„…A wtedy roztrzaskał mi nos, bez żadnego powodu. Krew mieszała się ze łzami i kapała mi na koszulkę, gdy prosiłem go by przestał mnie bić, ale w jego oczach widziałem jedynie nienawiść. On już wtedy nie widział we mnie człowieka. Patrzył na mnie tym samym wzrokiem, którym patrzyli naziści z NSDAP na Żydów – a wszystko dlatego, że trzymałem swojego chłopaka za rękę…”W rzeczywistości nigdy nie było żadnego poszkodowanego homoseksualisty, ani agresywnego jegomościa, który bezlitośnie by go bił.
Rzeczywistość jednak zdaniem marksistów jest relatywna i płynna, a zatem powyższy cytat może stać się opisem prawdziwej historii, nie dlatego, że miała ona faktyczne miejsce, ale tylko dlatego, że wpłynie na prawdziwą rzeczywistość. A taki przekaz medialny bez wątpienia zrobiłby furorę w kręgach czytelników Krytyki Politycznej czy naszej ulubionej GW. Te kręgi z kolei, niczym fale na morzu, rozeszłyby się po kolejnych kręgach osób, ich znajomych i rodzin, by koniec końców dotrzeć również i do ludzi, którzy na tyle cenią swoją godność, by nie zniżać się po taki szmatławiec, nawet po to by wyrzucić go do kosza. W ten sposób starzy i młodzi, wykształceni i niewykształceni, kobiety i mężczyźni, zostaliby zainfekowani nie tylko dezinformacją, ale na ich światopoglądzie zostałby wykonany gwałt. Czemu gwałt? – mógłby zapytać jakiś sceptyk. Otóż gwałt zachodzi wówczas, gdy ktoś przemocą i wbrew woli ofiary wpływa na jej osobę. Powyższa historia bez wątpienia nie zadaje pytania czy chcemy zostać zmanipulowani, nie zadaje też pytania czy chcemy zostać zindoktrynowani oraz czy chcemy by nasz światopogląd uległ nieznacznemu skrzywieniu w stronę marksistowskiej wizji świata – zatem na pewno operuje na naszym umyśle wbrew naszej woli. Ponadto atakuje nas przemocą, ponieważ jako zwykli zjadacze chleba nie jesteśmy przygotowani do obrony przed ideologiczną propagandą, więc każdy cios trafia prosto w mózg, bo większość z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, że w codziennym życiu, musimy nieustannie trzymać wysoko uniesioną gardę i nie tracić czujności.
Nie od dziś wiadomo, że szeroko pojęta prawica jest w sferze retorycznej w ciągłej defensywie. Każdy człowiek, który nie chce zostać społecznym pariasem musi ważyć słowa i czujnie rozglądać się na boki, czy gdzieś nie czai się oskarżenie o antysemityzm, homofobię, rasizm, czy nietolerancję. I większość ze zwykłych Kowalskich nie robi tego z powodu tchórzostwa (a może nie tylko?), ale z powodu perspektywy zniszczonego życia. Dla dorosłego i zdrowego człowieka bowiem w życiu doczesnym najważniejszym priorytetem powinno być założenie rodziny i wychowanie potomstwa, a nie sposób tego zrobić, gdy trafimy na łamy wyborczej z łatką faszysty i homofoba. Jeszcze nie tak odległy dniu dzisiejszemu przykład zwolnienia pracownika z IKEI dobitnie pokazuje, że nawet państwo jest bezsilne w tej wojnie ideologicznej, gdzie korporacje mogą za zasłoną wewnętrznych regulaminów stosować zasady tolerancji represywnej. Jeżeli zwolniony pracownik byłby głową rodziny i jej źródłem utrzymania, to w momencie utraty pracy stanąłby w sytuacji, w której od jego zaradności zależy nie tylko los jego samego, ale także jego rodziny. W takiej sytuacji zawsze ważniejszym priorytetem od obrony swoich upodobań jest bezpieczeństwo egzystencji rodziny. Mimo ryzyka, że w tak postawionej sytuacji „głowy rodziny” mogą uważać się za zwolnione z obowiązku bronienia swoich poglądów, to jednak jest to jedyne zdrowe podejście do tego dylematu.
Kolejnym przejawem wojny ideologicznej, który był szczególnie widoczny w dużych miastach był „pride month”, w którym wielkie międzynarodowe korporacje opowiadały się jasno i czytelnie po określonej stronie sporu politycznego. LinkedIn – popularny portal społecznościowy na którym można znaleźć pracę spłynął tęczową zgnilizną i loga większości ogromnych korporacji przybrały tęczowe barwy. Ogromny kapitał, ogromne biurowce i ogromne rzesze wykształconych ludzi w ten sposób stanęły po stronie zmarksizowanego światopoglądu, wykluczając z rekrutacji wszystkich tubylców przywiązanych do swojej kultury. W ten sposób prawa doboru naturalnego i ekonomii wolnego rynku dyskryminują Polaków przywiązanych do tradycyjnego kanonu wartości, często odbierając im możliwość znalezienia alternatywnego zatrudnienia. Poziom dyskomfortu jaki muszą odczuwać w takich organizacjach ludzie o tradycyjnych poglądach również musi mieć odbicie w jakości ich pracy, samopoczucia oraz pozycji w pracowniczej grupie. Prędzej czy później jedyna osoba w grupie, która nie wychwala „pride month” pod niebiosa, wzruszając się fake-newsami, jak ze wstępu do tego artykułu, będzie albo poddana ostracyzmowi i zwolniona, albo sama nie wytrzyma ostracyzmu i się zwolni. Czemu obóz tolerancji uważa, że ostracyzm jakiemu poddawany jest stereotypowy tradycjonalista jest mniej wart współczucia niż ostracyzm jakiemu poddawani są sodomici, przez normalną część społeczeństwa?
Prostą odpowiedzią byłaby teoria tolerancji represywnej, która głosi, że można nie tolerować, tylko nietolerancyjnych, a zatem teoria, która w zawiły sposób głosi, że wrogów można atakować, ale nas wrogowie atakować nie mogą. Cóż w tym dziwnego? – pytają marksiści. W końcu w ich interesie jest, by ich wrogowie nie mogli wykonać skutecznego ataku. I tutaj stajemy w punkcie obecnej rzeczywistości, który jest dla mnie najbardziej przerażający. Jako społeczeństwo okazaliśmy się być tak głupi, że wobec tego mechanizmu stoimy bezbronni. Nasza walka ideologiczna przypomina rozpaczliwą szamotaninę w bagnie. Możemy albo powoli tonąć w tej propagandzie i milczeć gdy coś nam się nie podoba, by ruchami nie przyspieszyć utonięcia w brei, albo próbować wściekle machać rękoma i nogami, by wyrwać się z matni – wówczas jednak ta jeszcze szybciej nas pochłonie. Cóż zatem mamy robić, skoro i tak źle, i tak niedobrze?
Zrozumieć przeciwnika. Marksiści już dawno zrozumieli wielką moc słów oraz to, że walczą przeciwko całemu systemowi. Od początku zdawali sobie sprawę, że przeciw sobie mają nie tylko całą wartościową część uczciwie pracującego społeczeństwa, ale także szkoły, instytucje państwowe, sztukę, kulturę i wszystko co piękne, prawdziwe i dobre w człowieku. Takiej walki nie można wygrać walcząc według reguł honorowej walki. Wobec tego marksiści zastosowali metodę walki znaną z Aikido i „Sztuki walki” Sun Tzu – wykorzystali siłę przeciwnika przeciw niemu samemu. I tak w przestrzeni makrospołecznej możemy spostrzec, że dziś kultura niszczy kulturę, sztuka stanowi karykaturę tego co piękne, instytucje państwowe są w rękach bezprawnych łajdaków (a na pewno są nimi wypełnione po brzegi), uniwersytety promują ideologię marksistowską we wszystkich możliwych katedrach, a na forum publicznym mówi się o wprowadzaniu „edukacji seksualnej” do szkół. Cała potęga naszej cywilizacji została skierowana na autodestrukcję, a jej tryby zostały ustawione na powolny rozwój i stopniowe usprawnianie metod tej destrukcji.
Niestety ze smutkiem stwierdziłem, że i na poziomie mikrospołecznym i indywidualnym nie potrafimy skutecznie działać na polu walki ideologicznej. Obserwując doniesienia z Białegostoku miałem mieszane uczucia, bo z jednej strony sam chętnie stanąłbym w jednej linii z tymi kibicami i ludźmi z środowisk narodowych, a z drugiej strony widziałem, jak dużo obóz tolerancyjnych zyskał na tej aferze. Po wyszukania hasła w Goolge i przeczytaniu pierwszych 5 artykułów na temat zdarzeń w Białymstoku byłbym przekonany o tym, że istotnie w Polsce są jacyś faszyści, którzy nie śpią, bo w nocy urządzają łowy na biednych gejów, a później taplają się w ich flakach i wieszają skalpy na ścianach, obok kibicowskich szalików. Czyli co? Mieliśmy stać bezczynnie i pozwolić im na sianie swojej propagandy? – zapyta mnie jeden z uczestników zdarzeń. Oczywiście, nie możemy pozostać bierni, ale nasi liderzy muszą wykonywać ruchy rozważnie, by nasze twarze nie stały się pożywką dla GW do szerzenia propagandy, bo wówczas nasz sprzeciw odnosi skutek odwrotny do zamierzonego, a zatem stajemy się… pożytecznymi idiotami.
Mechanizm wykorzystania siły przeciwnika jest wykorzystywany przez marksistów w sposób jak najbardziej dosłowny. Profanacja obrazu Matki Boskiej budzi u nas ogromne emocje i daje marksistom dużą szansę na to, że ktoś urażony takim widokiem zastosuje siłę fizyczną, by bronić swoich świętości. I tutaj jest moment w którym marksiści plują w twarz całej naszej cywilizacji i rechoczą, aż im się trzęsą podwójne podbródki. Bowiem im większej siły fizycznej użyłby ktoś by odebrać i zniszczyć tą karykaturę i profanację wizerunku Matki Boskiej, tym więcej poparcia zyskają oni wśród społeczeństwa. Jeżeli z kolei nikt z nas nie będzie aktywnie bronił swoich poglądów, to prędzej czy później sami ulegniemy indoktrynacji i zaczniemy myśleć zgodnie z globalnym marksistowskim schematem myślowym.
Jak powinno się walczyć z marksistami? Mądrze. Należy pamiętać o tym, że każdy nasz bezpośredni atak trafi bezpośrednio w nas samych, przy pomocy narzędzi i instytucji naszej własnej kultury. Jedyną formą walki z marksistami, która może wyciągnąć nas z defensywy i pozwolić przejść do ofensywy jest unikanie ataków bezpośrednich, nieuleganie prowokacjom i jedynie udzielanie wsparcia wszystkim dewiantom i marksistom w ich drodze ku zatraceniu. Gdy tylko zaczną zbliżać się do totalnego upadku w swym człowieczeństwie, wówczas musimy tylko pokazać światu skutki życia zgodnego z marksistowską wizją świata.
© Jerzy Frodsom
16 sierpnia 2019
źródło publikacji: „Jerzy Frodsom: Na wojnie z LGBT”
www.kierunki.info.pl
16 sierpnia 2019
źródło publikacji: „Jerzy Frodsom: Na wojnie z LGBT”
www.kierunki.info.pl
Ilustracja © brak informacji / za: www.kierunki.info.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz