Rzecz jest niesłychana - w żadnym z państw tworzących Unię nikt na podobny pomysł nie wpadł. Politycy z tych największych, wręcz przeciwnie, podkreślają nawet, że Unia Unią, ale na swoim terenie to oni rządzą, a nie jacyś nie wiadomo przez kogo wybrani eurokraci - niemiecki odpowiednik Trybunału Konstytucyjnego wręcz ogłosił nadrzędność krajowej konstytucji nad traktami wspólnotowymi, co sprawia, że Niemcy nie wykonują orzeczeń TSUE i, na zasadzie "co wolno wojewodzie", wszyscy zdają się tego nie zauważać.
Na prawicy wyskok prezesa PSL został od razu porównany z dopisaniem przez Edwarda Gierka sojuszu ze Związkiem Radzieckim do Konstytucji PRL w roku 1976. Uważam to porównanie za słuszne, aczkolwiek krzywdzące dla - tak! - towarzysza Gierka. Jestem naprawdę jak najdalszy od środowisk (szczęśliwie, już wymierających) które usiłują nieszczęsnego genseka przedstawiać jako postać pozytywną, a nawet budować jego kult, ale obrońcy Gierka mogą z dużym prawdopodobieństwem twierdzić, że wpisując do Konstytucji sojusz z ZSRS chciał tym demonstracyjnym lizusostwem osłonić próby emancypacji ekonomicznej skolonizowanego kraju i odstępstwa od doktryny na polu socjalistycznej gospodarki.
Lizusostwo Kosiniaka-Kamysza jest zaś lizusostwem czystym, wynikającym jedynie z chęci przelicytowania w lizusostwie koalicyjnego partnera, Platformy Obywatelskiej. Ta ostatnia od dawna już na różne sposoby zapewnia eurokratów, że będzie z nimi płynąć "w głównym nurcie europejskiej polityki" i że w przeciwieństwie do obecnych władz Polski zagwarantuje Unii - jeśli tylko ta pomoże jej wrócić w Polsce do władzy - pełną uległość.
Do czego prowadzi polityka uległości - to najlepiej, w obrazowy sposób, wyjaśnił kiedyś Mistrz Młynarski w sławnej balladce o dwóch koniach; nie będę przypominał, bo wszyscy znają, a kto nie zna, bez trudu znajdzie. Szczególnie niewskazana jest ona w obecnej Unii Europejskiej, w której silne kraje już nawet przestały się wstydzić, że robią wszystko, aby prawem czy lewem oskubać i wyzyskać te słabsze. Zupełnie otwarcie, i to na poziomie prezydentów (Macron!) wzywa się do wycofania z podstawowych, fundamentalnych swobód, na których postawiona została przed laty cała europejska konstrukcja: wolności przepływu ludzi, pracy i kapitału.
Europejska oligarchia nie ukrywa, że dąży do ustanowienia wewnątrz UE granic celnych i do wznowienia protekcjonizmu, do podziału Europy na, brutalnie mówiąc, dutkających i dutkanych. Trwa już propagandowa ofensywa, która zepchnięcie Europy Śródkowej do roli eksploatowanej kolonii ma uzasadnić rzekomym "niespełnianiem europejskich standardów praworządności" - przy czym głównie ma to dotyczyć niedostosowania się przez region do nowinek rewolucji obyczajowej, co do których w momencie rozszerzania UE najsolenniej zaprzysięgano się, że traktaty wspólnotowe tej sfery nie dotyczą, Unia nic do tego nie ma i niczego w kwestii aborcji czy "związków partnerskich" narzucać nikomu nie będzie.
W takiej sytuacji polityk polski, a przynajmniej mówiący po polsku i ubiegający się o głosy Polaków, który stara się z góry sparaliżować wszelkie możliwości obrony i negocjacji wpisaniem do polskiej Konstytucji obowiązku podporządkowania się eurokracji, czegokolwiek by jej przyszło kiedyś od nas zażądać, zasługuje wyłącznie na określenia nie mieszczące się w słowniku ludzi kulturalnych. Leninowskie "pożyteczny idiota" jest tu zdecydowanie za słabe - tym bardziej, że, wręcz przeciwnie, mówimy tu właśnie o idiocie nieopisanie szkodliwym.
W szerszym planie, można rzec, widać tutaj, jak Koalicja Europejska, bez reszty skupiona na jednoczeniu wszystkich sił chętnych do odsuwania PiS od władzy, kompletnie odpuściła sobie bodaj chwilę zastanowienia, dlaczego i po co PiS od władzy odsuwać. Dla wyznawców i kapłanów antypisowskiej sekty jest to tak oczywiste, że do głowy im nie przychodzi, by ktoś mógł w ogóle zapytać. PiS jest dziki, PiS jest zły, PiS łamie Konstytucję, Kaczyński nie ma konta w banku ani prawa jazdy, jest niski i chciał budować wieżowce, wszystkich nienawidzi, powiedział "zdradzieckie mordy" i "gorszy sort", bla, bla, bla, bla...
Chyba już Państwu się przyznawałem do pewnej słabości, jaką jest oglądanie, mimo późnej, nocnej emisji programu Marcina Mellera "Śniadanie Mistrzów" w niszowej TVN24-bis. Bezradność intelektualna wobec "skrzeczącej pospolitości", okazywana przez przedstawicieli artystycznych i opiniotwórczych elit, które tam się prezentują, działa na mój mózg lepiej, niż tajski masaż synchroniczny na mięśnie - słuchając tak utytułowanych i zarazem tak infernalnych idiotów czuję się przez godzinę po prostu megageniuszem; prosty sposób umacniania jakże potrzebnej każdemu samooceny, który i państwu polecam.
Ale oprócz przyjemności jest z tego i pożytek dla publicysty, bo "mistrzowie" obnażają doskonale mechanizmy, warunkujące myślenie po umownej tamtej stronie. Istota rzeczy w tym, że u podstaw tego myślenia, zamiast rozpoznania rzeczywistości, leży jej kreacja. Tych ludzi nie interesuje, jak jest - oni wiedzą, jak być musi. Musi być tak, że oni są lepsi, mądrzejsi, bardziej wykształceni, europejscy etc. (psychiatria nazywa to "urojeniem wyższościowym) a kto nie od nich - ten cham. Jak przy takiej wizji świata wyjaśnić to, że ten znienawidzony Kaczyński ze swą siermiężną partią robią ich w każdą stronę jak chcą? Tylko w jeden sposób: bo ten tutaj naród (w dyskursie to słowo obelżywe, a co najmniej ironiczne - tak jak np. "prawdziwy Polak") to właśnie wszystko ciemne chamstwo.
Co z chamem zrobić, żeby słuchał mądrzejszych od siebie, a nie jakichś swoich leperów? Dawna odpowiedź, z czasów potęgi michnikowszczyzny, brzmiała: zaimponować mu! Okazać pańskość, po gombrowiczowsku chama "z góry", to cham się zacuka, zawstydzi i w pokorę uderzy. Stąd ciągłe puszenie się elit, kłucie w oczy kontaktami zagranicznymi, autorytetami nawzajem siebie zachwalającymi, pouczającymi z nieznośnym przemądrzalstwem podstarzałymi komediantami, "legendami Solidarności", profesorami i gośćmi z Ameryki...
Niestety, to jakoś przestało działać, chamstwo poszło za "tym kurduplem". No, ale czy dlatego, że on im czymś zaimponował?
Wykluczone! (tu znów odzywa się bazowe "urojenie wyższościowe"). Nienawistny kurdupel bez konta w banku nikomu nie może imponować bardziej niż my, nawet chamom. Mógł ich co najwyżej kupić. Kupił ich, dając "pińćset". O!
Czyli - mu musimy dać więcej. Ale co możemy dać, skoro od ćwierć wieku mówimy, że dawać nie można, a poza tym, że się biedocie, hołocie i "dzieciorobom" nie należy? Oczywiście, mówimy dla swoich jedno, dla tamtych drugie, ale jednak...
Ale ktoś może dać wszystko, i my to możemy obiecać. Kto? Europa! Unia, róg obfitości, unia, ucieczka śmiesznych, unia, wielki cyc, z którego można w nieskończoność ssać i dobra materialne, i przywracające światu właściwą hierarchię dyrektywy, "normy", standardy, "wartości", konwencje. Europa może i kupować, i imponować, no i przecież nas, tutejszych Europejczyków, nie zostawi tak po prostu, na pastwę - patrz, Timmermans na nas z brukselskiego nieba, i tak nam dopomóż, TSUE!
Oto cała mądrość pomagdalenkowej elity w jednej prostej lekcji. Jedyne, do czego była ona zdolna dojść w dziedzinie myśli politycznej, to przekonanie, że wybory wygrać dla niej może, i przywrócić ją cudem na władzy łono - tylko Europa. Więc trzeba Europę wziąć na sztandary i przed Europą płaszczyć się jak najbardziej demonstracyjnie. "Europa nas ocali, ocali, ocali, ocali" - nucą tam pewnie bezustannie na nutę starej piosenki "Kryzysu" o czekaniu na sygnał z centrali.
Tymczasem sygnał nadejdzie, obawiam się, wcale nie z europejskiej centrali, ale przeciwnie - od traktowanego po gombrowiczowsku chamstwa. I nie będzie to wcale ten sygnał, jakiego elity z aspirującym do nich, jeszcze trochę zielonym Europejczykiem Kosiniakiem-Kamyszem, oczekują. Tak coś czuję, a w takich sprawach przeczucie mnie zwykle nie myli.
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz