Nawet w przypadku takiego pajaca, jakim jawi się Trump, jego groteskowe i chaotyczne działania dają dużo do myślenia i to nie tylko w kontekście zależności od poszczególnych koterii waszyngtońskiego deep state, które pociągają za sznurki tej marionetki, ale również w szeroko pojętym sensie geopolitycznym.
Włodarze z Waszyngtonu traktują swego prezydenta trochę jak dziecko, podsuwając mu różnorakie „idee” w celu wywołania pożądanych reakcji. Tak też było w przypadku Syrii, z której to decyzją Trumpa miały ewakuować się wojska amerykańskie. Ponieważ Pentagonowi nie w smak było to rozstrzygnięcie, poinformowano prezydenta o złożach ropy naftowej, którą warto by było zawłaszczyć. Trump nie tylko zaakceptował tą ideę, ale „pochwalił” się publicznie przed Amerykanami tą ekspropriacją, która da mi zastrzyk bogactwa (https://news.antiwar.com/2019/11/06/us-to-build-two-more-bases-in-syrian-oil-region/ ).
Takie zachowanie prezydenta wywołało zażenowanie i zdumienie wśród niezależnych analityków, którzy uświadomili sobie, że jego głupota sięga dalej niż dotąd przypuszczano.
Zachód w ogólności, a USA w szczególności od zarania zajmowali się „ekspropriacją” dóbr słabszych nacji. Elity dbały jednak o to by pokrywać swe działania propagandowym bełkotem o „wolności, demokracji i wolnym rynku”, ograniczając szczerość do grona współ-rabusiów, czyli „elit finansowych”, tradycyjnie zwanych w amerykańskim społeczeństwie „robber barons”, czyli baronów rabusiów (https://en.wikipedia.org/wiki/Robber_baron_(industrialist).
A tu ni stąd ni z owąd Donald Trump ogłasza powyższe przedsięwzięcie w tak otwarty sposób całemu narodowi, dokumentując tym samym fakt nie tylko braku jakichkolwiek norm etycznych, ale nawet świadomości, że takowe w ogóle istnieją i należy publicznie udawać, że się ich przestrzega. To „potknięcie” Trumpa spowodowało szeroki rezonans w społeczeństwach świata, wzmagając i tak już ogromną nienawiść do USA w szczególności a Zachodu w całości. Natomiast truizmem jest stwierdzenie, że media „wolnego i demokratycznego państwa polskiego” sprawy tej nie nagłaśniały.
Drugim bieżącym problemem jest proces impeachmentu wdrażany przeciw Trumpowi przez nienawidzących go Demokratów. Antagonizuje on jeszcze bardziej politycznie, gospodarczo i etnicznie spolaryzowane społeczeństwo, spychając je na granicę wojny domowej lub rewolty.
Waszyngton zdaje sobie od dawna sprawę z tych niebezpieczeństw i podejmuje kroki prewencyjne w zakresie pacyfikacji nadchodzących zaburzeń społecznych. W ich ramach militaryzuje policję przekazując jej sprzęt wojskowy z demobilu.
Działania te nie były do tej pory nagłaśniane i oto teraz na konferencji szefów policji w Chicago, Donald Trump ogłasza publicznie gwałtowne przyspieszenie procesu jej militaryzacji i natychmiastowego uzbrojenia jej w ciężki sprzęt wojskowy, rzekomo w celu walki z przestępczością (https://truthout.org/articles/vowing-nationwide-crackdown-trump-touts-more-militarized-us-police/).
Tak więc nasz „główny sojusznik”, a w rzeczywistości okupant, jakim jest Ameryka, w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, jawi się jako coraz bardziej niestabilne państwo, z rosnącymi problemami ekonomicznymi, które stara się mitygować coraz brutalniejszą ekspropriacją dóbr swoich wasali i ofiar.
Chaos spowodowany „decentralizacją” władzy w formie współzawodniczących między sobą koterii deep state, zwiększa również prawdopodobieństwo konfliktu między mocarstwowego z użyciem różnorakiej broni masowego rażenia (np. nuklearnej czy bakteriologicznej), jak choćby w przypadku ostatniej prowokacji polegającej na „nalocie” amerykańskiego bombowca strategicznego na rosyjską bazę w Syrii (https://news.antiwar.com/2019/11/03/us-b-52-bomber-unexpectedly-approached-russian-base-in-syria/).
Desygnowany nam przez waszyngtońskich pryncypałów wróg, Federacja Rosyjska, powinna również budzić powody do niepokoju. Wszystko wskazuje na to, że wkroczyła ona definitywnie na drogę re-bolszewizacji.
Nie ma dnia, by w zażydzonych rosyjskich mediach publicznych nie gloryfikowano otwarcie „wodzów rewolucji” Lenina i Stalina, by nie chełpiono się wyczynem „wyzwolenia” Europy wschodniej od „faszyzmu”, jak kłamliwie nazywają niemiecką wersję (narodowego) socjalizmu. Nie milkną też głośnie lamenty z powodu „barbarzyńskiego” usuwania pomników Lenina i innych „wodzów kraju rad”, a wraz z nimi prób „wymazania wspólnej historii narodów post sowieckich”, że aż automatycznie ciśnie się na usta pytanie, ile to pomników Hitlera zachowano w ZSRR i Federacji Rosyjskiej na terenie obecnego obwodu kaliningradzkiego w ramach imperatywu analogicznej konserwacji „wspólnej z Niemcami historii”?
Putin, który dla wielu był nadzieją odrodzenia się zdrowego umiarkowanego rosyjskiego patriotyzmu, okazał się zdrajcą i głupcem prącym na smyczy żydostwa ku zagładzie Rosyjskiej Federacji. Znamienną manifestację tego haniebnego trendu w obecnej rosyjskiej polityce stanowi nieobecność Putina i innych kremlowskich przywódców na skromnych obchodach dnia pamięci ofiar represji komunistycznych. Telewizja publiczna ograniczyła się do krótkiego reportażu z ceremonii składania kwiatów i zniczy przed moskiewskim pomnikiem (głazem sołowiowskim) biednych szarych Rosjan, których rodziny masowo represjonowała żydokomuna. Putin i inni towarzysze kremlowscy nie znaleźli na tą ceremonię czasu. Nie zabrakło go natomiast na uroczystości złożenie kwiatów przed nowo ustanowionym pomnikiem towarzysza Primakowa, zasłużonego „rozwiedczika” ZSRR i późniejszego premiera.
Obecna rebolszewizacyjna kampania rosyjskiego żydostwa nie jest oczywiście nakierowana na nierealną odbudowę czerwonego imperium, a wręcz przeciwnie, na doprowadzenie do ostatecznego rozpadu RF.
Na niedawnej konferencji wspólnot wyznaniowych Federacji, Metropolita Wszechrusi w oficjalnym wystąpieniu ostrzegł przed możliwością rozpadu państwa, prognozowanej, jak się wyraził, „wynikami profesjonalnych badań”, jeśli Rosja nie odwróci negatywnych trendów, a zwłaszcza ujemnego przyrostu naturalnego.
Widmo reaktywacji w Rosji „bezbożnego komunizmu” antagonizuje wewnątrz Federacji dynamiczne biologicznie republiki muzułmańskie; paniczny strach społeczeństw Polski i państewek bałtyckich przed ewentualnym kolejnym „wyzwoleniem ze wschodu”, nie tylko wpycha je jeszcze mocniej w szpony zachodnich kolonizatorów, ale także praktycznie uniemożliwia jakiekolwiek przyjazne współżycie z Rosją, nie wspominając już o potencjalnym sojuszu.
Na krótką metę RF odnosi spektakularne sukcesy w obszarze militarnym i politycznym. Uzyskała ona światowy prymat w strategicznej broni masowego rażenia, ograła z kretesem USA i Turcję w Syrii w zakresie militarnym i politycznym, stając się główną siłą rozjemczą na Bliskim Wschodzie.
Po mistrzowsku rozegrała sprawy energetyczne Europy, gwarantując sobie zakończenie drugiej nitki rurociągu bałtyckiego już w styczniu przyszłego roku. Według oficjalnych deklaracji strony rosyjskiej, obecne inwestycje w struktury przesyłowe gazu, powodują pełną zbyteczność dwu ukraińskich nitek rurociągu.
Tak więc III RP, będąc do tej pory uzależniona energetycznie od jednego tylko „wschodniego wroga”, w 2020 będzie już zależna od dwu „wrogów RF”, czyli Rosyjskiej Federacji (neobolszewii), oraz Republiki Federalnej (IV rzeszy niemieckiej). Biorąc pod uwagę fakt, że za czasów PRLu kraj nasz, nie tylko był energetycznie samowystarczalny, ale na dodatek był głównym światowym eksporterem nośników energetycznych (węgla), to działalność wszystkich bez wyjątku „rządów” III RP można jedynie sklasyfikować jako zdradę stanu, za którą w normalnym suwerennym państwie staje się przed trybunałem stanu i po osądzeniu zostaje się powieszonym na szubienicy.
Podobnie wyglądają wszystkie pozostałe „osiągnięcia” III RP, w każdej bez wyjątku dziedzinie i to na dodatek w porównaniu z komunistyczną półkolonią ZSRR, jaką był PRL!
W tym kontekście jakiekolwiek proroctwa przyszłości Polski wydają się być w pełni zbyteczne.
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz