Adopcja, która kiedyś była aktem miłosierdzia wobec dzieci osieroconych stała się obecnie sposobem uszczęśliwiania osób, które z różnych przyczyn, często z własnej winy są dzieci pozbawione. Bezdzietni z własnego przecież wyboru dewianci seksualni zaciekle walczą oprawo do adopcji. Bezdzietne kobiety, które dokonywały licznych aborcji uważają, że mają prawo cieszyć się dzieckiem cudzym odebranym prawdziwej matce.
Orientacja seksualna i aborcja jak twierdzą postępowcy to tylko kwestia wyboru. Konsekwencje tych wyborów nie są jednak przez wybierających przyjmowane do wiadomości ani akceptowane. Lewacki ideał planowania rodziny to najpierw finansowane przez podatnika aborcje, a potem gdy kobieta zapragnie dziecka -finansowana również przez podatnika procedura in vitro. Ewentualnie czułe zaopiekowanie się dzieckiem cudzym. Jest w tym typowa lewacka logika, przecież człowiek ma ujarzmiać przyrodę zamiast podporządkować się jej prawom, jak sowieccy uczeni ma nawadniać pustynie i hodować gruszki na wierzbie. Tyle że sowieccy uczeni zamiast nawodnić pustynie wysuszyli morza (Morze Aralskie), a realizacja pomysłów niejakiego Łysenki doprowadziła do śmierci głodowej wielu ludzi.
Oczywiście istnieje bezdzietność niczym niezawiniona i boleśnie przez kobietę przeżywana. Tak jak istnieją ciężkie choroby, kalectwo, czy poważne mankamenty urody lub inteligencji uniemożliwiające normalne funkcjonowanie w społeczeństwie. Taka bezdzietność prowadzi do różnych psychicznych aberracji, na które właściwą reakcją byłaby pomoc psychiatry czy psychologa. Są kobiety, które pomimo zaawansowanego wieku bawią się lalkami, są takie które nachalnie zaglądają do wózków w parku, a czasami posuwają się nawet do porwania dziecka sprzed sklepu, są wreszcie takie, które usiłują zawłaszczyć cudze dzieci. Nic nowego pod słońcem, archetypem takiego procederu jest sprawa matek osądzonych przez króla Salomona i historia jego słynnego wyroku mającego na celu ujawnienie prawdziwej czyli biologicznej matki. Dzisiejszy zidiociały sąd dla rzekomego dobra dziecka ustalałby zapewne warunki finansowe i mieszkaniowe obu konkurujących matek, albo przyznałby dziecko matce fałszywej w trosce o jej komfort psychiczny. Sąd rodzinny przyznał przecież kiedyś dziecko płatnej gosposi, bo się do tego dziecka za bardzo przywiązała. Uczucia prawdziwej matki interesowały sąd zdecydowanie mniej.
Histeryczna potrzeba macierzyństwa to fenomen psychofizyczny uwarunkowany hormonalnie. Na urojone ciąże cierpią nie tylko kobiety. Mieliśmy kiedyś przybłąkaną sukę Dosię, ogromnego białego labradora, która zadręczała nas swoimi fanaberiami związanymi z potrzebą macierzyństwa. Robiła sobie gniazdo ze szmatek ściągniętych na posłanie, ukrywała w tych szmatach ukradzione dzieciom zabawki, które gorliwie wylizywała. Kiedy w czasie wakacji złapała i nosiła należącego do leśnictwa rasowego szczeniaka, co naraziło nas na przykrości, zdecydowaliśmy się ją pokryć. Urodziło się pięć szczeniaczków. Macierzyństwo zdecydowanie przerastało Dosię, zniecierpliwiona opędzała się od szczeniąt, wyleczyło ją jednak raz na zawsze z jej ekscesów. Dosia przypomniała mi się gdy niedawno usłyszałam o dorosłej kobiecie, która bawi się imitując poród misia wypełnionego mniejszymi misiami. I pomyśleć, że jakiś sąd mógłby przyznać jej cudze dziecko. Wielokrotnie wspominałam o piątce dzieci z Pucka odebranych biednej lecz kochającej matce i oddanych parze przestępców, którzy zatłukli dwoje z nich na śmierć. Sąd i psychologowie badający kwalifikacje tych zbrodniarzy do utworzenia rodziny zastępczej nie dostrzegli przejawów tkwiącego w nich szaleństwa. Prawdziwa czyli biologiczna matka, po śmierci pierwszego dziecka nie doprosiła się ponownego rozpatrzenia sprawy. A przecież jedyną jej „winą” był fakt, że w oczach sądu nie była wystarczająco zamożna.
Oczywiście zdarza się, że dziecko krzywdzą i mu zagrażają prawdziwi czyli biologiczni rodzice. Nie dawno całą Polskę poruszył dramat 5-letniego Dawida. Chłopiec zaginął 10 lipca tego roku, przebywał u babci i dziadka w Grodzisku Mazowieckim. Ojciec odebrał chłopca i miał go zawieźć do swojej byłej żony do Warszawy. Po kilku godzinach okazało się, że mężczyzna popełnił samobójstwo, a chłopiec zaginął. Instytucje urzędowe jak zwykle zawiodły w tej sprawie na całym foncie. Sąd przyznający ojcu prawo do wizyt nie dopatrzył się żadnego zagrożenia z jego strony. Policja przez wiele dni nie potrafiła nawet znaleźć zwłok dziecka. Jak się okazało psy specjalnej rasy obdarzonej wyjątkowym węchem, rasy używanej wszędzie na świecie do poszukiwania ludzi sprowadzano z Niemiec. Na marginesie - ta rasa to bloodhound, w Polsce istniej kilku wybitnych hodowców tej rasy i policja dawno powinna utworzyć opartą na tej rasie sekcję poszukiwań. Owczarki niemieckie, a raczej mieszańce szkolone w policyjnym ośrodku w Sułkowicach to psy obrończe czy wszechstronnie użytkowe i do trudnych poszukiwań się nie nadają. Trudno mieć pretensję do psa, że ma słaby węch i trudno oskarżać sąd o brak rozwagi. Tak się składa, że rozwodzące się i walczące o dzieci pary opowiadają w sądzie zmyślone okropieństwa, świadkowie kłamią a sąd z założenia nie daje temu wszystkiemu wiary. Dlaczego więc przypisuje sobie prawa do rozstrzygania o losach ludzkich? Dlaczego o losach dziecka ma decydować awersja pani kurator do kruszek na stole, albo poprawność polityczna sądu szwedzkiego, dla którego muzułmańscy rodzice zastępczy byli lepsi niż rodzony ojciec Rosjanin.
© Izabela Brodacka Falzmann
13 listopada 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
13 listopada 2019
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz