego dnia głosowało przeciwko rządowi, który w rezultacie upadł jednym głosem, więc te cztery mogły go uratować. Nawiasem mówiąc, okazało się, że „drogi Bronisław” w ogóle nie poinformował swego koalicjanta o tych warunkach. Najwyraźniej wolał poświęcić rząd, niż zmniejszyć podatek, a zwłaszcza – doprowadzić do restytucji mienia Polakom. Czy już wtedy wiedział, że Żydzi zażądają od Polski haraczu, a w tej sytuacji zwrot mienia obywatelom polskim rzeczywiście nie byłby wskazany? Tak czy owak, tak się to skończyło, ale ten przykład pokazuje, że w sytuacjach dynamicznych nawet niewielkie ugrupowania mogą uzyskać wpływ na kształtowanie polityki państwa. Gdyby więc rządowi zależało na odrzuceniu weta prezydenta wobec jakiejś ustawy, to Konfederacja mogłaby uzależnić swoje poparcie na przykład od przeforsowania przez rządową lub koalicyjną większość, jeśli już nie likwidacji podatku dochodowego, to przynajmniej wydatnego podniesienia kwoty wolnej od podatku i w ten sposób, krok po kroku, doprowadzić do jego zniesienia. Jak bowiem pisał Stanisław Lem - „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie.”

        No i wreszcie lewica, czyli SLD z sodomitami. Po nieobecności wróciła ona do Sejmu jako trzecia siła, dysponująca tam 49 mandatami, uzyskanymi – wiele na to wskazuje – dzięki dyskretnemu wsparciu ze strony Naczelnika Państwa, który w ten sposób chciał osłabić swego głównego przeciwnika czyli Platformę z satelitami. I to się udało; lewica zabrała Platformie cały wiatr z żagli, przelicytowując ją nie tylko w demagogii socjalnej, ale i w demagogii obyczajowej. W rezultacie PO nie potrafiła już przedstawić jakiegokolwiek pomysłu na państwo, ograniczając się do jałowego i schematycznego „anty-PiS-u”. W tej sytuacji poparcie dla tego ugrupowania można wytłumaczyć tylko onieprzytomnieniem jego wyborców, którzy wprawdzie demonstrują zadowolenie ze swego rozumu, ale tak naprawdę przez ostatnie cztery lata zostali emocjonalnie rozhuśtani i najwyraźniej jeszcze z tego oszołomienia się nie ocknęli. Jako wirtuoz intrygi, Jarosław Kaczyński, wcale nie musi być niezadowolony z sukcesu lewicy, bo na tym tle będzie miał ułatwione zadanie prezentowania PiS jako zapory przed komuną i sodomitami, dzięki czemu może liczyć na wsparcie ze strony konserwatywnej części opinii publicznej i duchowieństwa. Inna rzecz, że Jarosław Kaczyński, wprawdzie wirtuoz intrygi, bardzo często potyka się na koniec o własne nogi i bardzo możliwe, że jego taktyka otworzyła drogę do powrotu komuny do władzy.

        Na razie jednak, mimo zakończenia wyborów, kontynuowana jest negatywna propaganda nie przeciwko lewicy, tylko przeciwko Konfederacji. Ostatnio pani Krystyna Kurczab-Redlich oświadczyła, że do Sejmu weszła partia „jawnie prorosyjska”. Warto przypomnieć, kto to mówi. Pani Krystyna w 1978 roku została zarejestrowana jako tajny współpracownik SB o pseudonimie „Violetta”, a w roku 1982 został przejęta przez starych kiejkutów i wcale bym się nie zdziwił, gdyby nadal była przez nich zadaniowana. Najwyraźniej starym kiejkutom nie zależy na zmianie modelu państwa, no bo również w interesie ich zagranicznych mocodawców, do których przewerbowały się w drugiej połowie lat 80-tych, a te zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii - żeby w Polsce powstał zalążek jakiejkolwiek siły, więc teraz ćwierkają z takiego klucza.


© Stanisław Michalkiewicz
20 października 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © DeS / Archiwum ITP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2