Pod koniec tygodnia Łączewski ogłosił abdykację i „odszedł z zawodu”. Przypomnę, że to ten „sędzia”, który skazał Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika za ściganie złodziei, jak również umawiał się z „fałszywym Tomaszem Lisem” na obalenie „reżimu PIS”, jednak rewolucja spaliła na panewce. Jakby nie patrzeć i czego by nie mówić, Łączewski to jeden z wielu symboli „nadzwyczajnej kasty”, o czym przez całe lata mówili prawie wszyscy i dodawali „wszyscy won”.
Setki razy słyszałem, że takich jak Łączewski powinno się wykopać z Sali sądowej i nigdy nie mają prawa tam wrócić. Pod koniec tygodnia dokładnie tak się stało, bo naturalnie Łączewski sam z siebie nie odszedł, tylko ma kilka postępowań i stracił immunitet sędziowski, co jest wynikiem działań prokuratury i po części presji opinii publicznej.
Stało się jak się stało, ale euforii, czy choćby małej satysfakcji nie widać, znów się okazuje, że narzekanie na rzeczywistość jest znacznie bardziej popularne od zauważania pozytywnych zmian w rzeczywistości. Chciałbym przy tej okazji przypomnieć lub wyjaśnić rzecz podstawową, mianowicie taką, że gdyby nadal rządziła koalicja PO-PSL, Łączewski nie tylko by nie stracił posady, ale awansowałby do sądu apelacyjnego albo Trybunały Konstytucyjnego. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak by się właśnie stało i co najmniej włos z głowy Łączewskiemu by nie spadł. Zmieniła się władza, zmieniły się zasady i chociaż wiele rzeczy nadal kuleje, to na tym przykładzie widać jak na dłoni, że pomiędzy dawnym i obecnym rządzeniem mamy przepaść. Wszyscy lubimy narzekać, ale od czasu do czasu naprawdę warto przystanąć, obejrzeć się za siebie i przypomnieć sobie z jakiego miejsca startowaliśmy i gdzie jesteśmy teraz.
Druga „sensacja” niemal w całości pominięta przez media od lewa do prawa, to słowa „sędziego” Tuleyi na temat Krystyny Pawłowicz. Pewnie mało kto wie, ale Krystyna Pawłowicz uczyła Tuleyę, dokładnie była profesorem na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie „sędzia” studiował. Wiadomo jak daleko jest uczeń od profesora, ale jedno trzeba mu przyznać i to jest bardzo smutne „przyznanie”. Otóż Tyleyę pomimo politycznych różnic i osobistych interesów, które nakazywały milczeć, było stać na obiektywizm i rzeczową ocenę kandydatury prof. Krystyny Pawłowicz na sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Tuleya powiedział wprost, że prof. Krystyna Pawłowicz jako prawnik jak najbardziej wypełnia wszystkie kryteria i posiada kompetencje do sprawowania tej funkcji. Niejeden „prawy” bredził trzy po trzy, już litościwie pominę „sałatkę”, ale ile bzdur się naczytałem o tym, że doktor habilitowany z dwoma specjalizacjami nie nadaje się na sędziego TK, to długo nie zapomnę.
Pamiętać także będę o czymś jeszcze. O zachowaniu normalności, o otwartych oczach i uszach, o myśleniu i nie poddawaniu się medialnym „wrzutkom”, które masowo piorą mózgi Polaków. Tylko te dwa przykłady pokazują jak dalece zmieniła się rzeczywistość i to są zmiany fundamentalne, nie kosmetyczne. Łączewski „odchodzi z zawodu”, Krystyna Pawłowicz za chwilę zostanie sędzią Trybunału Konstytucyjnego, o czymś takim 8 lat temu nikt nawet nie miał odwagi pomarzyć. Nauczmy się szanować to co mamy, przy całej krytyce bieżących mniej lub bardziej istotnych wpadek, bo jak mówi moja Babcia: „Jeszcze będziesz szukał tego co masz, wspomnisz moje słowa”.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz