Po wynikach exit poll jest pewne, że Partia Konserwatywna wygrała wybory z niespotykaną niemal od pół wieku przewagą. Przypomnę, że liderem Torysów jest niejaki „BoJo”, czyli Boris Johnson, obok Donalda Trumpa najbardziej gnojony polityk przez krajowe i światowe media. Gdy się połączy tych kilka faktów i doda jeszcze brutalną propagandę, która straszyła Brytyjczyków „ciemnogrodem”, utratą miejsc pracy, załamaniem kursu funta i tak dalej, to wynik wyborów powinien być zupełnie inny. Znamy przecież te wszystkie powiedzenia zawierające oczywistą prawdę: „kto ma media, ten ma władzę”, „kto narzuci narrację, ten wygrywa”, „polityk jest jak mucha, można go zabić gazetą”. Nic ze starych prawd się nie sprawdziło, ponieważ żyjemy w nowych czasach, gdzie potęga Internetu nie jest truizmem, tylko stanem rzeczy.
Jedynie z jednym zarzutem w ocenie siły Internetu można się zgodzić, chociaż i tutaj następują gwałtowne zmiany. Faktem jest, że to ciągle media mają większą zdolność dostarczania tematów, podawania sensacji, co wynika wprost ze specyfiki ich działania, na przykład kontakty z politykami, „anonimowi rozmówcy” i tym podobne. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo Internet posiada gigantyczną przewagę w innym aspekcie, który nazywa się weryfikacja. Warto też zauważyć, że im bardziej tradycyjne media „przeginają”, mówiąc językiem Internetu, tym bardziej Internet jest bezlitosny. Przekonało się o tym wielu, nasi domorośli propagandyści z POKO podłączeni do zawodowców z TVN i pasjonatów z GW. Przekonały się potęgi medialne w USA, które tak naprawdę wypromowały Trumpa, chociaż chciały go zniszczyć. Teraz przekonała się cała wielka Brytania i świat, że czasy masowego ogłupiania mas przy pomocy gazety i telewizora minęły bezpowrotnie.
Spektakularne zwycięstwo polityka nieludzko zaszczuwanego było możliwe z wielu powodów, ale wszystko się sprowadzało do weryfikacji medialnej propagandy przez Internet. Głównym powodem przyśpieszonych wyborów był rzecz jasna Brexit, mówiło się o wyborach i jednocześnie referendum w tej sprawie. Przez ostatnie dwa lata brytyjskie „elity” liberalne i lewicowe razem z usłużnymi mediami przedstawiały zupełnie inną rzeczywistość, niż rzeczywistość rzeczywista. Brytyjczycy na ekranach telewizorów i na szpaltach gazet mieli w zdecydowanej przewadze biec do UE i przepraszać za kłopot, jaki wyrządzili „nieodpowiedzialni populiści”. Przegrane referendum w sprawie Brexitu tłumaczono brakiem rzetelnych informacji o katastrofalnych skutkach, w efekcie Brytyjczycy zaraz po referendum w medialnym świecie „zrozumieli”, że popełnili straszliwy błąd.
Przyszedł dzień wyborów i okazało się, że media razem z establishmentem zebrali wielkie lanie, a to boli podwójnie. Po pierwsze oni się uważają za mistrzów marionetek i sami się chwalą na swoich rautach, że „ciemnemu ludowi’ da się wcisnąć każdy „szit”. Po drugie przegrali walkę o władzę z „głupkiem” Borisem Johnsonem. Krótko mówiąc ludzie, którymi gardziły elity, pokazali ile te elity są warte. Mając do dyspozycji potężne narzędzia, media, wpływowe środowiska: aktorzy, biznesmeni, itd., przegrali z „prostym człowiekiem” podłączonym do Internetu. I jedyną odpowiedzią „elit” jest przezywanie zwycięzców „kutasami”. Mnie śmieszy i cieszy.
Ilustracja: zrzut ekranu wyników exit polls z 12 grudnia 2019 ok. godz. 16:00 CET © 9News Australia / za: www.9news.com.au
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz