Swego czasu gdy jeszcze bywałam często na Wyścigach stałam się mimowolnym świadkiem zdumiewającej sceny. Pewien starszy pan, który postawił sporą sumę na przegranego w gonitwie konia, zrobił awanturę w kasie argumentując, że od początku chciał postawić na zwycięzcę ale został zwiedziony przez innych kibiców. Przedstawiał świadków, że typował w tej gonitwie właściwego konia, i żądał od kasjerki wypłaty wygranej.
Zabrało go wezwane przez wyścigową straż pogotowie psychiatryczne bo nie chciał zrozumieć, że niezależnie od tego czy został oszukany czy też brakowało mu wiedzy i intuicji postawił na niewłaściwego konia i wypłata mu się nie należy.
Ten incydent przypomina mi się zawsze gdy słyszę żale byłych komunistów i ich rodzin, że społeczeństwo ich nie ceni i chce im odebrać należne im ich zdaniem przywileje. Niezależnie od ich intencji i przesłanek ich działania, postawili na niewłaściwego konia, uczestniczyli w instalowaniu komunistycznego systemu i są bezpośrednio lub pośrednio odpowiedzialni za zbrodnie tego systemu. Nieważne czy zostali - jak twierdzą -oszukani czy są po prostu głupi , komunizm okazał się równie zbrodniczy jak faszyzm, przegrał i żadna nagroda jego twórcom i instalatorom nie przysługuje. Lepiej to jak się wydaje rozumieli kiedyś naziści- salwowali się ucieczką do Argentyny, ukrywali zrabowane majątki i dzieła sztuki ale nie przyszło im do głowy żądać od społeczeństw uznania i szacunku. Cieszyli się, że udało im się uniknąć stryczka.
Brak podobnego jak kiedyś faszyzmu potępienia systemu komunistycznego sprawia, że w wielu sytuacjach czujemy się dokładnie tak jak w tym systemie. Przede wszystkim w sądach.
W dniu 11 kwietnia miałam okazję przysłuchiwać się dwóm rozprawom w Sądzie Okręgowym. Obydwie dotyczyły spraw o których już pisałam. Jedna z nich to sprawa pani Bożeny Bargieł, której ojciec zgodnie z uzyskanym od władz pozwoleniem odbudował zrujnowany magazyn i zamienił go w pełnowartościowe mieszkanie zakładowe. Nakłady poniesione na rozbudowę i utrzymywanie nieruchomości w należytym stanie niezależny biegły (powołany nota bene przez sąd) wycenił na milion złotych. Miałam okazję być świadkiem przesłuchania tego biegłego. Jednym z mniej istotnych elementów jego wyceny było wieloletnie administrowanie nieruchomością przez rodzinę pani Bargieł, sprzątanie, odgarnianie liści. Sąd zainteresowało jedynie czy sprzątała tylko pani Bargieł czy również inni lokatorzy. Jeszcze ważniejszy dla sądu okazał się problem czy pani Bargieł płaciła podatek od wynagrodzenia za swoje sprzątanie. „Przecież nie otrzymywałam żadnej zapłaty więc od czego miałam płacić podatek?”- naiwnie broniła się pani Bargieł. Stanęło na tym, że wysoki sąd polecił biegłemu rozwiązanie przed terminem następnej rozprawy problemu czy gdyby pani Bargieł otrzymywała wynagrodzenie za sprzątanie posesji powinna była płacić podatek. Nie wiadomo było czy śmiać się czy płakać.
Granda zrodziła Groteskę.
Przypomniał mi się znany szmoncesowy dowcip. Młody narzeczony dopytuje się rabina o czym podczas pierwszej wizyty ma rozmawiać z wybraną dla niego przez rodziców kandydatką na żonę. „ Najpierw zapytaj o rodzinę, potem o upodobania, potem jakiś problem filozoficzny i wystarczy” radzi rabin. Młodzieniec odwiedza potencjalną narzeczoną. „Czy pani ma brata?” – zadaje pierwsze pytanie. „ Nie” – odpowiada speszona dziewczyna. „ Czy pani lubi makaron?”- pada drugie pytanie. „ Nie”- odpowiada dziewczyna. „ A gdyby pani miała brata to czy on lubiłby makaron?” –pyta chłopak i to jest właśnie proponowany problem filozoficzny.
Druga rozprawa, która odbyła się tego samego dnia w sąsiedniej sali dotyczyła ubezwłasnowolnienia pani Pauli Powązka. Przypominam, że jak pisałam pani Paula została w 2000 roku staranowana samochodem przez prominenta PO. Nie otrzymała od Warty należnego odszkodowania. Nie otrzymuje też pomocy z opieki społecznej. Nie ma ubezpieczenia zdrowotnego więc konieczną rehabilitację opłaca ze swej skromnej emerytury matka. Zamiast pomocy Paula spotyka się z szykanami ze strony urzędów, które wystąpiły do sądu o jej ubezwłasnowolnienie. Na rozprawę Paula nie stawiła się. Po wypadku ma kłopoty z chodzeniem, poza tym cierpi na ataki pourazowej epilepsji potęgowanej przez stres. Zarówno Paula jak i jej matka to kobiety z wyższym wykształceniem plastycznym, inteligentne, mówiące piękną polszczyzną. Jedyne pytanie jakie zadał matce wysoki sąd brzmiało: „czy w mieszkaniu jest woda i światło?” sugerując tym, że mieszkanki własnościowego spółdzielczego mieszkania na Ursynowie chodzą po wodę do stawu, a za potrzebą w krzaki. Wysoki sąd czuje się władny ocenić stan psychiczny ofiary wypadku i jej poczytalność. Zaproponował więc wizytę w mieszkaniu Pauli w towarzystwie biegłych psychiatrów, przedstawicieli opieki społecznej i po wywiadzie przeprowadzonym na miejscu przez dzielnicowego. Rozumiem, że nie do mnie należy ocena prezencji biegłych ale przyznam, że w ich towarzystwie pod żadnym pozorem nie wsiadłabym do windy. Czy można się dziwić, że dotknięta stresem pourazowym dziewczyna, która od dwudziestu lat nie może się doprosić wypłaty odszkodowania, która jest nachodzona i pomawiana przez tak zwane opiekunki społeczne straciła zaufanie do wszelkich państwowych instytucji i boi się zarówno wizyty w sądzie jak i wizyty sądu w swoim mieszkaniu. Rozumie ona doskonale, że jej ubezwłasnowolnienie byłoby wygodne nie tylko dla towarzystwa ubezpieczeniowego, lecz również dla skazanego prawomocnym wyrokiem sprawcy wypadku, od którego Warta niewątpliwie żądałby zwrotu poniesionych kosztów. Byłoby również na rękę opiece społecznej, która zamiast zapewnić Pauli pomoc nęka ją wyssanymi z palca pomówieniami.
I znowu Granda zrodziła Groteskę.
© Izabela Brodacka Falzmann
21 kwietnia 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
21 kwietnia 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz