“Bo byłem głodny…”, czyli narodowe rozważania o bezdomności
Krakowski radny Łukasz Wantuch (Komitet Wyborców Jacka Majchrowskiego) zaproponował niedawno dwa kontrowersyjne projekty uchwał mające na celu wyeliminowanie problemu bezdomności w mieście.
Pierwszy z projektów zakłada zmianę regulaminu z krakowskich parków (Plant, parku Krakowskiego, parku Bednarskiego, parku Jordana oraz Błoń). Chodzi dokładnie o wprowadzenie zakazu rozdawania żywności bez zgody administratora, wykorzystywania ławek i innych urządzeń oraz terenów zielonych do spania, żebrania oraz wykonywania czynności fizjologicznych w miejscach publicznych.
Drugi projekt zakłada natomiast, iż bezdomni mieliby otrzymywać żywność tylko pod warunkiem wykonania pracy społecznej. Do przestrzegania tego przepisu zobowiązany byłby zarówno MOPs, jak i różnego rodzaju organizacje pozarządowe. Uderzyłby on między innymi w organizowaną od lat akcję “Zupa na plantach”.
Podkreślić należy, iż radny Wantuch wielokrotnie wypowiadał się o bezdomnych w sposób pogardliwy. Używał między innymi sformułowań “wyrzucić żuli z plant i Krakowa”. Kiedy natomiast jego projekty uchwał spotkały się z krytyką ze strony pozostałych radnych, umieścił on na Facebook’u cyniczny wpis, w którym zapraszał bezdomnych na posiłek do restauracji radcowskiej. Mieli być to bezdomni najbardziej “agresywni, pijani i śmierdzący”.
Co istotne, Wantuch ma świadomość, że bezdomności co do zasady się nie wybiera. W swoich wypowiedziach podkreślał, że osoby bezdomne to najczęściej osoby chore (w tym psychicznie), skrzywdzone przez życie czy bite i molestowane w dzieciństwie- “Nasz stosunek do nich jest probierzem humanitaryzmu i tym, kim jesteśmy, a dokładniej jakimi ludźmi jesteśmy.
Czy to jednak oznacza tolerancję dla wszystkiego i wszystkich? Co mamy zrobić, kiedy w lipcowym upale wsiada bezdomny do zatłoczonego autobusu? Śmierdzący uryną, wymiotami, w ubraniu, które zostawia ślad na siedzeniu? Mamy powiedzieć – “ecce homo” i po prostu odwrócić głowę? Czy taka osoba, nawet słaba, chora i skrzywdzona, ma prawo łamać wszelkie zasady tylko dlatego że jest bezdomna? Spać na Plantach, pić alkohol, biegać i krzyczeć bez podkoszulka, zaczepiać ludzi o pieniądze, zachowywać się agresywnie? Mamy uznać, że to jest norma, a my jesteśmy potworami, bo nie akceptujemy tego?”- tłumaczy Wantuch.
Oczywiście, nikt nie kwestionuje tego, że spostrzeżenia krakowskiego radnego są częściowo słuszne. Bycie “skrzywdzonym przez życie” nie daje nikomu prawa do agresywnych zachowań czy nachalnego żebrania i wydawania zdobytych w ten sposób pieniędzy na alkohol. Z drugiej jednak strony osoby bezdomne nie mają przecież monopolu na alkoholizm czy przemoc. Ba, nierzadko zdarza się, że posiadający nieskazitelną opinię prezes dużej firmy czas wolny spędza w knajpie, a po powrocie znęca się nad żoną i dziećmi. Wypowiedzi Wantucha powielają natomiast krzywdzące stereotypy, a jego poglądy na pomaganie mają charakter stricte liberalny. Kapitalizm i liberalizm uzależniają w końcu szacunek do człowieka od wykonywanej przez niego pracy.
Nie można rzecz jasna kwestionować tego, że kluczem do rozwiązania problemu bezdomności jest pomoc w znalezieniu pracy i umożliwienie normalnego funkcjonowania. Angażowanie osób bezdomnych w prace społeczne, za które otrzymywaliby oni żywność lub pieniądze również nie jest złym pomysłem. Od mieszkańców Krakowa usłyszeć można niekiedy stwierdzenia, że tutejsi bezdomni są takimi na własne życzenie, o pracę w Krakowie jest w końcu stosunkowo łatwo (w większości przypadków jest to co prawda praca nisko płatna, jednak pozwala ona zaspokoić przynajmniej najbardziej podstawowe potrzeby). Osoba bezdomna dla niektórych jest więc synonimem lenia, który ucieka przed pracą i chce żyć z owoców pracy cudzej. Czy tak jest w rzeczywistości? Spróbujmy przyjrzeć się bliżej przyczynom bezdomności.
Z ogólnopolskich badań przeprowadzonych w marcu bieżącego roku wynika, że wśród przyczyn bezdomności alkoholizm plasuje się dopiero na drugim miejscu (8479 badanych) Na pierwszym natomiast szeroko pojęty konflikt w rodzinie (9766). Trzecią w kolejności przyczyną jest eksmisja i wymeldowanie z mieszkania (7991), następnie rozpad związku (5580), zadłużenie (5110), bezrobocie (4619), zły stan zdrowia (3957), opuszczenie zakładu karnego (1649), przemoc domowa (1328), odejście lub śmierć rodzica/opiekuna (1288), i w końcu choroba psychiczna (1259). Oczywiście, przyczyny te bardzo często nakładają się na siebie. Jak widać w wielu przypadkach bezdomny stał się takim wbrew swojej woli i nie ze swojej winy. Ponadto nawet jeśli stał się nim “na własne życzenie” (nikt nie każe nikomu w końcu brać kredytów albo szukać pocieszenia w alkoholu), to nie daje nam to jeszcze prawa do wyciągania zbyt pochopnych wniosków i do operowania uproszczeniami. Bo co prawda nikt nie zmusza nikogo do brania kredytu, jednak potrafią zmusić do tego zbyt niskie zarobki. Nit nie zmusza nikogo do popadania w alkoholizm, ale alkoholizm nie bierze się znikąd. Nie można oczywiście usprawiedliwiać częstego zaglądania do kieliszka, jednak bardzo często wynosi się je z domu, gdzie uzależnieni byli rodzice, lub jest ono sposobem na poradzenie sobie z problemami, które wydają się być nie do rozwiązania.
Warto pamiętać, iż wśród przyczyn bezdomności wymienia się nie tylko przyczyny stricte ekonomiczne, ale również psychologiczne. Specjaliści mówią o tak zwanym osobowościowym syndromie bezdomności. Chodzi tu o przyjęcie pewnej życiowej filozofii- nadmiar problemów powoduje, że osoba bezdomna po prostu godzi się z zaistniałą sytuacją, traci motywację do zmian. Osoby przyjmujące taką postawę w wyciąganiu do nich pomocnej dłoni widzą niekiedy próbę ograniczenia ich wolności. Sytuacja staje się gorsza, jeśli dochodzi do niej uzależnienie od alkoholu, pobyt w noclegowni czy na Oddziale Leczenia Alkoholowych Zespołów Abstynencji wiąże się w końcu z całkowitym zakazem picia.
Podkreślić należy jednak, że z utratą domu nikt nie godzi się z dnia na dzień. Osoby bezdomne mówią, że pierwsze miesiące często wiążą się ze swego rodzaju niedowierzaniem. Bo każdy z nich wiedział, że bezdomni byli, są i będą, ale nie przypuszczali, że problem ten może dotknąć właśnie ich. Dla niektórych natomiast utrata domu jest jest swego rodzaju początkiem “odbicia się od dna”. I tak porzucony przez żonę alkoholik zdaje sobie nagle sprawę z tego, że bezpowrotnie stracił to, co najważniejsze- kochającą rodzinę. Zaniedbujący bliskich pracoholik decyduje się natomiast na rozwiązanie działalności gospodarczej, co w efekcie pozbawia go środków na życie, ale jednocześnie pozwala dostrzec popełnione wcześniej błędy. Podane tu przykłady tym bardziej powinny powstrzymać nas od zaprzestania operowania stereotypami oraz do wyciągnięcia pomocnej dłoni.
Radny Wantuch chciałby natomiast pozbyć się bezdomnych, ponieważ mają oni rzekomo psuć wizerunek miasta Krakowa. Nic dziwnego, współczesny człowiek tak często próbuje wymazać ze świadomości fakt, że na świecie istnieje bieda, choroby i związane z tym cierpienie. W pewnym sensie jednak prawdą jest, że bezdomni psują wizerunek Krakowa. Psują, bo są dowodem na to, że tutejsi radni zrobili zbyt mało, aby im pomóc. Nie można jednak zrzucać całej winy na radnych. Bo czy mieszkający w Krakowie pracownik korporacji i posiadacz drogiego samochodu w planowaniu wydatków pamięta jeszcze o ubogich i bezdomnych…?
Oczywiście, mamy prawo debatować o wadach i zaletach tak zwanej metody wędki i metody ryby. Nie ulega wątpliwości, iż dostarczanie bezdomnym żywności bez jednoczesnej pomocy w wyjściu z bezdomności mija się z celem. Pamiętajmy jednak, iż aby móc wyposażyć kogoś w „wędkę”, musimy niekiedy dostarczyć mu całą „ławicę ryb”. W przypadku osoby bezdomnej musimy pamiętać o tym w szczególności. Czy mamy moralne prawo nie podać bezdomnemu kromki chleba tylko dlatego, że nie wykazuje chęci pójścia do pracy? Oczywiście, każdy przypadek należy omawiać oddzielnie, jednak wspomniany tu brak chęci wynika często z ogromnego obciążenia psychicznego, który zmuszona jest dźwigać osoba bezdomna. Bo jak zostało już powiedziane: bezdomność to nie tylko problem społeczno- ekonomiczny, to również, a może przede wszystkim, problem psychologiczny.
Pamiętajmy, że jako katolicy mamy moralny obowiązek pamiętania o najuboższych. Na sądzie ostatecznym każdy z nas usłyszy od Chrystusa: „Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść” lub „Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść”. W kalendarzu liturgicznym na próżno szukać Świętego, który nie pamiętałby o jałmużnie. św. Antoni mawiał, iż „miłosierdzie wobec ubogich leczy trąd skąpstwa i czyni duszę piękną”. Z pomocą dla nędzarzy kojarzony jest chyba jednak najbardziej św. Brat Albert. Zakładał on przytuliska dla bezdomnych, a także domy dla sierot i kalek. Co istotne, nie tylko pomagał on ubogim, ale również mieszkał wraz z nimi, dzielił ich warunki życia.
Nie każdy może być drugim Bratem Albertem, w końcu jako osoby świeckie jesteśmy zobowiązani do wypełniania obowiązków stanu. Nie każdy może angażować się bezpośrednio w pracę z bezdomnymi, potrzeba do tego silnego charakteru, a niekiedy specjalistycznej wiedzy. Nie każdy może przeznaczać duże sumy na pomoc finansową dla bezdomnych, bo sami niekiedy ledwo wiążemy koniec z końcem. Każdy z nas może jednak wygospodarować chociażby symboliczną złotówkę na fundację wspierającą osoby bezdomne. Każdy z nas ma w domu niepotrzebne ubrania, które dla kogoś innego mogą okazać się niezbędne. I w końcu każdy z nas może pamiętać w modlitwie o osobach bezdomnych, a także o modlitwie w intencji „wielkich tego świata”, którzy poprzez wsparcie finansowe i wspaniałomyślność (prezesowi wielkiej firmy nie można zarzucić w końcu braku kreatywności) mogliby odmienić życie niejednego człowieka. Pamiętajmy: Wielka Polska ze śpiącym na ławce bezdomnym to już nie Wielka Polska…
Oświadczenie Zupy na Plantach
Do tej pory nie chcieliśmy jako Zupa na Plantach i Fundacja ZUPA odnosić się do publicznych wypowiedzi, projektów uchwał i ataków pod naszym adresem ze strony krakowskiego radnego Łukasza Wantucha, ponieważ uważaliśmy je za populistyczne, szkodliwe i poniżające osoby doświadczające bezdomności. Uważaliśmy, że odpowiadając na nie, tylko nagłośnimy pomysły i wypowiedzi, których po prostu nie warto rozpowszechniać.
Sytuacja jednak się zmieniła, ponieważ radny Wantuch rozesłał swoje stanowisko i projekty uchwał do mediów i w konsekwencji na nasze wczorajsze spotkanie na Plantach przyszła ekipa TVP Kraków, poprosiła o nasz komentarz i poinformowała, że jeśli takiego nie udzielimy, materiał na ten temat i tak zostanie opublikowany w dzisiejszej Kronice z informacją, że Zupa na Plantach odmówiła komentarza.
Ze względu na tę sytuację uznaliśmy za stosowne odnieść się do wypowiedzi i pomysłów radnego oraz je skomentować.
1) Radny Wantuch nie po raz pierwszy wypowiada się na temat osób doświadczających bezdomności w sposób, który pokazuje, że zabiera się on za tematy, o których nie posiada elementarnej wiedzy. Dodatkowo używa agresywnego języka i formułuje swoje opinie w sposób, w jaki po prostu nie wypada zabierać głosu nigdzie i o nikim. Przykładem niech będą jego pierwsze wypowiedzi i komentarze sprzed kilku dni na ten temat, gdzie pisząc o osobach doświadczających bezdomności, używa sformułowań typu „wyrzucić żuli z Plant i Krakowa”.
2) Przechodząc do „rozwiązań” zaproponowanych przez radnego. Pierwszym z nich jest propozycja wprowadzenia działań, których efektem miałoby być pozbycie się osób doświadczających bezdomności z centrum miasta i w ogóle z Krakowa. Abstrahując od wątpliwej zgodności z prawem takiej propozycji, pozostaje jeszcze jej aspekt etyczny i praktyczny. W samym projekcie uchwały radny używa języka technicznego (zakaz wydawania żywności, spania na ławkach, żebrania, oddawania moczu w miejscach publicznych), ale już w wypowiedziach publicznych, komentujących swoje propozycje, pisze wprost o tym, że celem jest wspomniane wyrzucenie osób doświadczających bezdomności z centrum w inne części Krakowa albo do innych miast.
Mówiąc wprost – radnemu nie podobają się „brudni i śmierdzący bezdomni” i chce ich wyrzucić z „reprezentacyjnych” części miasta. Tego typu argumentacja nie tylko pokazuje jego brak zrozumienia problemu bezdomności, ale jest też po prostu absurdalna. Jaki miałby być skutek wdrożenia takich propozycji? Przecież osoby doświadczające bezdomności nie znikną, nie wyparują, tylko przeniosą się gdzieś indziej. To by znaczyło, że jedne miejsca są bardziej uprzywilejowane od innych miejsc (w Krakowie bądź w Polsce). W takim myśleniu centrum Krakowa jest tylko dla pięknych, czystych i majętnych, jest w nim miejsce na kawiarnie, restauracje i różne rozrywki, a inne miejsca są gorsze i tam już można „zepsuć pejzaż” obecnością osób doświadczających bezdomności. Trudno powiedzieć na jakiej zasadzie miałyby być wybierane takie „gorsze” miejsca. Czy to miałoby być Podgórze, Nowa Huta, Ruczaj, Azory? A może w ogóle pozbędziemy się tego „problemu” i zbudujemy pod Krakowem obóz, gdzie zamkniemy wszystkich „brudnych i śmierdzących”?
Radny Wantuch na poparcie swoich racji opublikował w mediach społecznościowych filmiki mające rzekomo dowodzić, że osoby doświadczające bezdomności koczują pijane w centrum miasta, oddają mocz w miejscach publicznych i zaczepiają przechodniów (pomińmy tutaj fakt, że publikując materiały, na których widać twarze ludzi, zachowuje się w sposób skandaliczny; trudno wierzyć w to, że zapytał ich o zgodę na publikację ich wizerunku i powiedział im w jakim kontekście zostanie on wykorzystany).
Prawdą jest, że wymieniane przez radnego sytuacje się zdarzają. Nie pozostają jednak bez konsekwencji – wbrew rozpowszechnianej opinii te osoby w kryzysie bezdomności, które popełniają wykroczenia, są za nie pociągane do odpowiedzialności przez straż miejską, policję lub sądy. Niemniej jednak czy sytuacje wymieniane przez radnego mają być wystarczającym argumentem, żeby usunąć jakąkolwiek grupę ludzi z centrum Krakowa? Co w takim razie z innymi grupami społecznymi i wydarzeniami, w trakcie których dzieje się dokładnie to samo? Nie dalej jak w sobotę w nocy wysiadłem z pociągu z Warszawy do Krakowa i próbując dotrzeć do domu, widziałem tabuny ludzi, którzy uczestniczyli w dorocznej imprezie „Wianki”. Wielu z nich było kompletnie pijanych (niektórzy do nieprzytomności), spożywali alkohol w miejscach publicznych, wymiotowali, oddawali mocz w przestrzeni miejskiej itd. Takie zachowania nie występują tylko od święta w trakcie dużych imprez (warto dodać – często współorganizowanych przez miasto). Wystarczy przejść się późnym wieczorem po okolicach Rynku, żeby w zasadzie każdego dnia widzieć podobne sceny. Prym wiodą tutaj „reprezentacyjne i prestiżowe” ulice Floriańska i Szewska. Czasem strach przejść w nocy przez centrum miasta ze względu na agresywnych i pijanych oraz zaczepiających przechodniów ludzi. Zdecydowana większość z nich to nie są osoby doświadczające bezdomności, ale mieszkańcy Krakowa i okolic oraz turyści z Polski i zagranicy.
Warto dodać, że na spotkaniach Zupy na Plantach obowiązuje zakaz picia alkoholu, do którego zdecydowana większość osób doświadczających bezdomności się stosuje, a tym, które tego nie robią, zwracamy uwagę, konsekwentnie doprowadzając do zaprzestania spożywania alkoholu w miejscu spotkania.
Jak widać, problemy wymienione przez radnego nie dotyczą tylko osób doświadczających bezdomności. Idąc jego tokiem rozumowania powinniśmy wyrzucić z centrum miasta masowe imprezy, pozamykać kluby i zrobić coś z skandalicznie zachowującymi się krakowianami i turystami.
Mówiąc krótko – problemy, o których mówi radny są realne, ale propozycje rozwiązań absurdalne.
3) Druga propozycja radnego Wantucha nazywa się „Jedzenie za pracę” i ma na celu uzależnienie udzielania pomocy osobom doświadczającym bezdomności od wykonywania przez nich jakiejś pracy, a w konsekwencji „ograniczenie ich napływu z innej gminy niż Kraków”. Pisząc o tej propozycji, radny wprost przywołuje działalność Zupy na Plantach i nazywa ją szkodliwą. Twierdzi, że „rozdawanie” jedzenia przyciąga ludzi z innych miast, bo po Polsce niesie się fama, że w Krakowie można zjeść za darmo oraz że w Krakowie są turyści, więc łatwo coś wyżebrać.
Po pierwsze – argument o tym, że ludzie przyjeżdżają do Krakowa, bo tu można za darmo zjeść, jest przynajmniej częściowo błędny. Na przykład w Warszawie jest więcej organizacji i miejsc, w których można zjeść darmowy posiłek, logiczne więc byłoby, żeby osoby poszukujące pomocy, ciągnęły bardziej do Warszawy niż do Krakowa. Po drugie – nawet jeśli uznać, że darmowe posiłki przyciągają osoby doświadczające bezdomności, to nie jest to argument wymierzony tylko w Zupę na Plantach, ale również we wszystkie inne organizacje, ruchy i miejsca, które takiej pomocy udzielają. Po trzecie – turyści i żebranie. Znowu – idąc takim tokiem rozumowania, miasto powinno podjąć kroki, żeby pozbyć się źródła problemów i usunąć z Krakowa turystów. Co oczywiście byłoby absurdem.
Dalej – idąc za taką argumentacją i stylem myślenia, niedaleko jest do proponowania rozwiązań, których efektem byłoby pozbawienie wsparcia dla innych osób, które nie są w stanie pracować. Bo niby czemu pożywienia mają być pozbawione tylko osoby doświadczające bezdomności? Dlaczego nie miałoby to dotyczyć również osób, którym choroba, niepełnosprawność bądź cokolwiek innego uniemożliwia podjęcie pracy?
Rozwiązanie „Jedzenie za pracę” mogłoby być niebezpiecznym precedensem. Nie bierze też pod uwagę podstawowych praw każdego człowieka, nie ma też nic wspólnego z tak ważną wartością i postawą jaką jest solidarność społeczna.
A mówiąc bardziej dosadnie – czy naprawdę chcemy żyć w społeczeństwie, w którym głodować będą ludzie niezdolni do podejmowania pracy?
Taki tok rozumowania prowadzi do jeszcze większej stygmatyzacji osób nie będących w stanie z bardzo różnych powodów podjąć zatrudnienia oraz w żaden sposób nie jest rozwiązaniem mającym na celu pomoc w wychodzeniu z kryzysu bezdomności. Co więcej, uderza w godność ludzką i bardzo mocno pokazuje, jak bardzo niezrozumiany przez radnego jest problem bezdomności.
4) Z radnym Wantuchem możemy zgodzić się w jednym. Potrzebujemy w Krakowie dyskusji o tym, jak mądrze wspierać osoby doświadczające bezdomności. Dlatego jako Zupa na Plantach i Fundacja ZUPA jesteśmy gotowi do – podkreślamy to – poważnych i konstruktywnych rozmów na ten temat.
Uważamy, że warto by było utworzyć jakąś przestrzeń bądź forum, której / którego celem byłaby wspólna refleksja oraz szukanie i proponowanie konkretnych rozwiązań. Dobrym przykładem jest działalność warszawskiej Komisji Dialogu Społecznego ds. Bezdomności, w skład której wchodzą przedstawiciele organizacji i ruchów działających na rzecz osób doświadczających bezdomności i przedstawiciele władz miejskich. Potrzebę utworzenia takiego forum, regularnie spotykającego się, działającego i wpływającego na zacieśnienie współpracy między samymi organizacjami, jak również organizacjami a władzami miejskimi, widzimy nie od dziś. Zaznaczmy, że nie chodzi o utworzenie jakiegoś ciała, funkcjonującego jedynie “na papierze”, ale znalezienie takiej formuły, która będzie miejscem wypracowywania potrzebnych rozwiązań.
Podsumowując. radny Wantuch mówi i pisze o problemach, które są realne, ale proponowane przez niego metody nie rozwiążą ich – w najlepszym wypadku doraźnie zamiotą je pod dywan. Jeśli naprawdę i na poważnie chcemy pomóc osobom doświadczającym bezdomności, to powinniśmy pilnie poszukać odpowiedzi na konkretne pytania.
Jak zwiększyć liczbę miejsc w noclegowniach i przytuliskach (których szczególnie w okresie zimowym zawsze brakuje); jak zwiększyć liczbę tzw. mieszkań treningowych; jak w ogóle zwiększyć liczbę mieszkań dla osób doświadczających bezdomności i podejmujących kroki do wyjścia z kryzysu; jak w przestrzeni pomocy im mogą współdziałać organizacje pozarządowe, ruchy społeczne i władze miejskie; jak zapewnić osobom doświadczającym bezdomności konieczną pomoc medyczną, prawną, wsparcie w próbach podejmowania detoksu i terapii odwykowej ale również po ich zakończeniu, kiedy dana osoba potrzebuje dalszej pomocy i konkretnego miejsca do życia, a nie powrotu na ulicę, który często powoduje zapętlenie problemu; jak znaleźć sposoby na ich socjalizację i aktywizację zawodową – to tylko najważniejsze z nich.
Ale są też bardziej prozaiczne sprawy. Na przykład liczba szaletów miejskich. Znowu wrócę tu do przykładu z sobotniej nocy. Wracając przez centrum Krakowa miałem pilną potrzebę skorzystać z toalety. Każdemu to się zdarza, nie tylko osobom doświadczającym bezdomności. Tylko dlatego, że nie jestem „brudny i śmierdzący” mogłem wejść do jednej z restauracji i z toalety skorzystać. Ale naprawdę niewiele brakowało, żebym również ja musiał „oddać mocz w miejscu publicznym”. Może to brzmi niepoważnie, ale skoro – mówiąc kolokwialnie – „niewiele brakowało”, to co mają zrobić „brudni i śmierdzący”, którzy żyją na ulicy i niekoniecznie są chętnie wpuszczani do restauracji?
5) I już na sam koniec. Zupa na Plantach od prawie trzech lat, w każdą niedzielę spotyka się z osobami doświadczającymi bezdomności. Wbrew temu, co część osób (w tym radny Wantuch) twierdzi, nasze spotkania nie mają na celu rozdawnictwa jedzenia. Zupa jest tylko pretekstem do spotkania. Po tych prawie trzech latach możemy z pełnym przekonaniem powiedzieć, że „problem” bezdomności jest bardzo złożony. I nie da się go rozwiązywać, nie poznając i nie zdobywając zaufania osób starających się przetrwać na ulicy. Właśnie dlatego co tydzień się z nimi spotykamy, rozmawiamy i nawiązujemy relacje przy wspólnym posiłku, który jest ważny, ale nie jest istotą spotkania. Dzięki temu poznajemy ich historie, dramaty i problemy. Dzięki temu też wiemy, że proste i szybkie „rozwiązania” nic nie zmienią.
Dla nas to nie są „żule, których trzeba wyrzucić z miejsc będących wizytówką miasta”, ale konkretne osoby. Rafał, Paweł, Michał, Ania, Ola, Sylwia, Wojtek, Krzysiek, ludzie, których życie potwornie poraniło i zostali już niejednokrotnie skopani i obdarci z godności. To są tacy sami ludzie jak my, mają takie same prawa jak my i taką samą godność jak my. Dlatego nie przestaniemy się z nimi spotykać. Dlatego nie pozwolimy, żeby ktokolwiek usuwał ich z centrum Krakowa i zamiast pomóc, spychał na jeszcze większy margines. Ich stan i ich sytuacja życiowa są wyrzutem dla nas wszystkich. Dlatego też będziemy kontynuować nasze cotygodniowe spotkania na Plantach, żeby wciąż zwracać uwagę krakowianom i ludziom w całej Polsce na to, że wokół nas żyją osoby, które potrzebują naszej wrażliwości oraz pomocy zaczynającej się od poznania i zrozumienia. Również rozwiązań systemowych, do rozmowy o których i pracy nad którymi zgłaszamy swoją gotowość.
Piotrek Żyłka – prezes Fundacji ZUPA
Katarzyna Cholewa – rada Fundacji ZUPA
Natalia Rutkowska – rada Fundacji ZUPA
Ewelina Zwierz – rada Fundacji ZUPA
Wolontariusze odpowiedzialni za ruch społeczny Zupa Na Plantach
Kraków to raj dla bezdomnych. "Oni tu byli i zawsze będą"
Bezdomni w Krakowie to codzienny obraz miasta – śpią na ławkach i chodnikach, zaczepiają, żebrzą o kilka złotych lub papierosa. Niektórzy z nich bywają agresywni i zanieczyszczają miasto, o czym pisze nasza Czytelniczka.
– Jeśli bezdomny nie popełni wykroczenia, choć jest brudny i śmierdzący, nie możemy interweniować – mówi rzecznik straży miejskiej. Liczba bezdomnych na szczęście nie wzrasta.
Kraków to miasto przyciągające turystów, ale i bezdomnych.
– Od kilku lat mojego mieszkania w Krakowie obserwuję narastającą ilość bezdomnych pałętających się po ulicach, zajmujących ławki, śpiących na chodnikach, brudnych i śmierdzących – pisze do nas Czytelniczka Paulina. Zauważa, że planty przy ul. Dietla nie są miejscem relaksu dla mieszkańców, a funkcjonują jako noclegownia.
– Codziennie patrzę na żebrzących bezdomnych, żeby nie powiedzieć – bezczelnych meneli, którzy z papierosem w zębach klęczą przed gośćmi restauracji i błagają o kolejnego – zauważa.
Czy warto wzywać straż miejską?
– Wracając do domu zastałam przed drzwiami do klatki obrzydliwą ludzką kupę, a na schodach smacznie śpiących bezdomnych. Oniemiałam – relacjonuje zniesmaczona Paulina. Jak twierdzi, rozważała wezwanie policji, ponieważ reaguje dużo szybciej na wezwania, ale obudzeni światłem bezdomni opuścili kamienicę, komentując oburzenie kobiety krótkim: „Przecież nic się nie stało”.
– Nie wiem, czy za każdym razem, kiedy widzę, jak bezdomny oddaje mocz na moich oczach, masturbuje się przed klientami lokalu, w którym pracuje czy tarasuje mi wejście do domu, mam dzwonić na straż miejską, czy raczej pokornie milczeć i czekać, aż sami coś z tym zrobią? – zastanawia się Czytelniczka. Według niej, funkcjonariusze nie wywiązali się ze swoich obowiązków.
„Nie jesteśmy w stanie być wszędzie”
Mieszkańcy często zastanawiają się, czy jest sens wzywać straż miejską, kiedy zauważą bezdomnego, który zachowuje się w niewłaściwy sposób. Rzecznik straży miejskiej, Marek Anioł nie ma wątpliwości.
– Trzeba wzywać i wtedy oceniać, czy służby działają właściwie czy nie – komentuje. – Reakcja mieszkańców jest dla nas bardzo ważna, ponieważ nie jesteśmy w stanie być wszędzie.
W ocenie Marka Anioła, krytykowanie straży miejskiej za złe funkcjonowanie w sytuacji, kiedy nie zawiadomi się funkcjonariuszy jest bezsensowne.
– Gdyby było tak, że mieszkaniec dzwoni do straży miejskiej, zgłasza problem i zarzuca strażnikom, że nie pojawili się przez dwie godziny, to ja rozumiem i odpowiadam, dlaczego tak się stało – zapewnia rzecznik. – Natomiast ciężko jest mi komentować sytuację, w której ktoś mówi, że chciał wezwać służbę i tego nie zrobił, ale ocenia, że nie interweniowaliśmy.
Idealna pomoc
Marek Anioł przekonuje, że straż miejska robi tyle, ile jest w stanie zrobić w granicach swoich kompetencji. Trzeba jednak pamiętać o tym, że bezdomni w Krakowie są i będą.
– Nie jest tajemnicą, że Kraków jest bardzo dobrze rozwinięty w sieć jadłodajni, noclegowni, pomocy społecznej, dlatego bezdomni ciągną do Krakowa – mówi rzecznik SM.
Miasto nie pozostawia bezdomnych samym sobie. Osoby, które chcą skorzystać z pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej lub organizacji pozarządowych mają taką możliwość, a ci, którzy z różnych względów mają trudności z samodzielnym dotarciem do placówek mogą liczyć na pomoc w formie towarzysza.
– Bezdomni mogą starać się o pomoc w formie czasowego schronienia w jednej z placówek oraz o pomoc finansową z przeznaczeniem na pokrycie kosztów przejazdu – informuje Jan Machowski z Urzędu Miasta Krakowa. Należy jednak podkreślić, że przyjęcie lub odrzucenie pomocy jest uzależnione od indywidualnej decyzji osoby bezdomnej. W wypadku kiedy taka osoba uporczywie odmawia korzystania z pomocy, pracownicy socjalni mogą jedynie ponawiać propozycje.
Na terenie Krakowa osoby pozbawione dostępu do łazienki mają możliwość wykonania zabiegów higienicznych. Częstotliwość ich wykonywania nie podlega jednak regulacji prawnej i jest uzależniona od indywidualnego podejścia poszczególnych osób. Według urzędników, obecny system wsparcia dla osób bezdomnych istniejący na terenie miasta zaspokaja ich potrzeby.
Raj dla bezdomnych i bezsilne służby
Według pracowników MOPS, dalsze powiększanie tej i tak szerokiej oferty pomocy może powodować migrację do Krakowa osób bezdomnych z innych gmin.
– Pomoc funkcjonuje dobrze, ale z drugiej strony powoduje, że bezdomni przekazują sobie te informacje i przyjeżdżają do Krakowa, bo mają możliwość zjeść, są turyści, od których zawsze wyciągną jakieś pieniądze – twierdzi Marek Anioł.
Według rzecznika, są to elementy, które zawsze będą poza służbami.
– Co możemy zrobić? Osoba bezdomna to też człowiek. Dlatego jeśli nie popełnia żadnego wykroczenia w rozumieniu kodeksu wykroczeń, to mimo że jest brudny, śmierdzący i śpi na ławce, nie ma podstaw do tego, żeby podjąć w stosunku do niego interwencję – zauważa Anioł. Dopiero w sytuacji, kiedy taka osoba zanieczyszcza miejsca publiczne, strażnicy muszą reagować. Rzecznik apeluje do mieszkańców, aby dawali sygnały o niepokojących sytuacjach. Wówczas, strażnicy poinformowani o nieobyczajnym wybryku, wywołaniu zgorszenia, zakłócaniu spokoju i porządku publicznego czy natarczywym żebraniu, będą mieli realną szansę skutecznie rozwiązać problem. – Szybki telefon pod numer 986 i wtedy mamy obowiązek wysłać patrol.
„To nie nasza wina, że w Krakowie są bezdomni”
Marek Anioł zaznacza, że takie sytuacje zdarzają się wszędzie.
– To nie jest wina straży miejskiej, że w Krakowie są bezdomni – podkreśla. – My mamy obowiązek reagować na wykroczenia, a nie na samą obecność bezdomnych w mieście.
Mimo to, strażnicy robią wszystko, co w ich mocy. Przede wszystkim działają prewencyjnie. Częsty widok munduru strażnika miejskiego w najbardziej reprezentacyjnych miejscach Krakowa powoduje, że bezdomni te miejsca opuszczają.
– Niestety, wiemy, że kiedy strażnicy się oddalą, to bezdomni wracają... – przyznaje Marek Anioł. Kiedy bezdomni popełnią wykroczenie, strażnicy pouczają, nakładają mandaty karne lub kierują wnioski o ukaranie do sądu.
Statystyki w normie. Dietla oblężona
Według przedstawicieli MOPS, sytuacja obserwowana na plantach Dietlowskich wynika z faktu, że przy ul. Dietla 46 mieści się kuchnia społeczna, w której codziennie wydawanych jest 700 gorących posiłków. A zatem przez planty każdego dnia przewija się kilkaset osób borykających się z różnymi problemami społecznymi. Ludzie korzystający z darmowych posiłków to również osoby bezdomne.
– Oczekują oni na wydanie posiłku, albo odpoczywają na ławkach po jego zjedzeniu, nawiązując ze sobą kontakty towarzyskie – mówi Jan Machowski.
Pocieszającą informacją jest fakt, że przeprowadzona analiza zjawiska bezdomności na terenie Krakowa nie stwierdziła procesu narastania, a liczba osób bezdomnych utrzymuje się na stałym poziomie.
Ilustracja © brak informacji / za: www.lovekrakow.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz