O flaszkę-niewypitkę
Polska dotrzymuje kroku nieubłaganemu postępowi, chociaż oczywiście tu i ówdzie trafiają się jeszcze niedociągnięcia. Te niedociągnięcia, które oczywiście pojawiają się tylko tu i ówdzie, nieubłaganym palcem wytykają „aktywiści” w rodzaju pana Rafała Betlejewskiego, który tak bardzo stęsknił się za „Żydem”, że podobno gotów jest nawet na daleko idące poświęcenia. Na razie jednak wysłuchuje i spisuje żale na panujący w Polsce „rasizm”, dzięki czemu międzynarodówka biurokratyczna, mająca swoje żerowisko w Nowym Jorku, właśnie zażądała od Polski, by zdelegalizowała Obóz Narodowo Radykalny i Młodzież Wszechpolską. Najwyraźniej nie mają tam większych zmartwień, to znaczy – oczywiście mają – ale przy okazji załatwiają też inne sprawy. Idąc za przykazaniami wiecznie żywego Le..., to znaczy pardon – jakiego tam znowu „Lenina”? Nie żadnego „Lenina” tylko włoskiego komucha Spinellego, co to w sławnym „Manifeście z Ventotene”.
Do tego Ventotene wsadził Spinellego z kolegami Benito Mussolinii. Trochę się tam nudzili, jak to w więzieniu, więc opracowali „Manifest” w którym postulowali likwidację państw narodowych i narodów, żeby wreszcie zapanował socjalizm. Co ma być potem, jak już socjalizm się zaśmierdzi? Tego Spinelli z kolegami już nie przewidział, ale to nic, bo zawsze można twórczo rozwinąć myśl Marksa i Lenina, którzy też dochodzili do komunizmu, nie wspominając, co będzie potem. Pewnie się trochę krępowali, bo z nieubłaganej dialektyki wynika, że po komunizmie nastanie dodupizm, no ale amicus Plato, sed magis amica veritas, toteż nas żadne skrępowanie nie powstrzyma przed przedstawieniem ostatecznego etapu świetlanej przyszłości. Warto zwrócić uwagę, że Spinelli z kolegami taktownie nie wspomniał, w jaki sposób historyczne narody będą „likwidowane” - co otwiera przed nami szeroki wachlarz możliwości. Dopiero bowiem na tym tle widać, jakich sprośnych błędów Niebu obrzydłych dopuścił się inny wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, który likwidowanie historycznych narodów rozpoczął od narodu żydowskiego. Tymczasem powinno być odwrotnie; zlikwidować trzeba narody mniej wartościowe, podczas gdy naród żydowski ma z tego „nawozu historii”, grząskiej krwawej masy pozostałej po zlikwidowaniu historycznych narodów, będzie czerpał żywotne soki. Warto dodać, że Spinelli został uznany za jednego z ojców założycieli Unii Europejskiej, obok bimbrownika Jana Monneta i masońskiego świątka Roberta Schumana, co to uczestniczył w ruchu oporu w każdej zakrystii, a teraz ma trafić na ołtarze, torując w ten sposób drogę do świętości naszemu Kukuńkowi, czyli Lechowi Wałęsie. Najwyraźniej tezy „Manifestu z Ventotene” trafiły do przekonania drapichrustom z biurokratycznej międzynarodówki i stąd żądanie, by Polska zdelegalizowała obydwie narodowe organizacje. Nacjonalizm bowiem głosi, że każda wspólnota etniczna powinna się politycznie zorganizować w państwo, którego właściwością jest m.in. suwerenność, a więc zdolność do samodzielnego określania własnych praw. Komunie się to nie podoba, bo komuna raczej hołduje koncepcji rządów „filozofów”, to znaczy – doktrynerów, którym się wydaje, że dzięki przeczytaniu „Manifestu Komunistycznego” osiągnęli wyższe stany świadomości i w związku z tym lepiej wiedzą, co jest dobre dla każdego, w związku z tym pozostałej hołocie żadna suwerenność nie jest do niczego potrzebna. Najzabawniejsza jest w tym wszystkim okoliczność, że z tym żądaniem wobec Polski wystąpiła biurokratyczna międzynarodówka, nazywająca się „Organizacją Narodów Zjednoczonych”. Organizacja Narodów Zjednoczonych chce przykładać rękę do likwidacji narodów? Ładny interes!
Ale nie tylko w tej dziedzinie nieubłagany postęp postępuje. Oto w dniach ostatnich, to znaczy 20 i 21 września w Pałacu Kultury i nauki imienia Józefa Stalina w Warszawie trwa Kongres Kobiet. Hmmm. Rzeczywiście, kobieta kobietą być nie przestaje, chociaż Tadeusz Boy-Żeleński w wierszu adresowanym do „matrony krakowskiej” widział te sprawy nieco inaczej, bo pisał: „Za co stwór podeszły wiekiem, co kobietą być już przestał, a nigdy nie był człowiekiem windujemy na piedestał?” Najwyraźniej musiał uważać, że kobietą się bywa, ale niekoniecznie – ale myślę, że pani filozofowa Magdalena Środzina, jedna z kongresowych egerii, musi uważać odwrotnie – że jak już ktoś kobietą został, to nią jest żeby tam nie wiem co. Nawiasem mówiąc, nie jest to chyba do końca zgodne z przesądami głoszonymi przez genderactwo, ale nie wymagajmy zbyt wiele od pań filozofowych. Tedy hasłem przewodnim Kongresu jest „Równość, Ekologia, Demokracja”. To bardzo ciekawe, bo jak w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak” pisał Janusz Szpotański - „By mogła zapanować Równość, trzeba wpierw wszystkich wdeptać w gówno. By człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem”. Widać, że „kobiety” mogą jeszcze nieźle nawywijać, zwłaszcza gdy dowodzenie przejmą osoby w niebezpiecznym dla kobiet wieku. Co do „ekologii” to właśnie mamy ciekawą sytuację, że najsławniejsza bojówka ekologiczna pod nazwą „Greenpeace” zatrzymała statek z węglem, zupełnie nie zwracając uwagi na gówna, które spłynęły z nurtem Wisły do Bałtyku z powodu wybicia w Warszawie „Trzaskowianki Gazowanej”. Nawiasem mówiąc, pan prezydent Rafał Trzaskowski bierze udział w Kongresie Kobiet jako Kobieta Honorowa, co według fałszywych pogłosek ma wiązać się z nominacją ostentacyjnego sodomity, pana Pawła Rabieja, na jego zastępcę. Ale mniejsza z tym, bo widać wyraźnie, że ekologowie muszą kierować się tropizmem do pieniędzy; za zatrzymanie statku z węglem mogą zapłacić zwolennicy poglądu, ze Polska powinna czerpać energię z gazu, jeśli nie własnego, to importowanego z USA, podczas gdy za warszawskie gówna nikt nie wybula, więc nie ma co zwracać na nie uwagi. Toteż ekologowie zrzeszeni w ponurej sekcie pod nazwą Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, podnieśli niebywały klangor z powodu chomika europejskiego, który upodobał sobie niszę ekologiczną akurat na trasie budowy drogi ekspresowej S7, na którą pójdą ciężkie miliony. Tak bywało i w przeszłości; kiedy rozpoczynała się jakaś kosztowna inwestycja, ekologowie podnosili larum, że na tym terenie jest sówka, albo żuczek i gwoli zapewnienia dobrostanu tym „istotom czującym” należy inwestycję natychmiast wstrzymać. Jeśli inwestor był kumaty, to zapraszał ekologów na naradę i mówił: no to jak, chłopaki? Ile chcecie? I jeśli doszło do kompromisu, to zaraz okazywało się, że sówka wyprowadziła się w nieznanym kierunku a i żuczek też gdzieś przepadł i nic już nie stało na przeszkodzie, by inwestycja była kontynuowana. Toteż wcale się nie dziwię, że do spółdzielni ekologicznej postanowiły przełączyć się też „kobiety”, które przecież też lubią wypić i zakąsić. Na tym w końcu polega socjalistyczna demokracja, że obywatele piją i zakąszają ustami swoich przedstawicieli, którzy nie przepuszczą żadnej okazji, by umoczyć pysk w melasie i tym wyjaśniam sobie obecność na Kongresie Kobiet posągowej pani Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która pragnie wszystkich przycisnąć do piersi.
Toteż w sukurs przedstawicielom ruszyli „młodzi”, co to nie chcą mieć dzieci ze strachu przed zmianami klimatycznymi. Ano, klimat rzeczywiście się zmienia, więc taki powód dobry jest, a nawet lepszy, niż każdy inny, bo jakiś klimat będzie zawsze. Co więc postulują „młodzi”? Miedzy innymi – by zawsze mieć przy sobie „butelkę wielokrotnego użytku”, czyli tak zwaną flaszkę niewypitkę. Ten postulat na pewno się przyjmie i już niedługo ulice i place zaroją się od ekologów z flaszkami-niewypitkami. W takiej sytuacji konieczność wymaga, by nauczyciele zwalniali „młodych” z lekcji, bo jaka tam „lekcja”, gdy uczniowie trwają w ekologicznej nirwanie? Zresztą – powiedzmy sobie szczerze – po co w ogóle ich kształcić, skoro tylko patrzeć, jak przyjdą tu starsi i mądrzejsi?
Naczelnik Państwa kopiuje z pana Yanga?
W książce „Koniec pracy”, napisanej przez Jeremiasza Ryfkina, doradcy naukowego prezydenta Clintona czytamy, że praca 10 procent ludzi wystarczy, by wszystkim, a więc i 90 procentom pozostałych, dostarczyć towarów i usług w wystarczającej obfitości. Autor podaje nawet przykłady zatajania wynalazków i technologii przez wielkie koncerny, by wskutek ich zastosowania nie dopuścić do jakichś paroksyzmów na wielkich obszarach świata. Na przykład koncern Unilever zamknął w sejfie dokumentację sztucznego wytwarzania na skalę przemysłową taumatyny – substancji sto tysięcy razy słodszej od cukru. Taumatyna doprowadziłaby do rewolucji w przemyśle cukierniczym, przemyśle napojów chłodzących – bo zamiast wytwarzać, a następnie transportować na wielkie odległości tysiące ton cukru, wystarczyłoby użyć niewielkich ilości taumatyny, by osiągnąć identyczny rezultat smakowy. No tak – ale w rezultacie kraje utrzymujące się z plantacji trzciny cukrowej, czy produkujące wielkie ilości buraka cukrowego, znalazłyby się w poważnych kłopotach, zwłaszcza, że kryzys objąłby również przemysł cukrowniczy; cukrownie jedna po drugiej by bankrutowały, no a ich pracownicy zasililiby szeregi bezrobotnych, podatnych na wszelki „populizm”, który spędza sen z powiek nawet starszym i mądrzejszym. Toteż Unilever trzyma papiery pod kluczem, chociaż z drugiej strony ma to również - jak powiedziałby Kukuniek - „plusy ujemne”, bo znękana ludzkość objada się cukrem, tyje, a potem choruje na cukrzycę i inne, śmiertelnie groźne przypadłości.
Oczywiście Jeremiasz Ryfkin opisuje rzecz znaną od dawna, to znaczy – przynajmniej od wynalezienia koła wodnego, które poruszało młyny, wcześniej wprawiane w ruch przy pomocy oni albo i ludzi. „Śpij, nimfy wykonują pracę twoich rąk!” - wołał w uniesieniu poeta witający koło wodne. Na tym przykładzie widać, że produkcyjniaki, o których myśleliśmy, że zostały wynalezione przez Żdanowa, co to odkrył socrealizm, mają znacznie starszy rodowód, podobnie jak obawy przed skutkami postępu technicznego. Każde dziecko, nawet to, które onegdaj demonstrowało utratę ochoty do życia z powodu zmian klimatycznych, zna, a przynajmniej powinno słyszeć o buntach tkaczy, którzy niszczyli krosna w przekonaniu, że odbierają im pracę, podkopując tym samym podstawy ich bytu. Ale w roku 1812 parlament brytyjski uznał to za przestępstwo zagrożone karą śmierci, luddystów wyłapał i kazał deportować do Australii. Toteż już nic nie hamowało nieubłaganego postępu, również technicznego, który sprawił, że o ile w początkach XIX wieku pończochy nosiła zaledwie jedna kobieta na tysiąc, to pod koniec tego stulecia już tylko jedna kobieta na tysiąc nie nosiła pończoch. Ale i to miało swoje „plusy ujemne”, bo mechaniczne krosna napędzane były silnikami parowymi, wskutek czego fabryczne kominy dymiły i dymiły, co dało nawet powód do marynarskich przyśpiewek, że „na naszym statku wszyscy fajki kurzą, statek pali komin, swe cygaro duże”. Warto jednak zwrócić uwagę, że kominy dymiły nie dlatego, by krwiopijcy chcieli proletariuszy wydusić smogiem, tylko dlatego, że kobiety chciały nosić pończochy. Nawiasem mówiąc, w tymże stuleciu francuski prawnik Fryderyk Bastiat, rzekomo w imieniu producentów świec i lamp, napisał list do króla, by ten położył kres nieuczciwej konkurencji ze strony słońca, które ze swoim światłem nie tylko wciska się w każdy zakamarek, a w dodatku – nie płaci podatków. Jak z tego widać, ochrona rynku i producentów, która na pierwszy rzut oka wydaje się wielu ludziom oczywista, tak naprawdę wcale taka nie jest – ale to sprawa osobna.
Wracając do likwidowania wielu miejsc pracy, a nawet całych zawodów przez postęp techniczny, to i ta rzecz, obok niewątpliwych „plusów ujemnych” ma też swoje plusy dodatnie – co w swoim czasie wyeksponował Maciej Zembaty w wersji nie do końca zgodnej z oryginałem piosenki o fabrycznej dziewczynie, co to „koła transmisji koła, w tryby wciągnęły ją, krew popłynęła z czoła, koła zalane krwią” słowem – tragedia - ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo artysta informuje, że „do fabryki już nie szła fabryczna dziewczyna” i konkluduje: „takiej to dobrze!” Więc i Jeremiasz Ryfkin sygnalizuje, że jeśli nawet, dzięki pracy 10 procent ludzi, na świecie nastałaby obfitość materialna, którą obecnie obóz „dobrej zmiany” usiłuje osiągnąć dzięki rozdawnictwu pieniędzy uprzednio zrabowanej podatnikom, to powstaje problem, na jakiej zasadzie pozostałych 90 procent ma uczestniczyć w podziale dochodu narodowego.
O ile jednak Jeremisz Ryfkin nie potrafił poradzić sobie z tą sprawą, to Andrew Yang, ubiegający się o nominację Partii Demokratycznej w przyszłorocznych wyborach prezydenckich w USA, przecina ten węzeł gordyjski bez trudu. Oto proponuje wprowadzenie „Freedom Dividend”, czyli uniwersalnego dochodu podstawowego w wysokości tysiąca dolarów miesięcznie dla każdego obywatela po ukończeniu przezeń 18 roku życia. Ma to być odpowiedź na postęp techniczny, w następstwie którego wiele zawodów traci rację bytu. W poprzednich latach, kiedy jeszcze wyższe stany świadomości nie były jeszcze powszechne nawet u polityków, przedstawiciele zawodów zagrożonych starali się jak najszybciej przekwalifikować i na przykład woźnice uczyli się prowadzić samochody, a właściciele stajni zakładali stacje benzynowe, ale dzisiaj przyrodzona i niezbywalna godność na coś takiego nie pozwala, więc nie ma innej rady, jak tysiąc dolarów miesięcznie. Nawiasem mówiąc, tysiąc dolarów to mniej więcej 4 tysiące złotych, jakimi Naczelnik Państwa pragnie obdarować każdego zatrudnionego w ramach płacy minimalnej już od 2023 roku. Czyżby obietnice wyborcze obozu „dobrej zmiany” nie były oryginalne, tylko skopiowane z programu wyborczego pana Yanga? Tego z góry wykluczyć nie można, bo skoro – jak informuje red. Leszek Szymowski w „Najwyższym Czasie!” - polskie koncerny paliwowe kupują zagraniczną ropę naftową od izraelskich pośredników – bo tak przykazał nam Nasz Najważniejszy Sojusznik – to dlaczego z góry odrzucać możliwość, że program wyborczy Naczelnika Państwa nie jest inspirowany przez Partię Demokratyczną USA? W 1990 roku Milton Friedman opowiadał nam, jak to w drugiej połowie lat 80-tych odwiedził był Bibliotekę Kongresu, poprosił o program Komunistycznej Partii USA z lat 20-tych i z przerażeniem skonstatował, że wszystkie punkty tego programu zostały już w Ameryce zrealizowane i to w znacznej mierze właśnie przez Partię Demokratyczną! Skoro nawet tam, to cóż dopiero u nas, którzy nie musimy się przecież do komuny przyzwyczajać? Co prawda komuna uzależniała obywateli od państwa podwójnie, bo nie tylko dysponowała aparatem terroru, ale i trzymała łapę na całym dochodzie narodowym i jeśli kogoś nie lubiła, to marny był jego los. Może nie aż taki zły, jak tzw. „liszeńców” w Sowietach, ale przecież i ja, jako „wróg ludu”, w latach 80-tych byłem pozbawiony kartek, które w fazie rozwiniętego komunizmu określały udział obywatela w dochodzie narodowym. Tedy na początek limitowany tysiąc dolarów, czyli 4 tysiące złotych miesięcznie, ale jak jeszcze trochę poeksperymentujemy, to trzeba będzie wrócić do wzorów sprawdzonych, bo po cóż wyważać otwarte drzwi?
Przed wyborami na PiC i na Dudę
— Ajajajajajajaj! Panie Piperman, pan słyszałeś takie rzeczy?
— Jakie rzeczy, panie Biberglanc? Ja słyszę różne rzeczy, nawet słyszę, co brzdąka w trawie, a jak bym nawet ja nie słyszał, to wszystko podsłuchuje ten mój zięć, co to jest w ABW, ale prywatnie, to bardzo porządny człowiek. On nawet mnie podsłuchuje, a potem mi opowiada, co ja tam sobie pod nosem mówiłem i mamy z tego sto pociech – jak to w resortowej rodzinie. Ale konkretnie, to o co pana biega?
— Konkretnie mnie biega o tego prezydenta Dudę, co to został obsztorcowany przez naszych Żydków z Izraela, że antysemityzmu w Polsce to wina Żydów.
— No a czyja, panie Biberglanc? Tak między nami, jak to między czekistami, jak by nie było Żydów, to by nie było antysemityzmu i ten cały Elan Carr, co to jest pełnomocnikiem Departamentu Stanu do zwalczania antysemityzmu w Europie, on by nie miał nic do roboty i musiałby sobie poszukać jakiejś innej posady. Ale to tak między nami czekistami, bo skoro już trzeba na tego tematu głośno mówić, to za co ony tego całego prezydenta Dudę obsztorcowały?
— Ony go obsztorcowały, bo on powiedział, że antysemityzmu w Polsce został wywołany przez ministra Kaca, co to powiedział, że tutejsze goje wysysają antysemityzmus z mlekiem matki.
— Co pan mówisz takie rzeczy! To nie Kac powiedział, tylko Icchak Szamir.
Ale Kac tego Szamira zacytował, od czego tutejsze goje się oburzyły i zrobiły falę antysemityzmusa.
— Panie Biberglanc, jak ja bym panu nie znał, to ja bym pomyślał sobie, że pan też jesteś głupi goj. Ale ja panu znam, więc ja nie wiem, co mam myśleć, skoro pan nie zauważasz słonia w menażerii.
— Jakiego znowuż słonia, panie Piperman? Ja słonia dostrzegam i ja nawet pamiętam taki Witz o słoń, a sprawa polska, to po co pan mówisz takie rzeczy?
— To taka przerzutka poetycka z tym słoniem, to mnie powiedział ten mój zięć, co to pracuje w ABW, ale prywatnie to bardzo porządny człowiek. Mnie biega o to, że pan nie zauważyłeś, że głupie goje urządziły sobie wyborów.
— Ja o wyborów wiem, i ja nawet jestem mężem w zaufaniu tego Czarzastego, co obiecuje przywócić nam emerytury – ale co tu ma z tym wspólnego Duda, kiedy wybory na Dudę będą dopiero w przyszłym roku?
— To ma wspólnego, że on chce być wybrany, ale on nie ma aparatu wyborczego, a takiego aparatu ma PiS. Pan jesteś stary czekista, to pan wiesz, że ten aparatu to musi być ulokowany we wszystkich komisjach, co to liczą głosy i jak trzeba, to dosypują, a jak trzeba, to znowu odsypują. Pan nie pamiętasz Stalinu, co on a temat demokracji mówił? No to teraz Duda skrytykował tego Kaca, że on powiedział o tym mleku matki, żeby pokazać, jak od pilnuje godność tutejszych głupich gojów.
— Ja Stalinu pamiętam, jakby to było wczoraj i co on mówił o demokracja. Ale tu masz pan Recht, panie Piperman, jak ten Duda nie ma aparatu wyborczego, to on musi tańcować, jak jemu zagra ten Naczelnik Państwa – wi hajst der goj? – O, ten Kaczyński. Ale w takim razie po co on w Nowym Jorku obiecywał naszym Żydkom, że on będzie robił walkę z antysemityzmusem i wyda ustawy?
— On, panie Biberglanc rozmawiał tam o roszczenia, ale on już nie powiedział, co on obiecał w sprawie roszczenia. Jak on boi się powiedzieć o tamto, to on teraz musi mówić takie rzeczy o Kacu, żeby głupie goje myślały, że on walczy z Żydkami i żeby głosowały na PiS, a potem na niego, jak już w przyszłym roku bedą wybory na Dudę.
— No to po co jego sztorcuje gazeta z Izraelu? Niech on teraz sobie gada, a jak już sze wygada, to ony wszystkie siądą i podpiszą, co tam im podyktuje ten Pompeo, no a resztę to już załatwią nasze Żydki.
— Ona jego sztorcuje, żeby głupie goje myślały, że on jest przez Żydów prześladowany, że on za miliony cierpi katiusze. Jak by jego nikt nie sztorcował, to kto by wiedział, że on walczy? A tak, to wszystkie głupie goje wiedzą i nam się podkładają – oczywiście bez swojej wiedzy i zgody.
— Aleś mnie pan ubawił, panie Piperman, że bez swojej wiedzy i zgody! Muszę pana powiedzieć, że jak ja słucham takie rzeczy, to mnie od razu połowę lat ubywa, mnie sze zdaje, że ja znowu jestem w resorcie i głupich gojów stawiam do pionu. Co tu gadacz, łza sze w oku kręczy!
— Niech pana łza sze nie kręczy, chyba że z radoszczy. Pan może nie wiesz, że we Wodzisławiu Szląskim niezawisły sądu prowadzi proces tych nazistów, co to urządziły urodżyny Hitlera? Że niezależna prokuratura, co to podlega temu Ziobru, to znaczy – pani prokuratura Agnieszka Marcińczyk powiedziała, że śledztwo w Katowicach nie ma znaczenia i że proces może toczyć sze dalej, jak gdyby nigdy nic.
— Co pan mówisz, ja nie wiem, co za sledztwo robi prokuratura w Katowicach.
— Ony śledzą, czy te urodżyny Hitlera nie zostały obstalowane przez TVN, co to ją wykupił sobie nasz Żydek Dawid Zaslaw i czy nie miało to związek z ustawą nr 447 JUST, co to teraz ten Pompeo będże sprawozdanie pisał Kongresu. Ale ony nic nie wyszledzą, bo jak ony zaczęły szledżycz, to zaraz pani Żorżeta Mosbacherowa powiedziała, że jak ony nie odczepią sze od TVN, to ony sobie przypomną, skąd wyrastają im nogi. No to niezawisłemu sądu nie trzeba takie rzeczy dwa razy powtarzacz, a i ten cały Ziobro, co to jemu polega prokuratura, też sze słucha, tylko, że przed wyborami on udaje, że sze nie słucha.
— A jak on udaje?
— On udaje tak samo, jak furman Augusta Mocnego, co to sze przechwalał, że zatrzyma poszóstną karetę. Furman walił koni batem, ale ściągał lejce i wołał, prrr, stój, pieska wasza niebieska – no i kareta stała w miejscu, a król wygrywał zakład.
— Skąd pan wiesz takie rzeczy, panie Piperman? O ten król i o ten furman?
— Mój dziadek miał furmaństwo, a poza tym ja czytałem takie historyczne dzieła, a konkretnie – „Helena w stroju niedbałem, czyli królewskie opowieszczy pana Piecyka”. On, znaczy sze, ten Piecyk, on jest docent, albo nawet profesor belwederski, jak pani filozofowa – no i on tam pisze o ten król, że „Mocny, Mocny, a szkopska jego mamusia była”. No to ten Ziobro tak samo; on wali konia, ale pani prokuratorowa Agnieszka Marcińczyk robi swoje, jak przykazała pani Żorżeta, no i proces toczy sze jak by sam Stalinu przykazał. Te hitlerowce już zostały rozwiązane, bo wcześniej zatrzymała ich ABW i już tam z nimi robi porządek. No to czemu prezydent Duda nie może odegracz przedstawienie, jak on walczy z naszymi Żydkami z Izraelu? Niech głupie goje myszlą, że to wszystko naprawdę, a jak sze zorientują, co i jak, to już będzie po harapie.
© Stanisław Michalkiewicz
26-28 września 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
26-28 września 2019
www.MagnaPolonia.org / www.Michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © brak informacji / Archiwum ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz