Jednym z błędów popełnianych przez chrześcijan jest przekonanie, że chrześcijanie muszą rządzić światem. To prawda że, gdybyśmy mieli chrześcijańskich, prawdziwie katolickich władców, nasz świat byłby światem lepszym.
Problem polega na tym, że świat, nigdy nie będzie rządzony przez naśladowców Chrystusa. Nigdy nie był i nigdy nie będzie.
Mijający Adwent jest czasem oczekiwania. Nie tylko kolejnej rocznicy narodzin Boga jako człowieka ale też powrotu Króla Królów na ziemię. Dokładny przebieg tego powrotu jest nam znany z biblijnych stron. Zastanówmy się zatem przez chwilę nad scenariuszem zamiennym. Gdyby dzisiaj Chrystus zgłosił swoją kandydaturę w wyborach – przegrałby. Media, z pewnością, opowiedziałyby się przeciwko niemu – kpiąc z Jego programu polityczno–socjalnego. Zwolennicy „postępu” byliby przeciwko niemu, socjaliści i kapitaliści, korporacyjni globaliści i środowiska feministyczne byłyby przeciwko niemu. Oczywiście, miałby On swoich naśladowców i byliby oni solą ziemi, ale byliby także bezsilni przeciwko siłom stojącym im naprzeciw. Demokratyczny tłum ukrzyżowałby Go ponownie. Mamoniarze odczuliby ulgę, winszując fakt że kolejny wichrzyciel został usunięty a ich świat mógł jak zwykle skoncentrować się na giełdzie. Tymczasem prawdziwi wyznawcy Chrystusa byliby zmarginalizowani i wykluczeni, zmuszeni do egzystencji w podziemiu. Tak z resztą było zawsze.
Pierwszych trzydziestu paru papieży, w ciągu pierwszych 300 lat po ukrzyżowaniu Chrystusa, było męczennikami. Chrześcijanie byli częścią podziemnego kultu. Kościoła w katakumbach. Laikat i duchowieństwo, bezsilni politycznie, byli prześladowani i mordowani z nakazu świeckiej władzy. Z kolei, w czasach, kiedy chrześcijaństwo znajdowało się w ascendencie pod względem swej ziemskiej władzy, było podatne na zepsucie, które było, jest i byłoby jeszcze bardziej szkodliwe niż prześladowanie z zewnątrz. Chrystus obiecał, że chrześcijanie będą prześladowani, ponieważ On sam był prześladowany. Świat Go znienawidził, nienawidzi także tych, którzy za Nim idą.
Chrystus uczył nas, że podążając za zmieniającymi się trendami świata lub przyjmując jego żądania, zachcianki „emancypatorów” i „postępowców”, jedyną rzeczą jaką sobie zagwarantujemy jest potępienie. Kościół prześladowany to Kościół oczyszczony; Kościół, który przyjmuje trendy i modę świata, jest Kościołem dekadenckim. Ci, którzy rozumieją te fundamentalne realia, wiedzą, że Kościół w stanie wygnania, w tej dolinie łez, która jest przecież przewijającym się końcem historii, jest zawsze Kościołem Wojującym, Kościołem w Wojnie ze światem.
Dlatego też, modernizm jest śmiertelnym wrogiem Kościoła. To błąd tych, którzy sądzą, że Kościół musi poruszać się z duchem czasu, podczas gdy, jak przypomina nam Chesterton, nie potrzebujemy Kościoła, który będzie poruszał się wraz ze światem, ale Kościoła, który poruszy świat. To: pro Ecclesia contra mundum.
Jeśli Chrystus nie jest tym, za kogo się podaje, cała historia zamienia się w ponurą groteskową diabelską komedię. Komedię składającą się z nic nie znaczącego cierpienia w bezsensownym kosmosie. To właśnie to głoszą komisarze bezduchowego postępu. To ich antyewangelia rozpaczy, która przeciwstawia się Ewangelii nadziei. Jeśli jednak Chrystus jest tym, za kogo się podaje, wiemy, że doczesna historia jest tylko przedsionkiem, w którym walczymy o nasze życie wieczne. Życie które zostało nam przez Niego dane na Golgocie. To nadzieja zapoczątkowana narodzinami w betlejemskiej stajence. Nadzieja, która powinna nam towarzyszyć podczas Adwentu, kulminując radością Jego narodzin.
To czas przygotowania i wyzwolenia w samoograniczeniach. Pamiętajmy że czym bardziej niepohamowane nasze pasje, tym bardziej nasze wybory są tak naprawdę mniej dobrowolne. A gdy nasze przyzwyczajenia skłaniają do nadmiaru, nie jesteśmy już w stanie dostrzec, gdzie faktycznie leży ich zaleta. Oto kajdany, którymi zostaliśmy skuci przez Oświeceniową wersję wolności. Nie ścigajmy tego co nie jest nam przeznaczone. Wszakże rządzić to służyć, a Pana możemy mieć tylko jednego.
Jak przypominał nam swego czasu Benedykt XVI, wyczekując ponownego przyjścia Pana Naszego, naśladujmy Jego Matkę. Maryja Panna doskonale uosabia ducha Adwentu, który polega na słuchaniu Boga, głębokim pragnieniu pełnienia Jego woli, radosnej służbie innym. „Pozwólmy się przez Nią prowadzić aby przychodzący Bóg nie zastał nas zamkniętymi lub rozproszonymi, ale mógł w każdym z nas poszerzyć nieco swoje królestwo miłości, sprawiedliwości i pokoju”.
Ilustracja
Uwaga: w niektórych krajach może obowiązywać licencja CC-BY-SA na którą powołuje się fotograf zamieszczonej ilustracji, jednak Konfederacja Szwajcarska (w której ma siedzibę redakcja ITP) nie przyznaje żadnych praw autorskich fotografom/fotografiom przedstawiającym cudze prace.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz