OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Pogrzeb Orła i Pogoni. Pożegnanie uczestników Powstania Styczniowego

W Wilnie Pary Prezydenckie Polski i Litwy wzięły udział w uroczystościach pogrzebowych uczestników i przywódców powstania styczniowego, których szczątki odnaleziono w ostatnich latach podczas prac archeologicznych na wileńskiej Górze Zamkowej.
Spotykamy się tutaj wszyscy: Polacy, Litwini, Białorusini, Łotysze, Ukraińcy – jako ludzie wolni, reprezentanci wolnych narodów, które są gospodarzami we własnych suwerennych państwach. Łączy nas wspólnota doświadczeń i wartości, z których najważniejszą jest dla nas wszystkich wolność mówił Prezydent Andrzej Duda podczas uroczystej mszy w Katedrze Wileńskiej. Upamiętniamy naszych historycznych bohaterów, ale robimy to, myśląc nie o przeszłości, lecz ze względu na wspólną przyszłość.

Podczas nabożeństwa – prowadzonego przez biskupów Litwy, Polski i Białorusi – głos zabrali również Prezydent Litwy Gitanas Nausėda oraz Wicepremier Białorusi Ihar Pietryszenko. Wkrótce po tym kondukt żałobny wyruszył w stronę Cmentarza na Rossie.

Droga od katedry do cmentarza liczy około 3 km. Procesja żałobna przeszła głównymi ulicami Starego Miasta: Zamkową, Wielką i Ostrobramską. Przy Kaplicy Ostrobramskiej kondukt zatrzymał się na modlitwę odmówioną w trzech językach.

Wieczorem na fasadzie Pałacu Prezydenckiego została wyświetlona okolicznościowa iluminacja — Herb Polski, Litwy i Rusi z powstania styczniowego. Od I 1863 władze powstańcze używały trójpolowej tarczy — obok Orła i Pogoni, w trzecim dolnym polu umieszczono wizerunek Archanioła Michała — co odpowiadało trzem narodom walczącym z Rosją: Polsce, Litwie i Rusi (Ukrainie).

W 2017 roku na Górze Zamkowej rozpoczęto badania archeologiczne, w trakcie których znaleziono szczątki powstańców styczniowych straconych na Placu Łukiskim, w tym przywódców zrywu: Zygmunta Sierakowskiego i Konstantego Kalinowskiego. Źródła historyczne wskazują, że w latach 1863-1864 powieszono tam bądź rozstrzelano w sumie 21 osób. Wszystkich pogrzebano w tajemnicy przed rodziną i bliskimi, bez trumien i ze związanymi rękoma. Do tej pory udało się odnaleźć szczątki tylko 20 powstańców.

To już drugi dzień wizyty Pary Prezydenckiej na Litwie. Wczorajsze spotkania Prezydenta Andrzeja Dudy dotyczyły głównie kwestii politycznych, gospodarczych oraz bezpieczeństwa międzynarodowego.


Biuro Prasowe
Prezydenta RP

22 listopada 2019





Wystąpienie Prezydenta RP Andrzeja Dudy w Wilnie podczas uroczystości pogrzebowych uczestników Powstania Styczniowego


Wielce Szanowny Panie Prezydencie,

Ekscelencje,

Czcigodni Gospodarze,

Dostojni Goście,

Szanowne Panie i Szanowni Panowie!


To dla mnie niezwykłe, wspaniałe przeżycie spotkać się z Państwem tutaj, w katedrze wileńskiej, miejscu pochówku świętego królewicza Kazimierza Jagiellończyka, patrona Polski i Litwy – w ich historycznym znaczeniu, obejmującym bez mała cały nasz region Europy. Uważam, że to wielkie, ogromnie ważne wydarzenie, że stajemy tu dzisiaj razem: Polacy, Litwini, Białorusini, Łotysze, Ukraińcy. Jesteśmy tutaj jako przedstawiciele państw Europy Środkowej. Ale jesteśmy tu także jako depozytariusze wielkiego dziedzictwa Rzeczypospolitej Wielu Narodów, którą nasi przodkowie kiedyś współtworzyli.

Spotkaliśmy się, żeby wspólnie uczcić bohaterów powstania styczniowego. Spotkaliśmy się pod znakiem Orła Białego, Pogoni i św. Michała Archanioła – godłami Polski, Litwy i Rusi, które widnieją na pieczęci Rządu Narodowego. Zryw 1863 roku skierowany był przeciwko imperium carów, które zniszczyło nasze wspólne państwo i zniewoliło nasze narody.

Powstanie to było ostatnim akordem tej przepięknej symfonii różnych kultur, języków i wyznań, jaką niegdyś rozbrzmiewała dawna Rzeczpospolita. W jej dziejach, liczących ponad cztery wieki – od zawarcia pierwszej unii polsko-litewskiej po ostatni trzeci rozbiór, słychać było mowę polską, litewską, ruską, jidysz i wiele innych. I podobnie też słychać je doskonale w dwuletniej dramatycznej historii powstania styczniowego.


„Za wolność naszą i waszą” – „Už mūsų ir jūsų laisvę” – „За нашу і вашу свабоду”. To samo hasło na sztandarach i głęboko w sercach wypisane mieli wszyscy nasi bohaterscy bojownicy – po polsku, litewsku, rusku. W imię tych wartości podjęli nierówną walkę: o wolność, godność, niepodległość. Dzisiaj my, współcześni, stajemy tu, aby uczcić heroizm i ofiarę naszych poprzedników. Ale stajemy tu także – przede wszystkim! – po to, by zamanifestować, że jednoczy nas – ta sama, co ich wtedy, przed 156 laty – wspólnota pamięci i losów, wspólnota wartości i dążeń.

Szanowni Państwo!

Podczas obecnych uroczystości oddajemy ostatnie honory i pogrzebiemy doczesne szczątki 20 bohaterów powstania styczniowego, wśród nich generała Zygmunta Sierakowskiego „Dołęgi” – przywódcy powstania na Kowieńszczyźnie i Żmudzi – oraz Wincentego Konstantego Kalinowskiego – przywódcy powstańczej Grodzieńszczyzny, budziciela ludu białoruskiego do wspólnej z Polakami i Litwinami walki o zrzucenie moskiewskiego jarzma. Pojmani przez nieprzyjaciela, więzieni na Łukiszkach, zostali straceni haniebną śmiercią złoczyńców na szubienicy i pochowani potajemnie w twierdzy rosyjskiej na Górze Zamkowej.

Właśnie to historyczne wzgórze – noszące też przecież imię Giedymina, dziada króla Władysława Jagiełły, pierwszego wspólnego władcy naszych narodów – przechowało ich ciała w ciągu ponad półtora wieku. Przez pokolenia domyślano się, że to tam mogą oni spoczywać, chociaż oprawcy nie dopuścili nawet rodzin do udziału w pogrzebach skazańców. W okresie dwudziestolecia międzywojennego ustawiono tam drewniany krzyż i tablice pamiątkowe. Zniszczyli je jednak później Sowieci, bo pamięć o bohaterach walk o wolność przeszkadzała również tym nowym komunistycznym tyranom.

Wreszcie, przed blisko trzema laty archeolodzy odkryli szczątki bohaterów. Bez trumien, ze związanymi z tyłu rękami, wrzucono ich ciała do jam grobowych i zasypano wapnem.

Dobrze znamy ten charakterystyczny barbarzyński obyczaj, kontynuowany „od białego do czerwonego caratu”. W naszych krajach wciąż przecież odnajdujemy bezimienne doły śmierci ze zwłokami ofiar – żołnierzy partyzantki antysowieckiej, zamordowanych przez czerwony reżim. Pamiętamy dzisiaj także o nich, o polskich „żołnierzach wyklętych-niezłomnych”, o litewskich „braciach leśnych” i o innych.

Bo wszyscy oni – zarówno ci sprzed 150 lat, jak też ci sprzed 70 lat – są dla naszych narodów bohaterami wolności. Wszystkich ich miał też spotkać taki sam los: potępienie, zhańbienie, zgładzenie, zapomnienie. Ale my tutaj, w Europie Środkowej, nigdy się z tym nie pogodziliśmy. Pielęgnowaliśmy pamięć o nich wbrew przemilczeniom, czciliśmy ich czyny po cichu, w domach i na cmentarzach. A dzisiaj robimy to uroczyście, razem, bo jesteśmy na powrót ludźmi wolnymi, obywatelami własnych suwerennych państw.

Szanowne Panie, Szanowni Panowie!

W osobach bohaterów, którzy dziś otrzymują wreszcie należny im godny pochówek, składamy hołd wszystkim uczestnikom zrywu 1863 roku. Był to wspólny bój wielu narodów dawnej Rzeczypospolitej.

Pamiętamy, że jeszcze przed wybuchem powstania, jako pierwsi, straceni za działalność konspiracyjną zostali: Łotysz Jan Arnholdt, Ukrainiec Piotr Śliwicki i Polak Franciszek Rostkowski, rozstrzelani w twierdzy modlińskiej. Pamiętamy też, że podczas jednej z manifestacji patriotycznych w Warszawie poległ Michał Landy, młody polski Żyd, niosący na czele pochodu krzyż, przejęty z rąk rannego wcześniej katolickiego duchownego.

Pamiętamy również, że w partiach powstańczych na Litwie i Rusi, obok chrześcijan, walczyli także Tatarzy, muzułmanie od stuleci pozostający w służbie Rzeczypospolitej. Wszyscy oni bili się razem, solidarnie o wolność – o wspólną wolność dla nas wszystkich.

Tej postawy nigdy na przestrzeni lat nie porzuciliśmy. Przejawiła się ona chwalebnie choćby na pierwszym zjeździe „Solidarności” w Gdańsku w 1981 roku, podczas którego delegaci uchwalili Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej. Polacy, zjednoczeni w tym wielkim wolnościowym ruchu, ruchu „Solidarności”, „głęboko czuli wspólnotę naszych losów” – narodów poddanych nowemu zniewoleniu, nowej tyranii, czerwonemu caratowi.

Ludzie „Solidarności” apelowali do narodów w innych krajach „bloku komunistycznego” o współdziałanie w walce o prawo do swobodnego zrzeszania się, godnego życia i sprawiedliwości. Za oszczędnymi słowami posłania kryło się wezwanie do stanięcia razem, solidarnie przeciwko reżimom, narzuconym z Moskwy – podobnie jak 150 lat temu powstańcy styczniowi różnych narodowości walczyli razem o naszą wspólną wolność – o „wolność naszą i waszą”.

Wielce szanowni Państwo!

Dziś spotykamy się tutaj wszyscy – Polacy, Litwini, Białorusini, Łotysze, Ukraińcy – jako ludzie wolni, reprezentanci wolnych narodów, które są gospodarzami we własnych suwerennych państwach, naszych niepodległych ojczyznach.

To, o czym marzyli nasi przodkowie i poprzednicy, o co walczyli zbrojnie, a także niepokorną myślą i słowem, za co poświęcali życie – to my, współcześni, osiągnęliśmy. Mamy – powtórzę raz jeszcze – to, co dla każdego narodu najważniejsze, co jest najwyższym dobrem wspólnym: własne suwerenne państwa, nasze niepodległe ojczyzny.

I podobnie jak oni – przed 150 laty – byli ludźmi solidarności, bo kierowali się jej ideą, tak również my, współcześni, chcemy działać razem, solidarnie. Chcemy wspierać się wzajemnie, aby skutecznie zapewnić sobie wspólny pokój i bezpieczeństwo, rozwój i pomyślność.

W chwili, kiedy trwają te uroczystości, w krakowskiej archikatedrze na Wawelu uderzył dzwon Zygmunta. Dzwon ten, nazwany imieniem wspólnego władcy całej dawnej Rzeczypospolitej, wnuka Jagiełły, bije tylko w chwilach wyjątkowych. Odlano go z armat moskiewskich, zdobytych w bitwie pod Orszą w 1514 roku przez wojska polsko-litewskie pod wodzą hetmana Konstantego Ostrogskiego – tego samego, który tu, w Wilnie, ufundował cerkiew i który spoczywa w Ławrze Peczerskiej w Kijowie. Jak widać, nawet ten gest wspólnoty i solidarności – bicie dzwonu o 700 kilometrów stąd – symbolicznie przywołuje to wielkie wspólne dziedzictwo, które łączy narody naszego regionu.

Upamiętniamy dzisiaj naszych historycznych bohaterów, ale robimy to, myśląc nie o przeszłości, lecz – ze względu na wspólną przyszłość. Łączy nas wspólnota doświadczeń i wartości, z których najważniejszą jest – dla nas wszystkich – wolność. Łączy nas również dzień dzisiejszy: partnerska współpraca, aspiracje i dążenia. Wreszcie, łączy nas właśnie przyszłość: aby była ona dobra i pomyślna, musimy opierać się na zasadzie solidarności, przyjaźni i wzajemnej pomocy.

Bo jedność narodów Europy Środkowej to niezbędny, niezawodny i najmocniejszy fundament i gwarancja wolności, suwerenności, siły i niepodległości naszych państw. I głęboko, mocno wierzę, że właśnie w tym duchu będziemy nadal działać, razem budując szczęśliwą Europę Środkową Wielu Narodów.


Prezydent RP
Andrzej Duda

Wilno, 22 listopada 2019
www.Prezydent.pl





Pogrzeb Orła i Pogoni. Jak Litwa i Białoruś podbierały Polsce bohaterów


Dobra pamięć po Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku, symbolizowana przez trójdzielną tarczę herbową pieczęci z powstania styczniowego, może ożywać przy takich okazjach, jak dzisiejsza. Ale dawnym braciom młodszym potrzeba zabiegów z Sierauskasami i kultem Kalinouskogo, żeby nie czuli się zagrożeni w swojej tożsamości.

W 2017 roku na górze Giedymina w Wilnie odnaleziono szczątki 20 powstańców styczniowych. Było to możliwe, gdyż góra zaczęła się osuwać i władze miasta przed generalnymi pracami renowacyjnymi wpuściły tam archeologów. Od powstania listopadowego do końca zaboru rosyjskiego była na górze wojskowa twierdza. Powstańców, po uprzednim straceniu ich na placu Łukiskim, chowano tam pod osłoną nocy, aby nie tworzyć w Wilnie miejsc patriotycznego, antyrosyjskiego w swojej wymowie, kultu.

W piątek 22 listopada, po 156 latach od ich zamordowania, zostali pochowani już nie w bezimiennym grobie, tylko z honorami w kryptach na starym wileńskim cmentarzu na Rossie.

Z całą pewnością zidentyfikowano szkielet przywódcy powstania na Żmudzi Zygmunta Sierakowskiego, bowiem znaleziono przy nim obrączkę ślubną z datą i imionami małżonków Sierakowskich. Prawie pewna jest identyfikacja komisarza Rządu Narodowego na województwo grodzieńskie Wincentego Konstantego Kalinowskiego. A może już pewna w stu procentach. Ostatnie znane doniesienia mówiły o poszukiwaniu dalszych krewnych powstańca, bo w ekshumacji szczątków jego brata nie była zainteresowana Białoruś, na której terytorium jest jego grób. Rząd w Mińsku nie przykłada ręki do czczenia antyrosyjskich powstań.
Zygmunt Sierakowski
"Zigmantas Sierakauskas"

Ciężko ranny pod Birżami, wzięty do niewoli


Zygmunt Erazm Gaspar Józef Sierakowski urodził się w 1827 roku w Lisowie na Wołyniu i pierwsze doświadczenia z systemem karnym Imperium Rosyjskiego zebrał już z okazji Wiosny Ludów. Młodzieńca złapano przy przekraczaniu granicy z Austrią – wydarzenia Wiosny, do których chciał dołączyć, działy się głównie na Zachodzie – i skazano na bezterminową służbę w karnych batalionach.

Zdolny i energiczny młody Sierakowski zdołał awansować nawet w takich warunkach. Legitymował się trzema latami studiów na Uniwersytecie Petersburskim i znajomością sześciu języków obcych. Wcześniej, czy później ktoś taki znajdzie miejsce w sztabie nawet karnych batalionów. Awansowany na podoficera i zaopatrzony w pochlebne opinie przełożonych, zdał celująco egzamin do Akademii Sztabu Generalnego, którą skończył z wyróżnieniem w stopniu porucznika. Dalsza kariera Sierakowskiego w armii carskiej wiąże się z wojskowym systemem penitencjarnym.
Wojskowi rosyjscy planowali reformę systemu karnego u siebie i chcieli wiedzieć, jak on wygląda gdzie indziej. Porucznik Sierakowski jeździł więc do Anglii, Francji, Niemiec, Austrii i Włoch, aby zdawać relację, jak karzą swoich żołnierzy armie powiedeńskiej Europy. Przy okazji spotykał się z wieloma działaczami demokratycznymi, także z Aleksandrem Hercenem i Giuseppe Garibaldim. Już jako kapitan Sztabu Generalnego, w 1860 roku założył w Petersburgu Koło Oficerów Polskich. W tym gronie planowano koordynację działań powstańczych w stosownym momencie.

Gdy nadszedł styczeń 1863 roku, Sierakowski wziął urlop w sztabie pod pozorem konieczności odwiezienia żony do wód i przedostał się na Żmudź. Tam przekazano mu pod dowództwo kilkusetosobowy oddział słabo uzbrojonych ochotników. Wygrał z nim kilka potyczek z wojskiem rosyjskim, a oddział rozrósł się do 2500 powstańców.

8 maja oddział Sierakowskiego został rozbity w bitwie pod Birżami, a jego dowódca ciężko ranny dostał się do niewoli. Został powieszony na placu Łukiskim w Wilnie 27 czerwca 1863 roku. Nie pomogła interwencja generał gubernatora Petersburga, ani interwencje z zagranicy. Pacyfikujący z najwyższego rozkazu powstanie styczniowe na Litwie generał Michaił Murawjow nie na darmo był zwany „Wieszatielem”. Wahający się niekiedy car był ponaglany i umacniany w surowości przez swego wiernego poddanego.
Wincenty Konstanty Kalinowski
"Kastus Kalinouski"
"Кастусь Каліноўскі"

Polski szlachcic, którego zrobiono Białorusinem


Wincenty Konstanty Kalinowski urodził się w 1838 roku w Mostowlanach, w dzisiejszym województwie podlaskim. Po studiach prawniczych w Moskwie i Petersburgu osiadł na Grodzieńszczyźnie, gdzie wydawał pierwszą gazetę w języku białoruskim, pisaną alfabetem łacińskim – „Mużycka Prauda”. Był zwolennikiem uwłaszczenia chłopów i parcelacji wielkich majątków ziemskich. Dążył do wyzwolenia ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego spod zaboru rosyjskiego i sfederowania ich z dawną wyzwoloną Koroną, czyli powrotu Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale z innymi stosunkami społecznymi.

Lewicowe poglądy sprawiły, że podczas powstania styczniowego Kalinowski był „czerwony” tak, jak pierwszy rząd powstańczy na Litwie (nie w znaczeniu etnicznym, ale dawnego Wielkiego Księstwa). Już wiosną powstanie styczniowe na Litwie zdominowali „biali” i znaczenie Kalinowskiego znacznie osłabło. Jednak gdy zdradził go jeden z powstańców, władze carskie skwapliwie go aresztowały i po śledztwie powiesiły na placu Łukiskim w marcu 1864 roku. Początkowo wyrok nakazywał rozstrzelanie, ale Murawjow zmienił go na bardziej hańbiące powieszenie.
Podobnie jak Zygmunt Sierakowski, Wincenty Konstanty Kalinowski był polskim szlachcicem, co nie przeszkodziło zarówno sowieckiej, jak i niepodległej Białorusi zrobić z niego Białorusina. W czasach sowieckiej Białorusi był bohaterem walki o wyzwolenie społeczne i czczony za działania przeciw caratowi. Białorusinem został w pracach Usiewałada Ihnatouskiego, bojownika antypolskiej partyzantki w 1920 roku i działacza komunistycznego w Białoruskiej SSRR.

Zupełnie świeża, wykształcona w początku XX wieku białoruska świadomość narodowa potrzebowała swoich bohaterów. Kalinowski się nadawał przez swoje zaangażowanie społeczne. Kto w XIX wieku ujmował się za chłopami, automatycznie mógł być traktowany jako działacz białoruski, bo chłopi w Wielkim Księstwie byli przeważnie etnicznymi Białorusinami. Kalinowski rozbudzał świadomość społeczną chłopów w języku białoruskim, wydając „Mużycką Praudę”, to został Kastusiem Kalinouskim. Kastuś to białorutenizowane zdrobnienie od imienia Konstanty. Zbyt polsko brzmiące i niestosowane na Rusi pierwsze imię Wincenty, Ihnatouski pominął, choć Kalinowski do końca życia używał go w podpisach.

Wymazywanie pamięci, zawłaszczanie postaci


Młody nacjonalizm niepiśmiennych do niedawna narodów musiał walczyć z pamięcią o elitach, bo te były polskie. Na przekór wszystkiemu co było polskie, kształtowała się świadomość narodowa na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Ale wrogość do polskości nie wystarczyła, niektóre postaci trzeba było po prostu zawłaszczyć. Kastuś Kalinouski jest jednym z tego przykładów. Nawiasem mówiąc, nie jedynym. Na Litwie ciągle żywy jest pogląd, że tam żadnych Polaków nie ma, a ci, którzy kultywują polskość, to spolonizowani etniczni Litwini, których trzeba relituanizować. Rozmawiając z miejscowymi na Ukrainie można się zaś dowiedzieć, że nazwiska, które Polak zna z podręczników do historii, to była ruska szlachta. Cóż z tego, że ruską być przestała najpóźniej w XVII wieku. Białoruscy historycy niezależni, będący w opozycji do rządu w Mińsku, zbiałorutenizowali nawet generała Lucjana Żeligowskiego, który zajmując Wilno myślał, oczywiście, o stworzeniu państwa białoruskiego. W ten sposób myślącą inteligencję białoruską wspiera Polska, bo tworzy ona opozycję demokratyczną wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki. Zajadle zwalczające ślady polskości władze Litwy i gloryfikujące nawet zbrodnie na Polakach władze Ukrainy cieszą się także poparciem Rzeczypospolitej w ostatnim trzydziestoleciu.

Kalinouski został Białorusinem bez swojej wiedzy i zgody. Wprawdzie napisał w więzieniu „List spod szubienicy”, w którym, po białorusku zagrzewa lud do dalszej walki, ale – i tego już patriotycznie nastawieni historycy białoruscy nie dodają – wtedy, gdy do walki z Rosją wystąpią bracia spod Warszawy. Jednak nie Kastuś, a Wincenty Konstanty i nie Białoruś, a Rzeczpospolita Obojga Narodów, gdzie wszyscy są równi, marzyła się Kalinowskiemu w godzinę śmierci.
Świadomość elit litewskich i ruskich była litewska i ruska, ale jako świadomość małych ojczyzn. Wszyscy ponadto czuli, że należą do większej wspólnoty – Polski, bo tak w skrócie nazywano Koronę i Litwę razem z Rusią, zarówno Białą, jak i Czerwoną. Co nie przeszkadzało temu, że „Litwin” mówił o sobie etniczny Litwin i etniczny Polak z dawnego Wielkiego Księstwa, nie przestając być w szerszym znaczeniu Polakami. Tak odczuwał naród polityczny przed powstaniem styczniowym, czyli szlachta. Kiedy warstwy niższe zaczęły czuć narodowo, naród polityczny Rzeczypospolitej zastąpiły cztery narody etniczne.

Proces ten zaczął się po powstaniu styczniowym, które było ostatnim powstaniem antyrosyjskim o wolność dla całej Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku. To zabór rosyjski gnębił jednocześnie ziemie dawnej Korony, Litwy i dawne województwa ruskie. Gdyby powstanie się udało, to o innych zaborcach pomyślano by później.

Ostatni „mus” wolnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów


Ostatni raz Polacy mogli śpiewać: „Obok Orła znak Pogoni”, dalej to może nie cytować („Poszli nasi w bój bez broni”). Sami powstańcy zdawali się czuć, że „sensu nie było, ale był mus”, jak miał powiedzieć Romuald Traugutt pytany o sens powstania. Był ostatni raz „mus” wolnej Rzeczypospolitej, symbolizowanej na trójdzielnej tarczy powstańczych pieczęci – górne pola: Orzeł i Pogoń, na dole św. Michał, patron Ukrainy.

Nie wszyscy w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej byli całkiem równi nawet w narodzie politycznym. Polacy kulturalnie byli braćmi starszymi. Teraz już etniczni spadkobiercy braci młodszych wszystkich i wszystko, co niegdyś było wspólne i wyrażało się w kulturze i języku polskim, bezceremonialnie przyswajają sobie, byle tylko działo się lub żyło w granicach ich dzisiejszych państw. Współczesnym kluczem geoetnicznym czyta się tam niezrozumiałą dla tego narzędzia rzeczywistość. A żeby ten klucz działał, to pochodzenie ważnych postaci się przemilcza lub zakłamuje.

I dlatego dzisiaj w Wilnie polska delegacja na najwyższym szczeblu, z prezydentem Andrzejem Dudą, usłyszała Sierakauskas, Kalinouski a może nawet Kalinouskas, ale to ostatnie to już nie nasze zmartwienie, tylko sprawa pomiędzy braćmi niegdyś młodszymi. Pogrzeb 20 powstańców styczniowych, w tym dowódców Zygmunta Sierakowskiego i Wincentego Konstantego Kalinowskiego, rozpoczął się 22 listopada w południe mszą świętą w Katedrze wileńskiej, pod przewodnictwem abp. Gintarasa Grušasa, koncelebrowanej przez biskupów i kapelanów wojskowych z Litwy, Polski i Białorusi. Trumny ze szczątkami bohaterów do bazyliki archikatedralnej św. Stanisława i św. Władysława wyprowadzono wcześniej uroczyście z Pałacu Wielkich Książąt Litewskich. Po mszy kondukt żałobny przeszedł trzykilometrową trasę, po drodze mijając Ostrą Bramę, na stary cmentarz na Rossie, gdzie w kaplicy cmentarnej spoczęły ciała powstańców. Napisy w kryptach są w trzech językach: białoruskim, litewskim i polskim. W tej ceremonii uczestniczyły najwyższe władze Polski i Litwy, w tym prezydent Gitanas Nausėda, oraz oficjalne delegacje Białorusi, Ukrainy i Łotwy.

Dobra pamięć po Rzeczypospolitej w granicach z 1772 roku, symbolizowana przez trójdzielną tarczę herbową z powstańczej pieczęci może ożywać przy takich okazjach, jak dzisiejsza. Choć pogrzeb Orła, Pogoni i św. Michała jako wspólnego symbolu nastąpił dawno temu, ale dawnym braciom młodszym potrzeba zabiegów z Sierauskasami i kultem Kalinouskogo, żeby nie czuli się zagrożeni w swojej tożsamości.

Pozwolę sobie na pozornie niezwiązane z dzisiejszą uroczystością pogrzebu wspólnych bohaterów dawnej Rzeczpospolitej osobiste wspomnienie. Lwów, 2001 rok, hotel „George”, mam okno na pomnik Mickiewicza. Podchodzi wycieczka z nauczycielką, uchylam okno. Pani powiedziała dzieciom, że Adam Mickiewicz (bez litewskich końcówek, to Ukraina) był litewskim, białoruskim, ukraińskim i polskim poetą.

No a Kastuś Kalinouski opuścił sowieckie czytanki, nie ma już orderu jego imienia, patronuje teraz siłom demokratycznym na Białorusi. W obu wcieleniach jest przeciwnikiem Polaków.


© Krzysztof Zwoliński
22 listopada 2019
źródło publikacji:
www.Tygodnik.TVP.pl





Ani Litwini, ani Białorusini nikogo Polakom nie ukradli


22 listopada w dniu pogrzebu szczątków powstańców styczniowych Wilno tonęło we flagach Litwy oraz biało-czerwono-białych sztandarach niepodległej Białorusi. Polskie flagi były niemal niewidoczne.
Polemika z tekstem Krzysztofa Zwolińskiego „Pogrzeb Orła i Pogoni. Jak Litwa i Białoruś podbierały nam bohaterów”
Wolni z wolnymi, równi z równymi
(formuła pochodząca z aktu Unii Lubelskiej, 1569)
„O Litwie, dalibóg, że mniej wiem niż o Chinach” – mówi kamerjunkier w salonie XIX-wiecznej Warszawy. Ten cytat z „Dziadów” Adama Mickiewicza stanął mi przed oczyma, gdy czytałam w Tygodniku TVP komentarz do uroczystości wileńskiego pochówku 20 powstańców” styczniowych. Już sam tytuł „Pogrzeb Orła i Pogoni. Jak Litwa i Białoruś podbierały nam bohaterów”, może świadczyć o tym, że autor chyba nie rozumie czym była Rzeczpospolita Obojga Narodów.

A przede wszystkim nie rozumie, czym jest teraz dla ongiś tworzących ją nacji, spuścizna państwa powstałego dzięki dobrej woli „wolnych, równych i zacnych”: Litwinów, reprezentowanych przez dynastię Jagiellonów, Polaków, których król Jadwiga, Litwę ochrzciła i którzy litewskich bojarów przyjęli do swoich herbów, zgadzając się jednocześnie na odrębność Wielkiego Księstwa (własny skarb oraz wojsko) i wreszcie przodków dzisiejszych Białorusinów, których język był językiem urzędowym na Litwie. I Rzeczpospolita nie była Polską, była Unią Litwy i Korony.

Języki, choć pomieszane, nie dzieliły


Szlachta Wielkiego Księstwa z dumą mówiła o sobie „ gente Lithuanus, natione Polonus”, uważając jednocześnie, że jej przodkowie na głowę biją antenatów koroniarzy. Litewska noblessa miała się bowiem wywodzić od Rzymianina Pantalemona i jego 500 towarzyszy, którzy po licznych przygodach trafili nad Niemen, zakładając tu Nową Italię, czyli Lihuanię. Zgodnie z tą tradycją język litewski miał być zniekształconą łaciną.

Oczywiście to odległa historia dotycząca XVII wieku, czyli czasów, w których, jak przekonuje w swoim artykule pan Zwoliński, cała szlachta Wielkiego Księstwa czuła się Polakami. Tylko jeżeli tak, to dlaczego pochodzący ze Żmudzi, ks. Walerian Meysztowicz zaczynając swoje „Gawędy o czasach i ludziach”, pisze : „Litwinami byliśmy wszyscy; w pałacach, dworach i chatach(…) przynależność do dwóch narodów stanowiących jedną Rzeczpospolitą była powszechnie przyjęta(…) języki choć pomieszane nie dzieliły ludzi”.

Języki nie dzieliły także dlatego, że tam, gdzie wieś była litewskojęzyczna, dwory znały litewski, a tam, gdzie białoruska – białoruski. Ich właściciele dobrze zdawali sobie sprawę ze swoich korzeni i z tymi wsiami czuli się bardziej związani niż z Kongresówką.

Powstanie styczniowe było pożegnalnym akordem Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Krzysztof Zwoliński w swoim tekście pisze, że wtedy Polacy po raz ostatni mogli zaśpiewać „obok Orła znak Pogodni”. Na Żmudzi, gdzie dowódcą był Zygmunt Sierakowski śpiewano wówczas także inną pieśń „Dabar Lenkay neprapule kol Żemartiay giwi” (Jeszcze Polska nie zginęła, gdy Żmudzini żyją).
Upadek powstania stał się jednocześnie upadkiem dawnej Rzeczpospolitej. Druga połowa XIX wieku to czas rodzących się nacjonalizmów (nota bene chętnie podsycanych przez zaborców), które ostatecznie zaowocowały separatystycznymi tendencjami tworzących kiedyś wspólne państwo narodów.

W Polsce do głosu doszli zwolennicy kraju monoetnicznego. Niepodległości domagali się Ukraińcy i Białorusini. Międzywojenna Litwa powstawała w oparciu o antypolskie resentymenty, wywołane w głównej mierze sporem o Wilno. Ówczesna litewska historiografia, powstanie styczniowe ignorowała, wychodząc z założenia, że była to walka polskiej szlachty (coś takiego pisze także p. Zwoliński).

Na tym tle zorganizowany w Wilnie 22 listopada pochówek 20 powstańców styczniowych stał się niezwykłym wydarzeniem ponownie łączącym narody dawnej Rzeczpospolitej. Zwrócili na to uwagę przemawiający na uroczystościach prezydenci Polski i Litwy. Przy czym Andrzej Duda oddając hołd straconym na placu Łukiskim powstańcom, podkreślał, że „oni wszyscy, niezależnie od narodu z jakiego pochodzili są naszymi wspólnymi bohaterami”.

W tym rozumieniu wileńskie uroczystości nie były pogrzebem, ale raczej początkiem przywracania do życia Orła i Pogoni.

Ani Litwini, ani Białorusini nikogo Polakom nie ukradli. Zygmunt Sierakowski i Konstanty Kalinowski są naszymi wspólnymi bohaterami. Na ich tablicach grobowych widnieją napisy w trzech językach i wszystkie trzy narody mają do nich prawo. Równi z równymi, wolni z wolnymi ….

Myślę, że obu powstańczym przywódcom łatwiej byłoby zrozumieć obecną litewską czy białoruską narrację (łącznie z nazwiskami Sierakauskas czy Kalinouski) niż krzyk, że wara nacjonalistycznym „młodszym braciom” od naszych, polskich bohaterów.

Nerwowość Kremla


Zabawne, że także rosyjskie media uznały chowanych powstańców za „czystokrewnych” Polaków. Prokremlowscy dziennikarze nerwowo zareagowali na wileńskie uroczystości, z oburzeniem relacjonując pogrzeb „przywódców polskich band, które mordowały białoruskich chłopów i prawosławnych duchownych” (agencja Regnum.ru).

W podobnym tonie wypowiedział się rzecznik podporządkowanej Moskwie, Białoruskiej Cerkwi Prawosławnej. Najwyraźniej rosyjskie władze też przejęły się faktem, iż Litwini i Białorusini „odejmują Polsce” jej bohaterów.

Kreml doskonale rozumie, że legenda Konstantego Kalinowskiego świetnie się nadaje na niebezpieczny mit założycielski białoruskiej świadomości narodowej tworzonej w kontrze do „bratniego rosyjskiego narodu”. Trudniej mi więc pojąć polskich komentatorów.

I jeszcze jedno. 22 listopada Wilno tonęło we flagach Litwy oraz biało-czerwono-białych sztandarach niepodległej Białorusi. Polskie flagi były niemal niewidoczne. Owszem do Wilna, prócz bardzo licznych Białorusinów przybyli także przedstawiciele Związku Polaków na Białorusi. Natomiast oficjalnych delegacji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie czy ZPL nie zauważyłam.

Zabrakło także przedstawicieli wielu, zdominowanych przecież przez Polaków podwileńskich samorządów, w tym solecznickiego, a więc miejsca, z którego pochodził jeden z chowanych na Rossie powstańców.

W tym kontekście warto się zapytać: Kto grzebie Orła z Pogonią?


© Maria Przełomiec
29 listopada 2019
źródło publikacji:
www.Tygodnik.TVP.pl






































Ilustracje:
fot.1 © brak informacji / Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
fot.2 © Grzegorz Jakubowski / Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
fot.3-5 © domena publiczna / wikipedia.org
fot.6-20 © brak informacji / www.wilnoteka.lt


OSTATNIE UAKTUALNIENIE: 2019-11-30-08:40 CET (dodana polemika p. Marii Przełomiec z p. Krzysztofem Zwolińskim)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2