Sądy łamią konstytucję
Od pewnego czasu, to znaczy – od kiedy rząd „dobrej zmiany” spróbował przejść na ręczne sterowanie sądami, w Unii Europejskiej rozpętała się kampania na rzecz „przywrócenia” praworządności w Polsce. Ta kampania jest oczywiście elementem niemieckich starań o przywrócenie swoich wpływów w Polsce, utraconych na skutek ponownego przejęcia kurateli nad naszym nieszczęśliwym krajem przez Stany Zjednoczone.O żadnym bowiem „przywróceniu” praworządności mowy być nie może, bo nie można „przywrócić” tego, czego nie było. A nie było – o czym świadczą choćby sprawozdania komisji sejmowych, badających aferę Amber Gold i aferę reprywatyzacyjną w Warszawie. W obydwu raportach konkluzja jest ta sama: organy państwowe nie działały prawidłowo. To zresztą było wiadome od samego początku, bo ani jedna, ani druga komisja nie odpowiedziała na pytanie – dlaczego nie działały prawidłowo? Najwyraźniej ktoś musiał nakazać im działanie nieprawidłowe i to w dodatku – nie byle kto, tylko ktoś taki, kogo „organy państwowe”, wśród nich przede wszystkim niezawisłe sądy, słuchają bez zastrzeżeń. Myślę, że to są tajne służby, które przez ostatnie 30 lat wprowadziły do wymiaru sprawiedliwości, to znaczy – do prokuratur i sądów – swoich konfidentów, którzy doskonale pamiętają, komu i czemu zawdzieczają swoją pozycję społeczną i materialną i są dyspozycyjni i karni, bez względu na to, czy bezpieczniacka wataha, która ich zwerbowała i uplasowała, funkcjonuje pod dawną nazwą, czy już pod nową.
Toteż konieczną operacją na rzecz zaprowadzenia praworządności jest wyeliminowanie agentury z prokuratury i sądownictwa, bo jeśli wśród sędziów mamy tajnych współpracowników bezpieczniackich watah, to nie ma oczywiście mowy ani o żadnej „niezawisłości”, ani o praworządności. Pierwszym krokiem na drodze wyeliminowania tej agentury, jest jej ujawnienie. Ponieważ chodzi o konfidentów zwerbowanych już w „wolnej Polsce”, ustawa lustracyjna ich nie obejmuje. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak podjęcie żmudnego sprawdzania wszystkich indywidualnych przypadków. Jedynym sposobem jest wymuszanie na niezawisłych sądach zapewnienia gwarancji do niezawisłego i bezstronnego sądu, jaka wynika z art. 45 konstytucji. Toteż niektórzy obywatele mający akurat do czynienia z sądami, próbują to robić, ale natrafiają na opór ze strony sądów, które najwyraźniej za nic sobie mają konstytucję i wypływające z niej gwarancje.
Z taką właśnie sytuacją zetknęła się pani Małgorzata C., która 20 sierpnia br. złożyła do Sądu Okręgowego w Krakowie w sprawie o sygnaturze akt: II CA 1467/18 wniosek o odroczenie rozprawy do czasu dostarczenia udokumentowanej informacji, czy członkowie składu sędziowskiego badającego sprawę o tej sygnaturze byli albo są aktualnie tajnymi współpracownikami SB, UOP, ABW, WSI, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, CBA, CBŚ i Policji Skarbowej. W odpowiedzi na ten wniosek wiceprezes Sądu Okręgowego w Krakowie pan sędzia Paweł Styrna 25 września br. napisał, że „Tut. Sąd nie posiada informacji, aby wymienieni w Pani piśmie sędziowie byli w przeszłości lub są obecnie tajnymi współpracownikami wskazanych agencji państwowych. W celu uzyskania lub potwierdzenia informacji należy zwrócić się bezpośrednio do wymienionych w piśmie służb i urzędów”. Krótko mówiąc, udzielił pani Małgorzacie C. odpowiedzi wymijającej: jak chcesz, to sobie sama sprawdź.
Takie potraktowanie wniosku jest oczywistym złamaniem art. 45 konstytucji, ustanawiającego gwarancję do bezstronnego i niezawisłego sądu i to nie tylko dla obywateli, ale dla „każdego”. Przepis ten wyraźnie wskazuje, że to Rzeczpospolita Polska ma „każdemu” zapewnić taką gwarancję, a nie każdy ma sobie zagwarantować to prawo na własną rękę. Rzeczpospolita Polska – a więc jej organy, do których należy również Sąd Okręgowy w Krakowie. Zatem odsyłając panią Małgorzatę C. do tych agencji i urzędów, żeby sama takie informacje zdobyła, ostentacyjnie zlekceważył swoje obowiązki, wynikające ze wspomnianego artykułu konstytucji.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że do konstytucji wpisuje się rozmaite dyrdymały, żeby było ładniej, ale skoro w obronie praworządności z konstytucją na czele odbyły się aż dwa kongresy sędziów polskich – nawiasem mówiąc, trochę dziwne, bo o ile mi wiadomo, w środowisku nie odbyły się żadne wybory delegatów, a więc uczestniczył w nich każdy, kto chciał, albo – kto musiał – no to jednak wypadałoby zachować przynajmniej pozory dbałości o te patetyczne konstytucyjne gwarancje, a nie ostentacyjnie przechodzić nad nimi do porządku dziennego w sytuacji, gdy obywatel postanowił potraktować je poważnie.
Wprawdzie, o ile mi wiadomo, nie są ustanowione żadne procedury umożliwiające sprawdzanie, czy sędziowie nie byli lub nie są konfidentami obecnie działających tajnych służb, ale zgodnie z art. 8 ust. 2 konstytucji, jej przepisy można stosować bezpośrednio. W takim razie, ponieważ obowiązek dostarczenia takich gwarancji spoczywa na Rzeczypospolitej Polskiej i jej organach, to sądy powinny znaleźć sposób, by takie udokumentowane informacje uzyskać i przekazać je zainteresowanemu obywatelowi, który prowadząc sprawę sądową, ma w otrzymaniu takich informacji oczywisty interes prawny. Myślę też, ze wymigiwanie się od tego obowiązku może stanowić podstawę do złożenia wniosku o wyłączenie sędziów, albo nawet – całego Sądu. Skoro bowiem wykręca się on od obowiązku wynikającego z konstytucji, to to jest bardzo podejrzana sprawa.
Wojciech Sumliński musi współpracować z bezpieczniakami. I nie ma w tym nic złego!
Stanisław Michalkiewicz wypowiada się na temat teorii szwedzkiego profesora Magnusa Söderlunda, który proponuje, jako środek do walki ze zmianami klimatu, jedzenie ludzkiego mięsa.
Pan Stanisław odpowiada także na pytania widzów swojego kanału. Mówi co sądzi o zmianach klimatu, polityce Stanów Zjednoczonych w Europie, opowiada o spotkaniach z doktorem Targalskim i wyjaśnia dlaczego nie występuje w Telewizji Trwam. Wypowiada się także na temat spolszczonych nazwisk żydowskich i Wojciechu Sumlińskim, który, jego zdaniem, jak każdy dziennikarz śledczy w Polsce, musi współpracować z bezpieczniakami.
To nie „edukacja”, tylko demoralizacja
Pan Adam Bodnar piastuje operetkową posadę rzecznika praw obywatelskich. Ta posada jest oczywiście zbędna, bo w normalnych państwach od ochrony praw obywatelskich są sądy i prokuratura – ale nasz nieszczęśliwy kraj, podobnie jak wszystkie inne nieszczęśliwe kraje, normalnym państwem nie jest, w związku z czym tworzone są takie atrapy, a następnie – obsadzane darmozjadami. Gdyby to były tylko darmozjady, to jeszcze pół biedy – ale to są darmozjady ambitne, albo, co gorsza – uczciwe w tym sensie, ze jak już biorą pieniądze, to chciałyby usprawiedliwić to jakimiś działaniami. I to właśnie jest najgorsze, bo te działania przynoszą największe szkody i generują największe koszty. W dodatku obecnie przez Amerykę Północną i Europę, a przynajmniej – przez jej część, przewala się komunistyczna rewolucja. Jest ona prowadzona nie według strategii bolszewickiej, która składała się z gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, masowego terroru i masowego duraczenia. Aktualna strategia kładzie nacisk na masowe duraczenie, wspierane narzędziami terroru, a zmiana stosunków własnościowych nastąpi sama, na samym końcu, jako uwieńczenie komunistycznej rewolucji. Ta strategia ma również to do siebie, że rewolucja nie jest prowadzona wbrew istniejącym instytucjom, ale z ich aktywnym wykorzystaniem.
Jest to rezultatem zalecanego przez Antoniego Gramsciego długiego marszu przez instytucje, które w ciągu ostatnich 50 lat zostały całkowicie opanowane przez komunistów, a obecnie, po 30-letnim okresie pieriedyszki, jaki nastąpił po tak zwanym „obaleniu komunizmu”, to znaczy – ostatecznym odejściu od strategii bolszewickiej – wchodzimy w etap surowości, w którym instytucje coraz częściej uciekają się do tresowania społeczeństw przy pomocy narzędzi terroru. Stosowanie tych narzędzi wymaga stworzenia przynajmniej pozorów uzasadnienia, że nie służą one żadnej tresurze, tylko wprowadzeniu Równości. Przewidział to przed laty Janusz Szpotański, pisząc w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”:
By mogła zapanować Równość,trzeba wpierw wszystkich wdeptać w gówno.By człowiek był człowieka bratem,trzeba go wpierw przećwiczyć batem.Toteż obecnie mamy do czynienia nie tylko z piętnowaniem, ale i coraz częstszym karaniem tzw. mowy nienawiści, a więc wszelkich wypowiedzi, które nie podobają się promotorom komunistycznej rewolucji. Nieszczęście polega również na tym, że – na co nalegał Gramsci – duraczenie rozpoczyna się od uzyskania przez komunę panowania nad językiem mówionym. I to się właśnie dokonuje na naszych oczach – gdy tłumienie wolności słowa komuniści nazywają „zwalczaniem mowy nienawiści”, a tresowani w ten sposób ludzie bezmyślnie te sformułowania powtarzają doprowadzając się w ten sposób do psychicznej bezbronności wobec rewolucyjnej operacji na ich świadomości.
Podobnym wynalazkiem semantycznym jest „edukacja seksualna”. W ramach tej „edukacji” w państwowych szkołach komuna organizuje tzw. „tęczowe piątki”, służące – czego nikt nawet nie stara się specjalnie ukrywać – propagowaniu zboczeń seksualnych w postaci sodomii i gomorii. Ciekawe, że przez cztery lata rządów „dobrej zmiany”, które dysponowały przecież możliwościami całego państwa, państwo okazało się bezbronne wobec protektorów sodomitów i nie tylko nie postawiło bariery propagowaniu zboczeń płciowych, ale można było nawet odnieść wrażenie, że dyskretnie tę propagandę wspiera. Nie da się bowiem ukryć, że policja nie tylko pieczołowicie ochraniała „marsze równości”, czyli przedsięwzięcia służące ostentacyjnemu propagowaniu sodomii i gomorii, ale z wielką surowością traktowała wszystkich, którzy tej propagandzie próbowali się przeciwstawić. Bez przyzwolenia rządu, a w szczególności – bez przyzwolenia Naczelnika Państwa byłoby to niemożliwe. Jaki zatem interes ma Naczelnik Państwa w pozwalaniu na propagowanie zboczeń płciowych? Myślę, że taki, iż dzięki coraz wyraźniejszym objawom sodomickiej ofensywy, łatwiej mu przekonywać nie tylko swoich wyznawców, ale niewyrobioną politycznie część duchowieństwa, ze jego partia jest ostatnim szańcem obrony Polski przed tą plagą i dzięki temu zapewnić sobie polityczne poparcie bez żadnego wysiłku, a nawet bez żadnych zobowiązań ze swojej strony. W rezultacie Polska i nasze społeczeństwo może za polityczne panowanie PiS zapłacić wysoką cenę.
Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku prawdopodobnych skutków amerykańskiej ustawy 447 JUST. Kiedy już rząd nie mógł milczeć po ujawnieniu notatki z rozmów pana Tomasza Yazdgerdiego z panem ambasadorem Jackiem Chodorowiczem (nawiasem mówiąc, łobuzeria z TVP musiała ostatnio dostać rozkaz, by zaprzeczać samemu istnieniu tej notatki), to Naczelnik Państwa oświadczył, że Polska nic nie zapłaci. Ale Naczelnik formalnie jest prostym posłem, którego deklaracje wiecowe w żadnym stopniu państwa polskiego nie wiążą, a kiedy 19 lipca br. Sejm głosował nad ustawą „antyroszczeniową”, to została ona obalona właśnie głosami posłów Prawa i Sprawiedliwości, podczas gdy obóz zdrady i zaprzaństwa wstrzymał się od głosu.
No a teraz pan Adam Bodnar sztorcuje kuratorów, że owszem – mogą kontrolować szkoły, ale nie wolno im zakazywać tęczowych piątków – bo uczniowie mają prawo do edukacji. Wprawdzie są jeszcze więksi szkodnicy od pana Adama Bodnara, ale i on dokłada swoją cegiełkę do komunistycznego łajdactwa. Przy okazji trzeba zwrócić uwagę na to, że strategia komunistyczna jest bardzo dobrze przemyślana i rozłożona na etapy. Najpierw przyzwyczajono społeczeństwo, że propagowanie zboczeń płciowych jest rodzajem „edukacji”, a kiedy nawet jej przeciwnicy, na przykład Janusz Korwin-Mikke, używają tego podręcznego określenia, przychodzi pan Adam Bodnar i swoje sztorcowanie kuratorów uzasadnia „prawem uczniów do edukacji”.
Przechodzi w ten sposób do porządku nad ustanowionymi w art. 53 ust. 3 konstytucji gwarancjami dla rodziców, że „mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego zgodnie ze swoimi przekonaniami”. Swoimi - a nie dajmy na to, przekonaniami ministra edukacji, pani Anji Rubik czy innych osób. Tymczasem na podstawie obowiązku szkolnego cudze dzieci, nawet bez informowania rodziców, są zmuszane do udziału w seansach sodomii i gomorii. Nie są to wprawdzie praktyki o charakterze religijnym, ale z racji umieszczenia sodomii i gomorii na sztandarach komunistycznej rewolucji, zboczenia te zyskują status quasi-religijny, bo oparty na wierze, wbrew oczywistym faktom i życiowemu doświadczeniu, że sodomia i gomoria są normalnymi zachowaniami seksualnymi. Narusza to art. 53 ust 6 konstytucji stanowiący, że nikt – również pod pozorem „edukacji” nie może być zmuszany do uczestniczenia w praktykach religijnych, nawet jeśli polegają one na klasówkach z masturbacji, którą pan Adam Bodnar najwyraźniej musiał sobie z jakichś zagadkowych powodów szczególnie upodobać.
Jeżeli podobają Ci się materiały publicystów portalu Prawy.pl wesprzyj budowę Europejskiego Centrum Pomocy Rodzinie im. św. Jana Pawła II poprzez dokonanie wpłaty na konto Fundacji SOS Obrony Poczętego Życia: 32 1140 1010 0000 4777 8600 1001. Pomóż leczyć ciężko chore dzieci.
Banki dla „faszystów”
Apetyt wzrasta w miarę jedzenia, a chleb bodzie. Kiedyś lichwiarze po prostu pożyczali głupim gojom na procent, zgodnie z poleceniem, jakiego jeszcze w głębokiej starożytności udzielił im Stwórca Wszechświata: „będziesz pożyczał innym narodom, a sam od nikogo nie będziesz pożyczał. Będziesz panował nad innymi narodami, a one nad tobą nie zapanują”. Ciekawe, jaki interes miał Stwórca Wszechświata w tym, żeby lichwiarze zapanowali nad „innymi narodami”? Jakiś jednak musiał mieć, skoro udzielił lichwiarzom takiej rady – o ile oczywiście nie jest to fantazja jakiegoś lichwiarskiego szowinisty. Tak czy owak - tajemnica to wielka, a w każdym razie taka była do niedawna. Wydawało się bowiem, że lichwiarze, co to robią w finansach, nie mają innych ambicji, jak ciułać srebrnik do srebrnika, by pożyczać jeszcze więcej na jeszcze większy procent, dzięki czemu mogliby mieć jeszcze więcej srebrników, które mogliby pożyczać większej liczbie głupich gojów na jeszcze większy procent, aż wreszcie doprowadziliby do sytuacji, w których głupie goje tak by się zadłużyły, że na podstawie wyroków niezawisłych sądów można by ich zlicytować i w ten sposób uchwycić panowanie nad światem. Oczywiście taka tendencja budzi reakcje odwrotne, czemu jeszcze w Średniowieczu dał wyraz pewien niemiecki książę mówiąc, że „Żydzi są jak gąbka. Jak już dobrze nasiąkną, to my ich wyciskamy”. Oczywiście ten książę się mylił, przypisując taką skłonność tylko Żydom, chociaż niepodobna im jej odmówić – ale widocznie ich przykład podziałał zaraźliwie, w związku z czym lichwiarstwem zaczęły zajmować się też głupie goje. A goje – jak to goje; samo lichwiarstwo szybko przestało im wystarczać i zapragnęły zmieniać świat.
Dlaczego ludzie chcą zmieniać świat? Tajemnica to wielka, ale najwyraźniej wydaje im się, że urządziliby go lepiej, niż uczynił to Stwórca Wszechświata. Wprawdzie jak dotąd żaden człowiek żadnego Wszechświata nie stworzył, ale to wcale nie powstrzymuje rozmaitych ambicjonerów od podejmowania prób. Nic dobrego z tego nie wynika i taka na przykład próba ulepszenia świata poprzez wprowadzenie komunizmu doprowadziła do zagłady co najmniej 100 milionów ludzi. Jest to liczba, wobec której rytualne 6 milionów ofiar holokaustu wydaje się jakimś chałupnictwem. Inna sprawa, że – jak zauważyli starożytni Rzymianie – omnia principia parva sunt, co się wykłada, że wszelkie początki są skromne, więc następna próba poprawiania świata z pewnością doprowadzi do jeszcze bardziej imponujących rezultatów. Zwracam na to uwagę głupim gojom, że socjalizm nawet Żydom się nie udał, bo w końcu zaczęli być wyciskani, a w takim razie co może czekać współczesnych amatorów poprawiania świata, jak już ich pragnienia zostaną spełnione?
Nie ma żadnego powodu, by im współczuć; ostatecznie będą mieli to, czego chcieli, chociaż z drugiej strony chyba sami nie do końca wiedzą, czego naprawdę chcą. Na przykład taka pani Maria Peszek, która wyśpiewuje różne pioseneczki, dała niedawno wyraz przekonaniu, że ludzi jest za dużo. Może to prawda – ale w takim razie dlaczego się nie powiesiła? Na co jeszcze czeka, podobnie jak inni radykalni amatorzy poprawiania świata? Taki np. pan prof. Ehrlich, 80-letni starowina, też uważa, ze trzeba by ludność świata zredukować najwyżej do miliarda, ale z tym przekonaniem dożył swojego wieku i wcale nie zamierza rozpocząć tej redukcji od siebie. Widocznie wszyscy oni uważają, że redukcja powinna rozpocząć się od kogoś innego – co jednak stawia przed ludzkością pytanie – od kogo?
Wspominam o tym wszystkim, bo naprawianie świata byłoby szalenie trudne, o ile w ogóle możliwe, bez szmalcu. Tymczasem szmalec jest u szmalcowników, to znaczy – u lichwiarzy. Otóż niektórzy lichwiarze poczuli w sobie wokację do naprawiania świata. Ale – jak słusznie przestrzega Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak” - „by można było ludzkość zbawić, trzeba się najpierw z nią rozprawić, bo tylko z morza krwi i męczarń narodzi się przecudna tęcza. By mogła zapanować równość, trzeba wpierw wszystkich wdeptać w gówno. By człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem”. W rezultacie, po etapie przekomarzań nastaje etap surowości, który charakteryzuje się przewagą celów nad środkami.
Toteż niektórzy amatorzy poprawiania świata, jak na przykład Daniel Schulman, który jest prezesem lichwiarskiej kompanii PayPal, postanowił okradać swoich klientów, którzy mu zaufali i mają na kontach tej kompanii swoje depozyty, jeśli tylko dojdzie do wniosku, że są oni „faszystami”. No a kto jest „faszystą”? To proste, jak budowa cepa. „Faszystą” jest ten, kto nam się nie podoba, na przykład z tego powodu, że nie chce ćwierkać z tego samego klucza, co my. Wprawdzie faszyzm polega na czym innym, co już dawno sformułował twórca tego kierunku politycznego Benito Mussolini w postaci spiżowej formuły: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu” - ale „antyfaszyści”, przeważnie zapatrzeni we własne, albo i cudze genitalia – ponieważ są przekonani, że płci jest co najmniej siedem, a może nawet – 77, zgodnie z tradycją hebrajską, która tej liczbie przypisuje tajemnicze znaczenie magiczne, najwyraźniej o tym nie wiedzą – zresztą wcale nie potrzebują. Definicja, że „faszyzmem” jest wszystko to, co aktualnie nie podoba się naczelnemu redaktorowi żydowskiej gazety dla Polaków w Warszawie, jest prosta, jak budowa cepa i nie wymaga żadnego wysiłku umysłowego.
Ale idioci mają to do siebie, że bywają szczerzy, zwłaszcza gdy pycha podpowiada im, że nic nie jest w stanie im zagrozić. Toteż pan Daniel Schulman, udzielając wywiadu „Gazecie Wyborczej”, wyznał, że „można zarabiać i być dobrym. Jedno drugiego nie wyklucza”. Może nie byłoby w tym nic osobliwego, gdyby nie okoliczność, że pan Schuman postanowił „być dobry”, to znaczy – świetnie zarabiać na okradaniu swoich klientów. Poinformował bowiem, że zablokował konta „prawicowym aktywistom”. „Zablokował konta,”, to znaczy - odmówił owym „aktywistom” wypłacenia na ich żądanie ich pieniędzy, lekkomyślnie powierzonych firmie PayPal w depozyt. Mówiąc wprost, próbuje tych „aktywistów” okradać i na tym „zarabiać”. Z podobnym podejściem spotkała się pewna moja znajoma, która podjęła się nauczania języka angielskiego w „szkole biznesu”. Kiedy zgłosiła się do właściciela o umówione wynagrodzenie, usłyszała, że „tu jest szkoła biznesu i właśnie otrzymała pierwszą lekcję” - i oczywiście nie dostała ani grosza. Pan Daniel Schulman najwyraźniej kombinuje w ten sam sposób, tylko swoje pragnienie zarabiania na okradaniu klientów drapuje w patetyczny kostium naprawiania świata – że w ten sposób jeśli nawet nie uwolni go od „faszystów” - bo na radykalizm w stylu Adolfa Hitlera być może jeszcze go nie stać – to przynajmniej ich zuboży, co może być pierwszym krokiem na drodze poprawiania świata.
Wprawdzie zwierza się pani Agacie Kozak, która w tej metodzie naprawiania świata nie znajduje niczego złego, bo wszak chodzi o „faszystów”, a nie, dajmy na to, o Żydów, którzy właśnie próbują rabować całe narody pod pretekstem „własności bezdziedzicznej”, twórczo rozwijając instrukcję Stwórcy Wszechświata, który safandulsko ograniczał się tylko do „pożyczek” - że „będziemy musieli zmierzyć się w sądzie z następstwem naszych decyzji o zablokowaniu kont” - ale chyba tylko tak się przekomarza. Kto by tam wdawał się w sądowe zmagania ze złotymi cielcami, którzy każdy sąd mogą sobie kupić i to wiele razy? „Widzi, że sąd – i skarży” - tak by trzeba było skomentować postępowanie takiego desperata. Myślę, że takiego głupka nie ma nawet w Ameryce, nie mówiąc już o naszym nieszczęśliwym kraju, którego władcy na samą myśl o wytoczeniu sprawy amerykańskiemu grandziarzowi splamiliby kalesony, a jeśli nawet nie – to grozę sytuacji natychmiast uświadomiłaby im pani Żorżeta, która w swoim czasie przestrzegła tubylczych przywódców, że jeśli nie odczepią się od TVN, to popamiętają ruski miesiąc. Obawiam się, że w związku z tym nie ma co liczyć na instytucje naszego bantustanu, które – po pierwsze - mają za krótkie rączki, by dosięgnąć jakiegoś grandziarza zza oceanu, a po drugie – dyć to Nasz Najważniejszy Sojusznik, któremu lepiej się nie sprzeciwiać nawet w takich sprawach.
Co upadło, to przepadło, toteż ja natychmiast rezygnuję z usług grandziarskiej firmy PayPal, pamiętając, że jeśli ktoś pragnie przyjaźnić się ze wszystkimi, to prędzej, czy później wpadnie w złe towarzystwo, ot – choćby takiego pana Daniela Schulmana. Od takich ludzi i od takich przedsięwzięć każdy uczciwy i normalny człowiek powinien trzymać się z daleka. No dobrze – ale co w tej sytuacji mają zrobić obywatele, których żydowska gazeta dla Polaków nieubłaganym palcem wskazała panu Schumanowi jako „faszystów”? Z uczestnictwa w obrocie finansowym zrezygnować nie mogą, a zresztą nie powinni – bo przecież idiosynkrazje amerykańskich złotych cielców takim powodem być nie mogą. W tej sytuacji będą musieli skorzystać z usług innych instytucji finansowych, na przykład arabskich, albo chińskich, którym rząd naszego bantustanu powinien usunąć z drogi wszystkie kłody. Nie mówię, żeby ich futrował milionami, jak to było w przypadku banku JP Morgan, któremu premier Mateusz Morawiecki lekką ręką dał 20 milionów złotych, ale przynajmniej żeby funkcjonowały na równych prawach. Nie mówię, żeby przyznać im przywilej blokowania kont syjonistów – skoro już dopuszczone są represje za poglądy polityczne. Niech tam syjoniści śpią spokojnie bez konieczności wyjeżdżania do Syjamu – ale jakaś symetria powinna być. W przeciwnym razie „faszyści” na których parol zagnie jeśli nie „Gazeta Wyborcza”, to pani Domańska zostaną trwale ograniczeni w prawach, co niewątpliwie przysporzyłoby zgryzoty bezsilnemu w takich sytuacjach panu Adamowi Bodnarowi, piastującemu operetkową posadę „rzecznika praw obywatelskich”.
Niezależnie od tego trudno oddzielić inicjatywę pana Daniela Schulmana od przygotowań do rabunku Polski przez żydowskie organizacje przemysłu holokaustu. Bardzo możliwe, że pan Daniel oczyszcza im przedpole, blokując „faszystom” i „nienawistnikom” finansowe możliwości działania tak, żeby żydowska okupacja Polski nie spotkała się z żadnym głosem protestu.
© Stanisław Michalkiewicz
27-30 października 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
27-30 października 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl / www.Prawy.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja i media © Stanisław Michalkiewicz / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz