OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Żuraw i żurawina

Wiele lat temu (około 30) mieszkałam w zbiorowej sali Murowańca na Hali Gąsienicowej. W nocy pewien młody człowiek nabrał ochoty na dyskusję o sprawach językowych. „Jak się właściwie mówi karimat czy karimata?” – rzucił w mrok sali pytanie. „Karimata to rodzaj żeński, karimat i karimata to tak jak pająk i pajęczyna albo żuraw i żurawina” – odpowiedziała jakaś turystka. Cała sala zaśmiewała się do łez z tej nocnej rozmowy, do której zresztą nikt się rano nie przyznał. Przypomniałam sobie to zabawne wydarzenie gdy usłyszałam, że jakaś nieszczęsna posłanka partii Razem żąda aby nazywano ją „gościnią” programu TV. W historii III RP pojawiła się jak pamiętam również „ministra” i „premiera”. Minister i jego rzekoma forma żeńska czyli ministra oraz premier i premiera to faktycznie jak pająk i pajęczyna, albo żuraw i żurawina. Lepiej tego niż przez analogię wytłumaczyć się nie da.

Dlaczego zwracamy uwagę na takie śmiesznostki? Dlaczego pilnujemy aby dzieci pisały ortograficznie i razi nas nieprawidłowa wymowa angielskich słów. Gdyby chodziło tylko o porozumiewanie się w najprostszych kwestiach wystarczyłby nawet język migowy. Język – chcemy czy nie chcemy tego – jest dla nas papierkiem lakmusowym środowiska, z którego człowiek pochodzi. Jeżeli ktoś pisze nieortograficznie znaczy, że źle był edukowany więc nie wiadomo czy się nadaje do pełnienia ważnej funkcji. Jeżeli ktoś nieprawidłowo wymawia angielskie wyrazy znaczy, że poza brakami w wykształceniu jest snobem, udaje kogoś kim nie jest, nieudolnie podszywa się pod wyższą w jego mniemaniu grupę społeczną.

Wymyślanie nowych słów z ideologicznych, feministycznych motywów jest dla mnie natomiast sygnałem słabości intelektualnej, przesłanką, że w parlamencie taka osoba też będzie się zajmowała głupstwami, sianiem zamętu, zamienianiem tej szacownej instytucji w cyrk.
Jak twierdzi dziennikarz pisma „Sieci” pan Rafał Potocki dziwoląg językowy „gościnia” wymyśliła Eliza Michalik zapraszając do studia Krzysztofa Bęgowskiego, nazywanego z niejasnych przyczyn Anną Grodzką. Jedyną cechą wyróżniającą tego osobnika była zmiana imienia i nazwiska. Nic więc dziwnego, że Bęgowski znikł bez śladu z przestrzeni publicznej. Napisałabym, że Bęgowski podobnie jak Palikot to człowiek jednorazowego użytku( zrobił swoje i może odejść) gdyby nie fakt, że w przeszłości też pełnił określoną rolę. Szkoda tylko, że takie osoby mogą w ogóle znaleźć się w parlamencie a nawet go zdominować.

Żeby pozwolić sobie na żarty językowe, na tworzenie neologizmów trzeba być utalentowanym jak Leśmian. Żeby pozwolić sobie na kiepską angielszczyznę trzeba być odważnym jak zmarły niedawno Wołodia Bukowski. Wołodia mówił tragicznie po angielsku ale zupełnie się tym nie przejmował, nie miał żadnych kompleksów i porozumiewał się z wszystkimi gdy tylko chciał. Nie miał zresztą wyboru, język rosyjski jest zbyt słabo znany w wolnym świecie. Odwagi Bukowskiego i jego zasług dla prawdy historycznej nie sposób jednak przecenić.

Niektórzy nasi reprezentanci, wybrani demokratycznie chyba tylko dla żartu będą zaśmiecać przestrzeń publiczną swoimi kiepskimi popisami, swoimi durnymi problemami i swoją – powiedzmy to wprost – głupotą. Jedna z pań troszczy się na przykład o odczucia inseminowanych sztucznie krów. Dlaczego nie troszczy się o bezlitośnie zabijane na głowach dzieci wszy, a może nawet o okrutnie traktowane antybiotykiem bakterie. Tak się składa, że człowiek nie asymiluje. Gdyby przez wszczepianie chlorofilu przestawić organizmy zwierzęce na asymilację mogłoby zresztą zabraknąć dwutlenku węgla znienawidzonego przez ideologów globalnego ocieplenia. Podstawą organizacji świata ożywionego jest tak zwany łańcuch pokarmowy. Nie sposób logicznie i konsekwentnie przeciwstawiać się faktowi, że organizmy się nawzajem zjadają. Ne sposób pochylać się nad cierpieniem ścinanych kwiatów, czy wyrąbywanych w lesie drzew. Bez interwencji człowieka łańcuch pokarmowy funkcjonowałby nadal z właściwym sobie okrucieństwem. Uwrażliwienie na cierpienia zwierząt jest bardzo szlachetne lecz nieco pensjonarskie. Dywagacje na temat życia seksualnego krów i ich wymuszonej laktacji są po prostu żałosne w swej głupocie.

Pozwolę sobie zacytować pewnego dowcipnego i przenikliwego blogera z „Naszych blogów” podpisującego się Gorylisko. Gorylisko na zdjęciu ma w buzi zamiast cygara potężną marchewkę:
„tylko co z burakami ? co z marchwią, pietruszką tudzież kalarepą... czeka je pełne gwałtu i okrucieństwa wyrwanie ze środowiska czyli gleby i lądowanie w rondlu z gorącą wodą po uprzednim sadyzmie polegającym na traktowaniu nożem (co by obrać ze skóry)... co za draństwo !!! Czyż buraki nie są istotami czującymi ? Podobnie marchew, pietruszka etc. Czeka je los straszny, rondel z gorącą, osolona wodą... Co z kapustą...masakra...najpierw odcięcie...potem szatkowanie... to szczyt sadyzmu... kapuściany holocaust... a tu broni się karpi... a buraków bronić to nie łaska ?”
Negowanie sposobu funkcjonowania jedynego dostępnego nam świata jest pensjonarskie w tym sensie, że jest nietwórcze, bezproduktywne. Jeżeli chcemy coś poprawiać czy ulepszać musimy stosować się do praw przyrody. Inaczej wymyślamy perpetuum mobile i niebezpieczne utopie. Piszę o tym z pewnym zniecierpliwieniem gdyż nasza noblistka Tokarczuk raczyła wyrazić przypuszczenie, że za 50 lat mięso będzie tak drogie, że będzie na nie stać tylko najbogatszych, a ludzie będą się wstydzić jedzenia mięsa. Przyjmijmy, że udało się w totalitarny (bo przecież nie demokratyczny) sposób zakazać jedzenia mięsa. Co zrobimy wówczas ze zwierzętami mięsożernymi, na przykład z wilkami? Może trzeba będzie je zlikwidować, podobnie lisy, pumy, jastrzębie i sokoły. A co ze sztukami starymi i chorymi? Czy trzeba będzie założyć dla nich domy opieki i hospicja. A co z nadmiernie rozrośniętymi populacjami? Wprowadzimy pigułki antykoncepcyjne dla saren i łosi. Pani Tokarczuk wyraźnie należy do osób, które najpierw mówią a potem myślą.
Na szczęście nie znam żadnej jej książki.

Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie


© Izabela Brodacka Falzmann
22 listopada 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl





Ilustracja © CC-BY-SA DeS specjalnie dla Ilustrowany Tygodnik Polski² ☞ tiny.cc/itp2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2