Felix culpa
Nareszcie jakaś dobra wiadomość! Żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika poinformowała, że organizacja, która pomagała Irlandkom dokonywać aborcji za granicą, rozpoczęła już działalność w Polsce. Abortion Support Network – bo tak się ta organizacja z siedzibą w Londynie nazywa. Żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją… – i tak dalej – podaje numer infolinii, pod którą można dzwonić, żeby uzyskać „leki wczesnoporonne”, a jakby one nie pomogły, to pani Natalia Broniarczyk, która z tą organizacją na terenie Polski kolaboruje, informuje, że kobiety,
które zaszły w ciążę co najmniej przed 12 tygodniami, dostaną pomoc finansową i „logistyczną”, to znaczy nawet 3 tysiące euro, no i tłumacza oraz nocleg przy wytypowanych rzeźniach niewiniątek w Holandii Wielkiej Brytanii i Niemczech. Ciekawe, że żadna kobieta nie dostanie tych 3 tysięcy euro do ręki. Najwyraźniej przełożeni pani Natalii Broniarczyk nasłuchali się opowieści o przewrotności kobiet w Polsce, więc – owszem – sfinansują dzieciobójstwo, ale forsy do ręki nie dadzą, bo taka jedna z drugą kobieta mogłaby 3 tysiące euro wziać, a potem wypiąć się i do rzeźni nie pojechać. Tedy regulamin jest jasny; dostaniesz forsę, ale nie na perfumy, tylko na to, po coś się do nas zwróciła.
Warto przez chwilę zatrzymać się nas tym, dlaczego Żydom tak zależy, żeby Polki miały wszystkie udogodnienia dla dokonywania dzieciobójstwa. Pewne światło rzuca na to ponad 80-letni pan Ehrlich z Pensylwanii – ten sam, którego Papieska Akademia Nauk niedawno zaprosiła na sympozjon „Przeciw Zagładzie” i nawet – jak mówią na mieście – sfnansowała mu przeloty, przyczyniając się w ten sposób do globalnego ocieplenia. Otóż ten pan Ehrlich – oczywiście z pierwszorzędnymi, żydowskimi korzeniami – uważa, że liczba ludzi na Ziemi powinna zostać zredukowana do najwyżej miliarda osobników. Dlaczego do miliarda? Nietrudno się domyślić; miliard ludzi, a właściwie nie tyle „ludzi”, co gojów należy zostawić, żeby było komu pożyczać srebrniki na wysoki procent. Na taką motywację wskazuje choćby to, że pan Ehrlich, jak gdyby nigdy nic, dożył ponad 80 lat, więc najwyraźniej swoją egzystencję dlaczegoś uważa za niezbędną, bo w przeciwnym razie już dano połknąłby „cyjankali dozę”, uwalniając Ziemię od nadmiaru populacji. Wspominam o tej dozie, bo tak zalecał słynny filozof Teofob Doro w swoich „Pleplutkach”: „Widząc, jak Piotra dręczy starość i zgrzybiałość, ogarnia Jana litość i serdeczna żałość. Więc powiada do niego: Piotrze, masz sklerozę. Czas po temu, byś zażył cyjankali dozę…”. Dlaczego tedy pan Ehrlich wspomnianej „dozy” jednak nie zażył? Przypuszczam, że ze względu na owe pierwszorzędne „korzenie”, bo w przeciwnym razie dopuściłby się czegoś w rodzaju holokaustu w miniaturze. Jak bowiem raz na zawsze wyjaśniła pani Barbara Engelking-Boni, dla Żydów śmierć, to jest „tragedia” i „metafizyka”, podczas gdy dla takich na przykład Polaków, to kwestia „biologiczna”, „naturalna”. Skoro tak, to nawet w szlachetnej intencji melioracji świata, Żydów zabijać nie można, natomiast gojów – jak najbardziej. Nie tylko można, ale nawet trzeba – pamiętając wszelako, żeby odpowiednią liczbę zostawić nie tylko po to, by było komu pożyczać na wysoki procent, ale również po to, by żydowski Herrenvolk miał kto obsługiwać.
Dlaczego w takim razie uważam, że wiadomość z takim entuzjazmem podana przez żydowską gazetę dla Polaków, jest wiadomością dobrą? Dlatego, że ma ona, to znaczy – gazeta – wielki wpływ na czytających ją mikrocefali, no i oczywiście – kolejne generacje polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, z którą historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe. Jeśli zatem żydowska gazeta dla Polaków, najwyraźniej w intencji zachęcenia swoich czytelniczek do dokonywania dzieciobójstwa, w ramach kryptoreklamy podaje nawet numer infolinii, to jest nadzieja, że właśnie w tym środowisku przypadki dzieciobójstwa staną się coraz częstsze. Ci bowiem, którzy żydowskiej gazety dla Polaków albo nie czytają, albo nawet – jak niżej podpisany – czytają – nie tylko się tymi zachętami nie przejmą, ale nawet – jak to na przykład ja czynię – wszystko, co żydowska gazeta dla Polaków chwali, uznają za szkodliwe i niebezpieczne, a w najgorszym przypadku – za podejrzane. Toteż dzieciobójcze peregrynacje do obcych krajów będą odbywały przede wszystkim kobiety ze środowisk bezpieczniackich i postępackich – i to jest właśnie ta dobra wiadomość, ten „plus dodatni” jak powiedziałby Kukuniek – bo dzieciobójstwo stanowi oczywiście „plus ujemny”. Skoro kobiety należące do kolejnej generacji bezpieczniaków i kobiety „wyzwolone” będą się wskrobywały, to jest szansa, że w przeciągu dwóch, a ostatecznie – najwyżej trzech pokoleń, historyczny naród polski nie tylko uwolni się od uciążliwego towarzystwa polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, ale też podniesie się na wyższy poziom intelektualny i moralny, bo postępackie durnice powymierają bezpotomnie. Odsetek ludzi mądrzejszych w ten sposób w polskim społeczeństwie wzrośnie, co może przyczynić się do odczuwalnej poprawy rządzenia państwem, jako że durniów – bo powiadają, że inteligencja jest dziedziczna, a mądrością, obcując z mądrymi, nasiąka się od najmłodszych lat – będzie coraz mniej. Może ktoś zarzucić temu wywodowi, że oparty jest na darwinizmie społecznym – ale skoro do tej pory żadnego remedium na to nikt nawet nie zaproponował, to dobry i darwinizm, zwłaszcza, że nikt przecież nie będzie durnic do niczego zmuszał, a tylko zostaną przekupione trzema tysiącami euro. Jestem nawet przekonany, że taka intencja towarzyszyła tej brytyjskiej organizacji, by Irlandkom na wszelkie sposoby ułatwiać dzieciobójstwo. Im mniej Irlandczyków, tym większe szanse na powrót Irlandii do Zjednoczonego Królestwa, a skoro tak, to dzieciobójstwo, zwłaszcza dokonywane dobrowolnie przez oduraczone kobiety podbijanego narodu, jest znakomitym rozwiązaniem. Zwrócił na taką możliwość uwagę pewien niemiecki publicysta z czasów drugiej wojny światowej, wytykając Anglikom, że swoje imperium budowali podstępem, fałszem i zdradą, podczas gdy Niemcy swoje budują metodą „radosnej wojny”.
Jest wszakże w tym projekcie pewien słabszy punkt. Ten mianowicie, że aby dokonać dzieciobójstwa, najpierw trzeba doprowadzić do poczęcia dziecka. Skoro jednak Abortion Support Network subwencjonuje dzieciobójstwo, to żeby biznes lepiej „sze kręczył” – jak to przed wojną mówiono w sferach kupieckich – można by stworzyć jakieś finansowe zachęty do dziecioróbstwa – ale pod warunkiem pisemnego zobowiązania, że takie poczęte dziecko zostanie potem poćwiartowane w holenderskiej, angielskiej czy niemieckiej rzeźni. Mam nadzieję, że pani Natalia Broniarczyk weźmie ten racjonalizatorski pomysł pod uwagę, a nawet przekaże, komu trzeba tym chętniej, że nie roszczę sobie żadnych praw autorskich.
Dziennikarze TVN–u zawsze znajdą się w ciekawym miejscu — a to na Bałtyku, a to w śląskich lasach…
Stanisław Michalkiewicz o fenomenie Mariana Banasia, na którego polują zarówno przedstawiciele obozu "dobrej zmiany", jak i obozu "zdrady i zaprzaństwa", a także znany ze swej nieskazitelności dziennikarz TeVałeNu Bertold Kittel!
Dlaczego PIS popiera Andrzeja Dudę?
Stanisław Michalkiewicz odpowiada na kolejne pytania widzów swojego kanału. Wypowiada się na temat szmalcownictwa, cesarzu Dioklecjanie i jego reformach, Alaksandrze Łukaszence i jego słowom, że jest otwarty na Polskę. Opowiada także o ustroju republikańskim, prawie do głosowania dla Polaków mieszkających poza granicami Polski, traktacie ryskim, Andrzeju Dudzie, Jarosławie Kaczyńskim i Witoldzie Kieżunie.
Mrożek wszystko przewidział
Człowiek strzela, ale to Pan Bóg kule nosi i często zdarzają się niespodziewane i tym bardziej bolesne rykoszety. Wygląda na to, że coś takiego może zdarzyć się i u nas, to znaczy – w naszym bantustanie, który stał się przedmiotem walki o wpływy między Stronnictwem Amerykańsko-Żydowskim, a Stronnictwem Pruskim. W tej walce obydwa Wojujące Stronnictwa posługują się swoimi politycznymi ekspozyturami, ale to już spowszedniało, więc rozszerzyły front, wzbogacając pierwotną walkę o demokrację, walką o praworządność. I właśnie walka o praworządność doszła do fazy, którą jeszcze w 1958 roku przewidział Sławomir Mrożek w dramacie ze sfer żandarmeryjnych pod tytułem „Policja”. Nawiasem mówiąc, mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po zapachu, chłoszczą pana ministra Glińskiego za to, że przyznał się do myślozbrodni polegającej na niedokończeniu lektury książek pani Olgi Tokarczuk. Trochę go usprawiedliwia okoliczność, że dał aż 700 tys. złotych naszych pieniędzy na tłumaczenia jej książek na języki obce, bo chociaż książki pani Olgi są – „oczywiście niewątpliwie” - pod każdym względem arcydziełami, to nie było pewności, czy bez sowitego wynagrodzenia ktokolwiek zechce je tłumaczyć. Tymczasem Mrożek swoje dramaty i opowiadania wydawał normalnie – ale bo też były powody, żeby je czytać, a nawet wystawiać na scenie.
Otóż dramat „Policja” polega na tym, że w kraju rządzonym przez Infanta i Regenta zapanowała powszechna miłość do Umiłowanych Przywódców, więc siedzący w kryminale ostatni więzień polityczny, pod wpływem tej erupcji miłości, którą można porównać do fali moralnego oburzenia, jaka wzniosła się aż pod niebiosa przeciwko mnie, kiedy nie chciałem uczestniczyć w konspiracji wokół nazwiska mojej wierzycielki, pani Żanety Kąkolewskiej - też postanawia podpisać lojalkę. Ta decyzja przeraża Naczelnika Policji, to w takiej sytuacji policja stanie się niepotrzebna. Namawia więc Sierżanta, by w przebraniu zaczął wznosić wrogie okrzyki. Sierżant zostaje aresztowany, ale władze nie bardzo wierzą w jego winę, toteż Naczelnik namawia go, by dokonał prawdziwego zamachu na Generała. Wprawdzie zamach był nieudany, ale w rezultacie doszło do sytuacji, w której wszyscy policjanci wyaresztowali się wzajemnie. Nawiasem mówiąc, podczas pobytu w Wietnamie zapytałem naszego przewodnika, oczywiście tamtejszego ubeka, czy są u nich obozy reedukacyjne. Odparł, że „oczywiście” nie ma. Wtedy zapytałem go, co by się stało, gdybym tak na ulicy krzyknął: „precz z komuną”!? Ten niewiele myśląc odparł: „to poszedłbyś do obozu” - oczywiście takiego, którego „nie ma”, to jasne.
Nieubłagana walka o praworządność w naszym bantustanie doprowadziła do wyroku, jakim Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu odpowiedział na tzw. „pytania prejudycjalne” tubylczego Sądu Najwyższego – czy mianowicie KRS jest zależna, czy nie i jak to jest z tą całą Izbą Dyscyplinarną w Sądzie Najwyższym. Trybunał udzielił odpowiedzi wymijającej – że mianowicie tubylczy Sąd Najwyższy powinien sobie na te pytania odpowiedzieć sam. Więc odpowiedział, że KRS nie jest dostatecznie niezależna, a Izby Dyscyplinarnej w ogóle nie można uważać za żaden niezawisły sąd. Sęk w tym, że Krajowa Rada Sądownictwa wnioskowała do prezydenta o mianowanie wielu sędziów. Ci sędziowie zaczęli sądzić i wydawać wyroki. Teraz nie wiadomo, czy wnioski o ich mianowanie, składane do prezydenta przez nielegalną – bo „niedostatecznie niezależną” KRS - były ważne, a zatem – czy i oni są sędziami, czy też tylko przebierańcami, ustrojonymi w „śmieszne, średniowieczne łachy” - jak o takich kostiumach mówiła Oriana Fallaci. Ponieważ nie sądzę, by KRS zgodziła się z diagnozą, że nie jest „dostatecznie niezależna”, ani że niezawiśli sędziowie, co do których pojawiły się te wątpliwości, zdejmą z siebie te „śmieszne, średniowieczne łachy” i przestaną „orzekać”, to w tej sytuacji również ferowane przez nich wyroki będą podejrzane i dajmy na to – uchylane jako nielegalne zwłaszcza przez niezawisłe sądy II instancji, opanowane przez zwolenników nieubłaganego postępu, czyli militantów Stronnictwa Pruskiego. Wywoła to zrozumiałą wściekłość obywateli, którzy i bez tego mają wiele gorzkich pretensji do niezawisłych sądów i kto wie, czy nie będą chcieli rozpędzić ich na własną rękę? To oczywiście byłoby aktem rewolucji, sprzecznej z konstytucyjną zasadą demokratycznego państwa prawnego, nakazującą poważnie traktować te wszystkie maskarady i pełne rewerencji konwenanse. Żeby tedy konstytucyjny wilk był syty, a jednocześnie wściekłość obywateli znalazła jakieś ujście, czyli żeby i ta owieczka była cała, to nie ma innej rady, jak ta, by wszyscy niezawiśli sędziowie wyaresztowali się nawzajem – oczywiście wydając prawomocne wyroki jedni na drugich. Te wyroki wykonywałaby policja, przewożąc wszystkich sędziów do kryminału i w ten sposób przyczyniłaby się do reformy sądownictwa, od której przecież wszystko, to znaczy – nieubłagana walka o praworządność - się zaczęła. Nie przypuszczam, by komukolwiek pękło serce z żalu za niezawisłymi sądami, więc z punktu widzenia wymagań demokracji politycznej taka postać reformy sądownictwa nie tylko wydaje się całkowicie bezpieczna, ale nawet może przynieść wymierne korzyści polityczne.
Jest to jeszcze jedna ilustracja spostrzeżenia, że literatura wyprzedza tak zwane „życie” i to niekiedy znacznie. Oczywiście nie każda, tylko ta dobra, którą dawniej ludzie czytali nie tylko bez specjalnej presji ze strony ormowców politycznej poprawności, ale gdy nie trzeba było nawet nikogo przekupywać publicznymi pieniędzmi, by te ksiązki tłumaczył na obce języki. Okazuje się, że teraz bez korupcji nawet w dziedzinie literatury nie można funkcjonować, ale chyba próżno oczekiwać, że takimi sprawami zajmie się Centralne Biuro Antykorupcyjne, bo ono zostało założone w całkiem innym celu. Jeszcze tego by brakowało, żeby również tajniacy wyaresztowali się wzajemnie, chociaż z drugiej strony nie da się ukryć, że obywatele mogliby z tego powodu doznać wielkiej ulgi.
© Stanisław Michalkiewicz
12 grudnia 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
12 grudnia 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © DeS ☞ tiny.cc/des
Media © Stanisław Michalkiewicz / za: www.youtube.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz